poniedziałek, 27 lutego 2017

NEFILIM TAG czyli bohaterowie C.Clare

Znalezione obrazy dla zapytania shadowhunters tumblr
Chciałabym podziękować Mani Maji za nominacje do wymyślonego przez nią TAGU <3 Zapowiada się fajna zabawa! Zasady są następujące:

"NEFILIM TAG, czyli bohaterowie C.Clare" polega na odpowiedzeniu na 11 pytań, a raczej na dopasowaniu do nich postaci z książek Cassandry Clare (tych o Nocnych Łowcach, czyli z serii Diabelskie Maszyny, Dary Anioła i Mroczne Intrygi) Po odpowiedzeniu na pytania nominowana osoba nominuje kolejne kilka osób, które odpowiadają na te same pytania :)"

Zaczynajmy :3

1. Jezioro Lynn, czyli Lustro Anioła- postać, z którą się utożsamiasz
- Cóż sądzę, że to będzie Isabelle. Tutaj mam na myśli nie tylko charakterek, ale także ubiór. Potrafię być również dość stanowcza i potrafię postawić na swoim. Zrobiłabym wszystko dla swoich bliskich.

2. Cichy Brat- postać, która cię przeraża
- Mroczne Siostry zdecydowanie. Sam ich opis tego jak wyglądały i co robiły, wywoływało u mnie dreszcze. brrrr.

3. Yin fen, czyli jad wampira- postać od której jesteś uzależniona 
- Hmmm... myślę, że Jace, Will i Jem. Są to postacie, bez których książki nie miałaby w ogóle sensu.

4. Jonathan Pierwszy Nocny Łowca- postać, bez której inni by już nie żyli
- Osobiście uważam, że Clary i Magnus. Magnus uratował każdego przynajmniej raz, a Clary uratowała świat przed Sebastianem.

5. "Prochem i cieniami jesteśmy"- postać, której ci najbardziej brakuje
- Jonathan. Nie zasługiwał na to, co zrobił Valentine. Miał prawo być normalnym Nocnym Łowcą i żyć razem ze swoją siostrą. Naprawdę szkoda, że cena wypalenia z niego demonicznej krwi, szła z ceną śmierci :(((

6. "Gdzie ty pójdziesz, tam ja pójdę..."- para Parabatai, którą uwielbiasz
- William i James <3 Mimo iż kocham Jace'a i Aleca, to jednak Will i Jem najlepiej pokazali, co znaczy mieć parabatai. Clare idealnie przedstawiła ich więź.

Znalezione obrazy dla zapytania shadowhunters tumblr7. "- Zamknij się i myśl o Anglii - poradził. - Nigdy nie byłam w Anglii - odparła Clary, ale zacisnęła powieki." - Romans, który jest sensem książki 
- Clary + Jace = Clace. Było jest i będzie razem z Maleciem <3

 8. "Black for hunting through the night- Czerń na nocne polowania" - Nocny Łowca, który pokona każdego
 - Myślę, że to miejsce mogą zająć dwie osoby, a konkretnie Clary i Jace.

9. "Nigdy nie ufaj kaczkom"- postać, której nigdy byś nie zaufała/nie zaufał
- PYTANIE! Oczywiście, że kaczki! A o prócz nich, to Królowa Jasnego Dworu. Przebiegła, wredna żmija...

10. Demon, demonek, a jednak człowiek- ulubiony Podziemny
- Maia i Tessa <3 Kocham je obie. Nauczyły mnie wielu rzeczy swoimi czynami i odwagą <3

 11. Idrys naszą ojczyzną, naszą Ziemią Obiecaną, od Razjela darowaną - do którego rodu Nocnych Łowców należysz?
- Weronika Herondale :D



NOMINUJĘ:

1. http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/
2. http://wszystkokiedysupada.blogspot.com/
3. http://miasto-walki.blogspot.com/

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 15 Nieudane rozpoczęcie


◊ Seraphina 




Jeden ze strażników otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka, zastając w pomieszczeniu nieprzyjemną atmosferę. W pokoju panowała grobowa cisza; trzej medycy stali obok łóżka, na którym Jonathan czuwał obok śpiącej brunetki. Kropelki potu spływały po jej twarzy, która była cała czerwona. Na jej czole spoczywał okład, jednak dziewczyna i tak oddychała przez usta. Patrząc na Isabelle, przypomniała mi się chwila, kiedy po raz pierwszy Valentine podniósł na mnie rękę. Kiedy już uderzył mnie kilka razy biczem, zostawił mnie samą w piwnicy. Zapłakaną. Do dzisiaj pamiętałam, jak bardzo cierpiałam po tamtym zdarzeniu - gorączkowałam przez kilka dni.

- Jak ona się czuję? - spytałam cicho, podchodząc bliżej łóżka.

- Zdołaliśmy odpowiednio zająć się raną - zaczął jeden z medyków. - Jednak cały zabieg bardzo wymęczył panienkę Lightwood. Kiedy jej ciało będzie ponownie zbierało siły, może gorączkować, ale regularne iratze powinno pomóc.

- Rozumiem - powiedziałam. - Dziękuję, możecie odejść. - Na moje słowa starcy się skłonili i wyszli. Przeniosłam wzrok na Jonathana. Obejmując dziewczynę, opierał głowę o jej głowę, wpatrując się niemo w przestrzeń. - Jonathanie, mogę jej podać...

- Zgadzam się - przerwał mi. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc najpierw o co mu chodzi.

- Co? - szepnęłam.

- Wybrałem - powiedział głośniej, przenosząc na mnie swój wzrok. W jego oczach kryły się ból i złość. - Jeżeli jest na tym świecie Bóg, tak jest mi on świadkiem. Ożenię się z Isabelle. Nie pozwolę jej ponownie skrzywdzić. - To co w tej chwili działo się w jego oczach, przypominało ogień. Zupełnie, jakby miał obrócić wszystko w popiół.

Przełknęłam ślinę i z walącym sercem, wyszłam.






◊ Clary 





Tego wieczora Nowojorski Instytut przypominał istny pałac; wypolerowane podłogi, żadnego kurzu, świeżo zawieszone zasłony, błyszczące okna i tłum nowo przybyłych uczniów na rozpoczęcie roku.

Stojąc przed lustrem, robiłam ostatnie poprawki fryzury, która składała się z upiętego na bok koka. Poprawiłam swój pierścionek z kamienia księżycowego, który od chwili, gdy Jace włożył mi go na palec, stamtąd się nie ruszał.

- I jak? - spytałam z uśmiechem, odwracając się w stronę Mii, która z trudem usiłowała zawiązać kokardę ze wstążki od swojej białej sukienki. Na mój widok znieruchomiała, po chwili mówiąc:

- O jeju! - krzyknęła. - Wyglądasz jak anioł! Będziesz najpiękniejsza na całym balu!

- Na pewno nie tak piękna, jak ty - powiedziałam z uśmiechem, podchodząc do niej. - Chodź, pomogę ci. - Dziewczynka odwróciła się, puszczając końce wstążki. Kucając, ujęłam w dłonie śliski, biały materiał tasiemek i delikatnie zawiązałam w kokardkę. - Gotowe! - powiedziałam, odwracając ją twarzą do mnie. Spojrzałam w płynne złoto w jej oczach, które były tak charakterystyczne u Herondale'ów. Poprawiłam jej wypadającego z kłosa loka i przyłożyłam dłoń do jej policzka. - To ty wyglądasz, jak anioł. Ty jesteś dla wszystkich aniołem, pamiętaj o tym.

- Ty tak samo, Clary - powiedziała cicho dziewczynka i mnie przytuliła. Miłe ciepło zalało moje serce, sprawiając, że oddałam uścisk. Kąciki moich ust uniosły się lekko na myśl, że na tym świecie są jeszcze osoby, dla których coś znaczę. Cieszyłam się, że Mia do nich należała.

- To co? - spytałam po chwili, odsuwając się od niej. Podniosłam się, wygładzając srebrny materiał sukienki. - Robimy wielkie wejście?

- Beze mnie wam się to nie uda. - Obie spojrzałyśmy w stronę drzwi, gdzie stał blondyn przyglądając nam z uśmieszkiem. Zmierzyłam go wzrokiem, nie mogąc nasycić się jego widokiem. Garnitur i srebrny krawat wspaniale na nim leżały.

- Chyba nie pójdziemy na ten bal - powiedziałam.

- Jak to? - zdziwił się blondyn.

- Nie wiem czy wytrzymam to, że wzrok wszystkich dziewczyn będzie ciągle na tobie.

- To samo mogę powiedzieć o tobie - mruknął, podchodząc bliżej mnie. Powoli mnie objął, składając na moich ustach namiętny pocałunek. Moje ręce automatycznie znalazły się na jego ramionach, oplatając go wokół szyi.

- Zerwijmy się szybciej z przyjęcia - wyszeptał między pocałunkami. - Będziemy mieli całą noc dla siebie.

- Kusząca propozycja - odpowiedziałam.

- Ja wciąż tutaj jestem - rozległ się głos Mii. Od razu odskoczyłam od Jace'a, przykładając dłoń do ust. Dziewczynka tylko się uśmiechnęła i uniosła ręce. - Ale nie przeszkadzajcie sobie.




***



Sala balowa była zapełniona nowymi, jak i starymi uczniami. Nie umknęło mi jednak uwadze, że całkowita liczba uczniów była mniejsza niż w zeszłym roku. W tym roku zapowiadało się być tylko trzy-czwarte tego, co ostatnim razem. Zastanawiałam się czy miało to związek z zagładą Lilith, która tak naprawdę zaczęła się w tym Instytucie. Widząc jednak złowrogi wzrok uczniów i słysząc ciche szepty za moimi plecami, zrozumiałam, że to w większości z mojego powodu niektórzy nie chcieli kontynuować nauki w Nowym Jorku.

- Clary - Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. Jace trzymał w dłoniach dwa kieliszki wina. Podał mi jeden z nich. Bez wahania wzięłam, jednym haustem wypijając całą zawartość kieliszka.

- Dzięki - powiedziałam, oddając mu kieliszek i zabierając mu drugi. Jego zawartość też opróżniłam.

- Wow, słońce, nie żałuję ci, ale zachowaj umiar. Rozumiem, że też nie znosisz takich przyjęć, ale przed nami jeszcze cały wieczór - wyjaśnił, biorąc ode mnie pusty kieliszek. - Trzeba oszczędzać.

- Ja schowałem jedną butelkę pod obrusem. - Spojrzałam na Paul'a, który właśnie podszedł z Annabeth. Na ich widok nie mogłam się nie uśmiechnąć. Podeszłam, aby uściskać ich obojga.

- Wyglądacie wspaniale - powiedziała dziewczyna, wskazując na mnie i Jace'a.

- To samo można powiedzieć o was - oznajmiłam, mierząc wzrokiem błękitną sukienkę dziewczyny. Paul miał krawat o tym samym odcieniu, który dobrał do klasycznego czarnego garnituru. - Jak wam się układa?

- Wspaniale - powiedziała Annabeth. - Ale postanowiliśmy przesunąć datę ślubu. Z powodu tych problemów, jakie ma Clave, zdecydowaliśmy się pobrać w przyszłym roku.

Uśmiech dziewczyny przygasł. Chłopak najwyraźniej to wyczuł, bo objął ukochaną, mocniej ją do siebie przyciągając. Ich decyzja była do zrozumienia, w końcu kto chciałby brać teraz ślub?

- Tak w ogóle - dziewczyna otrząsnęła się, ponownie starając się na uśmiech. - Kto ma przejąć instytut? Wiecie coś?

- O czym ty mówisz? - spytałam, marszcząc brwi.

- Myślałam, że wiecie, w końcu Herondale'owie i Lightwood'owie są w radzie - przypomniała. - Niedawno odbyło się zebranie. Maryse zajęła miejsce Konsula.

- Lightwoodowie są u władzy - zaśmiał się Paul. - Trzeba przyznać, że wysoko zaszli; Robert Inkwizytorem, a Maryse Konsul...

- Jak to możliwe? - przerwał mu Jace. - Rodzice mi o niczym takim nie mówili.

- Nowe stanowiska zaczynają się od dzisiaj. Zapewne ogłoszą zaraz wszystkim nowego szefa instytutu - powiedział Paul.

- Jest nim Samuel Clarence - usłyszałam z boku. Przeniosłam wzrok na Aleca, który podszedł butelką wina w dłoni. - Ten drań.

- Alec - uśmiechnął się Jace, ściskając swojego parabatai. Brunet oddał uścisk, ale na jego twarzy nie było ani cienia entuzjazmu. Blondyn też to zauważył, bo spojrzał pytająco na chłopaka. Ten tylko kontynuował:

- Samuel Clarence - powtórzył. Na same nazwisko się wzdrygnęłam. Doskonale je znałam. Ojciec nie raz przypominał mi o starym, prawie wymarłym rodzie, który nienawidził Morgensternów. Clarence'owie słynęli z posępności, intryg i kłamstw. Nie mogłam tylko pojąć jakim cudem rada Clave dopuściła kogoś takiego na szefa instytutu. - Na zebraniu Clave, ten sukinsyn zgłosił się na Konsula, bo nie było innych chętnych. To dlatego mój ojciec zgłosił kandydaturę mojej matki, bo wiedział, że pozostali zagłosują na nią. I się nie mylił. Ale wraz z przejęciem stanowiska Konsula, moja matka zrzekła się stanowiska szefa instytutu w Nowym Jorku. Clarence ją zastąpi.

- Cholera - powiedziała Annabeth. - Przecież Clarence'owie nienawidzą rodów, które mają większą władze od nich samych.

- Mnie to mówisz? - powiedziałam, unosząc brew. - Jeszcze dwa lata temu wymordowanie Clarence'ów miało być moim zadaniem. Tak przynajmniej chciał Valentine, ale Lilith mu zabroniła.

- A co z tobą, Alec? - Jace spojrzał na chłopaka. - Przecież miałeś przejąc instytut.

- Wiem - westchnął Alec. - Moja matka będzie się starała coś wymyślić za plecami ojca.

- Dlaczego za plecami? - spytałam.

- Mój ojciec jest dość zasadniczy, nie dopuści do tego, aby inni pomyśleli, że dzięki swoim wpływom, Lightwoodowie załatwiają swoim dzieciom "przywileje". Moja matka musi zrobić to wszystko po cichu.

- Na pewno jej się uda - pocieszyłam go. - W końcu Samuel ma jedynie córkę, która podobno jest tak kiepska, że musi się uczyć w Akademii Nocnych Łowców.

- Clary ma racje - Jace kiwnął głową. - Maryse ma duże szanse, aby cię wsadzić na to stanowisko.

Wszyscy pokiwali na potwierdzenie głowami, kiedy w sali rozległ się dźwięk mężczyzny. Odwróciliśmy się w stronę podwyższenia z orkiestrą, na której stał nie kto inny jak nowy szef instytutu.

- O wilku mowa - mruknął Paul.

- Moi drodzy - zaczął mężczyzna. - Chciałbym was serdecznie powitać w Nowojorskim instytucie. Nazywam się Samuel Clarence i jestem nowym szefem instytutu, gdyż Maryse Lightwood przejęła stanowisko Konsula. - Po sali przebiegł cichy szmer szeptów i odgłosów zdziwienia. - Mam nadzieję, że każdy dostał specjalną kopertę z kluczem, planem i innymi ważnymi papierami, zaraz po wejściu do instytutu. Życzę wam, aby ten rok zaczął się dla was wszystkich pomyślnie i przebiegł bez jakichkolwiek problemów. Domyślam się jednak, że niektórzy mają pewne obawy co do bezpieczeństwa, a to wszystko z powodu zdarzeń ostatniego roku. Zapewniam jednak, że w instytucie nie ma niczego, co tym razem ktoś mógłby wykorzystać do podbicia tego świata - zaśmiał się i przeniósł na mnie wzrok, oddając mi lekki ukłon. Tym gestem ściągnął na mnie spojrzenia wszystkich zebranych. Rozdziawiłam usta i zmarszczyłam brwi. Po chwili jednak przełknęłam ślinę, czując, jak mocno wali mi serce. - Zacznijmy może od tańca!

W sali rozległ się dźwięk oklasków, ja jednak nadal nie mogłam otrząsnąć się z szoku.

- Clary - Gdyby nie głos Jace'a, moje oczy nadal mroziłyby wzrokiem mężczyznę.

- Co to miało być?! - syknęłam.

- Clary, spokojnie - powiedziała Annabeth, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Po nim można się spodziewać wszystkiego.

- Dokładnie - powiedział blondyn, ujmując moją twarz. Tym gestem sprawił, że moje serce stopniowo zaczęło się uspokajać. - Weź głęboki oddech. - Tak zrobiłam. - Świetnie, a teraz zatańcz ze mną.

- Co?

- Zatańcz ze mną - uśmiechnął się, proponując mi ramię. Słysząc, jak w sali rozlega muzyka do walca rosyjskiego. - No chyba, że nie potrafisz.

- Oczywiście, że potrafię - uśmiechnęłam się, przyjmując jego ramię. - I to lepiej niż ty.

Wszyscy skierowaliśmy się na środek sali, gdzie kobiety stanęły naprzeciwko mężczyzn. Gdy nadeszła odpowiednia chwila, dygnęłam, podchodząc do partnera. Taniec rozpoczął się objęcia partnerki i chodzenia z nią za pozostałymi parami w koło sali. Dopiero po chwili nastąpił moment, gdy musieliśmy się zwrócić ku sobie i rozpocząć główną część tańca. Kiedy jego dłoń spoczęła na mojej talii, a moja na jego ramieniu, a wolne dłonie splotły się ze sobą, przed oczami stanął mi dzień, w którym się poznaliśmy. Równo rok temu poznaliśmy się w tej sali i razem tańczyliśmy.

- Pamiętasz? - spytał, widocznie domyślając się o czym myślę.

- Jak mogłabym zapomnieć. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

- Nazwałaś mnie wtedy dziwkarzem.

- A ty mnie płomyczkiem. - Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


Stawiając kolejne precyzyjne kroki, poruszaliśmy się w rytm muzyki, patrząc sobie w oczy. W tamtym momencie czas się dla mnie zatrzymał.

- Dziwnie się czuję na myśl, jak bardzo się wszystko zmieniło od tamtego czasu - powiedziałam, nadal patrząc mu w oczy.

- Nie wszystko, tylko ty, Clary. To ty się zmieniłaś.

- Nie sama - przypomniałam. - Ty mi w tym pomogłeś.

Wszystko trwałoby zapewne do końca utworu, być może dłużej, gdyby nie jedno krótkie słowo:

- Przepraszam - Razem z Jace'n zatrzymaliśmy się, przenosząc wzrok na blondynkę w długiej, czerwonej sukience. Jej krwistoczerwone wargi rozwarły się w szerokim uśmiechu w stronę Jace'a. - Ty jesteś Jace, prawda?

- O co chodzi? - spytał blondyn.

- Jestem Carina, Carina Tyrell - przedstawiła się, podając mu rękę i całkiem mnie przy tym ignorując. Nie powiem, poczułam lekką niechęć. - Podobno mamy być partnerami podczas wyprawy na Jasny Dwór i do hotelu Dumort.

- Nie rozumiem - blondyn ściągnął brwi, zupełnie jak ja. - Nic mi o tym nie wiadomo.

- Och, wybacz. Clave chce wiedzieć, że podziemni mają jakieś przydatne informacje w sprawie ostatnich morderstw i zbrodni. Inkwizytor zdecydował, że dwójka tutejszych uczniów postara się tego dowiedzieć, zaczynając od faerie a potem wampirów. Wybór padł na nas. - Zaczęłam skakać wzrokiem z    wciąż ignorującej mnie    dziewczyny na Jace'a i tak w kółko. Chłopak był równie zdezorientowany co ja. Carina Tyrell widząc to, dodała:

- Zapewne dowiedziałbyś się tego prędzej czy później. Pewnie Clarence nie długo wezwałby nas do swojego gabinetu i zapewne to zrobi w najbliższym czasie.

- Poczekam więc, kiedy nas wezwie - oznajmił Jace beznamiętnie, chcąc kontynuować ze mną taniec, już poczułam tą satysfakcje, że nareszcie ją spławił. Blondynka jednak nie poprzestała, tylko ponownie położyła dłoń na jego ramieniu.

Kiedyś ci ją odetnę, przysięgam, pomyślałam chłodno patrząc na dziewczynę. Ponownie się uśmiechnęła mówiąc:

- Zrobiłbyś coś dla mnie? - spytała, przekrzywiając głowę i patrząc się na niego błagalnie.

- Mianowicie? - spytał oschle Jace, mierząc ją wzrokiem.

- Założyłam się z moimi przyjaciółkami, że uda mi się ciebie porwać do jednego tańca - wytłumaczyła, palcem dyskretnie wskazując za siebie. Podążyłam wzrokiem w wybrane miejsce, a dokładnie na drugą stronę sali, gdzie śmiejąca się grupka dziewczyn, gapiła się na nas. - Pomógłbyś mi? Obiecuję, że podzielę się z tobą nagrodą, a chodzi tutaj o wino Château Pétrus.

- Założyłaś się o wino za prawie cztery tysiące dolarów? - spytałam z niedowierzaniem. Dopiero teraz dziewczyna zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, które już nie było takie miłe jak wcześniej do Jace'a. Było wręcz ignorująco-obraźliwe.

- Stać mnie - odpowiedziała krótko, ponownie mnie ignorując. Panienka chwaląca się kasą; nie potrzeba mi było więcej, aby mnie zirytować.

- Jace - zaczęłam, przenosząc na niego wzrok. - Chyba nie zamierzasz... - Zanim zdążyłam dokończyć, blondyn nachylił się do mojego ucha, szepcząc:

- Jeżeli tego nie zrobię, nie da nam spokoju. - W jednym momencie od niego odskoczyłam.

- Chyba nie mówisz poważnie? - Niedowierzanie, jakie zapewne dało się usłyszeć w moim głosie, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

- Idź do innych, zaraz przyjdę - powiedział. Spojrzałam na niego z szokiem w oczach, po czym spojrzałam na blondynkę, która patrzyła z satysfakcją na blondyna. Zacisnęłam usta i odeszłam, specjalnie ją przy tym lekko popychając i mówiąc szybko:

- Nie wiesz na co stać mnie - I poszłam, kierując się w stronę Alec'a, Annabeth i Paul'a, którzy najwyraźniej wdzieli co zaszło. Wściekła podeszłam do Paul'a, który najwyraźniej wyczuł moje napięcie, bo nieco się ode mnie odsunął. - Gdzie ukryłeś tą butelkę wina? - spytałam ostrzej niż zamierzałam.

- P-Pod stołem - wydukał, kciukiem wskazując na stół za sobą. Chwile później byłam z powrotem, sącząc dość kwaśną ciecz alkoholu. Już po pierwszych łykach mogłam poczuć fale ciepła zalewające mnie od środka.

- Clary, o co poszło? Kim jest ta dziewczyna? - spytała Annabeth, patrząc na mnie z przejęciem.

- Carina Tyrell, która nie mogła się nie pochwalić tym, że stać ją na wino za cztery tysiące dolarów. A co najlepsze - przerwałam, aby wziąć kolejny porządny łyk. - Co najlepsze jest bogata na tyle, że nie przejmuje się tym, że może stracić to wino w zakładzie.

- Jakim zakładzie? - Alec zmarszczył brwi.

- Czy uda jej się porwać Jace'a do tańca - powiedziałam, obserwując, jak dwójka wspominanych tańczy ze sobą kilkanaście metrów dalej. Dziewczyna poruszała się nie tylko z gracją, ale i specjalnie poruszała okazałymi kształtami, na których Jace trzymał dłoń. Co chwile nachylała się, aby mu coś wyszeptać i nie trudno było się domyślić, że z nim flirtuje. Co najgorsze blondyn nie starał się jej odepchnąć, tylko patrzył w przestrzeń z kamienną twarzą.

- Clary - zaczął Paul, ale przerwały mu wyraźne szepty za nami i wokół nas:

- Tylko zobacz, jak się patrzy.

- Przecież ona nic nie czuje, Morgensternowie nie mają uczuć.

- Powinna siedzieć w Cichym Mieście.

- Dzięki Bogu jest ostatnia z tego przeklętego rodu.

- Nie mogę na nią patrzeć.

- Clary - zaczął ponownie Paul, ale tym razem włożył w to więcej współczucia. Ja jednak nie chciałam dłużej słuchać lub co gorsza patrzeć. Nie mogłam już tego znieść. Spoglądając ostatni raz na Jace'a i Carinę, jednym ruchem oddałam butelkę chłopakowi. Unosząc materiał sukienki tak, aby się o nią nie potknąć, szybkim krokiem wyszłam z sali.

Niemal biegnąc przemierzałam puste korytarze, kierując się do swojego pokoju. Nie potrafię opisać ulgi, jaką poczułam nareszcie do niego wpadając. Zamykając drzwi na runę, osunęłam się po nich, twarz chowając w dłonie.










Mam nadzieję, że rozdział się podobał :* Chciałabym wszystkim podziękować (bo za rzadko to robię) za komentarze, które są dla mnie dużą otuchą i motywacją do dalszego dzielenia się z wami tym fanfiction. Dziękuję wam aniołki z całego serca <3

piątek, 17 lutego 2017

Info o rozdziale + nowe fanfiction

Chciałabym poinformować, że jestem w trakcie pisania rozdziału. Niedługo powinien być gotowy. Powinien się pojawić najpóźniej w przyszły weekend :) Dla spragnionych jego kawałek:

"Obejmując dziewczynę, opierał głowę o jej głowę, wpatrując się niemo w przestrzeń. - Jonathanie, mogę jej podać...

- Zgadzam się - przerwał mi. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc najpierw o co mu chodzi.

- Co? - szepnęłam.

- Wybrałem - powiedział głośniej, przenosząc na mnie swój wzrok. W jego oczach kryły się ból i złość. - Jeżeli jest na tym świecie Bóg, tak jest mi on świadkiem. Ożenię się z Isabelle. Nie pozwolę jej ponownie skrzywdzić. - To co w tej chwili działo się w jego oczach, przypominało ogień. Zupełnie, jakby miał obrócić wszystko w popiół (...)"



Chciałabym też oznajmić, że zaczęłam nowe fanfiction, tematyka tym razem dla fanów trylogii Tahereh Mafi, "Dotyku Julii" ;) Postanowiłam napisać kontynuacje ostatniego tomu, bo po prostu zakończenie aż się o nie prosiło :D Zainteresowanych serdecznie zapraszam do czytania na bloggerze lub wattpadzie:





piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 14 W sercu


◊ Jonathan 




- Co ty tam do cholery robiłaś? - wysyczałem przez zęby, wpychając dziewczynę do pierwszego lepszego pustego pokoju. Diana syknęła z bólu, rozmasowując swoje ramię, za które kilka sekund temu ją trzymałem.

- Przyszłam z nią porozmawiać...

- O czym?!

- Ogólnie - powiedziała. - Mam ci teraz wyjawiać listę damskich tematów?

- Tak. - Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła.

- Chciałam z nią porozmawiać o tym co nas łączyło, o tym kim jestem. To wszystko. Sam przyznasz, że moje i jej pierwsze spotkanie nie było udane.

- Tylko byś ją dobiła...

- Chciałam z nią porozmawiać na spokojnie! - przerwała mi. - Przecież nie chcę być waszym wrogiem, a już szczególnie twoim. - Dziewczyna popatrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami. Zmierzyłem wzrokiem jej szarą do kolan sukienkę, wypatrując coś co by mogło wskazywać, że to ona zaatakowała Isabelle. W środku jednak czułem, że nie mogłaby tego zrobić. W ciągu kilku miesięcy zdążyłem ją trochę poznać; Dianie zależało tylko i wyłącznie na przywilejach, które dostawała... będąc moją kochanką.

- A nawet gdybym była tak zdesperowana - zaczęła, wyrywając mnie z zamyślenia. - Nie zabiłabym jej w ten sposób, a nawet jeśli, to jak miałabym to zrobić? Drzwi były zamknięte, a dobrze wiesz, że zamknąć je można tylko od wewnątrz. Po za tym, przy takiej robocie na pewno bym się ubrudziła. Widzisz tu coś? - spytała, obracając się z uniesionymi rękami. - Krew? Wodę?

- Przestań - mruknąłem. Dziewczyna stanęła w miejscu i spojrzała na mnie z uniesioną brwią. - Po prostu idź do siebie. Każę dwóm strażnikom pilnować twojego pokoju. Nie wychodź przez jakiś czas.

- Jak chcesz - powiedziała cicho i ze splecionymi na piersi rękami, skierowała się ku wyjściu.

Wziąłem głęboki oddech i oparłem się plecami o ścianę. W mojej głowie krążyły najróżniejsze myśli. Nie potrafiłem ich ułożyć w jedno. 

Kto miałby zaatakować Isabelle?
Dlaczego?
Akurat teraz, przed wojną?
Co ja jej powiem, gdy się obudzi?
Jak zareaguje?
Co będzie, jak wybiorę Dianę?






Isabelle 




Świadomość powróciła wraz z bólem na nodze. Nieznośne bolesne pulsowanie nie dawało mi spokoju. Powoli rozchyliłam zaspane powieki. Zamrugałam kilka razy, aby przywrócić wzrokowi odpowiednią ostrość.

Przez pierwszą chwilę myślałam, że oślepłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że w pokoju jest ciemno, a jedynym źródłem światła była świeczka zapalona na biurku. W ciągu kilku chwil przyzwyczaiłam wzrok do mroku, mogąc stwierdzić, że nie jest to moja sypialnia. Serce zabiło mi mocniej, ale odruchowo uspokoiło się gdy do moich nozdrzy dobiegł znany zapach. Cała kołdra i koc biły tym zapachem, który działał niesamowicie kojąco. A był to zapach Jonathana.

W mojej głowie pojawiło się pytanie, jak się tutaj znalazłam. Znikło one jednak tak szybko jak się pojawiło, bo przed oczami stanął mi obraz zdarzenia w wannie. Odruchowo się podniosłam, lecz od razu tego pożałowałam, bo bezlitosny ból przeszedł przez moją głowę, za którą się złapałam niemo krzycząc. Opadłam z powrotem na poduszki, zaciskając zęby.

- Zawiadom służącą - usłyszałam męski głos w głębi pokoju. Wciąż trzymając się za głowę, spojrzałam w stronę drzwi, przed którymi stało dwóch strażników. Dostrzegłam, jak jeden skinął do drugiego głową i wyszedł.

- Co ty tutaj robisz? - wychrypiałam.

- Wszystkie straże zostały zwiększone na rozkaz władców - odpowiedział strażnik, niemo wpatrując się w przestrzeń. O nic więcej nie zdążyłam zapytać, bo do pokoju wrócił drugi strażnik razem z moją służącą, która mi zawsze usługiwała. Widząc ją i to jej demoniczne spojrzenie, wzdrygnęłam się. Podeszła bliżej łóżka, chcąc dotknąć mojego czoła, ja jednak warknęłam:

- Nie dotykaj mnie.

- Jak się panienka czuje? - spytała, ignorując moje słowa.

- Boli mnie głowa i rana na udzie.

- Ale za to gorączka spadła. A co do bólu, to nic nie poradzę, medyk zaleciał odpoczywać.

- Nie mogę po prostu dostać iratze?

- To już nie ode mnie zależy. Tylko panicz Jonathan może to zrobić, to on może używać steli. - Na słowa służącej zaklęłam w duchu. Ból głowy rozsadzał mnie od środka. Już chciałam się zapytać, gdzie jest Jonathan, kiedy ten wpadł nagle do pokoju. Widząc mnie, rozdziawił usta i podszedł, siadając obok mnie. Nachylił się, aby złożyć pocałunek na moim czole. Położył dłoń na moim ramieniu, lekko je masując. Nie mogłam się powstrzymać, tylko złapałam za jego dłoń. W tej chwili on był jedyną osobą w tym pokoju i zamku, której w jakiś sposób ufałam.

- Tylko... nigdzie nie idź, dobrze? - wyszeptałam.

- Obiecuję - odpowiedział równie cicho, całując moją dłoń. - Jak się czujesz?

- Boli mnie głowa i rana na udzie - powiedziałam. - Mogę dostać iratze?

- Oczywiście, najwidoczniej dwa nie były wystarczające. Mogę? - spytał, wyciągając stele i kładąc dłoń na mojej chorej nodze. Pokiwałam głową. Jego dłoń powoli odkryła kołdrę i podciągnęła moją koszulę nocną, aż ukazała się opuchnięta rana. Pokrywała ją krzepnąca czarna krew i ropa. Skrzywiłam się na widok paskudnej rany. Jonathan zrobił wręcz przeciwnie    przyjrzał się jeszcze uważniej, zapalając lampkę na stoliku.

- Nóż musiał być zatruty - powiedziałam, na co chłopak wytrzeszczył oczy.

- Nóż? Pamiętasz co się stało? Kto to był? Jak wyglądał?

- Zgasły światła, było ciemno, kiedy się kąpałam. Ktoś przyłożył mi nóż do gardła... powiedział, że jestem zbędna... zaczął winić, że żywię się jedzeniem tych, których sama wysyłałam do piekła... mówił, że kazano mu mnie zabić, ale wtedy usłyszałam Dianę, przyszła ze mną porozmawiać - urwałam, dokładnie analizując kolejne zdarzenia. - Intruz powiedział... et revertetur, czyli wrócę. Potem nie pamiętam. Zranił mnie.

Chłopak słuchał uważnie każdego mojego słowa. Kiedy skończyłam, był cicho przez co najmniej kilkanaście sekund. Wstał i zaczął krążyć po pokoju rozmyślając, w końcu zwracając się do strażnika:

- To musiał być ktoś, kto uczestniczył w buncie, muszę wiedzieć kto to był.

- Co mam zrobić? - spytał strażnik. Dopiero teraz się mu przyjrzałam, jedynie co go różniło od innych to twarz, po za tym, ubranie takie same; czarna koszulka, spodnie i ciężkie buty.

- Chcę mieć listę każdego demona, który uczestniczył w buntach.

- Rozumiem - kiwnął głową i wyszedł.

- Ty - zwrócił się do służącej, która spuściła głowę. - Zwołaj medyków, niech się zajmą raną Isabelle. - Na słowa Jonathana, kobieta dygnęła i wyszła. Już po chwili wróciła z trzema starcami, którzy byli ubrani w szare fartuchy, a w dłoni trzymali jakieś zawiniątka.

- Wzywałeś panie - powiedział jeden z nich, nie podnosząc wzroku.

- Rana na nodze Isabelle została zrobiona zatrutym nożem. Jest opuchnięta i brudna. Czy iratze i anielska wystarczą, aby ją wyleczyć?

- Obawiam się, że iratze tylko pogorszy sprawę. Runa spowoduje tylko zregenerowanie się skóry, a główna rana zostanie zamknięta. Wywoła to jeszcze większy problem i może być niebezpieczne dla zdrowia panienki Lightwood.

- Co więc trzeba zrobić? - Głos chłopaka był pełen napięcia.

- Czy moglibyśmy najpierw zobaczyć ranę? - spytał jeden z medyków. Ciało chłopaka, które do tej pory stało obok łóżka, zasłaniając mnie, teraz się odsunęło. Kiedy tylko spojrzenia trzech starców spoczęły na moim ciele, a potem na mojej odkrytej nodze, serce zabiło mi mocniej z niepewności. Nie wiedziałam co o nich myśleć, lecz jedno pytanie wierciło mi dziurę w głowie;

Skąd oni się tutaj wzięli?
Skąd ci wszyscy ludzie się tutaj wzięli?

Jeden ze starców podszedł bliżej i nachylił się, aby przyjrzeć się ranie. Jego stare, nieme oczy patrzyły się przez chwilę, po czym spojrzały na mnie.

- Obawiam się panienko Lightwood, że rana jest zakażona nie tylko demoniczną krwią, ale zwykłymi bakteriami. Mam na myśli to, że zajmując się nią, nie została zachowana wystarczająca higiena.

- Co teraz? - spytałam cicho.

- Na początek będziemy musieli oczyścić ranę, a aby to zrobić, muszę naciąć głąb rany, w której kryje się ropa.

- O Boże - jęknęłam, zakrywając oczy dłonią.

- Potem dopiero będzie można dać iratze i anielską - kontynuował starzec. - To jedyny sposób. I przypominam, że musimy się spieszyć, bakterie już mogły się rozprzestrzenić razem z demoniczną krwią. - Jonathan patrzył na starca z napięciem i pewnego rodzaju przerażeniem. Po chwili jednak przeniósł wzrok na mnie, jakby chciał się upewnić, czy to przeżyję. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Niechętnie powiedziałam:

- Róbcie co musicie. - Na moje słowa medycy kiwnęli głowami. Jeden z nich położył zawiniątko na łóżku obok moich nóg i je rozwinął, ukazując srebrne narzędzia, jak nożyczki, nożyki, szczypce, igły. Na sam ich widok zbladłam, zrobiło mi się słabo. Zaczęłam oddychać przez usta, mając wrażenie, że w pomieszczeniu jest za mało powietrza.

- Hej - usłyszałam głos blondyna. Łóżko się pode mną ugięło i już po chwili poczułam, jak chłopak się do mnie przysuwa. Wsunął rękę pod moją głowę i wziął moją dłoń. Wolną ręką ujął drugą. - Będzie dobrze. Po prostu zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym.

- Łatwo ci mówić, to nie tobie będą cięli nogę - powiedziałam, uważnie obserwując, jak medyk wyciąga nożyk i wkłada go w płomień świecy na stoliku.

- Spójrz na mnie - usłyszałam jego szept. Niechętnie oderwałam wzrok od świecy i spojrzałam w ciemnozielone oczy chłopaka. - Po prostu patrz na mnie, dobrze?

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, gorący metal zatopił się w mojej nodze...






Seraphina 




Mimo iż mój pokój znajdował się wyżej niż pokój Jonathana, mogłam usłyszeć przeraźliwy krzyk Isabelle, który rozniósł się po całym zamku. Było w nim tyle bólu, że aż mnie przeszły dreszcze. Domyślałam się, że to sprawka trzech medyków. Ich sposoby leczenia zawsze były bolesne, ale efekty za to godne podziwu.

A jednak w środku trochę współczułam dziewczynie tych katuszy, które musi teraz przeżywać.

- Może powinnaś do niej pójść? - zaproponował Asmodeusz, stając za moim krzesłem i kładąc dłonie na moich ramionach. - W końcu to przyszły świadek naszego syna.

- Świadkiem będzie, jeżeli Jonathan wybierze ją... I mam nadzieję, bo nie chcę, aby to Diana była świadkiem mojego syna.

- Wybierze Isabelle - powiedział. - Wiem to, Diana była dla niego tylko do towarzystwa, ale to Lightwood jest w jego sercu.

- I to jest problem - powiedziałam, wstając. Stanęłam przed nim patrząc mu w oczy. - Isabelle zawsze będzie w jego sercu, jest gotowy zrobić dla niej wszystko... nawet mnie zdradzić.

- Nie zrobiłby tego, armia już prawie gotowa, nie długo ruszamy na Alicante. Nie przeszedłby na stronę Clary.

- Ale przeszedłby na stronę Isabelle, a wiadome jest, że ona nawet jeżeli stanie się Morgenstern przez ślub, to jest gotowa umrzeć nawet za jednego przyziemnego. Zawsze będzie po stronie... dobra. Jest zdolna go na nią przeciągnąć.

- Więc pokaż jej, że ta strona też jest dobra - uśmiechnął się. - Pokaż jej, że nie pragniesz rozlewu krwi... Ujawnij jej swoje plany wobec twoich rządów w Idrisie. Powiedz jej, że dzięki temu, iż możesz panować nad Edomem i Alicante, w świecie cieni zapanuje pokój. - Jego oczy niemal płonęły. - Spraw, aby chciała stać po stronie czegoś wielkiego i wspaniałego.

- Wtedy przekona pozostałych Nocnych Łowców i być może obejdzie się bez walki - wyszeptałam objawioną się w głowie myśl.