środa, 25 stycznia 2017

Rozdział 13 Intruz


◊ Isabelle 




Minęło już tyle dni.
Kilka tygodni, w których ciągu których zdążyłam chyba policzyć wszystkie kamienie otaczających mnie ścian. Znałam ich każdy centymetr. Codzienna rutyna, która opierała się na ubieraniu nieznośnych sukien i wpatrywaniu się w jedzenie, które służące i tak po chwili zabierały, zdążyła się stać tak typowa, iż miałam wrażenie, że już nic nie czuję. Z każdym dniem kawałek człowieczeństwa przekształcał się w kawałek maszyny.

Nieznośne koszmary nie dawały mi spać. Były one jednak jedynym źródłem jakiegokolwiek uczucia, które się we mnie kryło    strachu. To strach jeszcze mnie utrzymywał przy życiu. Chwilami nawet miałam ochotę wstać i ponownie iść się spotkać z Seraphiną. Ta jednak po naszym ostatnim spotkaniu oznajmiła, że nie chce mnie widzieć na oczy.

Jedyne osoby, które mnie odwiedzały, były służące. Kiedy tylko zaczęłam się głodzić, Jonathan usiłował ze mną rozmawiać, przychodząc do mnie codziennie. Skończył jednak, kiedy podczas którejś jego wizyty wciąż siedziałam cicho i wbijając wzrok w podłogę. Odpuścił.



***



Szorstkie dłonie kobiety rozpięły zamek białej sukienki, która po chwili opadła na ziemie. Na moje ramiona po chwili opadł miękki materiał szlafroka, który szczelnie zawiązałam.

- Kąpiel jest już gotowa, panienko - powiedziała kobieta. W lustrze mogłam dostrzec jej złowrogi wzrok, który krył się w spojrzeniu każdej służby w tym przeklętym miejscu. Jednym skinięciem głowy dałam jej znak, że może odejść. Ta dygnęła i wyszła, niemal trzaskając drzwiami. Niechętnie skierowałam się do łazienki, gdzie wanna pełna wody o lawendowym płynie czekała aż się w niej zanurzę. Zamknęłam drzwi i zrzuciłam materiał ze swoich ramion. Dopiero, kiedy włożyłam nogę do ciepłej wody, zrozumiałam, jak bardzo jest mi zimno. Dostałam gęsiej skórki, więc czym prędzej zanurzyłam się w wodzie, pozwalając mięśniom się rozluźnić. Oparłam głowę o brzeg wanny i zamknęłam oczy, rozmyślając, co teraz robią inni. Czy nadal mnie wspominają? A może odpuścili?Mimo bólu, chciałabym aby odpuścili, bo stąd nie ma wyjścia. Nawet gdyby było, to za dwa miesiące i tak oglądałabym martwe ciała w ruinach Alicante.

Moje rozmyślanie przerwały gasnące lampy. Nie minęła sekunda, aby otaczała mnie ciemność. Powoli usiadłam, nie wiedząc co się dzieje. Poczułam na twarzy lekki podmuch wiatru, jakby ktoś obok mnie przeszedł.

- Kto tu jest?! - podniosłam głos, czując jak mocno bije mi serce. Nie potrafiłam przyzwyczaić wzroku do ciemności, przez co miałam wrażenie, że panika rosnąca w środku wygra. Otworzyłam usta, aby zawołać o pomoc, ale czyjeś ręce przyparły mnie mocno o brzeg wanny, przykładając nóż do gardła. Mogłam poczuć oddech intruza na swoim karku. Dostałam dreszczy.

- Jesteś zbędna - usłyszałam syczenie obok ucha. - Jesz strawę tych, których sama wysyłałaś do piekła. Pijesz ich wodę, śpisz w pierzynach, a twoje ciało zdobią najdroższe jedwabie i najcenniejsze klejnoty.

- Nie wiem kim jesteś - odezwałam się. - Ale wiedz, że ja tego nie chciałam. Sprowadzono mnie tutaj siłą...

- Milcz! - Nóż jeszcze bardziej znalazł się przy moim gardle. Nie mogłam przełknąć śliny. - Kogo obchodzą twoje wymówki. Nie liczy się to, co było. Tylko to co jest i co będzie. A jest tak, że jesteś zbędna, Isabello Lightwood. Dostałem zadanie się ciebie poz...

- Isabelle?! - za drzwiami łazienki rozległ się głos osoby, której spodziewałam się zastać w moim pokoju najmniej. Diana. - Isabelle jesteś tutaj? Dlaczego jest tak ciemno? - Jej głos normalnie doprowadziłby mnie do wściekłości, ale nie w tej chwili. Teraz był on dla mnie jak zbawienie. Chciałam krzyknąć. Dać znać, że potrzebuję pomocy, jednak syczenie obok mojego ucha rozbrzmiało:

- Słowo, a poderżnę ci gardło.

- Isabelle, wiem, że tu jesteś. Dlaczego do cholery zgasiłaś światło? - Głos Diany był co raz bliżej drzwi łazienki. Modliłam się, aby jak najszybciej otworzyła drzwi łazienki. - Chcę tylko porozmawiać. Isabelle? - Rozległ się dźwięk przekręcanej klamki.

- Et revertetur - wysyczała istota i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zimny metal wbił się w moje udo, a czyjaś dłoń, a raczej łapsko, pchnęło moją głowę pod wodę, uderzając nią z siłą o same dno wanny. Ostatnie co pamiętałam, to błyskające światła.





Jonathan 





- Wzywałaś mnie - powiedziałem, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem oczekująco na Seraphine, która ujmowała małą rączkę swojego syna. Asmodeusz trzymał dziecko i patrzył na nie, jak zawsze, z dumą w oczach.

- Tak, chodzi ceremonię ukazania następcy - powiedziała dziewczyna, odwracając się w moją stronę.

- Przecież taka ceremonia nie miała miejsca od tysięcy lat. Po za tym, wymaga to przygotowań, miejs...

- Przygotowaniami zajmę się ja i Isabelle.

- Ty i Isabelle? - spytałem, unosząc brew. - Ostatnim razem o mało co jej nie udusiłaś. Po za tym, dobrze wiesz, w jakim jest stanie.

- Wiem, porozmawiam z nią.

- Aż tak bardzo zależy ci na jej pomocy, że chcesz z nią rozmawiać? Nie wierzę.

- Oczywiście, że nie chodzi tutaj o jej pomoc i rady w przygotowaniach do ceremonii. Muszę ją "przywrócić do żywych", bo chcę aby została jego świadkiem. Przecież obecność matki i ojca nie jest wystarczająca, dobrze o tym wiesz.

- Czekaj - powiedziałem, unosząc dłoń. Potrzebowałem kilku sekund, aby przeanalizować jej słowa. Kiedy tak się stało, wytrzeszczyłem oczy. - Przecież ona nie może być jego świadkiem. Nie jest powiązana z Morgensternami w jakikolwiek sposób. Musiałaby być przynajmniej moją... - Widząc chytry uśmieszek siostry, zbladłem.

- Dokładnie, braciszku - uśmiechnęła się szerzej. - Musiałaby być przynajmniej twoją ż o n ą.

- A o przygotowaniach do jakiej ceremonii myślisz, że Isabelle miałaby być potrzebna - odezwał się Asmodeusz. - Ma pomagać Seraphinie w przygotowaniach do waszego ślubu. A organizacją ukazania następcy zajmę się ja i Seraphina.

Słuchałem każdego słowa, jak wyroku. Z każdą sekundą złość we mnie rosła. Zacisnąłem dłonie w pięści.

- Nie ożenię się z nią - powiedziałem, patrząc na nią. - Nie zrobię jej tego.

- Właśnie, że się z nią ożenisz - powiedziała Seraphina, podchodząc bliżej. - Zostanie twoją żoną, przyjmie tą przeklętą obrączkę i będzie dzieliła z tobą łoże. Tylko tak zostanie świadkiem mojego syna.

- Znajdź sobie innego świadka.

- Dobrze - powiedziała bez zastanowienia. - Co powiesz na jedną z twoich dziwek? Może Diana? Niech ona zostanie twoją żoną. Nie będziesz mógł sypiać lub okazywać miłość innej. A to zaś uwolni od ciebie Isabelle. Tym łatwiej będę się jej mogła pozbyć, nawet nie wiesz jaką śmierć dla niej...

- Przestań - przerwałem jej, zaciskając zęby. Prowadziłbym z nią walkę na spojrzenia do bólu, gdyby nie gaworzenie dziecka, które nagle rozległo się po pokoju. Oboje zamrugaliśmy i zrobiliśmy krok w tył.

- Więc? - spytała. Teatralnie westchnęła ponownie podchodząc do dziecka. W tym samym momencie do pokoju wbiegł jeden ze strażników.

- Chyba się puka - warknęła Seraphina.

- Pani, Panie, coś nie tak z panienką Ligthwood. Ona... - Biegiem ruszyłem do pokoju dziewczyny. Nie minęła minuta, a wpadłem do środka, zastając dwóch strażników i trzy służące... I Dianę.

- Co ty tutaj robisz? - spytałem. - Gdzie jest z Isabelle?

- Przyszłam z nią porozmawiać, ale było ciemno - wytłumaczyła dziewczyna.

- Jest w łazience, ale się nie odzywa. Zamknęła się - dodała jedna z służących.

- Wyczuwamy krew, Panie - oznajmił strażnik. Podszedłem do drzwi łazienki i płaską ręką uderzyłem w drzwi łazienki, krzycząc imię brunetki.

- Co się dzieje?! - spytała Seraphina, wchodząc do pokoju.

- Isabelle! - krzyknąłem, waląc w drzwi.

- Jonathan - zaczęła Seraphina z lekko przerażonym głosem. Spojrzałem na nią, lecz ona wpatrywała się w próg drzwi łazienki. Podążyłem za jej wzrokiem; z pod drzwi wylewała się czerwona woda. Otoczyła moje buty. Nie potrafiłem powstrzymać fali czarnych myśli. Otrząsnąłem się i cofnąłem się, z całej siły kopnąłem w drzwi, wyważając je. Widok za nimi od razu zasiał swe złe korzenie w mojej głowie: struga czerwonej wody wypływała z pod wanny. Podszedłem bliżej. Kiedy dostrzegłem zakrwawione ciało Isabelle w wodzie, której poziom osiągał może kilka centymetrów, zbladłem. Z rany, którą miała na udzie, spływała strużka krwi. Jej głowa, jej włosy ociekały krwią, która wypływała z pod jej głowy.

- Isabelle - szepnąłem, ale po chwili podniosłem głos. - Isabelle!

Czym prędzej wyjąłem jej ciało z wanny, w której było wgniecenie pod jej głową. Służące także nie czekały na rozkazy, tylko podbiegły, aby nakryć ją białym ręcznikiem. Czym prędzej zaniosłem ją do sypialni i położyłem na łóżku. Czerwonymi i mokrymi od brudnej wody dłońmi, ująłem jej twarz, odgarniając czarne włosy.

- Izzy, obudź się. Obudź się, Izzy - mówiłem, ale ta nie reagowała. Nerwowo sprawdziłem puls na jej szyi, który z ogromną ulgą wyczułem. Był on jednak ledwo wyczuwalny. Wiedząc, że mam mało czasu, wyjąłem stelę i zacząłem kreślić na jej ciele iratze. Rana na jej udzie zaczęła się zrastać, aż w końcu ostatnia kropla krwi spłynęła po jej skórze i wsiąknęła w pościel. To samo się stało z raną z tyłu głowy.

- Przynieście ręczniki, czyste pościele i koce - usłyszałem głos siostry, która po chwili podeszła, chcąc dotknąć czoła dziewczyny. W ostatniej chwili odepchnąłem jej dłoń, warcząc:

- Nie dotykaj jej.

- Chyba nie myślisz, że ja to zrobiłam?

- A kto inny chciał jej śmierci?! - wydarłem się.

- Dopiero co proponowałam ci małżeństwo z nią! Miałabym wykluczyć jedyną godną osobę jako świadka mojego syna?!

- W takim razie kto chciał ją zabić?!

- Demony! - warknęła. - Mówiłam ci, że powstają bunty!

- Skoro powstają bunty - zacząłem, wstając, aby spojrzeć jej prosto w oczy. - To znaczy, że nie jesteś za dobrą królową. Nie boją się ciebie. Dlaczego więc Nocni Łowcy mieliby się ciebie bać, co? Nie nadajesz się do rządzenia - wycedziłem. Jej twarz wyraża w tej chwili pogardę. Wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem i złością, aż w końcu powiedziała ściszonym głosem:

- Każdy król i królowa mają wrogów, którzy spiskują za ich plecami. Nie można temu zapobiec. Po tym co się teraz stało, każę przeszukać zamek i zwiększyć liczbę straży. A kiedy znajdę tego, kto to zrobił, to przysięgam na Anioła i na wszystkie demony, że każę go wychłostać jak Lilith kazała to zrobić z Clary i zostawić ci go jeszcze w pół żywego, abyś to ty mógł zadać ostateczny cios. Lecz zanim to się stanie - Zacisnęła palce na moich policzkach, odwracając moją głowę w stronę Isabelle, której pierś lekko się unosiła i opadała. - Zdecyduj się, czy chcesz mieć przed ołtarzem ją czy tą dziwkę Dianę. Bo jeżeli Dianę, to zapewniam cię, że demony uznają Isabelle za bezwartościową i to co się jej dzisiaj stało, powtórzy się jeszcze nie jeden raz. - Po wypowiedzeniu ostatnich słów, zanim wyszła zwróciła się do pozostałych. - Pokoju mojego syna od zewnątrz jak i w środku ma strzec co najmniej czterech strażników. Na mój rozkaz ma nad nim czuwać Asmodeusz, przekażcie mu to. KAŻDY KORYTARZ I KĄT MA ZOSTAĆ PRZESZUKANY! Ten intruz wciąż może tutaj być!

Opadłem na łóżko i pochyliłem się, aby złożyć długi pocałunek na czole dziewczyny. Po chwili zjechałem ustami na jej policzek i przesunąłem się bliżej ucha.

- Tak mi przykro - wyszeptałem. - Ale obiecuję, że cię ochronię... nawet gdyby to zależało od mojego życia.

- Panie - Odwróciłem się na głos służącej, która stanęła obok. - Panie, Isabelle Lightwood przeżyła z cudem. Gdyby nie to wgniecenie w wannie, przez które woda spłynęła, utopiła by się.

- Lub wykrwawiła, gdybyśmy nie przyszli na czas - powiedziałem, po czym wstałem. - Zajmij się nią najlepiej jak potrafisz, a potem chcę, aby została przeniesiona do mojej sypialni.

- Oczywiście - powiedziała dziewczyna, dygając.

- A wy - zwróciłem się do strażników. - Chcę mieć przed swoją sypialnią trzech strażników i dwóch w środku. Jeżeli coś się stanie Isabelle, osobiście za to odpowiecie. A ty - spojrzałem na Dianę, która do tej pory stała cicho. - Idziesz ze mną, i to już.

3 komentarze:

  1. Wow wow wow 😍 biedna izzy ale może przez tą akcję ze ślubem i zamach na nią to wkońcu pogodzi się z Jonathanem to taka słodka para czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Woooooooow! No co tu się wyrabia! czekam juz na kolejna część! genialne ! :)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3