czwartek, 7 stycznia 2016

Rozdział 9 Rany

◊ Isabelle 


Po dojściu do instytutu, przenieśliśmy Clary do izby chorych. Jace ostrożnie ułożył ją na brzuchu, byleby nie uszkodzić bardziej jej pleców. Posłałam Paul'a i Annabeth po moją matkę, która zjawiła się z ojcem w mgnieniu oka.

- Co się stało?! - podniosła wzrok, podbiegając do nieprzytomnej dziewczyny. Widząc przesiąkniętą krew na koszulce Alec'a, która nadal okrywała rany rudowłosej, raptownie się zatrzymała. - Na Anioła... - szepnęła, podchodząc bliżej z dłonią przyłożoną do ust.

- Mamo, trzeba wezwać Cichych Braci. - oznajmiłam, wyrywając ją z zaniemówienia i szoku, który mógłby trwać o wiele dłużej. Niestety ona tylko pokiwała głową.

- Maryse, kochanie - tym razem, to ojciec podjął próbę. - weź głęboki oddech i usiądź przy Clarissie. Ja pójdę wezwać kogoś z Cichego Miasta i zawiadomię jej rodzeństwo.

Mama - jak zwykle - posłuchała jego prośby i zrobiła, tak jak jej powiedział. Odetchnęła i usiadła na brzegu łóżka obok Clary i ostrożnie zaczęła ściągać materiał z pleców dziewczyny.

- A wy - ojciec spojrzał na nas wszystkich surowo. - marsz na korytarz i nigdzie się nie ruszać. Macie czekać przed drzwiami i być gotowi, jeżeli Maryse sobie nie będzie sobie radzić lub jeżeli Cisi Bracia będą chcieli was przepytać. Ja na pewno tak zrobię. - zagroził i zaczekał, aż wyjdziemy, a on za nami. Opuściliśmy więc wszyscy izbę chorych. Ojciec ruszył biegiem w głąb korytarza, a ja tym czasem, trzymając się za włosy, oparłam plecami o ścianę.

- Boże, to wszystko moja wina! - krzyknęłam i odsunęłam się od ściany, uderzając ją następnie z całej siły pięścią. Kamień nie został ani trochę uszkodzony, w przeciwieństwie do mojej dłoni, za którą się złapałam. Poczułam okropny ból i pieczenie w miejscu, gdzie zdarłam sobie skórę - na kostkach. Krzyknęłam przez zaciśnięte zęby z bólu i złości.

- Iz - zaczął kojąco Alec i podszedł do mnie, ujmując moją zranioną dłoń. Wyciągnął zza paska spodni stelę i zaczął wypalać na moim nadgarstku irazte. Chciałam mu powiedzieć, że równie dobrze sama mogę sobie pomóc, ale dałam już sobie spokój. Przyzwyczaiłam się do jego opiekuńczości i troski wobec mnie i Maksa. Był moim starszym bratem i mimo, iż chwilami doprowadzał mnie do szału, i tak bardzo go kochałam. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Był, jest i będzie moim bratem, a ja jego siostrzyczkom. - To nie była wina nikogo z nas... tylko Coltona, ale nie twoja. - uspokoił mnie, po czym przyciągnął do siebie. Wtuliłam się w niego bardziej, starając siebie przekonać w myślach, że ma racje. To nie była moja wina, tylko Coltona. To on ją sprowokował i to on poniesie konsekwencje... nie. On nie ponosi konsekwencji. O prócz miejsca w radzie jego rodziców, jego ojciec jest również inkwizytorem. Nie powiem, bo nasze rodziny żyły ze sobą w zgodzie, ale to nie zmieniało faktu, że Coltonowi się upiecze.

- Alec ma racje. - westchnęła Annabeth. - to wina Coltona. Nawet jeśli wiedziałaś już o plecach Clary, to nie twoja wina, szczególnie, że starałaś się ją powstrzymać.

- Właśnie. - potwierdził Paul, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny, która zamrugała kilka razy i spojrzała na niego zaskoczona z lekkim uśmiechem. Chłopak odchrząknął i zabrał dłoń, udając, że się drapie po głowie.

Odsunęłam się od brata, czując się nieco lepiej. Mimo to bałam się, co teraz będzie z Clary. W środku się pocieszałam, że na szczęście żyje. Gdyby nie Jace, to teraz byśmy się szykowali się do pogrzeby. Kiedy przeniosłam wzrok na blondyna, ten stał oparty o ścianę i przykładał w skupieniu palce do skroni. Chciałam się go zapytać o czym myśli, ale przerwały mi głośne kroki dwóch osób. Jedna z nich musiała mieć obcasy. Po chwili dostrzegłam, jak szybkim krokiem zbliżają się do nas Seraphina i Jonathan. Dziewczyna tupała beżowymi obcasami na koturnie. Jej włosy były spięte w wysoką kitkę, na twarzy widniał delikatny makijaż, a jej szczupłą figurę podkreślały czarne legginsy i ciemnozielona koszula ze złotym wisiorkiem z kształcie piórka, który zwisał z jej szyi i dosięgał, aż nad pępek. Jonathan zaś był od niej wyższy o głowę, mimo iż dziewczyna chodziła w wysokich obcasach. Musiałam przyznać, że chłopak był naprawdę przystojny. Nosił czarne buty, spodnie i opinającą jego mięśnie koszulkę.

Oboje podeszli i stanęli przed drzwiami.

- Co się stało? - spytał Jonathan zaniepokojonym, aczkolwiek wściekłym głosem.

- Byliśmy na plaży... - zaczęłam, chcąc szybko opowiedzieć o tym, co się wydarzyło. - nasz kolega, Colton, wyzwał Clary na pojedynek, kto szybciej dopłynie do boi. Clary chciała odmówić, ale w końcu dała się sprowokować i przyjęła wyzwanie. Na początek dobrze jej szło, kiedy pływała, ale potem... - musiałam wziąć oddech - potem zwolniła i się zaczęła się topić...

- Co?! - Seraphina podniosła głos i zrobiła w moją stronę gwałtowny krok. Cofnęłam się, gdy Jonathan zatrzymał siostrę, łapiąc ją za ramię.

- Ale Jace ją uratował. - dokończyłam, mając nadzieję, że to jakoś uspokoi Morgenstern.

- Ale? - spytał Jonathan, marszcząc groźnie brwi.

- Ale sól morska dostała się do jej ran. Dlatego też zaczęła się topić. Z bólu. - oznajmił Jace.

- Rany się otworzyły?! - tym razem w głosie Seraphiny nie była złość, tylko troska i strach.

- Tak. - powiedziałam cicho. Wiedziałam, że rodzeństwo może się martwić, ale nigdy bym nie pomyślała, że jedno słowo "tak" sprawi, że wybuchną niczym bomba. Oboje rzucili się w stronę drzwi. Wpadli do środka izby chorych, gdzie nadal leżała Clary. Koszulka z jej pleców została zdjęta, odsłaniając okropne rany, które wyglądały jeszcze gorzej niż na plaży. Moja matka zdążyła nakryć ciało dziewczyny do pasa. Chciała nawet zasłonić materiałem rany, ale Seraphina i Jonathan podeszli bliżej. Chłopak odsunął delikatnie Maryse na bok i razem z siostrą zaczął badać wzrokiem plecy rudowłosej, która nadal była nieprzytomna.

- Seraphina. - Jonathan zwrócił się do siostry takim tonem, jakby w tym jednym słowie było zawarte o wiele więcej. Dziewczyna wiedząc co robić, kiwnęła głową i szybkim krokiem wyszła z sali. Do jej powrotu, który nastąpił po kilku minutach, nikt się nie odzywał. Nawet moja matka. Morgenstern wróciła z miską gorącej wody - która nadal parowała - i pływającą w niej ścierką. Miskę postawiła na stoliku obok i odwróciła się w naszą stronę.

- Macie czysty alkohol? Lub coś, co go zawiera? - spytała nerwowo.

- Tak, tutaj. - powiedziała mama, nareszcie otrząsając się z szoku. Podeszła do szafki przy ścianie i wyjęła z niej małą plastikową butelkę. Ledwo co zdążyła podejść do rodzeństwa, kiedy Jonathan sam do niej podbiegł i wyrwał jej butelkę z ręki. Podał ją Seraphinie, która pozbyła się nakrętki i wlała całą zawartość do miski.

- Co wy robicie? - spytałam przerażona.

- Pozbędziemy się bakterii i opatrzymy rany. - odpowiedział Jonathan, unieruchamiając nadgarstki Clary. Seraphina zmoczyła ścierkę w wodzie z alkoholem i zaczęła ją wyciskać wzdłuż pleców siostry. Rudowłosa zaczęła krzyczeć jak opętana, próbując się podnieść i uciec od zadawanego jej bólu, ale ramiona Jonathana - z trudem - jej to uniemożliwiały.

- Oszaleliście?! - uniósł się Jace, robiąc krok w ich stronę.

- Musimy poczekać na Cichych Braci! - wtrącił Alec.

Teraz wszyscy staliśmy przy nogach łóżka i słuchaliśmy krzyków, wydobywających się z gardła młodej Morgenstern. Po chwili ustały, a zastąpiło jej głębokie dyszenie. Seraphina ponownie zamoczyła ścierkę, ale zanim ją wyciągnęła, spojrzała na nas surowo.

- Te rany zrobił nam wszystkim nasz ojciec! Bił nas biczem nasiąkniętym demonicznymi substancjami, które uniemożliwiają gojenie się ran! To trwa miesiące, czasami nawet i lata!

- A iratze? - spytała Annabeth cicho.

- Jeżeli będziemy leczyć te obrażenia sposobami związanymi z anielską mocą, pogorszymy tylko ich stan. Dlatego też obecność Cichych Braci jest zbędna. - oznajmił Jonathan z poważnym wyrazem twarzy.

- Więc co mam... mamy zrobić? - poprawił się Jace i spojrzał z przejęciem na Clary.

- Nic. Do leczenia takich ran, trzeba przyziemnych sposobów, nie zawierających magii. Tak jak powiedziała Serapihna    potrzeba czasu.

W tym samym czasie starsza Morgenstern wyciągnęła ścierkę z gorącej mokrej wody, którą zaczęła wyciskać w ten sam sposób co przedtem. Słysząc ponowny krzyk rudowłosej, unieruchomionej przez Jonathana, znowu zapiekły mnie oczy. Zacisnęłam powieki i odwróciłam głowę.


Clary 


Ból...

Pieczenie... 

Zimno...

Bezsilność...

Ciemność i cisza otaczały mnie, niczym gęsta mgła, która w pewnym momencie zaczęła się rozstępować. Przed oczami zrobiło mi się jasno. Usłyszałam bicie serca... swojego serca. W końcu zaczęłam czuć swoje stopy, kolana, biodra, szyję, głowę. Całe ciało. Oddychałam. Coś miękkiego dotykało mojego ciała z przodu, a także policzek    dopiero po chwili zrozumiałam, że leżałam na brzuchu.

Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam rozchylić powieki, które zdawały się ważyć tone. Po chwili ponowiłam próbę, która tym razem zakończyła się powodzeniem. Otworzyłam zaspane oczy, których ostrość była fatalna. Dopiero po kilkunastu sekundach mogłam zobaczyć, gdzie się dokładnie znajdowałam    w izbie chorych.

Niemal wszystko dookoła mnie było białe: rzędy łóżek, framugi okien, a nawet podłoga.

Zmarszczyłam brwi, starając sobie coś przypomnieć... morze! Pamiętałam, że byłam z innymi nad morzem. Może to dlatego mam taki słonawy posmak w ustach? Ale o prócz słonej, morskiej soli, miałam też dziwny posmak... mięty? Hmmm... Zaklęłam cicho pod nosem i przenosząc ciężar na dłonie, ułożone po obu bokach mojej głowy, zaczęłam się podnosić. Niestety, ledwie kilka centymetrów dzieliło moją twarz od poduszki, a mój policzek ponownie się na niej znalazł. Poczułam niemiłosierny ból na plecach, który sprawił, że aż musiałam zacisnąć zęby, usta i powieki, byleby stłumić narastający we mnie krzyk.

Przełknęłam ślinę, po czym oddychając przez usta, postarałam się delikatnie przewrócić na bok, bo wiedziałam, że na plecy nie dam rady. Policzyłam w myślach do trzech i zaciskając zęby, przewróciłam się na bok i wyciągnęłam rękę pod sobą do przodu. Odetchnęłam, nareszcie mogąc lepiej oddychać i widzieć.

Ukryłam na moment twarz w zagięciu ręki i westchnęłam.

Na Anioła, w co ja się wpakowałam?!

- Clary? - usłyszałam nagle dobrze mi znany głos. Otworzyłam oczy i przeniosłam je na drzwi, w których stała Lilith. Ubrana w czarny komplet, składający się ze spodni, żakietu, szarej bluzki i czarnych koturnów, podbiegła do mojego łóżka, klękając na podłodze. Położyła dłoń na moim policzku, który pogładziła. Patrząc na mnie z przerażeniem, schowała kosmyk moich włosów za ucho. - Córko... - szepnęła i złożyła czuły pocałunek na moim czole. Usiadła na krawędzi łóżka, po czym zaczęła tulić moją twarz, jakby się bała, że ją zaraz stracę. Była tak blisko, że czułam jej mocne perfumy. Nie przeszkadzała mi jej obecność, przy której zawsze się mogłam poczuć bezpieczna. - Jonathan mi już o wszystkim powiedział. Przysięgam na wszystkie demony Edomu, że kiedy tylko zasiądę na tronie Edomu, skrócę tego Wayland'a o głowę i inne części ciała...

- Błagam - przerwałam jej, czując jak na jej słowa żołądek podchodzi mi do gardła. - i tak już się źle czuję. Nie pogarszaj tego, opowiadając o szczegółach egzekucji, jakie zaplanowałaś. - poprosiłam.

- Masz racje, wybacz. - zaśmiała się i ponownie odetchnęła. - O mało, co nie otarłaś się o śmierć wczoraj. Chwała losowi, że przeżyłaś...

- Ale za jaką cenę? - mruknęłam, delikatnie dotykając szorstkich od ran pleców. Skrzywiłam się, nie tylko z bólu, ale i na myśl, że wszyscy, którzy byli ze mną na plaży widzieli moje plecy.

- Bardzo bolą?

- Jak diabli.

- No dobrze. - westchnęła. - Ale nie mów nic ojcu. - poprosiła, po czym zamknęła oczy, i zaczynając szeptać nieznane słowa, przeniosła dłoń na moją pełną obrażeń część ciała, która pod jej dotykiem zabolała jeszcze mocniej. Ból jednak nie trwał długo, gdyż zaklęcie, które rzuciła na mnie Lilith, zadziałało, zmniejszając moje męczarnie na tyle, abym mogła usiąść i się oprzeć o poduszki. Poczułam niewyobrażalną ulgę.

- Dziękuję, matko. - szepnęłam z lekkim uśmiechem, kiedy brunetka otworzyła świecące się na ognisty kolor oczy. Po chwili kolor znikł, a zastąpił go jasno-zielony.

- Nie ma sprawy, a teraz odpoczywaj. Powiadomię twojego ojca, że twoja misja może się trochę opóźnić. - powiedziała, po czym wstała i sobie poszła.

Zostałam sama. Miałam zamiar się położyć, ale nagle zauważyłam jak w nogach łóżka leżą jakieś ubrania. Nachyliłam się i sięgnęłam po nie. Była to biała koszula nocna na ramiączkach, która dosięgała do kolan i biały, puchaty szlafrok. Najpierw nie miałam pojęcia, dlaczego mi zostawili ubrania, skoro i tak bym nie mogła się podnieść z łóżka, ale z drugiej strony miałam ochotę siedzieć tutaj jakkolwiek ubrana, byleby nie wciąż w bikini. Wzięłam więc ubrania i poszłam do łazienki obok. Przebrałam się, a brudne od krwi bikini wyrzuciłam do śmieci. Umyłam twarz, po czym wróciłam do łóżka, ostrożnie się opierając o poduszki. Brudną od krwi kołdrę skopałam na podłogę. Spojrzałam na zegarek obok, który wskazywał godzinę obiadową. Pewnie inni są w trakcie jedzenia, dlatego nikt do mnie nie...

- Clary!!

...nie zagląda.

Isabelle, Jace, Paul, a razem z nimi... Colton?! Widząc go przypomniało mi się wszystko, co się zdarzyło: plaża, sprzeczka, wyścig, a potem ból... Dostałam szału. Ponownie utkwiłam wzrok w Waylandzie i zacisnęłam usta. Zapragnęłam go tak bardzo zobaczyć martwego, że nie mogłam się powstrzymać i wstałam, zmierzając w jego stronę szybkim krokiem.

- Ty, suki*synie! - wydarłam się, chcąc się na niego rzucić. Lecz poczułam, że w ostatniej chwili ramiona Jace'a łapią mnie od przodu i owijają się w końcu wokół, powstrzymując mnie od ataku. Szarpałam się dalej, będąc w jeszcze większej furii, kiedy na twarz Coltona wstąpił rozbawiony uśmieszek.

- Clary, zostaw! - syknął do mnie blondyn, wciąż mnie trzymając w żelaznym uścisku. Czułam, że dyszy i powoli kończą mu się siły, gdy tym czasem mi przybywały. W końcu tak już miał dość, że poprosił Paul'a o pomoc, który z westchnieniem złapał za moje nogi i je uniósł.

- Puszczajcie obydwaj, bo nie ręczę za siebie! - ostrzegłam, kiedy przenieśli mnie na łóżko obok i unieruchomili moje nogi i nadgarstki. - Zabiję drania! Zatłukę jak psa! - Niestety, moje wyzwiska nie robiły na Waylandzie żadnego wrażenia, wręcz go bawiły.

- A nie mówiłem, że tak będzie? - powiedział w końcu Paul, rozluźniając nieco uścisk na mojej nodze, którą udało mi się go kopnąć w brzuch. Zamiast się za niego złapać, chłopak kaszlnął i ponownie zamknął moje nogi w żelaznym uścisku. - Wiem, że jesteś wściekła, ale to nie powód, aby mnie kopać, mała.

- Nie nazywaj mnie tak. - warknęłam, dysząc. W końcu ja sama już miałam dość i westchnęłam ciężko. Jace i Paul również, dlatego, kiedy zobaczyli, że już się uspokoiłam (tylko fizycznie), puścili mnie. Powoli usiadłam i pogroziłam Coltonowi palcem, mówiąc:

- Zbliż się do mnie, a dowiesz się co naprawdę znaczy określenie jesień średniowiecza.

- Teraz jeszcze bardziej mnie kusi, aby do ciebie podejść. - zaśmiał się bez krzty wesołości.

- Zamknij się. - warknęła Isabelle i usiadła obok mnie, przytulając. - Na Anioła, tak bardzo się bałam.

- Pójdę zawiadomić Maryse. - powiedział Paul i przy okazji zabrał ze sobą Coltona. Świetnie, przynajmniej nie będę musiała oglądać jego gęby.

- Aż tak źle ze mną było? - spytałam, odsuwając się od niej.

- Topiłaś się i o mały włos nie zginęłaś. - powiedział Jace, patrząc na mnie współczująco.

- Ale Jace cię uratował. - dodała szybko Isabelle. - Wskoczył do wody, a kiedy cię wyciągnął, nie oddychałaś, więc zaczął cię reanimować...

- Reanimować?! - wykrztusiłam, patrząc się zszokowana na blondyna.

- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. - mrugnął do mnie z uśmiechem. Poczułam wpływający rumieniec, który musiał być doskonale widoczny na mojej bladej twarzy. Przez dłuższą chwilę siedziałam cicho ze spuszczoną głową.

- Ale tylko masaż serca? - upewniłam się wystraszona. Kiedy Jace nie odpowiedział, spojrzałam z oczami wielkości talerzy na Isabelle. Dziewczyna jedynie udała, że patrzy na niewidzialny zegarek na nadgarstku i udała zmartwienie.

- Och, jak późno! Lekcja się zaczyna! - powiedziała i szybkim krokiem wyszła.

- Tylko masaż serca? - powtórzyłam przerażona, patrząc na blondyna. Nagle jego usta ułożyły się w szerokim uśmiechu.









Wiem, że rozdział dość krótki i taki nudnaaaawy i przepraszam za to, ale obiecuję, że next będzie dłuższy i, że postaram się go napisać lepiej!

Tym czasem chciałabym wam z całego serca podziękować za 9 562 wyświetlenia i komentarze, których miłe słowa i opinia są dla mnie ogromną motywacją do dalszego pisania. Dziękuję, że jesteście ze mną i, że czytacie to opowiadanie <3

17 komentarzy:

  1. OMG *-* kocham !!! Czekam na next !
    PS: zapraszam na nude 😉
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaa moje Clace, hurrraa!!!!!! Boże, zabiję Coltona!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki tobie i twojej fenomenalnej twórczości szybciej pozbieram się z "doła" wezmę się w garść i napiszę może nawet dobry rozdział :*

    A co do rozdziału to jest moje Clace ♥ i nie jest nudny! ♥

    Clary :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny, tak jak reszta opowieści. Jace i wkurzanie Clary ❤ Czekam na next'a. Pozdrawiam i życzę weny :) Zapraszam do siebie ----> my-life-isnt-normal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże kocham <3
    nie mogę się doczekać nexta i mam nadzieje że będzie niedługo <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział wspaniały <3
    Nie moge się doczekać następnego :* ❤

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział boski <3
    Moje Clace <3 <3
    Czekam na next !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział. Naprawdę nie wiem co mam napisać. Rozdział boski. Czekam na nekst.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie no ty naprawde prosisz się o śmierć ;-;
    Nudny?! NUDNY TAK?! Ty chyba nie wiesz co to znaczy xd
    Jest M.E.G.A i już :* (choć może nie najdłuższy xD)

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział niesamowity jak zawsze!
    Czekam na nexta i zapraszam do mnie na Anioły Potępienia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow *_* Twój blog jest świetny! Czekam na dalsze części ;)Zapraszam także na mojego bloga: http://www.daryrazjela.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie pisania, ale myślę, że uda mi się go wstawić jeszcze w ten weekend, najpóźniej w przyszłym tygodniu ;)

      Usuń
  14. Mam zaszczyt nominować cię do LBA! Więcej na http://anielski-swiat.blogspot.com/2016/01/spozniony-lba.html

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny rozdział! Będę czekała na następny :) ♥-Jula^^

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3