wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 2 Odbudowa

◊ Jace 



Kiedy tylko promienie słoneczne wdzierają się do mojego pokoju i padają na moją twarz, budzę się. Otwieram powoli zaspane oczy i pierwsze co widzę, to rudowłosa głowa leżąca obok na poduszce. Na sobie nadal ma wczorajszą sukienkę, której materiał wystaje z pod kołdry.

Na mojej twarzy pojawia się uśmiech; Ona tutaj jest.

Odruchowo dotykam delikatnie jej włosów, które pachną tak samo cudownie, jak zawsze.

Nagle się przekręca w moją stronę, niewyraźnie coś mrucząc pod nosem. Patrzę na zegarek wiszący nad drzwiami    11;03. Po raz pierwszy śpię tak długo, ale nie ma co się dziwić, skoro z Clary wróciliśmy około drugiej w nocy; Tańczyliśmy i piliśmy wino do póki jej oczy powoli nie zaczęły się zamykać. Musiałem nieść ją do domu na rękach.

- Nigdy więcej nie wypiję wina przyniesionego przez czarowników. - Ocknąłem się na dźwięk jej zaspanego głosu. Jej oczy wciąż były zamknięte, ale na jej twarzy widniał lekki uśmiech. - Głowa mi pęka. - mruknęła, bardziej wtulając głowę w poduszkę.

Nie mogłem się nie uśmiechnąć. Przejechałem palcami po jej twarzy, następnie całując ją w głowę. Jak bardzo się cieszyłem, że zachowywałem wczoraj umiar, jeśli chodzi o alkohol, inaczej byłbym w takim samym stanie co ona wczoraj, a to mogłoby się źle skończyć.

- Zaraz ci coś przyniosę. - powiedziałem, niechętnie wstając z łóżka. - Tylko nigdzie nie odchodź! - Zaśmiała się na moje słowa, lecz po chwili skrzywiła, łapiąc się odruchowo za głowę.

Szybkim krokiem popędziłem do kuchni, gdzie pałętało się kilka służących. Na mój widok    jak zawsze    znieruchomiały. No, ale co się dziwić? Nie codziennie ma się w kuchni anioła w samych bokserkach do spania.

- Potrzebuję tabletki przeciwbólowe i szklankę soku. - oznajmiłem. Na moje słowa jedna z dziewczyn rzuciła się w stronę szafki z lekami i już po chwili miałem przed nosem tackę z dwiema tabletkami i szklanką soku owocowego.

Mrucząc szybkie "dziękuję", wziąłem tackę i najszybciej jak umiałem, popędziłem z powrotem do pokoju, gdzie nadal leżała moja rudowłosa piękność.

- Proszę. - powiedziałem, kładąc jej tackę na kolanach, kiedy usiadła. Szybkim ruchem wzięła tabletki i popiła całą zawartością szklanki. Po chwili zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem szmaragdowych oczu i tym cudownym uśmiechem.

- Dziękuję - powiedziała cicho, odkładając tackę na stolik nocny. - I przepraszam za kłopot.

- Nie rozśmieszaj mnie. Mój pokój jest do usług, jeżeli chodzi o kaca. - zaśmiałem się.

- Naprawdę? Ile więc dziewczyn korzystało z tych twoich "usług"? - spytała, unosząc brew.

- Tylko ty, słońce. - szepnąłem, nachylając się, aby móc ją pocałować, ale jej dłoń spoczęła na moich ustach, odpychając je.

- Nie tak szybko, Herondale. Muszę szybko wysłać wiadomość do Jii. Pewnie się martwi.

- Już to zrobiłem. - Widząc jej pytającą minę, dodałem. - Kiedy ty słodko zasnęłaś w moim łóżku, napisałem do Penhallo'ów ognistą wiadomość.

- Dziękuję, naprawdę. - powiedziała, przeczesując palcami nieco potargane włosy. - Ale chyba będę już musiała iść. - westchnęła, chcąc wstać, ale pchnąłem ją z powrotem na poduszki, wywołując tym gestem jej śmiech.

Nachyliłem się nad nią, wędrując dłońmi od ud, aż po szyję. Obsypałem ją pocałunkami, następnie przesuwając się w stronę ust. Delektowałem się ich miękkością i smakiem.

- Myślisz, że pozwolę ci tak po prostu wyjść? - zaśmiałem się, patrząc w jej oczy, kiedy nasze usta się od siebie oderwały, aby złapać oddech.

- Wychodzi na to, że nie.

- Brawo.

- Jace, ja naprawdę muszę iść. Mam dużo spraw do załatwienia. - wyjaśniła ze smutnym uśmiechem. - Myślałam, że wczorajszy wieczór nic nie zmieni i nadal będę miała wszystko gdzieś przez następne miesiące, ale ty... - westchnęła, patrząc na mnie z miłością. - Dałeś mi powód, aby żyć, nawet, kiedy wszystkich straciłam.

- Masz mnie.

- Wiem. To ty jesteś teraz sensem mojego życia, które muszę sobie poukładać. Pójdę do Jii, podziękuję jej, a potem zabiorę się za remont posiadłości Morgenstern'ów. Możesz pomóc, jak chcesz.

- Z ogromną przyjemnością. - uśmiechnąłem się. W tej chwili chciałem każdą sekundę spędzić z nią, aby móc nadrobić ten stracony czas. Teraz chciałem poświęcać czas najbliższym mi osobą, ponieważ wydarzenia z przed kilku miesięcy, uświadomiły mi, jak bardzo jest on cenny.

- Wyślę do ciebie wiadomość, kiedy masz przyjść. Zgoda?

- Zgoda. - kiwnąłem głową, po czym ponownie zanurzyłem nos w jej szyi, łapczywie ssąc jej skórę, co wywołało jej głośny śmiech.



Clary 



Po wyjściu od Jace'a    tak, aby uniknąć spotkania z jego rodzicami    skierowałam się do domu Penhallow'ów, gdzie czekała już na mnie Jia. Zaczęła mnie ściskać i mówić, jak to bardzo się cieszy, że wyszłam ze stanu, w jakim się znajdowałam jeszcze wczoraj rano.

Po podziękowaniu jej, umyciu się i przebraniu w normalne, pożyczone ubrania    zieloną koszulę, czarne rurki i balerinki    od Aline, podpisałam najważniejsze dokumenty dotyczące spadku i domu Morgenstern'ów. Jia schowała je na koniec do teczki, mówiąc, że przekaże je później radzie w Sali Anioła. Zanim odeszłam, dostałam od niej pęk starych kluczy, które były do zamków i bram mojej rodowej posiadłości.

Godzinę później dotarłam do posiadłości. Stałam przed wysoką, metalową bramą, przez której szpary wpatrywałam się w imponującą budowlę w oddali, która zdecydowanie przypominała styl architektury barokowej; Cała posiadłość (jak i mniejsza budowla obok, która służyła za stajnie) została zbudowana z ciemnego kamienia ponad 400 lat temu. Ten dom jest więc jednym z najstarszych w Idrisie. Był on, jak zabytek; szczególna historia rodu Morgensternów, tajemnice i majątek, kryjące się za grubymi ścianami domu.

Przez bramę szła szeroka ścieżka przeznaczona dla koni i powozów. Okrążała ona dużą, kamienną fontannę ogrodową, której wysoki czubek był ostry niczym szpada.

Promienie słoneczne odbijały się od wysokich okien domu i szklanych drzwi balkonów.

Z tyłu posiadłości jednak był niesamowicie duży teren, na którym pierwsi Morgenstern'owie urządzili ogród, w którym można było spacerować lub odpocząć pod starym, kamiennym pawilonem ogrodowym. O prócz dużego ogrodu i licznych gatunków roślin, było także dużo pustego miejsca wśród kilku drzew. Nieco dalej znajdował się także specjalnie ogrodzony wybieg dla koni. Jednak moim ulubionym miejscem było nieduże zejście po kamiennych schodkach na brzeg niedużego jeziora, gdzie lekko kołysał się pomost. Ja, Jonathan i Seraphina uwielbialiśmy się w nim kąpać letnimi wieczorami, kiedy to po całym dniu woda nareszcie była ciepła, jak zupa.

Niepewnie przekręciłam klucz w zamku bramy, która nie mogła nie zaskrzypieć przy otwieraniu.

Po kilku minutach stałam już w głównym holu posiadłości, który był pusty. Jedynie, co się w nim znajdowało, to niedziałający żyrandol zwisający z sufitu i szerokie schody z kutymi balustradami.

Następne korytarze były bardziej przyozdobione; na ścianach wisiały autentyczne obrazy, które zostały namalowane przez Jocelyn lub innych    przyziemnych lub podziemnych    słynnych malarzy. Większość, to były jednak dzieła sztuki, chociaż całkiem sporo było także portretów Morgenstern'ów, w tym mój, mojego rodzeństwa i moich rodziców.

Nie tylko obrazy zdobiły korytarze, ale także rzeźby i wazy. Miałam jednak wrażenie, że oczy wszystkich tych cennych przedmiotów, patrzą na mnie, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę.

W pomieszczeniach znajdowały się ciężkie, ciemne meble, zasłony, żyrandole i najczęściej perskie dywany.

Po obejrzeniu kilku pokoi i wspominaniu, stanęłam w miejscu i westchnęłam ciężko, splatając ręce na piersi.

- Cholera. - szepnęłam, wiedząc, że czeka mnie dużo pracy, jeżeli choć trochę chcę zmienić panujący tutaj mroczny klimat.





Dwa tygodnie później...




- Nie, ten zdecydowanie musi zostać. - oznajmiłam, wskazując na portret Jocelyn w zielonej sukience. Na samo wspomnienie o niej, musiałam hamować łzy. Żałowałam, że tak mało czasu z nią spędziłam.

- A ten, panienko? - Wyrwał mnie z zamyśleń głos jednej z niedawno zatrudnionych służących. Trzymała przez rękawiczki kolejny portret, ale przedstawiał on mnie, Jonathana i Seraphine, kiedy byliśmy młodsi. Staliśmy we trójkę na tle fontanny naszej posiadłości.

- Ten też ma zostać. - oznajmiła.

- A co z tym, panienko? - Tym razem pokazała mi portret Valentine'a.

- Do piwnicy. - odparłam bez wahania. Jedyny obraz, który mam zamiar powiesić z jego twarzą, to portret, na którym jest cała nasza rodzina. Resztę wysyłam do Clave, aby mogli je przechować.

- A który do gabinetu panienki?

- Ten z widokiem na góry Alicante.

- Którego...

- Ten, który namalowała moja matka. - powiedziałam, ruszając przez salon, który został wyłożony papierem. Co chwilę musiałam patrzeć pod nogi, aby się nie potknąć o narzędzia lub śmieci, które służące i kilku robotników zostawiło na ziemi do użycia lub wyrzucenia.

Właśnie miałam iść i zobaczyć, jak idzie remont w kuchni, kiedy zatrzymała mnie kolejna służąca. Schowała kosmyki włosów za ucho i dysząc, dygnęła.

- Panienko, masz gości.

- Gości? - zmarszczyłam brwi.

- Tak, panicz Herondale i Carstairs, rodzeństwo Ligthwood, a także panienka Lightwood.

- Rozumiem, dziękuję. - mruknęłam, biegiem kierując się w stronę holu, gdzie zastałam owych gości. Na ich widok uśmiechnęłam się szeroko, zbiegając po schodach. Rzuciłam się na szyje blondynowi, który uścisnął mnie równie mocno i obrócił nas razem wokół własnej osi. Nasze powitanie zakończyliśmy pocałunkiem.

Przez ostatnie dwa tygodnie spędzaliśmy razem dużo czasu; Raz u niego, raz u mnie w ogrodzie, raz na spacerach lub wspólnych polowaniach. Starałam się jednak także poświęcać czas remontowi domu. W każdym razie ja i Jace byliśmy oficjalnie parą. Jego rodzice nie mają nic przeciwko, Celine nawet zaprosiła mnie na obiad, a Mia podzieliła się ze mną zawartością swojego pudełka pełnych różnych muszli.

- Miło cię widzieć, Clary. - powiedziała Annabeth, wyswobadzając się z objęć swojego chłopaka Paul'a, następnie mnie ściskając. - Nie widziałyśmy się dobre kilka miesięcy. - zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam.

- My też. - dołączył się Paul.

- Jak ci idzie remont, Clary? - spytała Isabelle, kiedy ona i Alec ściskali mnie równocześnie.

- Dobrze. Prawdopodobnie skończę już za dwa miesiące.

- A co dokładnie zmienisz? - spytał blondyn, podchodząc do mnie bliżej, by móc objąć mnie w talii i pocałować mnie w głowę.

- Zmieniam wystrój. Chcę niektóre obrazy i rzeźby przenieść do piwnicy, a meble, dywany, zasłony i tapety zmienić na jaśniejsze. - wytłumaczyłam, wzruszając ramionami. - Chcę także odnowić niektóre inne piwnice i wymienić niektóre framugi.

- Widzę, że zatrudniłaś już kilku służących i robotników. - powiedział Alec, zerkając na mężczyznę, przenoszącego dużą belkę.

- Tak, Jia przydzieliła kilku przyziemnych ze wzrokiem. - wyjaśniłam. - Może poszlibyśmy do ogrodu? Większość pomieszczeń, w tym salon, znajdują się obecnie nie do użycia.

- A może byśmy pomogli? - zaproponowała Isabelle, a inni pokiwali głowami. - Możemy malować lub pomóc przenosić.

- Jeżeli wam się chcę. - zaśmiałam się.



***



Wszyscy zabraliśmy się za malowanie kilku pokoi gościnnych. Zamaczając wałek w kremowej farbie zaczęłam wodzić nim po szarej od starości ścianie.

Co chwilę zerkałam ukradkiem na Jace'a, który z precyzją wykonywał tą samą czynność, tyle że pędzlem. Mogłam na niego patrzeć godzinami, a nawet jego widok nigdy by mnie nie znudził.

Wpadając na pewien pomysł, uśmiechnęłam się lekko; cicho podeszłam go od tyłu, następnie szybko przejeżdżając wałkiem po jego czarnej koszulce, na której został wyraźny, biały ślad.

Tłumiąc śmiech, starałam się doskoczyć z powrotem na swoje poprzednie miejsce, aby mnie nie zauważył. Było to jednak daremne, ponieważ ledwo się odwrócił w moją stronę, a już zaczął na mnie iść z pędzlem w dłoni. Starałam się osłaniać, kiedy jedna jego ręka próbowała mnie złapać, a druga ubrudzić pędzlem włosy i twarz. Z piskiem pochyliłam głowę. W tym samym czasie mnie złapał i objął, śmiejąc mi się obok ucha.


Staliśmy przytuleni przez dłuższą chwilę, do póki nasze serca się nie uspokoiły. Wciąż delektując się jego zapachem i ciepłem, musnęłam ustami jego szyję.

Nagle w drzwiach rozległo się chrząknięcie. Odsunęłam się nieco od Jace'a, patrząc na służącą, która dygnęła.

- O co chodzi? - spytałam.

- Panienko, wszystkie obrazy razem z rzeźbami, których nie chciałaś, zostały spakowane i wysłane do Clave. - oznajmiła.

- Dobrze, dziękuję, Noro. To wszystko?

- Nie, panienko, została jeszcze nieduża szafa w jednej z piwnic. Nie wiemy, co z nią zrobić. - Znieruchomiałam na jej słowa.

- Zajmę się tym. - powiedziałam cicho, odprawiając dziewczynę.

- Clary... - zaczął Jace, ale mu przerwałam, odchrząkując.

- Nie długo wrócę. Idź tym czasem pomóż innym w tamtej dużej sypialni. - poleciłam, kierując się do drzwi. Zamroczona zeszłam po schodach na sam dół, gdzie był ciemny korytarz z drzwiami prowadzącymi do piwnic i tuneli.

Otworzyłam odpowiednie. Powitało mnie znane, chłodne powietrze i zapach starości ze wspomnieniami. Powoli zeszłam schodami na dół do pomieszczenia, gdzie paliło się słabe już światło. Było jednak na tyle wyraźnie, abym mogła dostrzec plamy zaschniętej, starej krwi na ścianach i ślady po wbijających się w ścianę paznokciach. 

Zwisające nadal kajdany, przyprawiały mnie o ciarki, lecz nic nie mogło się równać z szafą stojącą w kącie.

Z mocno bijącym sercem, podeszłam bliżej niej, obejmując się ciasno ramionami. Drżącą ręką otworzyłam ją, ukazując jej zawartość, której widok przyprawił mnie zawroty głowy. Fala okropnych wspomnień uderzyła we mnie z taką siłą, że aż się zachwiałam. Nie cofnęłam się mimo to, tylko podeszłam bliżej.

Delikatnie przejechałam po jednym ze skórzanych biczy, a potem po takim z metalowymi haczykami. W mojej głowie rozbrzmiały zmieszane krzyki moje, Seraphiny i Jonathana. Były pełne bólu i udręki. Zamknęłam oczy krzywiąc się i osuwając na ziemie.

Skuliłam się na kolanach, trzymając mocno za głowę. Krzyki się nasilały, były co raz głośniejsze...

- Clary! - Wszystko ucichło, kiedy poczułam, jak czyjeś ramiona mnie obejmują i przyciągają do siebie, odrywając moje ciało od podłogi. - Clary...

- Jace. - szepnęłam, mocniej do niego przylegając. Miałam wrażenie, że jeżeli się od niego odsunę, to krzyki i wspomnienia znowu zaatakują.

- Jestem tu. - powiedział równie cicho, gładząc moje włosy. - Co się stało?

Zamiast odpowiedzieć, oderwałam głowę od jego ciała i odwróciłam ją w stronę otwartej szafy, w której bicze i inne rzeczy wciąż były na swoim miejscu.

- Hej - podniósł głos. Ujął moją twarz i zmusił, abym spojrzała mu w oczy. - Clary, to przeszłość. Już nic cię złego nie spotka, rozumiesz? Nikt do tego nie dopuści! Jesteś bezpieczna, a to - wskazał wzrokiem na zawartość szafy. - nigdy cię już nie spotka. N i g d y. Przysięgam na Anioła, że prędzej umrę, niż pozwolę komuś użyć tego na tobie.

Jego słowa docierały do mnie chwilami, jak przez mgłę. Byłam tak oszołomiona, że nawet nie chciało mi się płakać. Byłam cicho, wpatrując się w jego złote tęczówki, w których zaś kryła się otaczająca mnie troska i miłość.

- Jesteś blada i zimna, jak lód. - stwierdziła Annabeth, która nagle zjawiła się obok Jace'a i ścisnęła moją dłoń. - Powinnaś napić się czegoś ciepłego. Chodźcie, Paul, Alec, pomożecie mi. - Po chwili usłyszałam oddalające się kroki.

- Clary, spójrz na mnie. - Zrobiłam tak, jak mi kazała, a bynajmniej starałam    zachodząca przed moimi oczami mgła, wszystko utrudniała. Po chwili dołączyła cię ciemność, która po krótkim czasie pochłonęła mnie całą.

Ostatnie, co poczułam, to mocniej oplatające mnie ramiona.



◊ Jace 



Jakiś czas później Clary leżała już w swojej sypialni. Alec, Paul i Annabeth poszli do domu, zaś Isabelle uparła się, aby zostać razem ze mną. Oboje w tej chwili siedzieliśmy na brzegach łóżka rudowłosej i w ciszy na nią patrzyliśmy.

- To już zawsze będzie częścią niej, wiesz o tym? - szepnęła brunetka w pewnym momencie.

- Wiem.

- Najgorsze jest to, jak bardzo Valentine nie zdawał sobie sprawy, że niszczy swoje dzieci.

- Ależ zdawał sobie z tego sprawę doskonale. O to mu właśnie chodziło, aby je zniszczyć, aby nie czuły. - warknąłem ściszonym głosem. Miałem ochotę odnaleźć ciało Valentine'a i je rozerwać.

- Biedna Clary. - westchnęła, gładząc jej blady policzek, którego twarz nadal nie nabrała kolorów. W tym samym czasie do pokoju weszła służąca z kilkoma kawałkami drewna na opał do jarzącego się kominka na wprost łóżka. Cicho podeszła bliżej i wrzuciła opał do ognia.

Dopiero po chwili rozpoznałem, że to służąca, którą Clary nazwała wcześniej "Norą". Dziewczyna wyglądała na dwadzieścia lat, a jej kasztanowe włosy zostały upięte w niskiego koka z warkocza, z którego wysunęło się kilka niezdarnych kosmyków. Kiedy ukradkiem spojrzała w naszą stronę, jej spojrzenie natknęło się na moje. Szybko oderwała wzrok swoich kasztanowych oczu. Wstała, dygnęła i właśnie miała iść, kiedy zatrzymał ją mój głos:

- Czy zamknęliście już piwnice? - spytałem.

- Tak, paniczu Herondale. Pozbyliśmy się wszystkiego, co się w niej znajdowało i zamknęliśmy drzwi na kłódkę. Obawiam się jednak, że panienka Morgenstern ją otworzy.

- Dlaczego miałaby to robić? - Na moje pytanie dziewczyna się zawahała. - Odpowiedz! Mam prawo to wiedzieć!

- O-ostatnio panienka... Miewa problemy z zaśnięciem. Przez ostatni tydzień dręczyły ją koszmary, po których nie mogła zasnąć. Zawsze wtedy brała coś do picia i spacerowała po posiadłości. Za każdym razem jednak zaglądała do piwnicy... jakby się czegoś bała.

- Zwierzała ci się z czegoś może? - spytała Isabelle, wstając i podchodząc bliżej dziewczyny. - Mówiła? Skarżyła się?

- N-nie mogę...

- Noro, tutaj chodzi o jej dobro.

- No dobrze. - westchnęła. - Dwa dni temu powiedziała mi w sekrecie, że zdaje jej się, że słyszy głosy. Powiedziała także, że ma wrażenie, iż ktoś ją obserwuje. Mówiłam jej, że to pewnie zmęczenie i stres z powodu remontu, ale ona... stanowczo temu zaprzeczyła.

Ze zmarszczonymi brwiami spojrzałem na Clary, a potem na Izzy, która odpowiedziała mi identycznym zaniepokojonym wzrokiem. Służąca wymknęła się cicho z pokoju, zostawiając nas samych.

- Ty się z nią ostatnio spotykasz najczęściej. Zwierzała ci się z tego?

- Oczywiście, że nie. - prychnąłem, ponownie przenosząc wzrok na rudowłosą.

11 komentarzy:

  1. CLACE FOREVER ♥♥♥♥
    Cudo!! I ty dobrze wiesz że Clary z tego wyjdzie ♥♥♥
    Czekam na nexta, skarbie ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDO!
    Czekam na next! *-*
    Weny życze :*
    PS : Zapraszam do siebie ;)
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo czekam na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Clace❤❤
    Cudo!! Czekam na next i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwww... Clace <3 moje serce robi salto ze szczęścia.
    Końcówka jak w horrorze <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny! Przepiękny! Nie mam bladego pojęcia jak ty to robisz ale każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy. Co najważniejsze dodałaś go bardzo szybko. Już czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Na Anioła!Dlaczego kończysz w takiej chwili?!
    Czekam na kolejny rozdział! :-)
    Pozdrowionka ;>

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest CUDOWNE!!! Clace ♥
    Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji, ale jest świetny! Podziwiam Cię, że potrafisz stworzyć takie historie! Przeczytałam każdego Twojego bloga i jestem pod wrażeniem! Jesteś genialną pisarką :D. A może kiedyś wydasz książkę? Chętnie bym ją kupiła ^^
    ~K

    OdpowiedzUsuń
  9. Wohoho miałam gęsią skórkę, gdy czytałam ❤💝
    Boziu, Jace taki idealny. ❤
    Mogę zadać ci pytanie?
    ~ Z jakiego filmu są te gify, które użyłaś przy scenie z malowaniem pokoju ? ❤💝

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie potrafię odpowiedzieć :(

      Usuń
    2. Rozumiem, ale te gify są wspaniałe ❤💝

      Usuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3