Sięgnęłam po granatową torebeczkę na prezenty, w której znajdowała się średniej wielkości złota ramka. Zacisnęłam palce na sznureczkach i podniosłam ją, kierując się następnie w stronę holu, gdzie czekali na mnie Jace, Jonathan i Isabelle. Srebrno-czarna sukienka mojej przyjaciółki sprawiała, że nie dało się od niej oderwać wzroku. Byłam niemal pewna, że Jonathan nie odstąpi jej tego wieczoru nawet na krok.
- Wyglądasz pięknie, słońce. - Usłyszałam głos mojego Anioła, który podszedł, aby objąć mnie w talii i złożyć pocałunek na moim czole. - Uwielbiam cię we wszystkich kolorach, ale w zieleni najbardziej. Pasuje do twoich oczu - wyszeptał w moje włosy, bawiąc się palcami zamkiem z boku zielonej, prostej sukienki do kolan o tiulowych, luźnych rękawkach.
- A ja uwielbiam cię w garniturze - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Możemy już iść? - spytał Jonathan, widocznie mając dość oglądania okazywania uczuć między mną a Jace'm.
- Tak - odpowiedziałam, po czym wszyscy ruszyliśmy do wyjścia, a następnie do domu Carstairs'ów, gdzie miała się odbyć skromna kolacja z okazji zaręczyn Paul'a i Annabeth.
- Wyglądasz pięknie, słońce. - Usłyszałam głos mojego Anioła, który podszedł, aby objąć mnie w talii i złożyć pocałunek na moim czole. - Uwielbiam cię we wszystkich kolorach, ale w zieleni najbardziej. Pasuje do twoich oczu - wyszeptał w moje włosy, bawiąc się palcami zamkiem z boku zielonej, prostej sukienki do kolan o tiulowych, luźnych rękawkach.
- A ja uwielbiam cię w garniturze - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Możemy już iść? - spytał Jonathan, widocznie mając dość oglądania okazywania uczuć między mną a Jace'm.
- Tak - odpowiedziałam, po czym wszyscy ruszyliśmy do wyjścia, a następnie do domu Carstairs'ów, gdzie miała się odbyć skromna kolacja z okazji zaręczyn Paul'a i Annabeth.
***
Po dwudziestu minutach, kiedy zza drzew zaczęła się wyłaniać biała budowla, zrozumiałam, że przede mną znajduje się piękny, szlachecki dworek. Aż można było poczuć bijące od niego ciepło rodzinne i przytulność.
Powoli przeszliśmy przez otwartą, metalową bramę, wchodząc na kamienny chodnik, okrążający średniej wielkości oczko wodne, w którym można było zobaczyć różne pływające ryby, ocierające się o unoszące się liście.
Weszliśmy po schodkach, a następnie zapukaliśmy do drzwi, które osobiście otworzyła nam Annabeth z szerokim uśmiechem. Jej piękne, wyjątkowe oczy tryskały radością, która po chwili wypełniła również moje wnętrze. Włosy przyszłej panny młodej zostały upięte w hiszpański kok, a jej sylwetkę podkreślała jedwabna sukienka wieczorowa, bez ramiączek, w kolorze morskiego błękitu.
- Cudownie was widzieć! - oznajmiła dziewczyna, ściskając każde z nas po kolei. - Wejdźcie!
Weszliśmy do środka domu, który - jak już się zdążyłam domyślić - został przytulnie urządzony; ciepłe barwy ścian, meble w stylu prowansalskim i dobrze dobrane kolorystycznie ozdoby.
Wszyscy skierowaliśmy się do kuchni, gdzie czekał już na nas Paul. Również się z nami przywitał i zaprosił do wspaniale nakrytego stołu, uginającego się od podanej pieczeni, przystawek i ciasta.
- Przepyszne - powiedziała Isabelle, przeżuwając pierwszy kęs pieczeni, która faktycznie okazała się być przepyszna w smaku.
- Dziękuję - powiedziała Annabeth z szerokim uśmiechem.
- Pichciła całą noc - dodał Paul z rozbawieniem. - Trzy godziny zajęło mi przewietrzenie domu od tej mieszanki zapachów.
- Nie narzekaj - wtrąciłam. - Powinieneś się cieszyć, że twoja przyszła żona lubi i potrafi gotować.
- Dokładnie. - Blondyn skinął głową i ukradkiem pod stołem położył dłoń na moim udzie. Powoli zaczął sunąć w górę, specjalnie chcąc mnie rozproszyć. Ja jednak powoli odłożyłam nóż i położyłam swoją zepchnęłam jego dłoń, którą zdążyła już wejść pod sukienkę. Dostrzegłam na twarzy Jace'a błąkający się uśmieszek.
- Więc, kto planuje ślub? - odezwała się Isabelle, odrywając przy tym mnie i Jace'a z sytuacji.
- Yyy - mruknął Paul. - My sami i moi rodzice. Chcemy wyprawić skromny ślub w naszym ogrodzie z najbliższymi. Miesiąc miodowy zaczniemy od Gruzji, potem chcemy pojechać do Szkocji, a na koniec do Francji.
- Podobno oświadczyny pod pomnikiem Matki Gruzji nad Tbilisi przynoszą szczęście w małżeństwie - oznajmiła Annabeth z uśmiechem.
- Jej pomnik trzyma w jednej dłoni miecz, a w drugiej wino, co oznacza te cięższe, jak i wspaniałe chwile, które para przejdzie w czasie małżeństwa. Jest to symbol - wytłumaczył Paul. - I chociaż już jej się oświadczyłem, to chcę ją tam zabrać.
- W takim razie macie zamiar zostać w Tbilisi? - spytałam, biorąc łyk wina.
- Nie, będziemy tam tydzień, a potem, tak jak mówiłem, jedziemy do Szkocji.
- Wracając do tematu organizowania ślubu - wtrąciła Isabelle. - Mogę pomóc! Znajdę odpowiednie dekoracje do ogrodu i mogę ci pomóc w wybraniu sukienki ślubnej i wysłaniu zaproszeń!
- Dziękuję, Iz - uśmiechnęła się Annabeth. - Ale z zaproszeniami poradzę sobie sama z Paulem. Na ślubie będziecie wy, rodzice Paul'a i wasi rodzice... Och! I oczywiście Magnus i Alec! Czyli jakieś czternaście, piętnaście osób.
- Co do Alec'a i naszych rodziców, to przykro mi, że nie mogli przyjść. Rodzice mają dzisiaj zebranie w Sali Anioła, Alec i Magnus też - wyjaśniła Isabelle.
- To samo się tyczy moich rodziców - dodał Jace.
- Nic nie szkodzi. Rodzice Paul'a także musieli iść na to zebranie - oznajmiła dziewczyna.
W tej samej chwili nastąpiła cisza. Byłam niemal pewna, że wszyscy myślą o tym samym; stało się coś poważnego, skoro Clave zebrało wszystkich członków rady do Sali Anioła. Najdziwniejsze jednak było to, że zebranie trwało dobre pięć godzin.
- Myślicie, że coś się stało? - odezwała się Annabeth przerywając ciszę.
- Na pewno jest to coś ważnego - powiedziałam. - Ale gdyby miało się dziać coś niedobrego, to chyba już dawno zakończyliby zebranie i poinformowali o tym całe Alicante.
- Jak myślisz? - Annabeth zwróciła się do narzeczonego, który jedynie ujął czule jej rękę i powiedział kojącym głosem:
- Nie denerwuj się. Być może nie ma powodu do obaw. Nie zapominajmy, że Clave dało wolne większości Nocnych Łowców, przez co niektóre Instytuty zostały na jakiś czas zamknięte, a do Alicante wróciła masa ludzi. Nie mieli od dobrych dwóch miesięcy zebrań. Widać nazbierało się papierów i innych rzeczy, a teraz to nadrabiają.
- Może i tak - mruknęła dziewczyna, ale po chwili posłała ukochanemu wdzięczny uśmiech. - Albo planują nowy rok szkolny. Pewnie chcą przywrócić wszystko do porządku.
- Możliwe - powiedział Jonathan, odzywając się po raz pierwszy od kiedy się tutaj znalazł. - Ale chętnie bym się dowiedział i upewnił, o co chodzi.
Spojrzałam ukradkiem na Jace'a, aby ocenić jego minę. On jednak wpatrywał się zamyślony w swój talerz, drapiąc się po brodzie. Chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, zaczęłam:
- Jace, co o tym - urwałam, czując nagłe ukłucie na ramieniu. Podskoczyłam na krześle, głośno sycząc. W jednej chwili wzrok wszystkich skierował się na mnie. Jace od razu obdarzył mnie zaniepokojonym wzrokiem i przysunął się bliżej mnie.
- Co się stało? - spytał.
- Coś mnie - zaczęłam, ale nie dokończyłam, tylko powoli odchyliłam materiał sukienki w okolicy ramienia, ukazując ranę wielkości cekina. Była ona dość głęboka, jakby ktoś próbował mi wypalić w tym miejscu skórę czymś małym.
Rana z każdą sekundą pulsowała narastającym bólem, a brzeg sukienki zaczął się plamić od wypływającej z rany strużki krwi.
- Au - mruknęłam. - Jace - Nie musiałam kończyć, bo czubek steli blondyna już został przytknięty do mojego obojczyka, kreśląc na nim iratze. Już po kilku chwilach rana zaczęła się zasklepiać, a ból stawał się mniejszy.
- Skaleczyłaś się czymś? - spytała Isabelle ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie - wydukałam. - Przecież widziałaś.
- To wygląda, jakby ktoś próbował ci wypalić - powiedział Jace w skupieniu, palcem gładząc zaczerwienioną skórę wokół rany; jego dotyk zdawał się być znieczuleniem.
Nagle usłyszałam dziwny świst w powietrzu. Odchyliłam głowę, dostrzegając ognistą wiadomość, którą udało mi się złapać. Była to kwadratowa karteczka złożona na pół. Rozłożyłam ją i odczytałam drukowane litery:
W jednej chwili wszystko wokół mnie ucichło. Jedynie co mogłam usłyszeć i poczuć, było moje walące serce.
- Moja kolej, aby cię torturować - przeczytał Jace na głos. - Co do cholery ma być?!
Drżącymi dłońmi odwróciłam karteczkę; W jej rogu widniał znaczek małego liścia. Tylko jedna istota posługuje się tym symbolem.
- Faerie - wyszeptałam.
W R Ó C I Ł A M! Rozdział 1 jest krótki. I know. Ale jest on po części zapowiedzią na tą księgę ;) Next będzie dłuższy, więc nie martwcie się! Postaram się go napisać na następny weekend, abyście nie musieli znowu tak długo czekać.
Tym czasem bardzo chciałabym podziękować za komentarze i wyświetlenia (59 835) <3 Dziękuję wam Aniołki, że jesteście ze mną i że mogę się z wami dzielić swoimi pomysłami!
- Cudownie was widzieć! - oznajmiła dziewczyna, ściskając każde z nas po kolei. - Wejdźcie!
Weszliśmy do środka domu, który - jak już się zdążyłam domyślić - został przytulnie urządzony; ciepłe barwy ścian, meble w stylu prowansalskim i dobrze dobrane kolorystycznie ozdoby.
Wszyscy skierowaliśmy się do kuchni, gdzie czekał już na nas Paul. Również się z nami przywitał i zaprosił do wspaniale nakrytego stołu, uginającego się od podanej pieczeni, przystawek i ciasta.
- Przepyszne - powiedziała Isabelle, przeżuwając pierwszy kęs pieczeni, która faktycznie okazała się być przepyszna w smaku.
- Dziękuję - powiedziała Annabeth z szerokim uśmiechem.
- Pichciła całą noc - dodał Paul z rozbawieniem. - Trzy godziny zajęło mi przewietrzenie domu od tej mieszanki zapachów.
- Nie narzekaj - wtrąciłam. - Powinieneś się cieszyć, że twoja przyszła żona lubi i potrafi gotować.
- Dokładnie. - Blondyn skinął głową i ukradkiem pod stołem położył dłoń na moim udzie. Powoli zaczął sunąć w górę, specjalnie chcąc mnie rozproszyć. Ja jednak powoli odłożyłam nóż i położyłam swoją zepchnęłam jego dłoń, którą zdążyła już wejść pod sukienkę. Dostrzegłam na twarzy Jace'a błąkający się uśmieszek.
- Więc, kto planuje ślub? - odezwała się Isabelle, odrywając przy tym mnie i Jace'a z sytuacji.
- Yyy - mruknął Paul. - My sami i moi rodzice. Chcemy wyprawić skromny ślub w naszym ogrodzie z najbliższymi. Miesiąc miodowy zaczniemy od Gruzji, potem chcemy pojechać do Szkocji, a na koniec do Francji.
- Podobno oświadczyny pod pomnikiem Matki Gruzji nad Tbilisi przynoszą szczęście w małżeństwie - oznajmiła Annabeth z uśmiechem.
- Jej pomnik trzyma w jednej dłoni miecz, a w drugiej wino, co oznacza te cięższe, jak i wspaniałe chwile, które para przejdzie w czasie małżeństwa. Jest to symbol - wytłumaczył Paul. - I chociaż już jej się oświadczyłem, to chcę ją tam zabrać.
- W takim razie macie zamiar zostać w Tbilisi? - spytałam, biorąc łyk wina.
- Nie, będziemy tam tydzień, a potem, tak jak mówiłem, jedziemy do Szkocji.
- Wracając do tematu organizowania ślubu - wtrąciła Isabelle. - Mogę pomóc! Znajdę odpowiednie dekoracje do ogrodu i mogę ci pomóc w wybraniu sukienki ślubnej i wysłaniu zaproszeń!
- Dziękuję, Iz - uśmiechnęła się Annabeth. - Ale z zaproszeniami poradzę sobie sama z Paulem. Na ślubie będziecie wy, rodzice Paul'a i wasi rodzice... Och! I oczywiście Magnus i Alec! Czyli jakieś czternaście, piętnaście osób.
- Co do Alec'a i naszych rodziców, to przykro mi, że nie mogli przyjść. Rodzice mają dzisiaj zebranie w Sali Anioła, Alec i Magnus też - wyjaśniła Isabelle.
- To samo się tyczy moich rodziców - dodał Jace.
- Nic nie szkodzi. Rodzice Paul'a także musieli iść na to zebranie - oznajmiła dziewczyna.
W tej samej chwili nastąpiła cisza. Byłam niemal pewna, że wszyscy myślą o tym samym; stało się coś poważnego, skoro Clave zebrało wszystkich członków rady do Sali Anioła. Najdziwniejsze jednak było to, że zebranie trwało dobre pięć godzin.
- Myślicie, że coś się stało? - odezwała się Annabeth przerywając ciszę.
- Na pewno jest to coś ważnego - powiedziałam. - Ale gdyby miało się dziać coś niedobrego, to chyba już dawno zakończyliby zebranie i poinformowali o tym całe Alicante.
- Jak myślisz? - Annabeth zwróciła się do narzeczonego, który jedynie ujął czule jej rękę i powiedział kojącym głosem:
- Nie denerwuj się. Być może nie ma powodu do obaw. Nie zapominajmy, że Clave dało wolne większości Nocnych Łowców, przez co niektóre Instytuty zostały na jakiś czas zamknięte, a do Alicante wróciła masa ludzi. Nie mieli od dobrych dwóch miesięcy zebrań. Widać nazbierało się papierów i innych rzeczy, a teraz to nadrabiają.
- Może i tak - mruknęła dziewczyna, ale po chwili posłała ukochanemu wdzięczny uśmiech. - Albo planują nowy rok szkolny. Pewnie chcą przywrócić wszystko do porządku.
- Możliwe - powiedział Jonathan, odzywając się po raz pierwszy od kiedy się tutaj znalazł. - Ale chętnie bym się dowiedział i upewnił, o co chodzi.
Spojrzałam ukradkiem na Jace'a, aby ocenić jego minę. On jednak wpatrywał się zamyślony w swój talerz, drapiąc się po brodzie. Chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, zaczęłam:
- Jace, co o tym - urwałam, czując nagłe ukłucie na ramieniu. Podskoczyłam na krześle, głośno sycząc. W jednej chwili wzrok wszystkich skierował się na mnie. Jace od razu obdarzył mnie zaniepokojonym wzrokiem i przysunął się bliżej mnie.
- Co się stało? - spytał.
- Coś mnie - zaczęłam, ale nie dokończyłam, tylko powoli odchyliłam materiał sukienki w okolicy ramienia, ukazując ranę wielkości cekina. Była ona dość głęboka, jakby ktoś próbował mi wypalić w tym miejscu skórę czymś małym.
Rana z każdą sekundą pulsowała narastającym bólem, a brzeg sukienki zaczął się plamić od wypływającej z rany strużki krwi.
- Au - mruknęłam. - Jace - Nie musiałam kończyć, bo czubek steli blondyna już został przytknięty do mojego obojczyka, kreśląc na nim iratze. Już po kilku chwilach rana zaczęła się zasklepiać, a ból stawał się mniejszy.
- Skaleczyłaś się czymś? - spytała Isabelle ze zmarszczonymi brwiami.
- Nie - wydukałam. - Przecież widziałaś.
- To wygląda, jakby ktoś próbował ci wypalić - powiedział Jace w skupieniu, palcem gładząc zaczerwienioną skórę wokół rany; jego dotyk zdawał się być znieczuleniem.
Nagle usłyszałam dziwny świst w powietrzu. Odchyliłam głowę, dostrzegając ognistą wiadomość, którą udało mi się złapać. Była to kwadratowa karteczka złożona na pół. Rozłożyłam ją i odczytałam drukowane litery:
W jednej chwili wszystko wokół mnie ucichło. Jedynie co mogłam usłyszeć i poczuć, było moje walące serce.
- Moja kolej, aby cię torturować - przeczytał Jace na głos. - Co do cholery ma być?!
Drżącymi dłońmi odwróciłam karteczkę; W jej rogu widniał znaczek małego liścia. Tylko jedna istota posługuje się tym symbolem.
- Faerie - wyszeptałam.
W R Ó C I Ł A M! Rozdział 1 jest krótki. I know. Ale jest on po części zapowiedzią na tą księgę ;) Next będzie dłuższy, więc nie martwcie się! Postaram się go napisać na następny weekend, abyście nie musieli znowu tak długo czekać.
Tym czasem bardzo chciałabym podziękować za komentarze i wyświetlenia (59 835) <3 Dziękuję wam Aniołki, że jesteście ze mną i że mogę się z wami dzielić swoimi pomysłami!
Na anioła! Jak ja cie kocham i zarazem nienawidzę! I jeszcze jedno: Faerie?! Nie mogłaś zostawić tylko Seraphiny?! Teraz i Seraphina i Faerie... jprd jesteś niemożliwa... ugh...
OdpowiedzUsuńAle i tak rozdział świetny! I jeszcze ten gif, który dodaje nastroju...
Kocham i nie moge sie doczekać nexta!
P.S. ty Jesteś normalna? Tydzień czekając na kolejny rozdział to twoim zdaniem mało! Eh...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń