◊◊ Seraphina ◊◊
Jeden ze strażników otworzył przede mną drzwi. Weszłam do środka, zastając w pomieszczeniu nieprzyjemną atmosferę. W pokoju panowała grobowa cisza; trzej medycy stali obok łóżka, na którym Jonathan czuwał obok śpiącej brunetki. Kropelki potu spływały po jej twarzy, która była cała czerwona. Na jej czole spoczywał okład, jednak dziewczyna i tak oddychała przez usta. Patrząc na Isabelle, przypomniała mi się chwila, kiedy po raz pierwszy Valentine podniósł na mnie rękę. Kiedy już uderzył mnie kilka razy biczem, zostawił mnie samą w piwnicy. Zapłakaną. Do dzisiaj pamiętałam, jak bardzo cierpiałam po tamtym zdarzeniu - gorączkowałam przez kilka dni.
- Jak ona się czuję? - spytałam cicho, podchodząc bliżej łóżka.
- Zdołaliśmy odpowiednio zająć się raną - zaczął jeden z medyków. - Jednak cały zabieg bardzo wymęczył panienkę Lightwood. Kiedy jej ciało będzie ponownie zbierało siły, może gorączkować, ale regularne iratze powinno pomóc.
- Rozumiem - powiedziałam. - Dziękuję, możecie odejść. - Na moje słowa starcy się skłonili i wyszli. Przeniosłam wzrok na Jonathana. Obejmując dziewczynę, opierał głowę o jej głowę, wpatrując się niemo w przestrzeń. - Jonathanie, mogę jej podać...
- Zgadzam się - przerwał mi. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc najpierw o co mu chodzi.
- Co? - szepnęłam.
- Wybrałem - powiedział głośniej, przenosząc na mnie swój wzrok. W jego oczach kryły się ból i złość. - Jeżeli jest na tym świecie Bóg, tak jest mi on świadkiem. Ożenię się z Isabelle. Nie pozwolę jej ponownie skrzywdzić. - To co w tej chwili działo się w jego oczach, przypominało ogień. Zupełnie, jakby miał obrócić wszystko w popiół.
Przełknęłam ślinę i z walącym sercem, wyszłam.
◊◊ Clary ◊◊
Tego wieczora Nowojorski Instytut przypominał istny pałac; wypolerowane podłogi, żadnego kurzu, świeżo zawieszone zasłony, błyszczące okna i tłum nowo przybyłych uczniów na rozpoczęcie roku.
Stojąc przed lustrem, robiłam ostatnie poprawki fryzury, która składała się z upiętego na bok koka. Poprawiłam swój pierścionek z kamienia księżycowego, który od chwili, gdy Jace włożył mi go na palec, stamtąd się nie ruszał.
- I jak? - spytałam z uśmiechem, odwracając się w stronę Mii, która z trudem usiłowała zawiązać kokardę ze wstążki od swojej białej sukienki. Na mój widok znieruchomiała, po chwili mówiąc:
- O jeju! - krzyknęła. - Wyglądasz jak anioł! Będziesz najpiękniejsza na całym balu!
- Na pewno nie tak piękna, jak ty - powiedziałam z uśmiechem, podchodząc do niej. - Chodź, pomogę ci. - Dziewczynka odwróciła się, puszczając końce wstążki. Kucając, ujęłam w dłonie śliski, biały materiał tasiemek i delikatnie zawiązałam w kokardkę. - Gotowe! - powiedziałam, odwracając ją twarzą do mnie. Spojrzałam w płynne złoto w jej oczach, które były tak charakterystyczne u Herondale'ów. Poprawiłam jej wypadającego z kłosa loka i przyłożyłam dłoń do jej policzka. - To ty wyglądasz, jak anioł. Ty jesteś dla wszystkich aniołem, pamiętaj o tym.
- Ty tak samo, Clary - powiedziała cicho dziewczynka i mnie przytuliła. Miłe ciepło zalało moje serce, sprawiając, że oddałam uścisk. Kąciki moich ust uniosły się lekko na myśl, że na tym świecie są jeszcze osoby, dla których coś znaczę. Cieszyłam się, że Mia do nich należała.
- To co? - spytałam po chwili, odsuwając się od niej. Podniosłam się, wygładzając srebrny materiał sukienki. - Robimy wielkie wejście?
- Beze mnie wam się to nie uda. - Obie spojrzałyśmy w stronę drzwi, gdzie stał blondyn przyglądając nam z uśmieszkiem. Zmierzyłam go wzrokiem, nie mogąc nasycić się jego widokiem. Garnitur i srebrny krawat wspaniale na nim leżały.
- Chyba nie pójdziemy na ten bal - powiedziałam.
- Jak to? - zdziwił się blondyn.
- Nie wiem czy wytrzymam to, że wzrok wszystkich dziewczyn będzie ciągle na tobie.
- To samo mogę powiedzieć o tobie - mruknął, podchodząc bliżej mnie. Powoli mnie objął, składając na moich ustach namiętny pocałunek. Moje ręce automatycznie znalazły się na jego ramionach, oplatając go wokół szyi.
- Zerwijmy się szybciej z przyjęcia - wyszeptał między pocałunkami. - Będziemy mieli całą noc dla siebie.
- Kusząca propozycja - odpowiedziałam.
- Ja wciąż tutaj jestem - rozległ się głos Mii. Od razu odskoczyłam od Jace'a, przykładając dłoń do ust. Dziewczynka tylko się uśmiechnęła i uniosła ręce. - Ale nie przeszkadzajcie sobie.
- Chyba nie pójdziemy na ten bal - powiedziałam.
- Jak to? - zdziwił się blondyn.
- Nie wiem czy wytrzymam to, że wzrok wszystkich dziewczyn będzie ciągle na tobie.
- To samo mogę powiedzieć o tobie - mruknął, podchodząc bliżej mnie. Powoli mnie objął, składając na moich ustach namiętny pocałunek. Moje ręce automatycznie znalazły się na jego ramionach, oplatając go wokół szyi.
- Zerwijmy się szybciej z przyjęcia - wyszeptał między pocałunkami. - Będziemy mieli całą noc dla siebie.
- Kusząca propozycja - odpowiedziałam.
- Ja wciąż tutaj jestem - rozległ się głos Mii. Od razu odskoczyłam od Jace'a, przykładając dłoń do ust. Dziewczynka tylko się uśmiechnęła i uniosła ręce. - Ale nie przeszkadzajcie sobie.
***
Sala balowa była zapełniona nowymi, jak i starymi uczniami. Nie umknęło mi jednak uwadze, że całkowita liczba uczniów była mniejsza niż w zeszłym roku. W tym roku zapowiadało się być tylko trzy-czwarte tego, co ostatnim razem. Zastanawiałam się czy miało to związek z zagładą Lilith, która tak naprawdę zaczęła się w tym Instytucie. Widząc jednak złowrogi wzrok uczniów i słysząc ciche szepty za moimi plecami, zrozumiałam, że to w większości z mojego powodu niektórzy nie chcieli kontynuować nauki w Nowym Jorku.
- Clary - Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. Jace trzymał w dłoniach dwa kieliszki wina. Podał mi jeden z nich. Bez wahania wzięłam, jednym haustem wypijając całą zawartość kieliszka.
- Dzięki - powiedziałam, oddając mu kieliszek i zabierając mu drugi. Jego zawartość też opróżniłam.
- Wow, słońce, nie żałuję ci, ale zachowaj umiar. Rozumiem, że też nie znosisz takich przyjęć, ale przed nami jeszcze cały wieczór - wyjaśnił, biorąc ode mnie pusty kieliszek. - Trzeba oszczędzać.
- Ja schowałem jedną butelkę pod obrusem. - Spojrzałam na Paul'a, który właśnie podszedł z Annabeth. Na ich widok nie mogłam się nie uśmiechnąć. Podeszłam, aby uściskać ich obojga.
- Wyglądacie wspaniale - powiedziała dziewczyna, wskazując na mnie i Jace'a.
- To samo można powiedzieć o was - oznajmiłam, mierząc wzrokiem błękitną sukienkę dziewczyny. Paul miał krawat o tym samym odcieniu, który dobrał do klasycznego czarnego garnituru. - Jak wam się układa?
- Wspaniale - powiedziała Annabeth. - Ale postanowiliśmy przesunąć datę ślubu. Z powodu tych problemów, jakie ma Clave, zdecydowaliśmy się pobrać w przyszłym roku.
Uśmiech dziewczyny przygasł. Chłopak najwyraźniej to wyczuł, bo objął ukochaną, mocniej ją do siebie przyciągając. Ich decyzja była do zrozumienia, w końcu kto chciałby brać teraz ślub?
- Tak w ogóle - dziewczyna otrząsnęła się, ponownie starając się na uśmiech. - Kto ma przejąć instytut? Wiecie coś?
- O czym ty mówisz? - spytałam, marszcząc brwi.
- Myślałam, że wiecie, w końcu Herondale'owie i Lightwood'owie są w radzie - przypomniała. - Niedawno odbyło się zebranie. Maryse zajęła miejsce Konsula.
- Lightwoodowie są u władzy - zaśmiał się Paul. - Trzeba przyznać, że wysoko zaszli; Robert Inkwizytorem, a Maryse Konsul...
- Jak to możliwe? - przerwał mu Jace. - Rodzice mi o niczym takim nie mówili.
- Nowe stanowiska zaczynają się od dzisiaj. Zapewne ogłoszą zaraz wszystkim nowego szefa instytutu - powiedział Paul.
- Jest nim Samuel Clarence - usłyszałam z boku. Przeniosłam wzrok na Aleca, który podszedł butelką wina w dłoni. - Ten drań.
- Alec - uśmiechnął się Jace, ściskając swojego parabatai. Brunet oddał uścisk, ale na jego twarzy nie było ani cienia entuzjazmu. Blondyn też to zauważył, bo spojrzał pytająco na chłopaka. Ten tylko kontynuował:
- Samuel Clarence - powtórzył. Na same nazwisko się wzdrygnęłam. Doskonale je znałam. Ojciec nie raz przypominał mi o starym, prawie wymarłym rodzie, który nienawidził Morgensternów. Clarence'owie słynęli z posępności, intryg i kłamstw. Nie mogłam tylko pojąć jakim cudem rada Clave dopuściła kogoś takiego na szefa instytutu. - Na zebraniu Clave, ten sukinsyn zgłosił się na Konsula, bo nie było innych chętnych. To dlatego mój ojciec zgłosił kandydaturę mojej matki, bo wiedział, że pozostali zagłosują na nią. I się nie mylił. Ale wraz z przejęciem stanowiska Konsula, moja matka zrzekła się stanowiska szefa instytutu w Nowym Jorku. Clarence ją zastąpi.
- Cholera - powiedziała Annabeth. - Przecież Clarence'owie nienawidzą rodów, które mają większą władze od nich samych.
- Mnie to mówisz? - powiedziałam, unosząc brew. - Jeszcze dwa lata temu wymordowanie Clarence'ów miało być moim zadaniem. Tak przynajmniej chciał Valentine, ale Lilith mu zabroniła.
- A co z tobą, Alec? - Jace spojrzał na chłopaka. - Przecież miałeś przejąc instytut.
- Wiem - westchnął Alec. - Moja matka będzie się starała coś wymyślić za plecami ojca.
- Dlaczego za plecami? - spytałam.
- Mój ojciec jest dość zasadniczy, nie dopuści do tego, aby inni pomyśleli, że dzięki swoim wpływom, Lightwoodowie załatwiają swoim dzieciom "przywileje". Moja matka musi zrobić to wszystko po cichu.
- Na pewno jej się uda - pocieszyłam go. - W końcu Samuel ma jedynie córkę, która podobno jest tak kiepska, że musi się uczyć w Akademii Nocnych Łowców.
- Clary ma racje - Jace kiwnął głową. - Maryse ma duże szanse, aby cię wsadzić na to stanowisko.
Wszyscy pokiwali na potwierdzenie głowami, kiedy w sali rozległ się dźwięk mężczyzny. Odwróciliśmy się w stronę podwyższenia z orkiestrą, na której stał nie kto inny jak nowy szef instytutu.
- O wilku mowa - mruknął Paul.
- Moi drodzy - zaczął mężczyzna. - Chciałbym was serdecznie powitać w Nowojorskim instytucie. Nazywam się Samuel Clarence i jestem nowym szefem instytutu, gdyż Maryse Lightwood przejęła stanowisko Konsula. - Po sali przebiegł cichy szmer szeptów i odgłosów zdziwienia. - Mam nadzieję, że każdy dostał specjalną kopertę z kluczem, planem i innymi ważnymi papierami, zaraz po wejściu do instytutu. Życzę wam, aby ten rok zaczął się dla was wszystkich pomyślnie i przebiegł bez jakichkolwiek problemów. Domyślam się jednak, że niektórzy mają pewne obawy co do bezpieczeństwa, a to wszystko z powodu zdarzeń ostatniego roku. Zapewniam jednak, że w instytucie nie ma niczego, co tym razem ktoś mógłby wykorzystać do podbicia tego świata - zaśmiał się i przeniósł na mnie wzrok, oddając mi lekki ukłon. Tym gestem ściągnął na mnie spojrzenia wszystkich zebranych. Rozdziawiłam usta i zmarszczyłam brwi. Po chwili jednak przełknęłam ślinę, czując, jak mocno wali mi serce. - Zacznijmy może od tańca!
W sali rozległ się dźwięk oklasków, ja jednak nadal nie mogłam otrząsnąć się z szoku.
- Clary - Gdyby nie głos Jace'a, moje oczy nadal mroziłyby wzrokiem mężczyznę.
- Co to miało być?! - syknęłam.
- Clary, spokojnie - powiedziała Annabeth, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Po nim można się spodziewać wszystkiego.
- Dokładnie - powiedział blondyn, ujmując moją twarz. Tym gestem sprawił, że moje serce stopniowo zaczęło się uspokajać. - Weź głęboki oddech. - Tak zrobiłam. - Świetnie, a teraz zatańcz ze mną.
- Co?
- Zatańcz ze mną - uśmiechnął się, proponując mi ramię. Słysząc, jak w sali rozlega muzyka do walca rosyjskiego. - No chyba, że nie potrafisz.
- Oczywiście, że potrafię - uśmiechnęłam się, przyjmując jego ramię. - I to lepiej niż ty.
Wszyscy skierowaliśmy się na środek sali, gdzie kobiety stanęły naprzeciwko mężczyzn. Gdy nadeszła odpowiednia chwila, dygnęłam, podchodząc do partnera. Taniec rozpoczął się objęcia partnerki i chodzenia z nią za pozostałymi parami w koło sali. Dopiero po chwili nastąpił moment, gdy musieliśmy się zwrócić ku sobie i rozpocząć główną część tańca. Kiedy jego dłoń spoczęła na mojej talii, a moja na jego ramieniu, a wolne dłonie splotły się ze sobą, przed oczami stanął mi dzień, w którym się poznaliśmy. Równo rok temu poznaliśmy się w tej sali i razem tańczyliśmy.
- Pamiętasz? - spytał, widocznie domyślając się o czym myślę.
- Jak mogłabym zapomnieć. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nazwałaś mnie wtedy dziwkarzem.
- A ty mnie płomyczkiem. - Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Stawiając kolejne precyzyjne kroki, poruszaliśmy się w rytm muzyki, patrząc sobie w oczy. W tamtym momencie czas się dla mnie zatrzymał.
- Dziwnie się czuję na myśl, jak bardzo się wszystko zmieniło od tamtego czasu - powiedziałam, nadal patrząc mu w oczy.
- Nie wszystko, tylko ty, Clary. To ty się zmieniłaś.
- Nie sama - przypomniałam. - Ty mi w tym pomogłeś.
Wszystko trwałoby zapewne do końca utworu, być może dłużej, gdyby nie jedno krótkie słowo:
- Przepraszam - Razem z Jace'n zatrzymaliśmy się, przenosząc wzrok na blondynkę w długiej, czerwonej sukience. Jej krwistoczerwone wargi rozwarły się w szerokim uśmiechu w stronę Jace'a. - Ty jesteś Jace, prawda?
- O co chodzi? - spytał blondyn.
- Jestem Carina, Carina Tyrell - przedstawiła się, podając mu rękę i całkiem mnie przy tym ignorując. Nie powiem, poczułam lekką niechęć. - Podobno mamy być partnerami podczas wyprawy na Jasny Dwór i do hotelu Dumort.
- Nie rozumiem - blondyn ściągnął brwi, zupełnie jak ja. - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Och, wybacz. Clave chce wiedzieć, że podziemni mają jakieś przydatne informacje w sprawie ostatnich morderstw i zbrodni. Inkwizytor zdecydował, że dwójka tutejszych uczniów postara się tego dowiedzieć, zaczynając od faerie a potem wampirów. Wybór padł na nas. - Zaczęłam skakać wzrokiem z wciąż ignorującej mnie dziewczyny na Jace'a i tak w kółko. Chłopak był równie zdezorientowany co ja. Carina Tyrell widząc to, dodała:
- Zapewne dowiedziałbyś się tego prędzej czy później. Pewnie Clarence nie długo wezwałby nas do swojego gabinetu i zapewne to zrobi w najbliższym czasie.
- Poczekam więc, kiedy nas wezwie - oznajmił Jace beznamiętnie, chcąc kontynuować ze mną taniec, już poczułam tą satysfakcje, że nareszcie ją spławił. Blondynka jednak nie poprzestała, tylko ponownie położyła dłoń na jego ramieniu.
Kiedyś ci ją odetnę, przysięgam, pomyślałam chłodno patrząc na dziewczynę. Ponownie się uśmiechnęła mówiąc:
- Zrobiłbyś coś dla mnie? - spytała, przekrzywiając głowę i patrząc się na niego błagalnie.
- Mianowicie? - spytał oschle Jace, mierząc ją wzrokiem.
- Założyłam się z moimi przyjaciółkami, że uda mi się ciebie porwać do jednego tańca - wytłumaczyła, palcem dyskretnie wskazując za siebie. Podążyłam wzrokiem w wybrane miejsce, a dokładnie na drugą stronę sali, gdzie śmiejąca się grupka dziewczyn, gapiła się na nas. - Pomógłbyś mi? Obiecuję, że podzielę się z tobą nagrodą, a chodzi tutaj o wino Château Pétrus.
- Założyłaś się o wino za prawie cztery tysiące dolarów? - spytałam z niedowierzaniem. Dopiero teraz dziewczyna zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, które już nie było takie miłe jak wcześniej do Jace'a. Było wręcz ignorująco-obraźliwe.
- Stać mnie - odpowiedziała krótko, ponownie mnie ignorując. Panienka chwaląca się kasą; nie potrzeba mi było więcej, aby mnie zirytować.
- Jace - zaczęłam, przenosząc na niego wzrok. - Chyba nie zamierzasz... - Zanim zdążyłam dokończyć, blondyn nachylił się do mojego ucha, szepcząc:
- Jeżeli tego nie zrobię, nie da nam spokoju. - W jednym momencie od niego odskoczyłam.
- Chyba nie mówisz poważnie? - Niedowierzanie, jakie zapewne dało się usłyszeć w moim głosie, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
- Idź do innych, zaraz przyjdę - powiedział. Spojrzałam na niego z szokiem w oczach, po czym spojrzałam na blondynkę, która patrzyła z satysfakcją na blondyna. Zacisnęłam usta i odeszłam, specjalnie ją przy tym lekko popychając i mówiąc szybko:
- Nie wiesz na co stać mnie - I poszłam, kierując się w stronę Alec'a, Annabeth i Paul'a, którzy najwyraźniej wdzieli co zaszło. Wściekła podeszłam do Paul'a, który najwyraźniej wyczuł moje napięcie, bo nieco się ode mnie odsunął. - Gdzie ukryłeś tą butelkę wina? - spytałam ostrzej niż zamierzałam.
- P-Pod stołem - wydukał, kciukiem wskazując na stół za sobą. Chwile później byłam z powrotem, sącząc dość kwaśną ciecz alkoholu. Już po pierwszych łykach mogłam poczuć fale ciepła zalewające mnie od środka.
- Clary, o co poszło? Kim jest ta dziewczyna? - spytała Annabeth, patrząc na mnie z przejęciem.
- Carina Tyrell, która nie mogła się nie pochwalić tym, że stać ją na wino za cztery tysiące dolarów. A co najlepsze - przerwałam, aby wziąć kolejny porządny łyk. - Co najlepsze jest bogata na tyle, że nie przejmuje się tym, że może stracić to wino w zakładzie.
- Jakim zakładzie? - Alec zmarszczył brwi.
- Czy uda jej się porwać Jace'a do tańca - powiedziałam, obserwując, jak dwójka wspominanych tańczy ze sobą kilkanaście metrów dalej. Dziewczyna poruszała się nie tylko z gracją, ale i specjalnie poruszała okazałymi kształtami, na których Jace trzymał dłoń. Co chwile nachylała się, aby mu coś wyszeptać i nie trudno było się domyślić, że z nim flirtuje. Co najgorsze blondyn nie starał się jej odepchnąć, tylko patrzył w przestrzeń z kamienną twarzą.
- Clary - zaczął Paul, ale przerwały mu wyraźne szepty za nami i wokół nas:
- Tylko zobacz, jak się patrzy.
- Przecież ona nic nie czuje, Morgensternowie nie mają uczuć.
- Powinna siedzieć w Cichym Mieście.
- Dzięki Bogu jest ostatnia z tego przeklętego rodu.
- Nie mogę na nią patrzeć.
- Clary - zaczął ponownie Paul, ale tym razem włożył w to więcej współczucia. Ja jednak nie chciałam dłużej słuchać lub co gorsza patrzeć. Nie mogłam już tego znieść. Spoglądając ostatni raz na Jace'a i Carinę, jednym ruchem oddałam butelkę chłopakowi. Unosząc materiał sukienki tak, aby się o nią nie potknąć, szybkim krokiem wyszłam z sali.
Niemal biegnąc przemierzałam puste korytarze, kierując się do swojego pokoju. Nie potrafię opisać ulgi, jaką poczułam nareszcie do niego wpadając. Zamykając drzwi na runę, osunęłam się po nich, twarz chowając w dłonie.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :* Chciałabym wszystkim podziękować (bo za rzadko to robię) za komentarze, które są dla mnie dużą otuchą i motywacją do dalszego dzielenia się z wami tym fanfiction. Dziękuję wam aniołki z całego serca <3
- Clary - Odwróciłam się na dźwięk swojego imienia. Jace trzymał w dłoniach dwa kieliszki wina. Podał mi jeden z nich. Bez wahania wzięłam, jednym haustem wypijając całą zawartość kieliszka.
- Dzięki - powiedziałam, oddając mu kieliszek i zabierając mu drugi. Jego zawartość też opróżniłam.
- Wow, słońce, nie żałuję ci, ale zachowaj umiar. Rozumiem, że też nie znosisz takich przyjęć, ale przed nami jeszcze cały wieczór - wyjaśnił, biorąc ode mnie pusty kieliszek. - Trzeba oszczędzać.
- Ja schowałem jedną butelkę pod obrusem. - Spojrzałam na Paul'a, który właśnie podszedł z Annabeth. Na ich widok nie mogłam się nie uśmiechnąć. Podeszłam, aby uściskać ich obojga.
- Wyglądacie wspaniale - powiedziała dziewczyna, wskazując na mnie i Jace'a.
- To samo można powiedzieć o was - oznajmiłam, mierząc wzrokiem błękitną sukienkę dziewczyny. Paul miał krawat o tym samym odcieniu, który dobrał do klasycznego czarnego garnituru. - Jak wam się układa?
- Wspaniale - powiedziała Annabeth. - Ale postanowiliśmy przesunąć datę ślubu. Z powodu tych problemów, jakie ma Clave, zdecydowaliśmy się pobrać w przyszłym roku.
Uśmiech dziewczyny przygasł. Chłopak najwyraźniej to wyczuł, bo objął ukochaną, mocniej ją do siebie przyciągając. Ich decyzja była do zrozumienia, w końcu kto chciałby brać teraz ślub?
- Tak w ogóle - dziewczyna otrząsnęła się, ponownie starając się na uśmiech. - Kto ma przejąć instytut? Wiecie coś?
- O czym ty mówisz? - spytałam, marszcząc brwi.
- Myślałam, że wiecie, w końcu Herondale'owie i Lightwood'owie są w radzie - przypomniała. - Niedawno odbyło się zebranie. Maryse zajęła miejsce Konsula.
- Lightwoodowie są u władzy - zaśmiał się Paul. - Trzeba przyznać, że wysoko zaszli; Robert Inkwizytorem, a Maryse Konsul...
- Jak to możliwe? - przerwał mu Jace. - Rodzice mi o niczym takim nie mówili.
- Nowe stanowiska zaczynają się od dzisiaj. Zapewne ogłoszą zaraz wszystkim nowego szefa instytutu - powiedział Paul.
- Jest nim Samuel Clarence - usłyszałam z boku. Przeniosłam wzrok na Aleca, który podszedł butelką wina w dłoni. - Ten drań.
- Alec - uśmiechnął się Jace, ściskając swojego parabatai. Brunet oddał uścisk, ale na jego twarzy nie było ani cienia entuzjazmu. Blondyn też to zauważył, bo spojrzał pytająco na chłopaka. Ten tylko kontynuował:
- Samuel Clarence - powtórzył. Na same nazwisko się wzdrygnęłam. Doskonale je znałam. Ojciec nie raz przypominał mi o starym, prawie wymarłym rodzie, który nienawidził Morgensternów. Clarence'owie słynęli z posępności, intryg i kłamstw. Nie mogłam tylko pojąć jakim cudem rada Clave dopuściła kogoś takiego na szefa instytutu. - Na zebraniu Clave, ten sukinsyn zgłosił się na Konsula, bo nie było innych chętnych. To dlatego mój ojciec zgłosił kandydaturę mojej matki, bo wiedział, że pozostali zagłosują na nią. I się nie mylił. Ale wraz z przejęciem stanowiska Konsula, moja matka zrzekła się stanowiska szefa instytutu w Nowym Jorku. Clarence ją zastąpi.
- Cholera - powiedziała Annabeth. - Przecież Clarence'owie nienawidzą rodów, które mają większą władze od nich samych.
- Mnie to mówisz? - powiedziałam, unosząc brew. - Jeszcze dwa lata temu wymordowanie Clarence'ów miało być moim zadaniem. Tak przynajmniej chciał Valentine, ale Lilith mu zabroniła.
- A co z tobą, Alec? - Jace spojrzał na chłopaka. - Przecież miałeś przejąc instytut.
- Wiem - westchnął Alec. - Moja matka będzie się starała coś wymyślić za plecami ojca.
- Dlaczego za plecami? - spytałam.
- Mój ojciec jest dość zasadniczy, nie dopuści do tego, aby inni pomyśleli, że dzięki swoim wpływom, Lightwoodowie załatwiają swoim dzieciom "przywileje". Moja matka musi zrobić to wszystko po cichu.
- Na pewno jej się uda - pocieszyłam go. - W końcu Samuel ma jedynie córkę, która podobno jest tak kiepska, że musi się uczyć w Akademii Nocnych Łowców.
- Clary ma racje - Jace kiwnął głową. - Maryse ma duże szanse, aby cię wsadzić na to stanowisko.
Wszyscy pokiwali na potwierdzenie głowami, kiedy w sali rozległ się dźwięk mężczyzny. Odwróciliśmy się w stronę podwyższenia z orkiestrą, na której stał nie kto inny jak nowy szef instytutu.
- O wilku mowa - mruknął Paul.
- Moi drodzy - zaczął mężczyzna. - Chciałbym was serdecznie powitać w Nowojorskim instytucie. Nazywam się Samuel Clarence i jestem nowym szefem instytutu, gdyż Maryse Lightwood przejęła stanowisko Konsula. - Po sali przebiegł cichy szmer szeptów i odgłosów zdziwienia. - Mam nadzieję, że każdy dostał specjalną kopertę z kluczem, planem i innymi ważnymi papierami, zaraz po wejściu do instytutu. Życzę wam, aby ten rok zaczął się dla was wszystkich pomyślnie i przebiegł bez jakichkolwiek problemów. Domyślam się jednak, że niektórzy mają pewne obawy co do bezpieczeństwa, a to wszystko z powodu zdarzeń ostatniego roku. Zapewniam jednak, że w instytucie nie ma niczego, co tym razem ktoś mógłby wykorzystać do podbicia tego świata - zaśmiał się i przeniósł na mnie wzrok, oddając mi lekki ukłon. Tym gestem ściągnął na mnie spojrzenia wszystkich zebranych. Rozdziawiłam usta i zmarszczyłam brwi. Po chwili jednak przełknęłam ślinę, czując, jak mocno wali mi serce. - Zacznijmy może od tańca!
W sali rozległ się dźwięk oklasków, ja jednak nadal nie mogłam otrząsnąć się z szoku.
- Clary - Gdyby nie głos Jace'a, moje oczy nadal mroziłyby wzrokiem mężczyznę.
- Co to miało być?! - syknęłam.
- Clary, spokojnie - powiedziała Annabeth, kładąc mi dłoń na ramieniu. - Po nim można się spodziewać wszystkiego.
- Dokładnie - powiedział blondyn, ujmując moją twarz. Tym gestem sprawił, że moje serce stopniowo zaczęło się uspokajać. - Weź głęboki oddech. - Tak zrobiłam. - Świetnie, a teraz zatańcz ze mną.
- Co?
- Zatańcz ze mną - uśmiechnął się, proponując mi ramię. Słysząc, jak w sali rozlega muzyka do walca rosyjskiego. - No chyba, że nie potrafisz.
- Oczywiście, że potrafię - uśmiechnęłam się, przyjmując jego ramię. - I to lepiej niż ty.
Wszyscy skierowaliśmy się na środek sali, gdzie kobiety stanęły naprzeciwko mężczyzn. Gdy nadeszła odpowiednia chwila, dygnęłam, podchodząc do partnera. Taniec rozpoczął się objęcia partnerki i chodzenia z nią za pozostałymi parami w koło sali. Dopiero po chwili nastąpił moment, gdy musieliśmy się zwrócić ku sobie i rozpocząć główną część tańca. Kiedy jego dłoń spoczęła na mojej talii, a moja na jego ramieniu, a wolne dłonie splotły się ze sobą, przed oczami stanął mi dzień, w którym się poznaliśmy. Równo rok temu poznaliśmy się w tej sali i razem tańczyliśmy.
- Pamiętasz? - spytał, widocznie domyślając się o czym myślę.
- Jak mogłabym zapomnieć. - Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Nazwałaś mnie wtedy dziwkarzem.
- A ty mnie płomyczkiem. - Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Stawiając kolejne precyzyjne kroki, poruszaliśmy się w rytm muzyki, patrząc sobie w oczy. W tamtym momencie czas się dla mnie zatrzymał.
- Dziwnie się czuję na myśl, jak bardzo się wszystko zmieniło od tamtego czasu - powiedziałam, nadal patrząc mu w oczy.
- Nie wszystko, tylko ty, Clary. To ty się zmieniłaś.
- Nie sama - przypomniałam. - Ty mi w tym pomogłeś.
Wszystko trwałoby zapewne do końca utworu, być może dłużej, gdyby nie jedno krótkie słowo:
- Przepraszam - Razem z Jace'n zatrzymaliśmy się, przenosząc wzrok na blondynkę w długiej, czerwonej sukience. Jej krwistoczerwone wargi rozwarły się w szerokim uśmiechu w stronę Jace'a. - Ty jesteś Jace, prawda?
- O co chodzi? - spytał blondyn.
- Jestem Carina, Carina Tyrell - przedstawiła się, podając mu rękę i całkiem mnie przy tym ignorując. Nie powiem, poczułam lekką niechęć. - Podobno mamy być partnerami podczas wyprawy na Jasny Dwór i do hotelu Dumort.
- Nie rozumiem - blondyn ściągnął brwi, zupełnie jak ja. - Nic mi o tym nie wiadomo.
- Och, wybacz. Clave chce wiedzieć, że podziemni mają jakieś przydatne informacje w sprawie ostatnich morderstw i zbrodni. Inkwizytor zdecydował, że dwójka tutejszych uczniów postara się tego dowiedzieć, zaczynając od faerie a potem wampirów. Wybór padł na nas. - Zaczęłam skakać wzrokiem z
- Zapewne dowiedziałbyś się tego prędzej czy później. Pewnie Clarence nie długo wezwałby nas do swojego gabinetu i zapewne to zrobi w najbliższym czasie.
- Poczekam więc, kiedy nas wezwie - oznajmił Jace beznamiętnie, chcąc kontynuować ze mną taniec, już poczułam tą satysfakcje, że nareszcie ją spławił. Blondynka jednak nie poprzestała, tylko ponownie położyła dłoń na jego ramieniu.
Kiedyś ci ją odetnę, przysięgam, pomyślałam chłodno patrząc na dziewczynę. Ponownie się uśmiechnęła mówiąc:
- Zrobiłbyś coś dla mnie? - spytała, przekrzywiając głowę i patrząc się na niego błagalnie.
- Mianowicie? - spytał oschle Jace, mierząc ją wzrokiem.
- Założyłam się z moimi przyjaciółkami, że uda mi się ciebie porwać do jednego tańca - wytłumaczyła, palcem dyskretnie wskazując za siebie. Podążyłam wzrokiem w wybrane miejsce, a dokładnie na drugą stronę sali, gdzie śmiejąca się grupka dziewczyn, gapiła się na nas. - Pomógłbyś mi? Obiecuję, że podzielę się z tobą nagrodą, a chodzi tutaj o wino Château Pétrus.
- Założyłaś się o wino za prawie cztery tysiące dolarów? - spytałam z niedowierzaniem. Dopiero teraz dziewczyna zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, które już nie było takie miłe jak wcześniej do Jace'a. Było wręcz ignorująco-obraźliwe.
- Stać mnie - odpowiedziała krótko, ponownie mnie ignorując. Panienka chwaląca się kasą; nie potrzeba mi było więcej, aby mnie zirytować.
- Jace - zaczęłam, przenosząc na niego wzrok. - Chyba nie zamierzasz... - Zanim zdążyłam dokończyć, blondyn nachylił się do mojego ucha, szepcząc:
- Jeżeli tego nie zrobię, nie da nam spokoju. - W jednym momencie od niego odskoczyłam.
- Chyba nie mówisz poważnie? - Niedowierzanie, jakie zapewne dało się usłyszeć w moim głosie, nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.
- Idź do innych, zaraz przyjdę - powiedział. Spojrzałam na niego z szokiem w oczach, po czym spojrzałam na blondynkę, która patrzyła z satysfakcją na blondyna. Zacisnęłam usta i odeszłam, specjalnie ją przy tym lekko popychając i mówiąc szybko:
- Nie wiesz na co stać mnie - I poszłam, kierując się w stronę Alec'a, Annabeth i Paul'a, którzy najwyraźniej wdzieli co zaszło. Wściekła podeszłam do Paul'a, który najwyraźniej wyczuł moje napięcie, bo nieco się ode mnie odsunął. - Gdzie ukryłeś tą butelkę wina? - spytałam ostrzej niż zamierzałam.
- P-Pod stołem - wydukał, kciukiem wskazując na stół za sobą. Chwile później byłam z powrotem, sącząc dość kwaśną ciecz alkoholu. Już po pierwszych łykach mogłam poczuć fale ciepła zalewające mnie od środka.
- Clary, o co poszło? Kim jest ta dziewczyna? - spytała Annabeth, patrząc na mnie z przejęciem.
- Carina Tyrell, która nie mogła się nie pochwalić tym, że stać ją na wino za cztery tysiące dolarów. A co najlepsze - przerwałam, aby wziąć kolejny porządny łyk. - Co najlepsze jest bogata na tyle, że nie przejmuje się tym, że może stracić to wino w zakładzie.
- Jakim zakładzie? - Alec zmarszczył brwi.
- Czy uda jej się porwać Jace'a do tańca - powiedziałam, obserwując, jak dwójka wspominanych tańczy ze sobą kilkanaście metrów dalej. Dziewczyna poruszała się nie tylko z gracją, ale i specjalnie poruszała okazałymi kształtami, na których Jace trzymał dłoń. Co chwile nachylała się, aby mu coś wyszeptać i nie trudno było się domyślić, że z nim flirtuje. Co najgorsze blondyn nie starał się jej odepchnąć, tylko patrzył w przestrzeń z kamienną twarzą.
- Clary - zaczął Paul, ale przerwały mu wyraźne szepty za nami i wokół nas:
- Tylko zobacz, jak się patrzy.
- Przecież ona nic nie czuje, Morgensternowie nie mają uczuć.
- Powinna siedzieć w Cichym Mieście.
- Dzięki Bogu jest ostatnia z tego przeklętego rodu.
- Nie mogę na nią patrzeć.
- Clary - zaczął ponownie Paul, ale tym razem włożył w to więcej współczucia. Ja jednak nie chciałam dłużej słuchać lub co gorsza patrzeć. Nie mogłam już tego znieść. Spoglądając ostatni raz na Jace'a i Carinę, jednym ruchem oddałam butelkę chłopakowi. Unosząc materiał sukienki tak, aby się o nią nie potknąć, szybkim krokiem wyszłam z sali.
Niemal biegnąc przemierzałam puste korytarze, kierując się do swojego pokoju. Nie potrafię opisać ulgi, jaką poczułam nareszcie do niego wpadając. Zamykając drzwi na runę, osunęłam się po nich, twarz chowając w dłonie.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :* Chciałabym wszystkim podziękować (bo za rzadko to robię) za komentarze, które są dla mnie dużą otuchą i motywacją do dalszego dzielenia się z wami tym fanfiction. Dziękuję wam aniołki z całego serca <3
super kiedy next
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny! Choć nie mogę uwierzyć, że Jace jest takim ignorantem! Z niecierplowścią czekam.na kolejny rozdział :) Tylko błagam, nie katuj mnie zbyt długo ;)
OdpowiedzUsuńRozdział boski ale Clary to trochę taka histeryczka wszyscy mają robić to co ona chce inaczej ucieka xd czekam na next kawałek z jonathanem mega 😘
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńKochana! Rozdział wyszedł ci świetnie, tak jak poprzednie! Clary słusznie się wkurzyła na tą pizde co się wcina w ich pierwszy taniec w "normalnym" życiu. Przypominali sobie ich pierwszy taniec kiedy Clary była zła. Jak mogła Poprostu sobie podejść, albo raczej wpierdolić się między nich i się chwalić. Jest pizdą i ma się jej coś stać. I hate her.
OdpowiedzUsuńKocham, i czekam z niecierpliwością na nexta!!!
Oficjalnie ogłaszam, że zostałaś nominowana do Tagu!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://ukrytetajemnice.blogspot.com/2017/02/nefilim-tag-czyli-bohaterowie-cclare.html