poniedziałek, 28 marca 2016

Rozdział 19 Wyrok

◊ Clary 



Godzinę później po całej tej ceremonii "powitalnej", sala tronowa stała się opustoszała. Lilith i nasza rodzina skierowała się do ogromnej jadalni, w której długi stół uginał się od ilości potraw i napitków.

Lilith i mój ojciec zasiedli u szczytach stołu, a ja z rodzeństwem po ich bokach. Służące zaczęły podchodzić, aby nalać herbaty, wina, soku lub wodę. Osobiście zdecydowałam się na pełny kieliszek białego wina    na czerwone nie mogłam patrzeć. Nie po tym, co zobaczyła w sali tronowej i poza nią.

Łapczywie zaczęłam pić.

- Nic nie jesz, Clarisso? - spytała Lilith, biorąc do ust kęs ryby. - Byłaś nieprzytomna kilka dni.

- Zjadłabyś trochę risotto. - wtrącił Valentine, popijając swoje danie czerwonym winem.

- Nie jestem głodna, dziękuję. - wymamrotałam, biorąc kolejny łapczywy łyk. Kręciło mi się w głowie, a obraz zabijanych i torturowanych przyziemnych nie dawał mi spokoju. W dodatku ten cały podział... Nie mogłam uwierzyć, że za kilka dni wszystkie dzieci zostaną zabite... nawet mała Mia i mały Max. Mogłam się jedynie domyślać, co teraz czują Herondale'owie i Lightwoodowie.

- Jesteś strasznie blada. - zauważyła Seraphina, nachylając się ku mnie, ponieważ siedziała obok. - Dobrze się czujesz? Coś się stało?

- Wszystko dobrze, po prostu... jestem trochę zmęczona. - wytłumaczyłam szybko.

- Estello, zabierz proszę Clary do jej pokoju! - rozkazała Lilith. - Będziesz chciała coś zjeść w pokoju?

- Nie. - mruknęłam.

- W takim razie to wszystko.

- Oczywiście, Pani.

Estella szybko podeszła do mnie i dygnęła, czekając, aż wstanę. Kiedy tak się stało, wyszłyśmy z jadalni. Do mojego pokoju dotarłyśmy w niecałe kilka minut. Od razu rzuciłam się na łóżko, odprawiając następnie służącą.

Wtuliłam się w poduszkę, nie wiedząc nawet, która jest godzina. Nagle zdałam sobie sprawę, że nigdzie do tej pory nie widziałam zegarka. Czy to możliwe, aby każdy spał i robił co chciał i kiedy chciał? Jeżeli tak, to świetnie; zdjęłam buty i schowałam się szybko pod kołdrę, wtulając twarz w poduszkę. Tak bardzo było mi zimno, że niemal drżałam.

Zamknęłam oczy, starając się nie myśleć o tym, do czego doprowadziłam, zasnęłam po wielu nieudanych próbach...


- Isabelle Lightwood! - usłyszałam ochrypły głos demona, który stał obok niskiego szafotu z listą skazanych w dłoni.

Kolejka znajdująca się kilkanaście metrów od drewnianego podwyższenia, ciągnęła się w nieskończoność. Właśnie na samym jej początku stała Isabelle, tak wychudzona, tak zmęczona, tak brudna, że ledwo, co ją poznałam. Ze skutymi dłońmi, ruszyła w stronę szafotu. Maryse, Robert, Alec i Max, którzy byli następnie w kolejce, zaczęli płakać, odwracając wzrok.

Isabelle stanęła po środku drewnianego podwyższenia, po czym zamknęła oczy, z których wypłynęły ostatnie łzy. Demon uniósł swój miecz i wbił go prosto w serce dziewczyny...

- NIE! - zaczęłam krzyczeć.




- CLARY! OBUDŹ SIĘ!  - usłyszałam głos Jonathana. Nagle otworzyłam oczy, budząc się cała spocona z niespokojnego snu. Dłonie brata kurczowo trzymały mnie za ramiona, gdy tym czasem jego oczy patrzyły na mnie z niepokojem. Właśnie, jego oczy są jakieś... inne. Bardziej intensywnie-zielone, nie takie ociemniałe, jakie miał wcześniej. - Wszystko dobrze? Krzyczałaś, przez sen.

Przełknęłam ślinę nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nadal się trzęsłam ze strachu i zimna. Jonathan czując i widząc to, przyciągnął mnie do siebie. Kojąco zaczął gładzić moje włosy. Pamiętam, że robił to zawsze, kiedy byłam młodsza. Zawsze, kiedy płakałam cicho z bólu, który zadawał mi ojciec. Zawsze wtedy przychodził do mnie, przytulał i siedział ze mną tak długo, aż nie usnęłam.

Tak bardzo pragnęłam się komuś zwierzyć. Nie dawałam już rady. Poczucie winy, smutek, złość zjadały mnie żywcem.

- Jonathan, ja nie tak to sobie wyobrażałam. - wyszeptałam, jakbym się bała, że ktoś usłyszy. - Nie wiedziałam, że będzie tyle ofiar... - zaczęłam łapczywie nabierać oddechu, ponieważ czułam wodę zbierającą się w moich oczach. - To wszystko moja wina. To przeze mnie teraz ci ludzie cierpią. To przeze mnie trwa teraz ta cała rzeź. Na Anioła, co ja zrobiłam?! - wtuliłam się w niego mocniej, zaczynając się cicho zanosić.

- Cii... - szeptał, mocniej mnie przytulając. - Spokojnie. Clary, posłuchaj mnie. Wszystko będzie dobrze. Odkręcimy to, tylko...

- Co? - odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy z niedowierzaniem. - Odkręcimy? My? Myślałam, że jesteś po stronie Lilith. Myślałam, że... że władza, to jest twoje marzenie...

- Było. - poprawił. - Już nie. Na początku myślałem, że władza, to dobra droga i tego właśnie chcę, ale kiedy zobaczyłem tych umierających ludzi wtedy na dworze i naszą matkę - skrzywił się na okropne wspomnienie, zupełnie, tak jak i ja. - zmieniłem zdanie. Nie chcę tego. Oni nie zasługują na los, który zgotowała im Lilith.

Który zgotowałam im ja.

- Nie chcesz tego? - powtórzyłam, wciąż nie mogąc uwierzyć. O ile dobrze pamiętałam, Jonathan zawsze był posłuszny Lilith i ojcu. Zawsze wykonywał rozkazy i zawsze pragnął tego, co się w tej chwili działo. - Nie poznaję cię. Nie mógłbyś zmienić zdania z dnia na dzień.

- Ludzie się zmieniają, Clary, wiem, że ty również. Widziałem przerażenie w twoich oczach, kiedy Jocelyn umierała, a przyziemni byli zabijani i torturowani, przez demony. Nie oszukasz mnie.

Przełknęłam ślinę, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Spuściłam wzrok, jakoś nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia, lecz po chwili poczułam, jak ujmuje mój podbródek i zmusza, abym na niego spojrzała.

- Wiem, że Jace pomógł ci pozbyć się demonicznej części ciebie.

- Niby skąd?

- Obserwowałem was, kiedy byliście po za pokojem. Obserwowałem ciebie i teraz też to robię.

- I?

- I widzę, że teraz jesteś sobą. Prawdziwa ty. - uśmiechnął się lekko. - Mimo to, demoniczna krew wciąż w tobie jest.

- Jak się jej pozbyć?

- Nie wiem, ale teraz najważniejsze jest zdobyć kielich i wszystko odkręcić.

- Nawet nie wiemy, gdzie on jest. - zauważyłam, wciąż nie mogąc uwierzyć, że nie jestem sama w tej ciemnej dziurze. - Lilith go pewnie schowała.

- Ja się dowiem, gdzie on jest, a ty idź spotkaj się z Jace'm. Wytłumacz mu wszystko. On i pozostali muszą być gotowi na wszystko. Zrozumiałaś?

Pokiwałam głową, wstając z łóżka. Założyłam buty i razem z Jonathanem wypadłam na korytarz. Zanim jednak ruszyłam szukać służącej, ostatni raz objęłam Jonathana. Nie miał pojęcia, jak dużo znaczy dla mnie jego bliskość i wsparcie.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteś po mojej stronie. - szepnęłam.

- Wzajemnie, siostrzyczko. - pogładził moje włosy, po czym położył dłonie na moich ramionach i lekko od siebie odsunął, aby spojrzeć mi w oczy. - Musimy się śpieszyć. Do koronacji zostało jedynie kilka dni.

Kiwnęłam głową, po czym ruszyłam w oddzielną stronę co on. Biegłam przez cały korytarz, szukając jakiejkolwiek służącej, która mogłaby mnie zaprowadzić do lochów. W pewnej chwili dostrzegłam Estellę, która sprzątała kurz z jakiejś starej wazy.

- Estella! - zawołałam.

- Panienko. - dygnęła, wygładzając swój strój. - W czym mogę ci pomóc?

- Zabierz mnie do lochów, w których są trzymani Nocni Łowcy i Podziemni. Natychmiast! - syknęłam cicho.

- Oczywiście, panienko. - wymamrotała, lekko zdziwiona moją prośbą. Mimo to, dygnęła i ruszyła w głąb korytarza.

Po kilku minutach schodzenia po schodach w dół i przemieszczania się po różnych korytarzach, dotarłyśmy do drzwi z ciemnego drewna, których pilnowało dwóch strażników (demony). Widząc nas, wyciągnęli swoje metalowe, tępe miecze i wymierzyli nimi w nas.

- Panienka żąda wejścia do lochów.

Jeden ze strażników spojrzał na mnie podejrzliwie i nawet się nie ruszył. No nie, nie będę się z nim cackać! Zbliżyłam się do niego, patrząc groźnie w jego żółte ślepia, które były znakiem rozpoznawczym jego prawdziwej postaci.

- Otwórz te drzwi ty, obślizgły gadzie, bo inaczej nie ręczę za siebie. Jestem następczynią tronu Edomu i żądam twojego szacunku. - warknęłam.

Po chwili demon się poddał i kiwnął głową do swojego towarzysza, który schował broń i otworzył drzwi, które nie mogły nie zaskrzypieć.

- Proszę o wybaczenie, madame. - wycharczał demon, lekko się kłaniając.

- Daruj sobie.

Demon zawarczał. Z zaciśniętymi zębami spoliczkowałam go tak mocno, że aż się zachwiał. Złapał się za obolały policzek i nic nie mówiąc    chociaż najchętniej by mnie rozszarpał    zajął swoje stanowisko.

- Dalej pójdę sama. - powiedziałam, wzdychając. - Czekaj na mnie.

- Oczywiście, panienko.

Weszłam do środka. Drzwi za mną się zamknęły. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było kamiennym tunelem, który oświetlały jedynie stare lampy zwisające z sufitu. Szłam prosto przez dobre kilkanaście sekund, aż doszłam do zakrętu w prawo. Powoli wyjrzałam, aby zobaczyć, co się znajduje za zakrętem.

Znieruchomiałam, widząc ogromne cele umieszczone po bokach ścian. Przez szpary krat zwisały ręce. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam, bojąc się, co mogę jeszcze zobaczyć w tym miejscu.

Szłam powoli, bojąc się dać kolejny krok. Patrzyłam do cel, starając się odnaleźć Jace'a, ale zastawałam tylko Nocnych Łowców i Przyziemnych. Dorosłych, młodych, dzieci i niemowlęta, a nawet ciężarne kobiety, które lada chwila mogły zacząć rodzić.

W powietrzu unosił się odór potu, krwi, choroby i zmęczenia. Od ścian odbijało się echo szeptów więźniów i cichutki lub głośny płacz kobiet i dzieci. Warunki, które mieli w celach nie nadawały się do życia.

W jednej celi mieściło się mniej więcej dziesięć osób i dwa łóżka piętrowe. 

Widząc, jak większość patrzy na mnie z nienawiścią, przyśpieszyłam kroku. Lecz mimo to, słyszałam szepty, a take wyzwiska skierowane do mnie; suka, zdrajczyni, dziwka...

Mieli prawo mnie tak nazywać i nienawidzić, bo to przeze mnie siedzą tutaj. To przeze mnie cierpią i będą cierpieć do końca swojego życia.

- Clary? - odwróciłam się gwałtownie w lewo w stronę jednej z cel. Podeszłam bliżej krat, dostrzegając za nimi Herondale'ów i Lightwoodów. Kiedy ich zobaczyłam, wcale nie miałam ochoty skakać z radości, wręcz przeciwnie, miałam ochotę paść na kolana i krzyczeć z rozpaczy; Maryse i Robert siedzieli na jednym z łóżek i starali się uspokoić małego Maksa, który doskonale wiedział co go czeka... zupełnie tak, jak i Mia, która siedziała zamknięta w ramionach matki i ojca. Dostrzegłam, jak Stephen szepcze co chwilę coś do żony, kiedy ta buja się lekko na boki z córką, wpatrując się zahipnotyzowana w jeden punkcik, którym była podłoga. Alec i Isabelle siedzieli pod ścianą w ciszy, zupełnie tak jak i Jace, ale kiedy mnie dostrzegli, wszyscy troje podbiegli do krat.

- Co ty tutaj robisz? - warknął blondyn ostrym tonem. Zabolało mnie to nieco, ale nie mogłam się użalać nad sobą i gniewać na niego. - Przyszłaś się dopytać o nasze samopoczucie, Wasza Wysokość? A może znów masz koszmary i przyszłaś, aby znaleźć ukojenie w moich ramionach? - zaśmiał się.

- Jace. - warknęła Isabelle, po czym przeniosła wzrok na mnie. Jej włosy były potargane, twarz brudna od kurzu i ziemi, a oczy podkrążone. - Dlaczego tutaj przyszłaś? - zapytała nieco spokojniej. - Dostałaś czego chciałaś, więc czego jeszcze chcesz?

- Isabelle, ja...

- Wybaczcie, ale nie mogę na nią patrzeć. Brzydzę się nią. - rzucił Alec, spluwając na ziemie, po czym siadając na łóżku obok rodziców i młodszego brata. Jace widocznie też chciał coś dodać, ale przerwałam mu;

- Macie prawo być na mnie źli i mnie nienawidzić! Ale teraz musicie mnie wysłuchać, proszę! - spojrzałam na nich błagalnie. Widząc, że oczekując mojej przemowy, przełknęłam ślinę i kontynuowałam. - Nie liczę, że przyjmiecie moje przeprosiny, ale mimo to... przepraszam. Żałuję tego tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby to odkręcić. I obiecuję, że tak się stanie jeszcze przed koronacją! Postaram się, przysięgam na Anioła!

- O czym ty mówisz? - wtrącił Jace, splatając ręce na piersi. 

- Uwolnię was, a Jonathan mi pomoże. W tej chwili poszedł szukać kielicha. - wytłumaczyłam, mając nadzieję, że chociaż trochę przestanie mnie nienawidzić i dostrzeże, że naprawdę chcę pomóc.

- I co wtedy? Jaki jest twój plan? Sama przejmiesz władzę? - spytał, wlewając w każde słowo tyle jadu i tyle sarkazmu na ile go było stać. Patrzyłam prosto w jego złote oczy, w których nie było już czułości i opiekuńczości, ale chłód i nienawiść.

- Wtedy przywrócę wszystko do normy. Niebo i Ziemia znów będą istnieć. Wymarzę pamięć przyziemnym.

- A co z Lilith? - wtrąciła brunetka.

- Zabiję ją. - oznajmiłam, jeszcze nigdy nie będąc tak pewną swoich słów, jak w tej chwili. - Zabiję ją i odeślę z powrotem do piekła, słabą i pozbawioną mocy.

- Ale jak? Kiedy?

- Clary! - odwróciłam się, słysząc głos Jonathana w oddali. Biegł w moją stronę. Zatrzymał się, wpadając na mnie i mnie obejmując. - Clary... - dyszał. - wiem, gdzie on jest, ale...

- Ale co? - spojrzałam na niego z niepokojem. - Do jasnej cholery, Jonathan!

- Kielich stoi pod szklaną pokrywą w jej pokoju, widziałem go przez szparę w dziurze na klucze, ale podsłuchałem, jak nasz ojciec rozmawia z Lilith.

- I co? Co słyszałeś?

Jonathan ponownie nabrał głębokiego oddechu, po czym ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i oparł swoje czoło o moje. Zamknęłam oczy. Po chwili przede mną uformował się obraz wspomnienia mojego brata. Widziałam oczyma Jonathana, jak zaglądał przez szparę na klucze do pokoju Lilith. Widziałam kawałek materiału jej sukienki i kawałek miecza mojego ojca. Słyszałam ich rozmowę:

- Twoje dzieci mnie zawiodły, Valentinie.

- Które?

- Clarissa i Jonathan.

- Ależ, Pani, niby jak?

- W sali tronowej dostrzegłam strach w ich oczach, kiedy patrzyli na przyziemnych i na egzekucję Jocelyn. Bali się. Byli przerażeni.

- Może coś ci się przewidziało?

- Ależ zapewniam cię, że wcale mi się nie przewidziało! - podniosła głos. - Bali się! Tchórze! Jonathan, to jeszcze pół-biedy, ale Clarissa?! Jest następczynią tronu Edomu! Moją córką! Moją chwałą! Nie, o czym ja mówię?! Już nie!

- Pani...

- Czułam jej strach i łzy, Valentinie!! Ona ma być moją następczynią?! Nigdy na to nie pozwolę! Wystarczająco już mnie rozczarowała ostatnimi czasy. Koniec!

- Mogę ją ukarać. Zapewniam cię, że wtedy zacznie myśleć trzeźwo!

- Nie. - powiedziała już spokojniej. Słyszałam i widziałam, jak chodziła w tę i we w tę, rozmyślając. Po dłuższej chwili stanęła, wzdychając. - Zrobimy tak, twoja najstarsza córka zajmie miejsce Clarissy.

- A co będzie z Jonathanem i Clarissą, Pani?

- Ukarzesz ich. Publicznie. Chłosta na śmierć. Podczas koronacji. Będzie to kolejna nauczka dla moich poddanych.

- Co? - w głosie mojego ojca, było słychać szok i niedowierzanie. - Dlaczego śmierć? Clarissa od małego była twoją ulubienicą i...

- Już ją nie jest! I teraz jesteśmy w Edomie, gdzie ja jestem Królową! Tutaj nie ma litości i drugiej szansy! Zapamiętaj to sobie! - krzyczała tak głośno, iż myślałam, że ściany zaczną się walić.

Obraz zaczął się rozmazywać i oddalać. Już po chwili ponownie znalazłam się przyciśnięta do Jonathana, który mocno mnie obejmował. Nie wytrzymałam i go odepchnęłam. Moje serce biło jak oszalałe, a myśli krążyły wciąż wokół rozmowy Lilith i Valentine'a. Osunęłam się powoli na ziemię, chowając twarz w dłonie.

To nie możliwe, to nie możliwe, to nie możliwe... Jak mogła kazać mnie zabić, po przez wychłostanie na śmierć? Mogła kazać mnie przebić mieczem, cokolwiek! Dlaczego chłosta?! Jak ona w ogóle mogła tak po prostu się mnie wyrzec?! Bez jakichkolwiek uczuć, jakbym nigdy nic dla niej nie znaczyła!

Nie potrafiłam się otrząsnąć z szoku, który zawładnął moim ciałem. Nie potrafiłam już jasno myśleć.


11 komentarzy:

  1. Mega Mega Mega czekam na next ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Super kocham nie mogę się doczekać nexta //Karola

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów... ♥♥♥

    P.S. zapraszam na mojego bloga:
    on-aniolem-ona-demonem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mega rozdział nie mogę się doczekać next <3 \ Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Eeee... Aaaaaa... nie wiem co powiedzieć. Wywołałaś we mnie tyle emocji. Muszę wiedzieć co będzie dalej! Czekam na nexta! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny 💜 jesteś boska czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział. Biedna Clary, biedny Jonathan, biedny Jace, wszyscy są biedni. Brakuje mi słów. Jest mi przykro. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny *,*!!
    Czekam na następny ❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Mistrzostwo xdd czekam na nexta xd

    OdpowiedzUsuń
  10. Brak słów do opisania tego rozdziału... wprost GENIALNY! Współczuje Clary, ale mam nadzieję że da rade i przywróci wszystko do normy. Czekam na next.
    Weny! x

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3