piątek, 13 maja 2016

Rozdział 1 Prawdziwa strona

Ten rozdział chciałabym wyjątkowo zadedykować Aley Morgenstern za rady i pomoc w pisaniu owego rozdziału <3 Nic nie wyrazi mojej wdzięczności...



Jace 



Co czułem?
Coś, czego nie da się opisać nawet słowem "miłość".

Jak się czułem?
Jakbym właśnie umierał i anioł przybył mi na ratunek.

Dlaczego tak się czułem?
Bo ją kocham.

Czym dla mnie jest?
Wszystkim.


Rzuciłem się w jej stronę. Przyciągnąłem do siebie najbliżej jak umiałem i pocałowałem te cudowne, ciepłe usta. Po tych okropnych kilku miesiącach, nareszcie poczułem się... spełniony? Szczęśliwy? Nie, tego nawet nie da się opisać. Po prostu, miałem wrażenie, że po długim czasie krążenia w ciemnościach, nareszcie mi dane było zobaczyć jasny płomień.

- Na Anioła, to naprawdę ty. - szepnąłem pomiędzy pocałunkami. Jednak w pewnej chwili poczułem, jak jej dłoń mnie odpycha. Zdziwiony znieruchomiałem, kiedy odsunęła się ode mnie o kilka kroków, obejmując ramionami. Dopiero teraz mogłem dostrzec, jak bardzo się zmieniła; szmaragdowe oczy miały jeszcze bardziej intensywniejszą barwę niż przedtem, włosy były nieco dłuższe, a cera była jeszcze bardziej nieskazitelna i jasna.

- Przestań. - szepnęła, spuszczając wzrok.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, co myśleć i, jak się zachować. Po prostu patrzyłem na nią w szoku i niedowierzaniu. Szok nawet nie dał mi się skrzywić, kiedy fala bólu zalała moje serce.

- Przepraszam, że przerwałam ceremonię. - powiedziała, zerkając na innych - którzy zaś zerkali na nas - po czym szybko odeszła w stronę głównego placu.

Odprowadziłem ją powoli wzrokiem, aż natknąłem się na zszokowane spojrzenie Isabelle i Aleca. Brunetka jako pierwsza się otrząsnęła i wstała, podbiegając do mnie. Odciągnęła mnie na bok, aby Cisi Bracia mogli kontynuować ceremonię.

- Na co czekasz? Biegnij za nią! - syknęła, bijąc mnie lekko w ramię. Otrząsnąłem się z szoku, który mną zawładnął i odruchowo rzuciłem się za rudowłosą, którą dało się jeszcze dostrzec. Pędząc ile sił w nogach, w końcu ją dogoniłem, stając przed nią. Chciałem położyć ręce na jej ramionach, ale ona odruchowo się odsunęła. Dlatego też zostało mi tylko patrzenie.

Wciąż mając wrażenie, że jej obecność to tylko sen, przełknąłem ślinę i uważnie patrząc w jej wyrażające smutek oczy, spytałem spokojnie:

- Co się stało?

- Ja się stałam, Jace. - odpowiedziała cicho z wyrzutem.

- Ty? Co masz na myśli?

- Przestań i się rozejrzyj. Ta ceremonia, wieczór, jego temat... to wszystko z mojego powodu. To przeze mnie zginęło tyle ludzi. To przeze mnie Jonathan i Seraphina nie żyją. Oddali swoje życie nie tylko po to, aby ocalić świat, ale również po to, aby wskrzesić mnie! Nie Clarissę, ale Clary, bez demonicznej krwi Lilith, którą mój ojciec podał mojej matce, kiedy była ze mną jeszcze w ciąży... - załamał jej się głos. Wzięła głęboki, drżący oddech i unikając mojego wzroku, powiedziała cicho:

- To ja powinnam nie żyć. Zasługiwałam, aby być martwa. - po jej policzkach spłynęła łza, którą szybko otarła. Odważyła się unieść wzrok i spojrzeć na mnie zaszklonymi oczami.

- Clary... - zacząłem czule, robiąc krok w jej stronę, ale ona o krok się odsunęła.

- Pokochałeś potwora, Jace.

- Nie jesteś potworem. Wybory, które wtedy podjęłaś, były skutkiem demonicznej krwi w twoim ciele. Wtedy to nie byłaś prawdziwa ty.

- Może masz racje. To nie byłam wtedy ja. Prawdziwa ja była wtedy, kiedy ty byłeś... kiedy grałeś na fortepianie... kiedy mnie przytulałeś... kiedy mnie pocałowałeś.

- Właśnie. - potwierdziłem. - Wtedy to byłaś prawdziwa ty, dlatego nie wiń się za chwile, kiedy to demoniczna część decydowała za prawdziwą ciebie.

- Ale ja też miałam w tym udział, Jace. Myślałam i wiedziałam, co robię. Umiesz to wytłumaczyć?

- Tak, umiem: nieważne czy jest demonem, aniołem czy nawet przyziemnym, wiesz, co robisz. I czymkolwiek byś nie była, zawsze będziesz popełniać błędy.

- Robiłam rzeczy, które są niewybaczalne. - powiedziała.

- Ja też, Clary. Każdy je robi, czy tego chce czy nie. Zawsze. - oznajmiłem, patrząc w jej oczy z nadzieją, że ją jakoś przekonam. Ona jednak patrzyła na mnie szklanymi oczami i za każdym razem, kiedy mrugała, jedna łza spływała po jej policzku. Nie mogąc się powstrzymać, podszedłem bliżej i ująłem jej twarz w swoje dłonie, kciukami ścierając ciepłe łzy, w których odbijał się szafranowy blask świateł.

Boże, jaka ona piękna. Nawet, kiedy płacze.

- Jesteś gotowy mi wybaczyć? Po tym, co zrobiłam? - spytała cicho, przełykając ślinę.

- Tak - odparłem bez wahania.

- Nawet, jeśli ci powiem, że kiedy Lilith mi rozkazała zabić Hodge'a, ja to zrobiłam bez wahania? - Znieruchomiałem. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Może Hodge nie był mi bardzo bliski, ale uczył mnie od kiedy wziąłem do ręki swój pierwszy miecz. Mimo to, nie chciałem winić oto Clary. Była wtedy pod wpływem Lilith.

- Tak, jestem gotowy ci wybaczyć.

- Do jasnej cholery! Jace! - warknęła, odsuwając się ode mnie. - Zabiłam go! Zabiłam wielu innych! Wiesz, co zrobiłam, a mimo to mi wybaczasz?! Naraziłam twoją rodzinę na śmierć!

- Być może spełniłaś marzenie Lilith szybciej, ale niewykluczone, że miało się ono stać także później. Być może i tak wszystko miało się zdarzyć. Prędzej czy później, co za różnica? - wzruszyłem ramionami, również podnosząc głos.

Przypatrywaliśmy się sobie dłuższą chwilę w ciszy ze złością w oczach.

- Tylko idiota wybaczyłby komuś takiemu, jak ja. - wysyczała. W tamtej chwili moje ciało odruchowo się rzuciło w jej stronę. W ciągu kilku sekund pchnąłem ją na najbliższe drzewo i unieruchomiłem jej nadgarstki nad jej głową.

- Więc będę największym idiotą, jakiego w życiu miałaś okazję spotkać. - oznajmiłem i zanim jej usta ułożyły się odpowiednio, aby coś powiedzieć, moje już do nich przywarły. Mocno. Namiętnie się na nich poruszając. Wpychając swój język w jej cudowne usta, które smakowały miętą.

Odwzajemniła pocałunek, nie starając się już wyszarpywać nadgarstków. Puściłem je powoli, a jej dłonie od razu powędrowały do mojej szyi i twarzy. Moje tym czasem wędrowały wzdłuż jej talii i ud po miękkim materiale jej sukienki, której w tej chwili chciałem się bardzo pozbyć.

- Bezczelność. - szepnęła między pocałunkami.

- Dlaczego?

- Trwa żałoba, pogrzeb, a my się całujemy.

- Dwie sprawy, słońce: pierwsza, to jest także święto zwycięstwa, więc trzeba się radować.

- A druga? - spytała, przyciągając mnie jeszcze bliżej.

- Tego wieczora dopilnuję, abyśmy nie poprzestali tylko na pocałunkach. - szepnąłem, obsypując jej szyję pocałunkami.




◊ Clary 



Czując go tak blisko siebie, od dłuższego czasu mogłam stwierdzić, że krwawiąca rana w moim sercu nareszcie zaczęła się zasklepiać. Wiedziałam, że wkrótce zostanie po niej tylko blizna.

Westchnęłam z zadowoleniem, kiedy jego usta składały na mojej szyi pocałunki. Odchyliłam głowę, aby ułatwić mu dostęp, kiedy obok usłyszeliśmy rozbawiony głos:

- Zaliczyłem różne dziwne miejsca, nie tylko sypialnie, ale drzewo? I to w dodatku przy głównym placu Alicante? - Odsunęłam się zarumieniona od Jace'a i nieśmiało spojrzałam na wciąż chichoczącego cicho pod nosem Magnusa. Chciałam się odsunąć, jak najdalej, ale Jace trzymał stanowczo moją dłoń.

- Magnus Bane - powiedział Jace, kiwając do niego z zażenowaniem głową.

- Poprawka, donaciku, jestem Magnus Bane Wysoki Czarownik Brooklynu! - oznajmił czarownik i na dowód wystrzelił z obu dłoni kilka jasnych, kolorowych iskier, które ustawiły się nad nim w kształt łuku. Po chwili jednak odchrząknął i poprawił swoją granatową marynarkę, na którą spadło nieco brokatu z jego sterczących na wszystkie strony włosów. - Jeżeli chcecie, mogę jeszcze sprowadzić fanfary i kazać im...

- Podziękujemy. - przerwał mu blondyn, będąc co raz bardziej zniecierpliwiony przerwą między naszą czynnością, która miała miejsce minutę temu.

- O co chodzi, Magnusie? - spytałam, czując się w jego obecności niepewnie. Ostatnim razem go widziałam kilka dni temu, kiedy któryś już raz przyszedł, aby próbować ze mną porozmawiać.

- Chciałem się po prostu zapytać, czy będziesz potrzebowała jeszcze spotkań terapeutycznych a'la Magnus, ale widząc cię obściskującą się z donacikiem pod drzewem przy głównym placu Alicante, rozumiem, że raczej nie.

- Wcale się nie obściskiwaliśmy. - zaprotestowałam, mimo bordowych policzków.

- Prawda, to źle brzmi. - Magnus kiwnął głową i podrapał się po brodzie, dumając przez chwilę. Nagle otworzył szeroko oczy i pstryknął palcami, z których wyleciało kilka iskier. - Już wiem! Zamiast mówić, że się obściskujecie, powiedzmy, że jesteście w trakcie, polegającym na kontakcie ust z ciałem innej osoby. Och! Albo, że jesteście w trakcie jednego z licznych ludzkich kontaktów cielesnych.

- Skąd to wziąłeś? - spytał Jace, wyraźnie hamując prychnięcie.

- Z przyziemnej strony internetowej, która nosi nazwę Wikipedia. Naprawdę przydatna rzecz! - uśmiechnął się, będąc widocznie zadowolonym z siebie.

- W takim razie ja też powiem jedną rzecz po swojemu. - oznajmiłam. - Drogi Panie Bane, jestem naprawdę wdzięczna za pomoc, którą mi pan udzielił w postaci specjalnych rozmów terapeutycznych, podczas mojego ciężkiego, psychicznego stanu. Jestem jednak gotowa pana poinformować, że czuję się lepiej i nasze spotkania nie będą już konieczne.

- Jak sobie chcesz, płomyczku. W każdym razie, jeżeli znów będziesz potrzebowała pomocy, to do usług. - uśmiechnął się, kłaniając. - A teraz muszę iść. Wracam do Nowego Jorku. Czuję, że ominęły mnie gorące ploteczki o podziemnym świecie. Do zobaczenia, Clary! Donaciku! - I zniknął. Tak po prostu.

- O jaką terapie chodziło? - spytał Jace po dłuższej chwili ciszy.

- To długa historia. - powiedziałam, starając się zakończyć ciężki dla mnie temat. Odwróciłam wzrok i chciałam także zabrać rękę, ale jego palce kurczowo ją trzymały. W jednej chwili pociągnął mnie w swoją stronę. Upadłabym, gdyby mnie nie złapał. Wziął mnie na ręce z krzywym uśmiechem na twarzy.

- Mamy czas, bo dzisiejszy wieczór i noc chcę spędzić z tobą. - powiedział, wkładając w zdanie dużą obietnicę, którą zamierza spełnić. Moje serce zabiło mocniej. Z równie dużym uśmiechem mocniej oplotłam jego szyję, abyśmy mogli złączyć ze sobą nasze czoła.

- Mógłbym w tej chwili zamienić się w Szekspira i mówić, jak bardzo świat był bezbarwny bez twojego dotyku i twoich ust, ale wolę powiedzieć to prosto: Tęskniłem za tobą. Bardzo. - wyszeptał, po czym musnął swoimi ustami moje.

- Ja za tobą też, jednak nie potrafiłam... Nie odważyłam ci się pokazać na oczy. Nie po tym, co zrobiłam.

- Przestań już. - powiedział, stawiając mnie delikatnie na ziemie. Spletliśmy nasze palce ze sobą. Powoli ruszyliśmy przed siebie.

Nie mam pojęcia, gdzie szliśmy, po prostu spacerowaliśmy opustoszałymi uliczkami Alicante, nad którym niebo było już pełne jasnych gwiazd. Jego bliskość znaczyła dla mnie tak dużo, że co chwilę moje serce zalewała fala ciepła i miłości. Bez przerwy uśmiechałam się lekko pod nosem, mocniej ściskając jego dłoń, której kciuk kreślił na wierzchu mojej nieznane kształty.

- Może teraz mi powiesz? - odezwał się w pewnym momencie.

- Ale o czym?

- O tym, co się z tobą działo przez ostatnie kilka miesięcy. - Wyczułam w jego głosie lekkie napięcie. Lekki uśmiech z mojej twarzy zgasł.

- K-kiedy umarłam - zaczęłam nieco drżącym głosem, na samo wspomnienie krzywiąc się lekko.

- Hej... - szepnął, zatrzymując się i stając do mnie twarzą w twarz. Ujął obie moje dłonie i ucałował każdą czule i kojąco. - Nie musisz mówić, jeżeli nie chcesz. Poczekam, aż będziesz gotowa. - Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, lecz po chwili pokręciłam głową.

- Nie, Jace, zasługujesz, aby wiedzieć. - oznajmiłam, odchrząkując. Kontynuowałam nasz spacer. - Kiedy umarłam w pałacu, wylądowałam w ciemności. Nie wiem ile minęło czasu, ale w końcu się obudziłam. Ożyłam. Byłam wtedy w domu Penhallow'ów. Jia przyjęła mnie do siebie na czas, do póki nie wyzdrowieję. Niestety, nic nie poszło tak, jak ktokolwiek by mógł przypuszczać.

- O czym ty mówisz? - Jace zmarszczył brwi, ciągnąc mnie na drewnianą ławkę obok jednego ze sklepików ze strojami bojowymi.

- Moje ciało przyzwyczajało się do braku demonicznej krwi w moich żyłach. Seraphina i Jonathan poświęcili się, aby dać mi nie tylko nowe życie, ale i prawdziwą mnie... - głos mi się załamuje, lecz biorę się w garść i hamuję łzy. - W każdym razie miałam temperaturę, która spadła kilka dni po moim przebudzeniu. Potem Jia opowiedziała mi o wszystkim, co się wydarzyło po mojej śmierci w pałacu; o tym, jak moja siostra sprzeciwiła się Lilith, o tym jak ona i Jonathan uratowali wszystkich, w tym mnie. Ja po prostu... nie potrafiłam tego udźwignąć... Nie potrafiłam i nie chciałam wybaczyć sobie tego, co zrobiłam... - Poczułam, jak pierwsza łza spływa po moim policzku. Szybko ją ocieram i biorę drżący oddech. - Przestałam jeść, pić, mówić. To dlatego Magnus do mnie przychodził od czasu do czasu i czarami starał się łagodzić moje psychiczne rany. - wytłumaczyłam, na koniec odważając się spojrzeć mu w oczy. Patrzył na mnie ze współczuciem i troską, jakimi nikt mnie w życiu nie obdarzył.

- Chodź tutaj. - szepnął, przysuwając się bliżej i mocno mnie przytulając. Wtuliłam się w jego marynarkę, która miała zapach nowości i Jace'a. Wkrótce została jednak na niej mokra plama po moich łzach, którym dawałam wypłynąć; bowiem wolałam teraz niż później przed spaniem się z nimi męczyć.

- Czuję do siebie wstręt. - szepczę.

- Będzie dobrze, słońce. Teraz jesteś wolna i dopilnuję, abyś mogła korzystać z tego jak najlepiej. Będziemy chodzili razem na wspólne treningi, a także polowania. Zabiorę cię w góry Alicante lub gdziekolwiek zechcesz. Ty także mi dałaś nadzieję na jeszcze lepsze życie. - powiedział, po czym złożył na moich ustach lekki pocałunek. - Powiedz mi tylko, gdzie masz zamiar zamieszkać. Jeżeli nie wiesz, to możesz na ten czas zamieszkać w naszej posiadłości, mamy dużo...

- Nie złapiesz mnie na luksusową posiadłość, Herondale. - zaśmiałam się mimo zaczerwienionych oczu. - Mam swoją. Jia powiedziała, że jeżeli nie przejdę na nazwisko matki, tylko zostanę przy rodowym, to posiadłość Morgensternów jest moja. - Blondyn spojrzał się na mnie dość zaskoczony.

- Masz całą chatę dla siebie. Nieźle.

- Muszę ją tylko troszkę odnowić. Chcę wprowadzić do tego mrocznego domu trochę światła i nowego klimatu. Zrobię remont, kupię nowe meble, zatrudnię odpowiednią służbę. - powiedziałam, wzruszając ramionami.

- Dobrze, że masz jakiś cel. - powiedział. - A teraz chodź. Mówiłem, że nie skończymy na pocałunkach. - uśmiechnął się, wstając, po czym ujmując moją dłoń.

- Jace - zaczęłam nieco skrępowana. - ja... nie dzisiaj, proszę. Po prostu nie jestem jeszcze gotowa, aby... - odchrząknęłam, ściszając ton. - stracić dziewictwo... A po za tym, tyle się wydarzyło tego wieczora.

- To nic, słońce. - uspokoił mnie, a ja poczułam nagłą ulgę. - Nie musimy od razu wszystkiego robić. Co powiesz, abyśmy wrócili do miasta? Możemy się czegoś napić i coś zjeść.

- Dobrze, dziękuję.

- A jutro pomogę ci z ogarnięciem posiadłości Morgensternów.

- Dziękuję. - powtórzyłam po raz kolejny z szerokim uśmiechem.

- Gdzie będziesz dzisiaj nocować?

Zastanowiłam się chwilę; prawdopodobnie ostatnią noc prześpię u Jii, a jutro postaram się chociaż załatwić sobie łóżko w posiadłości.

- U Penhallow'ów. - odpowiedziałam, ale po chwili się uśmiechnęłam. - Ale wspominałeś także coś o luksusowej posiadłości Herondale'ów.














Tak! NARESZCIE! I tak jak pisze na samej górze, nie napisałam go sama. Bardzo mi pomogła Aley Morgenstern, której jeszcze raz BARDZO DZIĘKUJĘ <3 Mam nadzieję, że rozdział się podobał i było wystarczająco CLACE :D
W następnym rozdziale Clary zajmie się rodzinną posiadłością, co się okaże o wiele trudniejsze, niż ktokolwiek mógł przypuszczać...

WAŻNE; Nie wiem, kiedy pojawi się next, ponieważ zostały mi trzy tygodnie do zakończenia roku, więc od przyszłego tygodnia zaczynają mi się testy i nie będzie łatwo ;/ Rozdział więc pojawi się przed 4.06 lub chwile po nim ;**
Dziękuję za przeczytanie!

I DZIĘKUJĘ ANIOŁKI ZA TYLE WYŚWIETLEŃ I KOMENTARZY! TO ZNACZY DLA MNIE NAPRAWDĘ DUŻO! DZIĘKUJĘ WAM ZA TĄ MOTYWACJĘ <3

13 komentarzy:

  1. Rozdział cudo czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny czekam na next ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. To było genialne!!! Magnus z wikipedią pierwsza klasa. Śmiałam się i hamowałam łezki. Poczekam na nexta tak długo jak będzie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział. Clace, to coś co Klaudia lubi najbardziej! :) Magnus, ty mnie chyba będziesz zaskakiwał ciągle c: Czekam na nn i miłego dnia. I weny❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Cię ;) Ah... cudowny rozdział ;)
    Maaagnus! <3
    Bedę czekać i codziennie sprawdzać czy pojawiło się następne ArcydziełoOo ;D
    Powodzenia na testach ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do LBA !!! <3
    Wiecej informacji -----> http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/2016/05/liebsten-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ja ci pomoglam? 2 zdania xd
    Reszta jest przecudowna *.*
    I ty dobrze wiesz ze całość napisalas bez mojej ingerencji, bo jesteś wielką pisarką!!! ♥♥♥ czekam na świetnego nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Płakałam ❤ Nieczęsto płaczę przy książkach, tylko wtedy, kiedy są naprawde świetne ❤ Nie muszę chyba tłumaczyć co to oznacza ❤❤
    Rozdział świetny, naprawde 😻

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacyjny rozdział❤❤
    Czekam na kolejny i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Clary powraca! Super rozdział! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział! Czekam na next! ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny. ♥

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3