piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 14 W sercu


◊ Jonathan 




- Co ty tam do cholery robiłaś? - wysyczałem przez zęby, wpychając dziewczynę do pierwszego lepszego pustego pokoju. Diana syknęła z bólu, rozmasowując swoje ramię, za które kilka sekund temu ją trzymałem.

- Przyszłam z nią porozmawiać...

- O czym?!

- Ogólnie - powiedziała. - Mam ci teraz wyjawiać listę damskich tematów?

- Tak. - Dziewczyna przewróciła oczami i westchnęła.

- Chciałam z nią porozmawiać o tym co nas łączyło, o tym kim jestem. To wszystko. Sam przyznasz, że moje i jej pierwsze spotkanie nie było udane.

- Tylko byś ją dobiła...

- Chciałam z nią porozmawiać na spokojnie! - przerwała mi. - Przecież nie chcę być waszym wrogiem, a już szczególnie twoim. - Dziewczyna popatrzyła na mnie swoimi piwnymi oczami. Zmierzyłem wzrokiem jej szarą do kolan sukienkę, wypatrując coś co by mogło wskazywać, że to ona zaatakowała Isabelle. W środku jednak czułem, że nie mogłaby tego zrobić. W ciągu kilku miesięcy zdążyłem ją trochę poznać; Dianie zależało tylko i wyłącznie na przywilejach, które dostawała... będąc moją kochanką.

- A nawet gdybym była tak zdesperowana - zaczęła, wyrywając mnie z zamyślenia. - Nie zabiłabym jej w ten sposób, a nawet jeśli, to jak miałabym to zrobić? Drzwi były zamknięte, a dobrze wiesz, że zamknąć je można tylko od wewnątrz. Po za tym, przy takiej robocie na pewno bym się ubrudziła. Widzisz tu coś? - spytała, obracając się z uniesionymi rękami. - Krew? Wodę?

- Przestań - mruknąłem. Dziewczyna stanęła w miejscu i spojrzała na mnie z uniesioną brwią. - Po prostu idź do siebie. Każę dwóm strażnikom pilnować twojego pokoju. Nie wychodź przez jakiś czas.

- Jak chcesz - powiedziała cicho i ze splecionymi na piersi rękami, skierowała się ku wyjściu.

Wziąłem głęboki oddech i oparłem się plecami o ścianę. W mojej głowie krążyły najróżniejsze myśli. Nie potrafiłem ich ułożyć w jedno. 

Kto miałby zaatakować Isabelle?
Dlaczego?
Akurat teraz, przed wojną?
Co ja jej powiem, gdy się obudzi?
Jak zareaguje?
Co będzie, jak wybiorę Dianę?






Isabelle 




Świadomość powróciła wraz z bólem na nodze. Nieznośne bolesne pulsowanie nie dawało mi spokoju. Powoli rozchyliłam zaspane powieki. Zamrugałam kilka razy, aby przywrócić wzrokowi odpowiednią ostrość.

Przez pierwszą chwilę myślałam, że oślepłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że w pokoju jest ciemno, a jedynym źródłem światła była świeczka zapalona na biurku. W ciągu kilku chwil przyzwyczaiłam wzrok do mroku, mogąc stwierdzić, że nie jest to moja sypialnia. Serce zabiło mi mocniej, ale odruchowo uspokoiło się gdy do moich nozdrzy dobiegł znany zapach. Cała kołdra i koc biły tym zapachem, który działał niesamowicie kojąco. A był to zapach Jonathana.

W mojej głowie pojawiło się pytanie, jak się tutaj znalazłam. Znikło one jednak tak szybko jak się pojawiło, bo przed oczami stanął mi obraz zdarzenia w wannie. Odruchowo się podniosłam, lecz od razu tego pożałowałam, bo bezlitosny ból przeszedł przez moją głowę, za którą się złapałam niemo krzycząc. Opadłam z powrotem na poduszki, zaciskając zęby.

- Zawiadom służącą - usłyszałam męski głos w głębi pokoju. Wciąż trzymając się za głowę, spojrzałam w stronę drzwi, przed którymi stało dwóch strażników. Dostrzegłam, jak jeden skinął do drugiego głową i wyszedł.

- Co ty tutaj robisz? - wychrypiałam.

- Wszystkie straże zostały zwiększone na rozkaz władców - odpowiedział strażnik, niemo wpatrując się w przestrzeń. O nic więcej nie zdążyłam zapytać, bo do pokoju wrócił drugi strażnik razem z moją służącą, która mi zawsze usługiwała. Widząc ją i to jej demoniczne spojrzenie, wzdrygnęłam się. Podeszła bliżej łóżka, chcąc dotknąć mojego czoła, ja jednak warknęłam:

- Nie dotykaj mnie.

- Jak się panienka czuje? - spytała, ignorując moje słowa.

- Boli mnie głowa i rana na udzie.

- Ale za to gorączka spadła. A co do bólu, to nic nie poradzę, medyk zaleciał odpoczywać.

- Nie mogę po prostu dostać iratze?

- To już nie ode mnie zależy. Tylko panicz Jonathan może to zrobić, to on może używać steli. - Na słowa służącej zaklęłam w duchu. Ból głowy rozsadzał mnie od środka. Już chciałam się zapytać, gdzie jest Jonathan, kiedy ten wpadł nagle do pokoju. Widząc mnie, rozdziawił usta i podszedł, siadając obok mnie. Nachylił się, aby złożyć pocałunek na moim czole. Położył dłoń na moim ramieniu, lekko je masując. Nie mogłam się powstrzymać, tylko złapałam za jego dłoń. W tej chwili on był jedyną osobą w tym pokoju i zamku, której w jakiś sposób ufałam.

- Tylko... nigdzie nie idź, dobrze? - wyszeptałam.

- Obiecuję - odpowiedział równie cicho, całując moją dłoń. - Jak się czujesz?

- Boli mnie głowa i rana na udzie - powiedziałam. - Mogę dostać iratze?

- Oczywiście, najwidoczniej dwa nie były wystarczające. Mogę? - spytał, wyciągając stele i kładąc dłoń na mojej chorej nodze. Pokiwałam głową. Jego dłoń powoli odkryła kołdrę i podciągnęła moją koszulę nocną, aż ukazała się opuchnięta rana. Pokrywała ją krzepnąca czarna krew i ropa. Skrzywiłam się na widok paskudnej rany. Jonathan zrobił wręcz przeciwnie    przyjrzał się jeszcze uważniej, zapalając lampkę na stoliku.

- Nóż musiał być zatruty - powiedziałam, na co chłopak wytrzeszczył oczy.

- Nóż? Pamiętasz co się stało? Kto to był? Jak wyglądał?

- Zgasły światła, było ciemno, kiedy się kąpałam. Ktoś przyłożył mi nóż do gardła... powiedział, że jestem zbędna... zaczął winić, że żywię się jedzeniem tych, których sama wysyłałam do piekła... mówił, że kazano mu mnie zabić, ale wtedy usłyszałam Dianę, przyszła ze mną porozmawiać - urwałam, dokładnie analizując kolejne zdarzenia. - Intruz powiedział... et revertetur, czyli wrócę. Potem nie pamiętam. Zranił mnie.

Chłopak słuchał uważnie każdego mojego słowa. Kiedy skończyłam, był cicho przez co najmniej kilkanaście sekund. Wstał i zaczął krążyć po pokoju rozmyślając, w końcu zwracając się do strażnika:

- To musiał być ktoś, kto uczestniczył w buncie, muszę wiedzieć kto to był.

- Co mam zrobić? - spytał strażnik. Dopiero teraz się mu przyjrzałam, jedynie co go różniło od innych to twarz, po za tym, ubranie takie same; czarna koszulka, spodnie i ciężkie buty.

- Chcę mieć listę każdego demona, który uczestniczył w buntach.

- Rozumiem - kiwnął głową i wyszedł.

- Ty - zwrócił się do służącej, która spuściła głowę. - Zwołaj medyków, niech się zajmą raną Isabelle. - Na słowa Jonathana, kobieta dygnęła i wyszła. Już po chwili wróciła z trzema starcami, którzy byli ubrani w szare fartuchy, a w dłoni trzymali jakieś zawiniątka.

- Wzywałeś panie - powiedział jeden z nich, nie podnosząc wzroku.

- Rana na nodze Isabelle została zrobiona zatrutym nożem. Jest opuchnięta i brudna. Czy iratze i anielska wystarczą, aby ją wyleczyć?

- Obawiam się, że iratze tylko pogorszy sprawę. Runa spowoduje tylko zregenerowanie się skóry, a główna rana zostanie zamknięta. Wywoła to jeszcze większy problem i może być niebezpieczne dla zdrowia panienki Lightwood.

- Co więc trzeba zrobić? - Głos chłopaka był pełen napięcia.

- Czy moglibyśmy najpierw zobaczyć ranę? - spytał jeden z medyków. Ciało chłopaka, które do tej pory stało obok łóżka, zasłaniając mnie, teraz się odsunęło. Kiedy tylko spojrzenia trzech starców spoczęły na moim ciele, a potem na mojej odkrytej nodze, serce zabiło mi mocniej z niepewności. Nie wiedziałam co o nich myśleć, lecz jedno pytanie wierciło mi dziurę w głowie;

Skąd oni się tutaj wzięli?
Skąd ci wszyscy ludzie się tutaj wzięli?

Jeden ze starców podszedł bliżej i nachylił się, aby przyjrzeć się ranie. Jego stare, nieme oczy patrzyły się przez chwilę, po czym spojrzały na mnie.

- Obawiam się panienko Lightwood, że rana jest zakażona nie tylko demoniczną krwią, ale zwykłymi bakteriami. Mam na myśli to, że zajmując się nią, nie została zachowana wystarczająca higiena.

- Co teraz? - spytałam cicho.

- Na początek będziemy musieli oczyścić ranę, a aby to zrobić, muszę naciąć głąb rany, w której kryje się ropa.

- O Boże - jęknęłam, zakrywając oczy dłonią.

- Potem dopiero będzie można dać iratze i anielską - kontynuował starzec. - To jedyny sposób. I przypominam, że musimy się spieszyć, bakterie już mogły się rozprzestrzenić razem z demoniczną krwią. - Jonathan patrzył na starca z napięciem i pewnego rodzaju przerażeniem. Po chwili jednak przeniósł wzrok na mnie, jakby chciał się upewnić, czy to przeżyję. Wiedziałam, że nie mam innego wyjścia. Niechętnie powiedziałam:

- Róbcie co musicie. - Na moje słowa medycy kiwnęli głowami. Jeden z nich położył zawiniątko na łóżku obok moich nóg i je rozwinął, ukazując srebrne narzędzia, jak nożyczki, nożyki, szczypce, igły. Na sam ich widok zbladłam, zrobiło mi się słabo. Zaczęłam oddychać przez usta, mając wrażenie, że w pomieszczeniu jest za mało powietrza.

- Hej - usłyszałam głos blondyna. Łóżko się pode mną ugięło i już po chwili poczułam, jak chłopak się do mnie przysuwa. Wsunął rękę pod moją głowę i wziął moją dłoń. Wolną ręką ujął drugą. - Będzie dobrze. Po prostu zamknij oczy i pomyśl o czymś miłym.

- Łatwo ci mówić, to nie tobie będą cięli nogę - powiedziałam, uważnie obserwując, jak medyk wyciąga nożyk i wkłada go w płomień świecy na stoliku.

- Spójrz na mnie - usłyszałam jego szept. Niechętnie oderwałam wzrok od świecy i spojrzałam w ciemnozielone oczy chłopaka. - Po prostu patrz na mnie, dobrze?

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, gorący metal zatopił się w mojej nodze...






Seraphina 




Mimo iż mój pokój znajdował się wyżej niż pokój Jonathana, mogłam usłyszeć przeraźliwy krzyk Isabelle, który rozniósł się po całym zamku. Było w nim tyle bólu, że aż mnie przeszły dreszcze. Domyślałam się, że to sprawka trzech medyków. Ich sposoby leczenia zawsze były bolesne, ale efekty za to godne podziwu.

A jednak w środku trochę współczułam dziewczynie tych katuszy, które musi teraz przeżywać.

- Może powinnaś do niej pójść? - zaproponował Asmodeusz, stając za moim krzesłem i kładąc dłonie na moich ramionach. - W końcu to przyszły świadek naszego syna.

- Świadkiem będzie, jeżeli Jonathan wybierze ją... I mam nadzieję, bo nie chcę, aby to Diana była świadkiem mojego syna.

- Wybierze Isabelle - powiedział. - Wiem to, Diana była dla niego tylko do towarzystwa, ale to Lightwood jest w jego sercu.

- I to jest problem - powiedziałam, wstając. Stanęłam przed nim patrząc mu w oczy. - Isabelle zawsze będzie w jego sercu, jest gotowy zrobić dla niej wszystko... nawet mnie zdradzić.

- Nie zrobiłby tego, armia już prawie gotowa, nie długo ruszamy na Alicante. Nie przeszedłby na stronę Clary.

- Ale przeszedłby na stronę Isabelle, a wiadome jest, że ona nawet jeżeli stanie się Morgenstern przez ślub, to jest gotowa umrzeć nawet za jednego przyziemnego. Zawsze będzie po stronie... dobra. Jest zdolna go na nią przeciągnąć.

- Więc pokaż jej, że ta strona też jest dobra - uśmiechnął się. - Pokaż jej, że nie pragniesz rozlewu krwi... Ujawnij jej swoje plany wobec twoich rządów w Idrisie. Powiedz jej, że dzięki temu, iż możesz panować nad Edomem i Alicante, w świecie cieni zapanuje pokój. - Jego oczy niemal płonęły. - Spraw, aby chciała stać po stronie czegoś wielkiego i wspaniałego.

- Wtedy przekona pozostałych Nocnych Łowców i być może obejdzie się bez walki - wyszeptałam objawioną się w głowie myśl.



4 komentarze:

  1. O mamuniu biedna Izzy ile ona jeszcze będzie musiała wycierpieć :( . Mam nadzieję że Seraphina zmądrzeje w końcu i jakoś przekona Izzy choć nie wiem czy to wszystko się dobrze skończy ...Rozdział SUPER !
    Czekam na next :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dopiero zaczęłam czytać twojego (super) bloga i uważam że jest to najlepszy blog ze wszystkich które czytałam (a przeczytałam już sporo na różne tematy). Świetnie opisujesz uczucia i przeżycia bohaterów, a wszystkie wydarzenia są fantastycznie rozplanowane. Czekam na następny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję <3 Nie wiem co powiedzieć! Cieszę się, że przypadło ci do gustu moje opowiadanie :D :***
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Matenko co się tu wyrabia ! Jak ja pragnę kolejnych rozdziałów 🖤

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3