Nigdy nie myślałam nad tym, aby wyjść za mąż i założyć rodzinę; wejść w rolę żony i matki. Być ukochaną dla swojego ukochanego i być przykładem dla swoich dzieci, być dla nich oparciem i rodziną.
Teraz jednak, kiedy sobie wyobrażam siebie wśród małych istotek pełznących obok mnie i mówiących 'kocham cię, mamusiu', wiem, że to by stanowiło jeden z celów i pragnień mojej przyszłości.
Wszystko to mogłoby się spełnić...
Gdyby nie to, że moje ciało uznaje rozwijające się życie za bakterię, której musi się ze mnie pozbyć. Będzie się jej pozbywać za każdym razem, kiedy tylko znajdzie się w moim łonie. Jak czegoś niebezpiecznego. Jak coś zbędnego. Jak coś nic nie znaczącego.
Nienawidzę za to całej siebie.
◊◊ Celine ◊◊
- Clary, proszę, zjedz coś - powiedziałam cicho, wskazując głową na tacę z nietkniętym jedzeniem, stojącą na stoliku nocnym.
- Nie jestem głodna - mruknęła, leżąc na boku z nieobecnym wzrokiem wbitym w ścianę. Jej twarz przybrała blady kolor z powodu niedożywienia i odwodnienia. Minęły trzy dni, od tamtego zdarzenia, a jej usta nawet nie tknęły kawałka chleba lub wody.
Nie było z nią dobrze.
Było źle.
Nie jadła.
Nie piła.
Nie starałam się z nią rozmawiać, domyślając się, że na razie potrzebuje spokoju i samotności, aby pomyśleć. Teraz jednak, widząc ją w jakim jest stanie, wiedziałam, że muszę odbyć z nią rozmowę.
- Clary - zaczęłam, siadając na brzegu łóżka i kładąc dłoń na jej ramieniu, z którego zsunęło się ramiączko koszuli nocnej. - Domyślam się, że... jest ci ciężko. Strata dziecka, to rzecz, która zostawia na duszy ogromne piętno.
- Skąd wiesz? - spytała cicho.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
- Bo ja też kiedyś jedno straciłam - wyznałam, czując ukłucie w sercu. - Przed Jace'm miałam urodzić synka. Jednak w dwunastym tygodniu ciąży... uznał, aby urodzić się wcześniej - wyjaśniłam, czując, jak obraz zamazuje mi się przed oczami. Na samo wspomnienie, kiedy tamtej nocy obudziłam się zlana potem, wśród zakrwawionej pościeli, zachciało mi się ponownie krzyczeć z rozpaczy, tak jak wtedy. - Wiem, jak to jest stracić coś, co nazywają życiem. Życiem, o które kobiety muszą dbać, zanim się jeszcze narodzi. Zdarzają się jednak przypadki, kiedy ono chce od nas odejść wcześniej, a my nie możemy nic z tym zrobić. Możemy tylko sobie wyobrażać, jak piękne jest wśród innych aniołków. - Uśmiechnęłam się lekko, smutno. Pogładziłam ramię rudowłosej, w której oczach również gościły łzy.
- Gdybym mogła cofnąć czas - wyszeptała, hamując wybuch płaczu. - Może bym mogła zrobić coś, aby przeży... - Głos jej się załamał, a jej ciałem wstrząsnęły drgawki. Przysunęłam się bliżej, aby móc ją objąć.
- Cii.
- Ale ja nigdy nie będę miała swoich dzieci - wymamrotała, przez łzy. - Nigdy już nie poznam uczucia miłości skierowanej do rozwijającego się życia pod moim sercem. Jace mnie znienawidzi, kiedy się dowie. Uzna, że jestem bezużyteczna, skoro nawet nie mogę mieć własnych dzieci. A Jonathan? Jemu już jest pewnie za mnie wstyd.
- Clary - zaczęłam - Dobry Boże, nie mów tak! Jace nigdy tak nie pomyśli, Jonathan też nie. Oboje cię bardzo kochają.
- Ty i Stephen też pewnie nie chcecie dla Jace'a kogoś takiego, jak ja.
- Chcemy dla niego kogoś, kto będzie go kochał i da mu szczęście.
- Ja mu go nie dam - wyszeptała. - Ja już nie dam rady żyć. Nie mam przyszłości.
- Przestań - szepnęłam, mocniej ją obejmując. - Jest wiele kobiet, które nie dały rady mieć dzieci. Możesz jednak podarować dom i miłość innemu dziecku, możesz jakieś adoptować. Takie dzieci też są kochane.
- To co innego.
- To nie średniowiecze, Clary. Mężczyźni nie patrzą już na kobietę, jak na maszynę do rodzenia, która da im upragnionego potomka. Oczywiście, mogą się zdarzyć tacy, którzy nie zaakceptują obcego dziecka, ale z reguły jest tak, że ten jedyny cię pokocha taką jaką jesteś. Pokocha twój wygląd, charakter i odda ci swe serce... jak Jace. On cię kocha, Clary - wytłumaczyłam. - Nie zostawi cię.
Dziewczyna powoli zaczęła się uspokajać. Łez z jej oczu wypływało co raz mniej, a jej oddech z każdą minutą stawał się bardziej równomierny.
- Twoja przyszłość nadal ma sens - powiedziałam, ujmując jej dłoń. Kciukiem zaczęłam kreślić wzory na jej dłoni. - Jeszcze poznasz tego jedynego, z którym będziecie mogli adoptować dzieci i kochać je tak, jak własne. Jeszcze nie raz będziesz słyszała dziecięcy głos, mówiący do ciebie 'mamo'.
Widząc, że nie zamierza już rozmawiać, wzięłam tacę i opuściłam pokój, dając jej czas do myślenia. Skierowałam się w stronę kuchni, gdzie obecnie przesiadywał Jonathan, pijąc szklankę wody. Był zamyślony. Widząc mnie od razu się ocknął.
- Celine - odchrząknął. - Jak Clary?
- Ona się boi, że wszystkich straci.
- Dlaczego?
- Myśli, że Jace uzna ją za bezużyteczną, a ty, że będziesz się jej wstydził.
- Bzdury - stwierdził, marszcząc brwi.
- Dla ciebie bzdury, a według niej jej przyszłość - wyjaśniłam. - Powinieneś iść nie długo i powiedzieć jej, że ją kochasz i że zawsze będzie twoją siostrą. O ile tak jest.
- Oczywiście, że jest - oznajmił i wyszedł. Ja tym czasem znalazłam kartkę papieru i długopis. Po chwili namysłu, zaczęłam pisać:
Rozmawiałam z Clary. Nie wiem jednak, co będzie dalej.
Prawdopodobnie zostanę tu jeszcze trochę. Domyślam się,
że Jace się o mnie i o nią dopytuje. Myślę, że już czas, aby
przyszedł i dowiedział się o wszystkim. Martwi się o nią,
a jej potrzebne jest wsparcie. Przyślij go. Niech przyjdzie.
Celine
Następnie złożyłam karteczkę na pół i wysłałam ją jako ognistą wiadomość do Stephena. Wiedziałam, że już czas, aby Jace dowiedział się o wszystkim, a Clary, żeby zrozumiała, że nie jest sama.
Jace jest jedyną nadzieją na to, aby Clary mogła się pozbierać.
◊◊ Jace ◊◊
Kiedy ojciec powiedział mi, że matka prosiła, abym poszedł do posiadłości Morgensternów, serce o mało, co mi nie wyskoczyło.
Celine już od kilku dni tam nocuje, a ja wiem, że to z powodu Clary. Coś było z nią nie tak. Nie wiedziałem jednak co. Nikt mi nie chciał powiedzieć. Kiedy osobiście chciałem się do niej wybrać, Stephen oznajmił, żebym jeszcze poczekał. Przez kolejne noce nawet nie zmrużyłem oka. Leżałem na łóżku, trzymając klucza, który Clary mi podarowała tamtego wieczora.
Docierając do domu ukochanej, poczułem, że coś na prawdę jest nie w porządku. Coś w środku podpowiadało mi, że kiedy tam wejdę, zastanę coś złego. Nie zwalniałem jednak kroku, wręcz przeciwnie, przyśpieszyłem.
Do środka niemal wpadłem. Nie zwracając uwagi na witające mnie służące, zacząłem kierować się do sypialni ukochanej. Pod drzwiami jednak spotkałem Celine, która widząc mnie, odetchnęła z ulgą.
- Chcę się z nią zobaczyć - oznajmiłem twardo. Dłonie matki jednak spoczęły na moich ramionach, odciągając mnie od drzwi. - Co jej jest? Dlaczego nie mogę się z nią skontaktować?
- Jace - zaczęła cicho. - Zanim wpadniesz do jej pokoju, musisz o czymś wiedzieć.
- Co dokładnie? - Spojrzała na mnie ze smutkiem tak głębokim, że wiedziałem, że muszę przygotować się na najgorsze.
- Chcę się z nią zobaczyć - oznajmiłem twardo. Dłonie matki jednak spoczęły na moich ramionach, odciągając mnie od drzwi. - Co jej jest? Dlaczego nie mogę się z nią skontaktować?
- Jace - zaczęła cicho. - Zanim wpadniesz do jej pokoju, musisz o czymś wiedzieć.
- Co dokładnie? - Spojrzała na mnie ze smutkiem tak głębokim, że wiedziałem, że muszę przygotować się na najgorsze.
***
Słowa Celine powoli były przetwarzane przeze mnie w mojej głowie. Po długim czasie, kiedy dotarło do mnie ich znaczenie, poczułem się, jak we śnie. Miałem wrażenie, że za chwileczkę się obudzę i znów będę w swoim pokoju, czekając na jakieś wieści dotyczących grypy Clary.
Ale to była prawda.
Okropna r z e c z y w i s t o ś ć.
Z jednej strony byłem szczęśliwy, bo Clary żyła. Żyła i była tuż za tymi drzwiami. Z drugiej zaś strony byłem załamany, bo w końcu, nie myliłem się... chodziło o śmierć, jednak nie o śmierć Clary, tylko dziecka. Naszego. Mojego. Jej. Chodziło o śmierć prawdziwego dziecka, które - gdyby żyło - miałoby w sobie krew moją i Clary. Straciłem syna lub córkę. Nie wyobrażałem w tej chwili sobie siebie w roli ojca, ale na tą wiadomość, poczułem, jak moje serce zalewa fala okropnego bólu.
Byłem również zszokowany na wiadomość, że Clary nie może mieć dzieci. NIE. Nie zszokowany, tylko zły. Byłem zły, a dokładnie wściekły. Nie na nią. Byłem wściekły na Valentine'a. To wszystko przez z niego.
- Jace - odezwała się Celine, ujmując moją twarz w swoje dłonie. - Wiem, że to dla ciebie szok, dla Clary też. Przeżywa to tak bardzo, że od dłuższego czasu nie chce jeść. Ona tak długo nie pociągnie, musisz ją wesprzeć. Siedzicie w tym razem. Rozumiesz?
Ledwo widocznie pokiwałem głową, wiedząc, że ma racje. Ja i Clary siedzieliśmy w tym razem, a myśl, że jeszcze ją miałbym niedługo stracić, bolała jak nigdy.
Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem w stronę drzwi, za którymi znajdowała się Clary. Niepewnie nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Tam zaś powitało mnie duszące powietrze i ciemność, która panowała niemal w całym pokoju. Gdyby nie promienie słoneczne przebijające się przez zasłony, nie widziałbym nic.
Ale widziałem.
Wystarczająco.
Widziałem łóżko, które wydawało się być niewyobrażalnie duże dla istoty, która w nim leżała; skulona, z lokami rozrzuconymi na poduszce. Jej twarz - zmęczona, jak po przeżytych cierpieniach - była bez jakiejkolwiek maski, którą mogłaby na siebie założyć. Było widać tylko panujący na niej sen, jak i zawarty w nim niepokój.
Zamknąłem za sobą drzwi i cicho podszedłem bliżej łóżka. Patrząc na jej twarz i unoszącą się pierś, która po chwili znowu opadała, miałem wrażenie, że nienawiść do niej nigdy nie będzie istnieć. Jedyne, co poczułem, to miłość tak silną, że musiałem nad sobą panować, aby się na nią nie rzucić i zamknąć w uścisku, z którego już nigdy bym jej nie wypuścił.
Powoli usiadłem na brzegu łóżka i ująłem jej spoczywającą na brzuchu dłoń, na której nadal spoczywał podarowany przeze mnie pierścionek. Na wspomnienie, kiedy jej go dałem, nie mogłem się lekko nie uśmiechnąć.
Jej dłoń nagle drgnęła. Przeniosłem wzrok na jej duże oczy, które wpatrywały się we mnie swoją szmaragdową barwą. Ich kolor jednak zdawał się na skutek ostatnich zdarzeń, przygasnąć. Nie było w nich już iskierki podniecenia lub szczęścia. Krył się w nich strach i smutek.
Mogłem w tamtej chwili użyć słów, aby wyrazić, to co czuję, ale postanowiłem milczeć. Postanowiłem wyrazić to co czuję, patrząc na nią. Oboje tak postanowiliśmy. Nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczyła nam nasza wspólna obecność i spojrzenie; jej było przepraszające, jakby chciała mi powiedzieć, że jest jej przykro, iż dopuściła do czegoś takiego. Moje zaś mówiło, aby się nie winiła, bo to nie była jej wina.
Na potwierdzenie tego, mocniej ścisnąłem jej dłoń. Ścisnąłem ją, by móc jej również przekazać, że ją kocham i zawsze przy niej będę.
Kiedy odwzajemniła uścisk, dostrzegłem w jej oczach zbierające się łzy. Zacisnęła wargi w cienką kreskę, jakby chciała powstrzymać nadchodzący wybuch płaczu. Widząc to, powiedziałem do niej bezgłośnie:
- Kocham cię - I mocno ją objąłem, przysięgając sobie w duchu na Anioła, że jeżeli ktoś jeszcze postanowi ją w życiu skrzywdzić, jego krew będzie się lała strumieniami w piekle, w którym dopilnuję, aby się znalazł.
Tak, Aniołki <3 Taki smutny rozdział, ale oficjalne zakończenie smutku będzie w kolejnym rozdziale, który pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Będzie on jednak króciutki i jego tytuł będzie nosił "Epilog". Będzie to epilog księgi 2. Potem nastąpi księga 3, prawdopodobnie ostatnia. Jedyne co mogę zdradzić, to ze epilog będzie kluczowym momentem w życiu Clary i Jace'a. Można powiedzieć, że bardziej dojrzeją, szczególnie, że 3 księdze będzie ich czekać duuuuużo złych rzeczy.
Ale widziałem.
Wystarczająco.
Widziałem łóżko, które wydawało się być niewyobrażalnie duże dla istoty, która w nim leżała; skulona, z lokami rozrzuconymi na poduszce. Jej twarz - zmęczona, jak po przeżytych cierpieniach - była bez jakiejkolwiek maski, którą mogłaby na siebie założyć. Było widać tylko panujący na niej sen, jak i zawarty w nim niepokój.
Zamknąłem za sobą drzwi i cicho podszedłem bliżej łóżka. Patrząc na jej twarz i unoszącą się pierś, która po chwili znowu opadała, miałem wrażenie, że nienawiść do niej nigdy nie będzie istnieć. Jedyne, co poczułem, to miłość tak silną, że musiałem nad sobą panować, aby się na nią nie rzucić i zamknąć w uścisku, z którego już nigdy bym jej nie wypuścił.
Powoli usiadłem na brzegu łóżka i ująłem jej spoczywającą na brzuchu dłoń, na której nadal spoczywał podarowany przeze mnie pierścionek. Na wspomnienie, kiedy jej go dałem, nie mogłem się lekko nie uśmiechnąć.
Jej dłoń nagle drgnęła. Przeniosłem wzrok na jej duże oczy, które wpatrywały się we mnie swoją szmaragdową barwą. Ich kolor jednak zdawał się na skutek ostatnich zdarzeń, przygasnąć. Nie było w nich już iskierki podniecenia lub szczęścia. Krył się w nich strach i smutek.
Mogłem w tamtej chwili użyć słów, aby wyrazić, to co czuję, ale postanowiłem milczeć. Postanowiłem wyrazić to co czuję, patrząc na nią. Oboje tak postanowiliśmy. Nie potrzebowaliśmy słów. Wystarczyła nam nasza wspólna obecność i spojrzenie; jej było przepraszające, jakby chciała mi powiedzieć, że jest jej przykro, iż dopuściła do czegoś takiego. Moje zaś mówiło, aby się nie winiła, bo to nie była jej wina.
Na potwierdzenie tego, mocniej ścisnąłem jej dłoń. Ścisnąłem ją, by móc jej również przekazać, że ją kocham i zawsze przy niej będę.
Kiedy odwzajemniła uścisk, dostrzegłem w jej oczach zbierające się łzy. Zacisnęła wargi w cienką kreskę, jakby chciała powstrzymać nadchodzący wybuch płaczu. Widząc to, powiedziałem do niej bezgłośnie:
- Kocham cię - I mocno ją objąłem, przysięgając sobie w duchu na Anioła, że jeżeli ktoś jeszcze postanowi ją w życiu skrzywdzić, jego krew będzie się lała strumieniami w piekle, w którym dopilnuję, aby się znalazł.
Tak, Aniołki <3 Taki smutny rozdział, ale oficjalne zakończenie smutku będzie w kolejnym rozdziale, który pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Będzie on jednak króciutki i jego tytuł będzie nosił "Epilog". Będzie to epilog księgi 2. Potem nastąpi księga 3, prawdopodobnie ostatnia. Jedyne co mogę zdradzić, to ze epilog będzie kluczowym momentem w życiu Clary i Jace'a. Można powiedzieć, że bardziej dojrzeją, szczególnie, że 3 księdze będzie ich czekać duuuuużo złych rzeczy.
Jaaaa 😀 nie mogę się doczekać następnego rozdziału 😍😍
OdpowiedzUsuńCudowny:) nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału<3
OdpowiedzUsuńOjeju jakie piękne <3 nie mogę się doczekać następnego rozdziału :3
OdpowiedzUsuń~C
Twoje rozdziały są niesamowite! Nie! TY JESTEŚ NIESAMOWITA! Przeczytałam każdy Twój blog i jestem zachwycona! Masz cudowne pomysły i każdy z nich jest inny! Według mnie mogłabyś konkurować z Cassandrą. Ba! Niektóre Twoje fragmenty są nawet lepsze! Mam szczerą nadzieję że nigdy nie skończysz tworzyć blogów, a nawet kiedyś napiszesz książkę ;). Pewnie ciągle Ci mówią, że jesteś genialna, ale wiedz, że gdzieś tam na Podhalu pewna dziewczyna trzyma za Ciebie kciuki! ;*
OdpowiedzUsuńŻyczę nieprzerwanej weny i wytrwałości!
~Kate
PS Jestem Twoją fanką! ;D
Jejku, bardzo dziękuję <3 Takie słowa naprawdę dużo dla mnie znaczą :3 Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3
UsuńPozdrawiam cię ciepło!