poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 2 Jasny Dwór

◊ Clary 



- Daj mi to - powiedział Jace i nie czekając na moją odpowiedź, sam zabrał karteczkę z mojej dłoni. Ja tym czasem siedziałam osłupiała, wpatrując się w stół. Moje serce nadal nie przestawało bić, przez co z każdą sekundą robiło mi się co raz bardziej gorąco; mając wrażenie, że już dłużej nie wytrzymam w tym pomieszczeniu, wstałam i szybkim krokiem skierowałam się na dwór i zbiegłam po schodkach na chodnik. Zaczęłam nabierać głęboko powietrza, które wstrzymywałam przez dłuższą chwilę i wypuszczałam w postaci pary.

W pewnej chwili kilka zimnych kropelek spadło na moją twarz. Nie minęła sekunda, a spadło ich więcej w postaci mocnego deszczu. Chłodna woda spływała po moich włosach i skórze, aż w końcu byłam przesiąknięta wodą do suchej nitki. Nadmiar gorąca zmienił się w nadmiar zimna, które dało się we znaki w postaci drgawek.

- Clary - usłyszałam dobrze znany mi głos w szumie uderzającego o ziemie deszczu. Po chwili poczułam, jak ktoś zarzuca mi na ramiona coś ciężkiego i ciepłego    dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to mój płaszcz. - Słońce, wróć do środka. Przeziębisz się.


W jednej chwili odskoczyłam od niego o kilka kroków. Odwróciłam się do niego twarzą i spojrzałam na niego wzrokiem pełnym mieszanych uczuć. Ja nie mogłam jednak widzieć jego miny, bo mocny deszcz mi to umożliwiał. Wpatrywałam się więc w niewyraźne rysy jego twarzy.

- To się nigdy nie skończy, prawda?! - powiedziałam donośnym głosem, aby deszcz nie uniemożliwił mu usłyszenie mnie. - Cokolwiek nie zrobię... Jakkolwiek się nie zmienię, ktoś zawsze będzie coś do mnie miał! Moja przeszłość nigdy nie stanie się przeszłością!

- Słońce, proszę - zaczął Jace, wyciągając dłoń i robiąc krok w moją stronę. Ja jednak się cofnęłam.

- Nie - warknęłam, ponownie się cofając, ale chłopak był szybszy i zanim cokolwiek zdążyłam zrobić, jego ramiona oplotły mnie, mocno przyciągając do siebie. Mimo protestów, poddałam się. Wtuliłam głowę w jego marynarkę, nie wiedząc, czy woda spływająca po moich policzkach do łzy czy deszcz.

- Dwa tygodnie temu, po pogrzebie... Myślałam, że już dość wycierpiałam... Że strata dziecka i fakt, że nie mogę mieć dzieci, są wystarczającą karą za to, co zrobiłam, ale j-ja - głos mi się załamał.

- Cii - usłyszałam szept, przy uchu i poczułam, jak jego dłoń gładzi moje włosy. - Uspokój się. Zabiorę cię do domu i wtedy porozmawiamy. - Wciąż trzymając mnie w objęciach, skierowaliśmy się do środka. W przedpokoju czekali pozostali. Każdy obdarzył mnie współczującym wzrokiem, ale widząc, że nie chcę litości, odwrócili go.

- Przykro nam, że kolacja się nie udała - powiedziała Isabelle, zapinając swój płaszcz.

- Przecież to nie wasza wina. To tylko kolacja i tyle - pocieszyła nas Annabeth i posłała obejmującemu ją Paulowi lekki uśmiech, na który on odpowiedział jej pocałunkiem w czoło.

- W każdym razie dziękujemy za prezenty - oznajmił Carstairs. - Jeżeli dowiemy się czegoś w sprawie zebrania, to od razu wam powiemy.

- Świetnie, ja i Jonathan wybierzemy się z samego rana na Jasny Dwór - poinformowała Isabelle. - Dowiemy się, co te skrzaty mają do Clary.

- Nie - zaczęłam. - Nie ryzykujcie. Lepiej powiadomić o tym Clave, oni się tym zajmą.

- Clave będzie zwlekać - zaoponował Jonathan. - Zanim zwołają radę i postanowią co zrobić, faerie mogą cię skrzywdzić jeszcze bardziej. To co ci dzisiaj zrobiły jest potwierdzeniem, że w każdej chwili mogą ci coś zrobić.

- Ale - zaczęłam, ale Isabelle mi przerwała.

- Jonathan ma racje, Clave zawsze musi najpierw wszystko naradzić, a to trochę potrwa.

Westchnęłam zrezygnowana i przetarłam dłonią czoło. Nie podobał mi się pomysł Jonathana i Isabelle. Faerie to niebezpieczne istoty, których nie powinno się wybierać na swoich wrogów. Wystarczy, że mnie uważają za niebezpieczeństwo, nie chciałam, aby dołączali do tego mój brat i przyjaciółka.

- Przenocujesz dzisiaj u mnie - oznajmił Jace. - Będziesz bezpieczniejsza w naszej posiadłości. Nie będziesz sama.

- Nie chcę narażać ciebie lub twojej rodziny - powiedziałam. - Faerie są sprytne, nie wiadomo, co im strzeli do głowy.

- Mam pozwolić, abyś była dla nich łatwym celem? Już raz cię straciłem... Drugi raz na to nie pozwolę - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Postanowiłam się już nie odzywać.

- Ustalone - dodał Jonathan.

- Nie myśl, że ja też tobie pozwolę spać samemu w waszej posiadłości. Dzisiaj przenocujesz u mnie - powiedziała Isabelle tym samym tonem, co Jace przed chwilą. Jonathan jednak nie chciał się poddać, bo już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale przed jego nosem wyrósł ostry paznokieć Isabelle w geście groźby. Usta Jonathana niemal natychmiast się zamknęły, natomiast usta Isabelle wykrzywiły się w usatysfakcjonowanym uśmiechu.




***



Po spakowaniu kilku rzeczy i ubrań do torby i przebraniu się w wygodniejsze rzeczy, razem z Jace'm skierowaliśmy się do jego domu. Celine i Stephen powitali mnie ściskając, a Mia rzucając mi się na szyję.

- Co się stało, że macie takie miny? - spytał ojciec Jace'a, zatrzymując swój wzrok na synu. Wpatrując się jednak dłużej w nasze twarze, kucnął i szepnął coś dziewczynce do ucha, na co ona tylko kiwnęła z uśmiechem głową i tanecznym krokiem udała się w stronę schodów.

- Więc? - ponagliła Celine.

Jace zabrał głos za nas oboje i wytłumaczył wszystko od początku. Z każdym wypowiedzianym przez niego zdaniem, oczy jego rodziców robiły się co raz większe.

- Postanowiliśmy, że Clary spędzi dzisiejszą noc u tutaj, a jutro zobaczymy, jak przebiegnie wizyta Isabelle i Jonathana na Jasnym Dworze - oznajmił Jace na koniec.

- Czekaj, zwolnij - powiedział Stephen. - Isabelle i Jonathan wybierają się na spotkanie z Królową Jasnego Dworu? Przecież to za duże ryzyko! Jace, przecież to trzeba zgłosić Clave!

- Clave będzie musiało najpierw zebrać wszystkich członków rady, urządzić zebranie i dopiero potem ustalić kolejne kroki! Do tego czasu Clary już dawno może się coś stać! Ja też nie będę ryzykował - oznajmił Jace podnosząc głos. Dobre kilka sekund prowadził z ojcem walkę na spojrzenia.

- Jace, uspokój się - powiedziałam w końcu, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Twój ojciec również ma racje, prędzej czy później i tak będzie trzeba poinformować o tym Clave. W końcu to, co faerie zaplanowały jest wyraźnym łamaniem Porozumień.

- Clary ma racje - powiedziała Celine, również kładąc dłoń na ramieniu męża. - To łamanie Porozumień. Clave się o tym dowie prędzej czy później. Poinformujemy ich, a co do Isabelle i Jonathana, to jestem pewna, że Maryse i Robert'owi nie umknie to, że ich córka coś knuje.

- Owszem - mruknął Jace. - Ale Clary zostaje mimo to.

- Oczywiście, że zostaje! - ożywiła się kobieta i stanęła obok mnie, wplatając matczynym gestem palce w moje włosy. - Nie pozwoliłabym, aby coś jej się stało... Bo stało się wystarczająco ostatnimi czasy. - Chwila ciszy. - Zostaniesz tutaj, ile będzie trzeba. Mia się ucieszy - powiedziała z uśmiechem, który wymusiłam. - Każę przygotować służącym pokój dla ciebie. Chodź, Clary, pokażę ci co i jak. - Celine już chciała mnie pchnąć lekko w stronę schodów, ale Jace od razu zaoponował:

- Po co zawracać służącym głowę, jak może spać w moim pokoju... Jest wystarczająco duży. Chodź. - I zanim zdążyłam zaprotestować, dłoń Jace'a zacisnęła się na moim nadgarstku, następnie ciągnąc go, jak niegrzeczne dziecko.

Nie mogłam ukryć płonących policzków, które na pewno zapłonęłyby jeszcze bardziej, gdybym zdążyła zobaczyć minę Celine i Stephena.







◊ Celine 



Kiedy Clary i Jace zniknęli na schodach, a następnie za ścianą, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na moją twarz. Przyłożyłam dyskretnie dłoń do ust.

- Niemożliwe, jak bardzo ona go zmienia. Chwilami go nie poznaję - powiedział Stephen, a na jego słowa, jeszcze szerzej się uśmiechnęłam. Nie było sensu tego ukrywać, więc po prostu splotłam dłonie na piersi.

- Dziwisz się? Przecież widzisz, jak on na nią patrzy - wyjaśniłam. - Patrzy na nią, jak na ocean, w którym za chwilę miałby się zanurzyć... Jak na anielice zesłaną mu z nieba.

- Myślisz, że to prawdziwa miłość?

- Tak, tak myślę - oznajmiłam. - A właściwie nie! Nie myślę, tylko wiem.

- Doprawdy?

- Yhym... Wiem, bo ty i ja byliśmy tacy sami - uśmiechnęłam się, zbliżając się do niego, aby go pocałować. Kiedy nasze wargi tylko się do siebie zbliżyły, mogłam poczuć, jak bardzo moje serce przyśpiesza. - Martwiłeś się o każdy siniak, jaki zdobywałam. Uwielbialiśmy spędzać ze sobą czas, a kłótnie i inne problemy nigdy nie zdołały nas rozdzielić... I ty też byłeś kobieciarzem zanim mnie poznałeś. - Stephen w jednej chwili odsunął swoją twarz od mojej i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Chyba nie wierzyłaś w tamte plotki, które o mnie mówili?

Nic nie odpowiedziałam tylko wyswobodziłam się z jego ramion i z uśmiechem na ustach udałam się do kuchni. Za sobą jeszcze mogłam usłyszeć jego wołanie:

- Celine, przecież wiesz, że to nie była prawda! CELINE!







Clary 



Po prysznicu przebrałam się w piżamę składającą się z dresu i koszulki na ramiączkach, po czym wsunęłam się pod miękką kołdrę. Wtuliłam twarz w poduszkę, rozkoszując się zapachem Jace'a, który był w poduszce, kołdrze... a także na całym jego ciele, którym do mnie przyległ. Czułam bijące od niego cudowne ciepło, kiedy objął mnie jedną ręką i mocno do siebie przyciągnął.

- Cieszę się, że moje łóżko znowu mogło cię powitać - wyszeptał mi tuż przy uchu, lekko je od czasu do czasu podgryzając.

- Ja też się cieszę, że mnie polubiło, szczególnie, że padam z nóg - wymamrotałam w poduszkę.

- Ja wręcz przeciwnie - oznajmił, a jego obejmująca mnie ręka zaczęła wędrować po moim brzuchu pod materiałem koszulki, kierując się w stronę piersi    nie odrywając głowy od poduszki, złapałam za jego nadgarstek i wyciągnęłam jego dłoń, tym samym ją odpychając.

- Jace - szepnęłam, wyraźnie mu dając do zrozumienia, że wciąż nie jestem jeszcze gotowa na ponowne... zbliżanie się. Po pogrzebie wyparowały moje chęci na okazywanie miłości w nocy... przynajmniej na jakiś czas.

- Dobranoc, słońce - szepnął i odsunął się nieco ode mnie, nie naciskając już. Zgasił lampkę. W tamtej chwili poczułam się okropnie. Chciało mi się płakać na myśl, że uniemożliwiam w naszym związku tak wiele rzeczy, których Jace bardzo pragnął. Jedyne co mu dawałam, to swoje łzy, problemy, niebezpieczeństwo, które na niego przechodzi, i miłość, której nie potrafię okazywać.

Wiem, że nie jestem dla niego dobra, że Jace zasługuje na kogoś lepszego... A jednak wybrał mnie i nadal jest przy moim boku. Kocha mnie, chociaż jeszcze siedem czy osiem miesięcy temu chciałam go zabić, wyrwać mu serce i powiesić go na najwyższym szczycie instytutu. Na samo wspomnienie o tamtym dniu, nie mogłam się lekko nie uśmiechnąć.

Nie mając już siły, zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć w objęcia Morfeusza.







Isabelle 



Następnego dnia, kiedy mój budzik zadzwonił o szóstej, szybko pobiegłam pod gorący prysznic. Po umyciu się i owinięciu ręcznikiem, wyszłam z łazienki, zastając Jonathana zapinającego spodnie. Na samą wczorajszą noc, nie mogłam się nie zarumienić. Starając się więc na niego nie patrzeć, skierowałam się do szafy. Zaczęłam przeglądać niecierpliwie ubrania, aż w końcu nie wytrzymałam:

- Nie mam się w co ubrać!

- Izzy - zaczął. - Jedna z twoich szafek ma kłódkę, aby twoje buty się z niej nie wysypały, a twoje wieszaki za chwileczkę pękną od tych wszystkich ubrań od Gucci'ego, Prady, Chanel'a, Diesela, Zary, Polo, Calvina Kleina, Dolce&Gabbany, Tommy Hilfigera, Gapa, Guessa, Victoria Secret...

- Wcale nie! - zaoponowałam. - W mojej szafie nie ma ani jednej pary butów od Victoria Secret! Jest tylko bielizna! - Jonathan przewrócił oczami i podszedł. Jego ramiona mnie objęły od tyłu, a usta zbliżyły się do mojego ucha, szepcząc:

- Dobrze, kupię ci te cholerne buty od Victoria Secret, ale teraz postaraj się na coś zdecydować, zgoda? A jeżeli chcesz porady, to proszę; uwielbiam cię w purpurze - wyznał i pocałował mnie w policzek.

- Jaki odcień purpury? - spytałam, czując, jak dziwny prąd przechodzi mnie od jego dotyku.

- Purpura królewska, taka, jaką kiedyś używali tylko członkowie rodziny królewskiej.




***



Mogłam tylko iść i czuć, jak bardzo mocno bije moje serce, kiedy z Jonathanem szliśmy wzdłuż ciemnego korytarza w stronę sali tronowej. Korytarz wypełniał cichy szum i echo, które wywoływały moje czarne szpilki, założone do mojej ciemno-purpurowej sukienki z długimi rękawami, która dosięgała mi do kolan. Chwała Aniołowi, że miałam na sobie cieliste rajstopy, ponieważ od chłodu bijącego ze ścian, dostawałam gęsiej skórki. Jedyne ciepło, jakie było mi dane poczuć, pochodziło z dłoni Jonathana, która kurczowo trzymała moją.

- Żałuję, że rodzice milczeli przede mną w sprawie narady, na której byli w Sali Anioła - powiedziałam, nie mogąc dłużej wytrzymać ciszy.

- Clave zabrania mówić cokolwiek na temat narady, tylko jeżeli jest to coś bardzo ważnego i niepewnego.

- Mam jednak wrażenie, że to co wczoraj omawiali było kluczowe dla sprawy z faerie.

- Prędzej czy później się dowiemy - oznajmił i stanął. Wiedzieliśmy, że dotarliśmy do miejsca, w którym powinniśmy zaczekać. Nasze czekanie jednak nie trwało długo, bo już po chwili pojawił się jeden z rycerzy faerie. Kiwnął do nas głową, oznajmiając:

- Królowa zgadza się na wysłuchanie waszej audiencji. Podążajcie za mną, nefilim. - Ruszyliśmy za nim, docierając po chwili do kurtyny utkanej z płatków róż, przez którą przeszliśmy. Wstąpiliśmy do pomieszczenia sali tronowej, w której powitały nas delikatne dźwięki harfy, do których tańczyły faerie, tylko czekając, aby ktoś dołączył do ich "hipnotyzującego" tańca, z którego już nigdy się nie odłączy.

Zbliżyliśmy się do głównego punktu, który stanowiła szeroka kanapa, którą pokrywał materiał utkany również z czerwonych płatków róż. Materiał był częścią stroju sukienki wylegującej się Królowej na tle łysych, rozprzestrzeniających się na całą ścianę krzaków.

- Nefilim - powiedziała obojętnie, uśmiechając się lekko.

Ja i Jonathan pokłoniliśmy się.

- Pani, zapewne domyślasz się w jakiej sprawie przybywamy - odezwał się Jonathan, kiedy płomienne oczy Królowej przeszywały nas na wskroś. Miałam wrażenie, że mogła przejrzeć mnie na wylot... poznać wszystkie moje sekrety i myśli.

- Mam pewne myśli, ale nie jestem ich pewna - oznajmiła, wyraźnie chcąc się nami bawić, zmylając nas.

- Przybywamy w sprawie mojej siostry, Clarissy Adele Morgenstern - powiedział wprost Jonathan. - Wczoraj wieczorem została zraniona poprzez jakieś czary. Dowód, który posiadamy prowadzi na twój lód, Królowo.

- Pokaż mi więc ten dowód - powiedziała rozbawionym głosem. Jonathan wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki tą samą karteczkę którą Clary wczoraj dostała. Podszedł i podał ją rycerzowi, który zaś podał ją Królowej. Ta wzięła swoimi długimi palcami karteczkę i ją przeczytała. Następnie odwróciła ją i przyjrzała się symbolowi w rogu. Na jego widok, przymrużyła oczy, oznajmiając:

- Po co miałabym krzywdzić twoją siostrę, Jonathanie Morgenstern? - Oddała kartkę rycerzowi, który następnie oddał ją nam.

- Nie wiemy, dlatego tutaj przyszliśmy, aby móc to usłyszeć od ciebie, Pani - powiedziałam, mając już dość jej owijania w bawełnę.

- Bezczelność! - warknęła, a jej oczy zdawały się bardziej zapłonąć. - Przychodzicie tutaj bez zapowiedzi i zarzucacie mi jakieś wyssane z palca oszczerstwo!

- Isabelle - szepnął ostrzegawczo Jonathan, ale ja nie zamierzałam się dawać tak traktować. Na pewno nie przez taką jędze.

- W takim razie, jak wytłumaczysz symbol twojego ludu na groźbie?! - spytałam, podnosząc głos. - Możesz to wytłumaczyć teraz, albo przed Clave, kiedy się dowiedzą, że złamałaś Porozumienia, krzywdząc i grożąc Clary...

- D O S Y Ć! - krzyknęła, siadając prosto. - Twoje zachowanie jest niewybaczalne! Jak śmiesz oskarżać mnie o coś, do czego nawet nie przyłożyłam ręki ja lub któryś z moich poddanych! Nie masz do tego prawa, a już tym bardziej z podrobionym dowodem, ty głupia dziewczyno!

Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Jonathan mnie powstrzymał, odzywając się pierwszy:

- Wybacz jej, Pani. Moja... partnerka potrafi mieć cięty język. - Spojrzałam na niego z uniesioną brwią. - Zapomniała, że wy faerie nie potraficie kłamać. Wierzymy ci Pani, ale chcielibyśmy się dowiedzieć więcej o symbolu umieszczonym w rogu wiadomości. - Na przemowę Jonathana, w której okazał jej należny szacunek, Królowa wyraźnie się uspokoiła.

- Oryginalna pieczęć liścia faerie, który służy za nasz symbol rozpoznawczy używany jest najczęściej w listach od nas. Jednak wielkość liścia w waszym liściku jest podrobiony. Oryginał jest większy, mogę wam to nawet pokazać - powiedziała i wyciągnęła dłoń w stronę służącej stojącej obok. Ta uniosła swą białą sukienkę i podeszła do Królowej, podając jej materiał swojego stroju, a także coś małego, podłużnego.

Królowa ujęła materiał i używając podłużnej rzeczy, dotknęła nią materiał, następnie urywając jego naznaczony kawałek. Służąca wzięła podłużną rzecz i z obdartą sukienką, odsunęła się na bok z po kłonioną głową.

Poprzez rycerza, kawałek cienkiego, starego materiału powędrował do nas. Ja i Jonathan przyjrzeliśmy się mu bliżej; Został naznaczony znaczkiem identycznego liścia, jak na liściku z groźbą do Clary, tyle że ten był trochę większy, a atrament jaśniejszy.

W jednej chwili poczułam zamęt zebranych informacji w mojej głowie. Jeden wielki mętlik, którego nie potrafiłam opanować. Niepewnie spojrzałam na Jonathana, którego twarz wyrażała czyste skupienie.

- Jonathan - szepnęłam. Słysząc swoje imię, ocknął się, spojrzał na mnie i przeniósł wzrok z powrotem na obserwującą nas czujnie Królową.

- Wybacz nam zatem, Pani. Nasze podejrzenia wobec ciebie i twojego ludu okazały się być niesłuszne - oznajmił.

- Zgadzam się.

- Przyjmij proszę nasze przeprosiny i pozwól, że się oddalimy - powiedział, schował materiał do kieszeni i ujął moją rękę, powoli zaczynając się wycofywać. Przerwał nam jednak chłodny głos Królowej:

- Przyjmuję twoje przeprosiny. Co jak co, ale maniery twojej "partnerki" zdecydowanie nie mogą się równać z twoimi, Jonathanie Morgenstern. Jestem Królową, doceniam kulturalne zachowanie i nie przymykam oka na bezczelność, inaczej moi poddani nie okazywaliby mi szacunku.

- Rozumiem - powiedział Jonathan. Mogłam dostrzec, jak jego zęby się zaciskają. Moje również się zacisnęły ze złości i nienawiści, które czułam do władczyni faerie.

- Chyba właśnie nie rozumiesz - powiedziała z co raz większą satysfakcją w głosie. - Twoja partnerka wprost oskarżyła mnie o łamanie Porozumień, a potem nawet nie przeprosiła.

- Przepraszam, Pani - powiedziałam, zdobywając się na jak najmniej warczący ton.

- Musiałam cię upomnieć, aby to słowo wyszło z twych ust.

Jeszcze mocniej zacisnęłam zęby, mając wrażenie, że za chwileczkę ją uduszę moim biczem.

- Pani, przykro nam za nasze zachowanie - zaczął Jonathan, ale Królowa mu przerwała:

- To nie tobie powinno być przykro. Zresztą, do ciebie nic nie mam, mój drogi.

- Więc czego ode mnie chcesz? - spytałam, niemal warcząc.

- Wraz z zasadami faerie, mam prawo wymierzać karę tym, którzy nam grożą - wytłumaczyła z chytrym uśmieszkiem. - A o ile pamiętam, groziłaś mi sądem Clave, a z sądem Clave wiążą się surowe... metody przesłuchań.

- Ty - zaczęłam z pogardą, lecz Jonathan mi przeszkodził:

- Domyślam się, że mogłaś się poczuć zagrożona, ale nie była to groźba...

- Ale groźba, to groźba - przerwała mu Królowa. - Dlatego wyznaczyłam już karę, którą odbędzie Isabelle.

- Ja możesz?! - warknęłam, robiąc krok w jej stronę. Automatycznie rozwinęłam bicz. - Tknij mnie, ty dziewko a zobaczysz, co to jest prawdziwa groźba! - Oczy królowej się rozszerzyły. Nie były jednak pełne strachu, a szoku i wściekłości.

- Za grożenie mi, zostajesz skazana na znak zdradzieckiej gałęzi, która zostanie wypalona na twym ciele! Uklęknij, Isabello Lightwood. - Zanim ja lub Jonathan zdążyliśmy cokolwiek zrobić, dwóch strażników w mgnieniu oka pojawiło się obok nas, unieruchamiając nas za ramiona. Dwóch odciągnęło Jonathana o kilka kroków, a mnie popchnięto na kolana, na które po chwili upadłam.

Patrzyłam nienawistnie na wpatrujące się we mnie płonące furią oczy Królowej, kiedy tym czasem bladozielony faerie, którego odzienie zostało zrobione z gałęzi, wyciągnął z małego ogniska gorący pogrzebacz, którego koniec był w kształcie krzywej gałązki. Zbliżył się i rozerwał materiał mojej sukienki w okolicy lewej łopatki.

Ostatnie co zapamiętałam, to stłumiony, przerażony krzyk Jonathana, wołający moje imię...













Tadaa! Tak, jak obiecałam, rozdział dłuższy ;3 Mam nadzieję, że się podobał i że jesteście ciekawi co będzie dalej!

Tym czasem bardzo chciałabym was zaprosić na bloga (tematyka: Dary Anioła), który był chwilowo zawieszony, jednak wspaniała autorka (Aley Morgenstern)  wróciła i zabiera się za pisanie :D Jeżeli jesteście zainteresowani niespotykaną fabułą i całkiem niespodziewanymi wydarzeniami, to serdecznie zapraszam: DIABELSKIE DARY

4 komentarze:

  1. I znowu cie ku*wa kocham i nienawdze! Dlaczego ty podła łajzo zrobiłaś coś Isabelle?! I HATE U!
    Ale kc za cały super rozdział! ♥♥

    P.S. dzięki za wspomnienie o moim blogu xd mimo ze cie nie nawidze...!
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW! WOW! WOW! Niesamowity! Trochę szkoda mi Izzy, ale... no trudno ;D. Z niecierpliwością czekam na next ;*
    ~Kate

    OdpowiedzUsuń
  3. O Jeny świetny rozdział ❤ ciekawe czy ta gałązka coś robi 😊czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Challengu Nocnego Łowcy z okazji zakończenia bloga. Twoim zdaniem jest namalowanie na sobie runy nefilim i dodanie zdjęcia gdzie ów znak widać. Nie musisz pokazywać twarzy, możesz namalować na ręce, ramieniu gdziekolwiek chcesz i co chcesz! Świetna zabawa, a przy okazji coś nowego na blogu.
    Jeśli średnio zwizualizowałaś sobie o co mi chodzi podaję link byś zobaczyła na dole o co chodzi :)
    http://dalsze-losy-clary-jace.blogspot.com/2016/09/challenge-epilog-po-raz-ostatni.html

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3