poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział 17 Sejf

◊ Celine 




Seraphina zlitowała się nade mną, dając mi więcej czasu, składającego się z kilkunastu, dodatkowych dni.
Minęły...
Każdy...
Co do jednego...
Musiałam podjąć decyzję...
Ja albo Mia...
Wybrałam bez wahania...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Mia.



Spojrzałam na moją małą córeczkę, która spała skulona na poduszce, owinięta jedynie cienkim kocykiem. Siedziałam w nogach metalowego łóżka z podciągniętymi kolanami, gładząc leciutko jej kostkę przez cienki materiał. Ciepłe łzy spływały po moich policzkach, kiedy patrzyłam na jej śliczną twarzyczkę.

Na myśl, że przestanę być świadkiem jej dorastania, poczułam, jak moje serce ponownie rozsypuje się na liczne kawałki.

Wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu, który był niczym ciepłe, jasne słońce, rzucające swoje promienie na ciemne ulice.

Wiedziałam, że już nigdy nie będę mogła usiąść wieczorem na brzegu jej łóżka i opowiedzieć jej bajkę na dobranoc, na koniec całując ją lekko w czoło.

Wiedziałam, że już nigdy nie będę obecna w najważniejszych chwilach jej życia, które będzie długie i szczęśliwe. Wiem, że będzie.. takie samo, jak życie mojego drogiego syna i ukochanego męża. 

- Już czas, Celine. - usłyszałam głos najbardziej znienawidzonej przeze mnie osoby, której życzyłam najgorsze, możliwe tortury. - Podjęłaś decyzję, prawda?

- Tak. - warknęłam, nadal patrząc na Mię, lecz po chwili przeniosłam nienawistne spojrzenie na Seraphine. - Powiem ci, gdzie jest sejf, ale najpierw masz uwolnić Mię.

- Skąd mam wiedzieć czy nie kłamiesz? Przecież, jak uwolnię Mię, to nie mam pewności czy nie zmienisz zdania i się nie zamkniesz.

- Przysięgam na Anioła, że jeżeli puścisz Mię wolno blisko instytutu i zostawisz ją i moją rodzinę w spokoju... to wyjawię ci wszystko na temat sejfu. - oznajmiłam, starając się na jak najbardziej pewny głos.

Seraphina uśmiechnęła się zadziornie i oparła dłonie na swoich biodrach. Po chwili jednak poprawiła czarną koronkową bluzkę i odchrząknęła.

- Wiedziałam, że się dogadamy. - powiedziała i wyciągnęła z tylnej kieszeni swoich jeansów stelę, dzięki którą zdjęła czar runy zamykającej naszą cele. Otworzyła metalowe drzwi na oścież i spojrzała na mnie oczekująco.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam ponownie na Mię, lekko ją szturchając.

- Kochanie, obudź się. - szeptałam.

Po chwili dziewczynka rozchyliła zaspane powieki, które potarła rączką, ziewając.

- Co się dzieje, mamusiu? - spytała, siadając.

Westchnęłam, zastanawiając się, jak jej wytłumaczyć obecną sytuację. Wiedziałam jednak, że cokolwiek powiem lub nie... obie źle to zniesiemy. Czując, jak głos uwiązł mi w gardle, więcej łez spłynęło po mojej twarzy. Odchrząknęłam, starając się wziąć w garść i przysunęłam się bliżej mojej córeczki, przyciągając ją do swojej piersi. Ujęłam jej twarzyczkę i spojrzałam w jej śliczne oczęta.

- Słoneczko... nie długo wrócisz do tatusia i Jace'a.

- Naprawdę?! - ożywiła się na tę wiadomość. - Kiedy?! Musimy iść! Chodź! - krzyknęła uradowana, zeskakując z łóżka i ciągnąc mnie za rękę. Ja jednak ją zatrzymałam i kucnęłam, aby mieć twarz na tym samym poziomie co ona. Uśmiech z jej twarzy zgasł równie szybko, jak się pojawił. - Dlaczego płaczesz? Coś cię boli?

Pociągając nosem, pokręciłam głową.

- To nic. Po prostu... musisz mnie teraz uważnie wysłuchać, dobrze?

Pokiwała główką na zrozumienie.

- Mia, za chwilę ta Pani wyprowadzi cię na dwór i odprowadzi cię pod instytut. Pobiegniesz tam, znajdziesz tatusia i Jace'a i powiesz im... i powiesz - głos mi się załamał. Wypuściłam drżący oddech. - i powiesz, że mamusia bardzo ich kocha... i że wszyscy jesteście dla mnie, jak te najjaśniejsze gwiazdy na nocnym niebie.

- Jak te, które zawsze widzieliśmy wieczorem w Alicante? Latem?

- Dokładnie. - uśmiechnęłam się szerzej, gładząc jej policzek. - Powiesz im to?

- Tak, ale ty też idziesz... prawda? - spytała ostrożnie. W jej oczach dostrzegłam niepokój.

- Nie, kochanie, nie idę. - powiedziałam cicho, czując, jak coraz ciężej jest mi wypowiadać kolejne słowa. - Mamusia zostaje tutaj.

- Na zawsze?! - wystraszyła się.

- Nie... na bardzo krótko.

- I wtedy się zobaczymy?

- Mia - zaczęłam z rozpaczą w głosie. - mamusia nie długo... idzie w inne miejsce... gdzie ty, ani tatuś, ani Jace... ani nikt, nie da rady się ze mną spotkać.

- Co? - wyszeptała, marszcząc niepewnie brwi. - Już się... nie zobaczymy?

Nie zobaczymy, chciałam powiedzieć, ale słowa nie przeszły mi przez gardło. Nie potrafiłam jej tego powiedzieć. Nie umiałam. Gdybym to zrobiła, umarłabym z bólu na miejscu. Dlatego po prostu mocno ją przytuliłam, chowając twarz w jej blond włosy.

- Kocham cię, Mia. Kocham ciebie, Jace'a i tatusia. Kocham was wszystkich. Pamiętaj.  - wymamrotałam, przez płacz, po czym się od niej odsunęłam. Zdjęłam swój srebrny łańcuszek z małym krzyżykiem zrobionym z białych cyrkonii. Zapięłam go na szyi dziewczynki, po czym pocałowałam ją w czoło. - Nigdy cię nie opuszczę, ale musisz mi coś obiecać.

- Co mam obiecać? - spytała cienkim głosikiem z oczami pełnymi łez. Mia nie była głupia... wiedziała, co się właśnie dzieje. Była Nocną Łowczynią. Znała podstawowe motto Nefilim; Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz.

- Że zaopiekujesz się tatą i swoim bratem. Sami sobie nie poradzą. - zaśmiałam się lekko, ocierając łzy.

- Obiecuję. - szepnęła, ponownie się do mnie tuląc. Uścisnęłam ją mocno, czując, jak fala bólu zalewa moje serce. - Kocham cię, mamusiu.

- Ja ciebie też. Niech Bóg cię prowadzi, córeczko, i niech anioł Razjel da ci siłę... Ja będę nad tobą czuwać. - obiecałam, ostatni raz ściskając ją najmocniej jak potrafiłam. Po chwili powoli zaczęłam ją puszczać, a ona odsuwać.

- Ja nie chcę iść. - powiedziała, płacząc cichutko. - Ja chcę być z tobą, proszę, mamusiu, proszę!

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Seraphina złapała lekko, ale stanowczo za dłoń Mii, ciągnąc ją w stronę wyjścia, które po chwili ponownie zamknęła runą. Błagalne krzyki wołające moje imię zaczęły się oddalać... lecz ja nadal słyszałam je w mojej głowie.

Skuliłam się na ziemi, wybuchając głośnym płaczem. Teraz moje serce, które i tak było już w kawałkach, zostało wyrwane. Jeszcze nigdy nie czułam takiego bólu, a ta chwila była najgorszą w całym moim życiu.


***

Ocknęłam się na dźwięk otwieranych krat. Uniosłam spuchniętą, zapłakaną twarz, którą do tej pory opierałam na podciągniętych kolanach.

- Odprowadziłam Mię pod instytut. Dopilnowałam również, aby się nie wygadała, kiedy spotka się z tatusiem. - oznajmiła. - Kazałam jej przysiąc na Anioła. W każdym razie, wypełniłam swoją obietnicę. Teraz twoja kolej.

Przełknęłam ślinę, szykując się na słowa, które za chwilę miały wyjść z moich ust. Wiedziałam, że kiedy powiem jej to, co wiem o sejfie, runa, która przypieczętowała moją przysięgę przed Clave, zabije mnie.

Nie chcąc umierać na siedząco, stanęłam na równe nogi, chwiejąc się. Spojrzałam z jadem w oczach prosto w jej oczy.

- Zanim wyjawię ci, to co chcesz wiedzieć, najpierw chcę ci powiedzieć, że cokolwiek masz zamiar zrobić, to ci się to nie uda! Mój mąż, Stephen, dotrze do sprawiedliwości! A kiedy przyjdzie co do czego, będzie chciał się na tobie zemścić, dlatego przekona Clave, aby rada wymierzyła ci najwyższą karę! I nie zapominaj o moim synu i córce. Nie wiesz, na co ich stać.

- Proszę cię, przecież to nic nie umiejące, niezdarne dzieci. - wysyczała.

- Nie mogłaś się bardziej pomylić. - warknęłam. - Każdy kto ma w sobie krew Herondale'ów, jest odważny i sprawiedliwy. A moje dzieci są odważne i sprawiedliwe... i nie są same. Nigdy. Bóg i Razjel mają ich w swojej opiece, której twój ród się wyrzekł lata tem... - Spoliczkowana upadłam z powrotem na nierówną, kamienną posadzkę, łapiąc się za obolały policzek.

- Nie waż się mówić o moim rodzie w sposób, jakbyś się czegoś brzydziła! Nie masz do tego prawa, Celine! Jesteś głupia i mizerna! Wierzysz w Boga i we wszystko cokolwiek zostało napisane w Biblii! Niedobrze mi się robi, kiedy patrzę na ten nadmiar dobroci w tobie! Jesteś żałosna i założę się, że Stephen ożenił się z tobą tylko dlatego, bo wiedział, iż łatwo będzie nad tobą dominować.

- Stephen mnie kocha.

- Co?

- Stephen. Mnie. Kocha. - wysyczałam wyraźnie każde słowo, ponownie stając na równe nogi. Odsunęłam dłoń od zaczerwienionego policzka i obdarzyłam jej twarz nienawistnym spojrzeniem. - Mój mąż mnie kocha, a ja kocham jego. Obydwoje kochamy swoje dzieci, które kochają nas. Jesteśmy rodziną, której ty nigdy nie będziesz miała! A twoje przepełnione nienawiścią serce, nigdy nie zazna smaku prawdziwej miłości! - wykrzyczałam jej wszystko prosto w twarz.

Zanim zdążyłam przyjrzeć się lepiej jej sprowokowanej twarzy, jej noga kopnęła mnie w brzuch z taką siłą, że zatoczyłam się do tyłu i uderzyłam głową o metalowe łóżko, po czym osunęłam się na chłodną podłogę.

Złapałam się za tył głowy, starając się złapać oddech i czując ciepłą ciecz spływającą po moich palcach. Krew.

No dalej, pomyślałam, kiedy przez niewyraźny obraz spowodowany zawrotami głowy, Seraphina stanęła tuż nade mną.

Chciałam, aby mnie zabiła. Wtedy nie będę musiała mówić nic o sejfie. Tak będzie lepiej.
A jednak los przyszykował dla mnie co innego...

- Koniec tej pogawędki, Celine. A teraz powiedz mi, gdzie jest sejf. - rozkazała, kucając przy mnie i łapiąc brutalnie za moje włosy, aby móc odchylić moją głowę. Patrzyłam w jej zielone tęczówki, których brzegi zaczęły zmieniać barwę na płomienny.

- Sejf - zaczęłam, przez zaciśnięte zęby. - znajduje się w instytucie... w bibliotece, gdzie jest również biuro Maryse.

- Ale gdzie dokładnie?!

- W schowku, za ukrytym przejściem w regale. Otworzysz je, wysuwając najgrubszą książkę... - ledwo co zakończyłam zdanie, a poczułam, jak runa obietnicy na moim ramieniu płonie bólem. Złapałam się za ramię, krzycząc z bólu. Seraphina z zadowoleniem na twarzy puściła mnie i się wyprostowała, wychodząc z celi.

Ból ogarnął całe moje ciało. Krzyczałam, cierpiąc i mażąc, aby ktoś skrócił moje cierpienie. Miałam wrażenie, że mojego krzyku wcale nie słychać.

Jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty umrzeć, jak teraz...

Nagle usłyszałam głośny huk, który był tak silny, że ziemia pode mną lekko się zatrzęsła. Usłyszałam stłumione krzyki i głosy, ale nic nie dałam rady zrozumieć. Po chwili jednak poczułam, jak czyjeś, silne ramiona mnie unoszą i mocno przyciągają do siebie. Chciałam zobaczyć kto to, ale jedyne co widziałam, to zamazaną sylwetkę... sylwetki... dwie... cztery... sześć...!

To halucynacje, pomyślałam.

I wtedy ktoś zerwał rękaw mojej bluzki, pod którym kryła się paląca runa. Poczułam na niej coś zimnego... a potem ból ustał.

To koniec. Umarłam. Gdzie jestem? W niebie? W piekle? W czyśćcu? A może gdzieś w otchłani? Nie miałam odwagi otworzyć oczu, które kurczowo trzymałam zamknięte.

- Celine. - usłyszałam znany mi głos i gwałtownie się poruszyłam, otwierając szeroko oczy. Ostrość zamazanego obrazu wyrównała się, dając mi możliwość ocenienia sytuacji.

Ktoś mnie trzymał. Mocno i czule. Twarz właściciela tych ramion, nachylała się nade mną i patrzyła z miłością i niepokojem.

- Stephen. - wyszeptałam ledwo słyszalnie, a po moim policzku spłynęła samotna łza.

- Celine... tak się bałem... - wyjąkał przez łzy i namiętnie mnie pocałował. Posadził mnie ostrożnie na metalowym łóżku, mocno obejmując. Ujęłam jego ciepłą twarz, a kiedy musieliśmy złapać oddech, wtuliłam się w niego mocno, drżąc z zimna i nadmiaru emocji. - Zabiorę cię do domu. Ty i Mia jesteście już bezpieczne.

Pokiwałam głową na zrozumienie, kiedy usłyszałam obok nas chrząknięcie. Spojrzałam w kierunku Konsul, Jii Penhallow, i Inkwizytora, Michaela Waylanda. Obok nich stało jeszcze kilku strażników.

- Seraphina Morgenstern została aresztowana i obezwładniona runami. Zostanie od raz przeniesiona do Cichego Miasta. - oznajmił Inkwizytor swoim głębokim głosem.

- Tym czasem powiadomiłam jednego z Cichych Braci, aby zjawił się w instytucie i zbadał ciebie i Mię. Oczekuje cię on w instytucie w izbie chorych. - powiadomiła Konsul z lekkim uśmiechem.

Zdałam sobie nagle sprawę z jednej rzeczy... Szybko spojrzałam na ramię, gdzie powinna znajdować się runa obietnicy... ale została po niej jedynie ledwo widoczna blizna. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc co się stało. Przecież miałam umrzeć. Runa mnie zabijała.

Jia, jakby czytała mi w myślach, oznajmiła:

- Wiemy, że zdradziłaś miejsce przebywania sejfu, ale zostałaś do tego zmuszona bardzo brutalnie i nie miałaś wyboru. Prawo głosi, że powinnaś się poświęcić, niż zdradzić tajemnicę, ale sama mam córkę i wiem, dlaczego postąpiłaś w ten, a nie inny sposób. Clave tym razem cię ułaskawia i daje ci jeszcze jedną szansę.

Uśmiechnęłam się wdzięcznie i pokłoniłam głowę w jej stronę. Jia odwzajemniła gest.

- Chodźmy. - powiedział Stephen. - Dasz radę iść sama? - zapytał.

Spróbowałam powoli wstać, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Upadłabym, gdyby mój mąż mnie nie podtrzymał. Wziął mnie na ręce, po czym razem opuściliśmy stary budynek, którym okazał się być stary magazyn na odludziu.

- Skąd wiedzieliście, gdzie jestem? Przecież Seraphina kazała Mii przysiąc na Anioła, że nic wam nie powie.

- Wiem, czar tropiący też nie wchodził w grę, bo Seraphina nałożyła na was specjalny czar blokujący.. ale wspomnienia Mii były dostępne. Magnus dał radę odczytać trochę i dowiedzieć się, gdzie przebywasz.

Nie słuchałam dalej. Zamknęłam oczy, bardziej wtulając głowę w jego pierś. Biło od niego ciepło i poczucie bezpieczeństwa, które mogłam poczuć po raz pierwszy od bardzo długiego czasu.



Clary 



Siedziałam razem z Jace'm w izbie chorych, gdzie przebywała Mia. Sama wróciła do instytutu brudna, zmęczona i głodna. Po umyciu, zjedzeniu i zbadaniu, przez Cichego brata, zasnęła natychmiastowo.

Dla wszystkich, szczególnie Jace'a, był to powód do radości. Szczególnie, że dzięki wspomnieniu Mii, czarownik pracujący dla Clave, zdołał odczytać miejsce przebywania i osobę, która stała za tym wszystkim.

Kiedy dowiedziałam się, że za wszystkim stoi Seraphina, o mało, co nie zemdlałam. Od tamtej chwili moje serce bije jak oszalałe na tysiąc myśli, które co sekundę pojawiają się w mojej głowie.

Nie wiedziałam, co już o tym myśleć. Czy możliwe, że to Lilith kazała porwać Seraphinie Celine i Mię i wyciągnąć informacje na temat sejfu? A może Seraphina postanowiła wziąć sprawy we własne ręce? Chociaż ta druga opcja jest mniej prawdopodobna. Seraphina nigdy nie wychodzi z szeregu    zawsze trzyma się zadania.

W każdym razie, pozostawała jeszcze kwestia tego, kto mnie próbuje nastraszyć lub nawet i skrzywdzić. Lilith by tego nie robiła. Prawdopodobnie jest to osoba, której naprawdę musiałam zajść za skórę... Hmmm...

- Clary - odezwał Jace, wyrywając mnie z zamyślenia. Ujął moją dłoń i pogładził jej powierzchnie kciukiem, uspakajając moje walące serce. - Spokojnie.

- Nie mogę. - westchnęłam, patrząc cały czas na śpiącą twarzyczkę Mii. - Domyślam się, Jace, że nienawidzisz jej za to, co zrobiła twojej matce i siostrze... ale Seraphina to moja siostra. Ona nigdy by mnie nie skrzywdziła.

- Czasami zdrajcami mogą być nawet nasi najbliżsi. Nie wiesz tego, słońce.

- Nie! - warknęłam, lecz szybko ucichłam, zdając sobie sprawę z tego, że mogłam obudzić Mię. - Nie. - powiedziałam już nieco ciszej, wstając z krzesła, które stało obok łóżka, na którego brzegu siedział blondyn.

Westchnęłam, przykładając dłoń do czoła. Miałam mętlik w głowie, który mnie już wykańczał. Jednak nagle ogarnęło mnie dziwne poczucie winy, co do Jace'a. Nie powinnam się na niego unosić.

Od momentu naszego pierwszego (drugiego, jeżeli liczyć reanimacje na plaży) pocałunku, wiele się zmieniło, w tym nasze relacje.

Opryskliwość, samolubność i nienawiść, rzadziej występowały w moim zachowaniu. Przestałam patrzeć z nienawiścią na wszystko co mnie otaczało    tym razem, w ludziach się starałam dostrzec coś więcej niż wrogów, a w przedmiotach i krajobrazach coś więcej niż zwyczajność, którą mój ojciec potępia.

Przynajmniej tak mi kazał robić Jace. Poradził, abym odważyła się zobaczyć świat swoimi oczami, a nie oczami Valentine'a.

Za każdym razem, kiedy do mnie przemawiał, doradzał mi... czułam, że tym samym w jakiś dziwny sposób mnie naprawia.

- Przepraszam. - powiedziałam, z powrotem siadając na krześle. - Po prostu... nie wiem, co o tym wszystkim myśleć, a co najgorsze, co robić.

- Znam to uczucie, dlatego nie zamartwiaj się na zapas. Nie wiemy jeszcze, co będzie z Seraphiną i czy ona na pewno przyczyniła się również do grożenia tobie, więc staraj się odpychać mroczne scenariusze. - poradził. - A tak w ogóle, Annabeth kończy jutro 18 lat. Maryse pozwoliła jej urządzić przyjęcie w sali balowej.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Ma zamiar się bawić akurat teraz? Przecież...

- Wiem, Clary, też tak myślę, ale Maryse uważa, że takie przyjęcie... załagodzi obecną sytuację i uspokoi nieco uczniów. Chce im pokazać, że jej instytut jest w stu procentach bezpieczny.

- No dobrze, no i co z tym balem? - spytałam, dając mu znak ręką, aby kontynuował.

- Ma to być bal przebierańców. Ale postać, za którą można się przebrać musi być z filmu lub książki.

- Świetnie, przebiorę się za siebie. - powiedziałam, wzdychając. Po chwili spojrzałam na niego błagalnie. - Jace, ja naprawdę nie mam nastroju do zabawy. Moja siostra została aresztowana, mam zaległości w zadaniach domowych...

- Tym bardziej powinnaś się trochę zabawić. Zasługujesz na chwilę odetchnienia. Dlatego... zastanawiałem się, czy nie chciałabyś iść ze mną. - po chwili jeszcze szybko dodał. - Wiem, że zwracając uwagę na naszą obecną sytuację - pokazał na swojej ręce runę połączenia - nie mamy zbytnio wyboru. Mam na myśli, to, czy chciałabyś pójść ze mną tak z własnej woli, a nie dlatego, że musisz.

Spojrzałam na niego zaskoczona, lecz po chwili się lekko uśmiechnęłam. Miło, że pomyślał o mnie i co o tym sądzę. W każdym razie musiałam podjąć decyzję. Hmmm... skoro i tak na razie nie mogę nic zrobić ze sprawami związanymi z Seraphiną, to co mi pozostało?

- Dobrze. - uśmiechnęłam się. - Pójdę, ale... nie mam zbytnio doświadczenia w takich przyjęciach, więc nie mam bladego pojęcia za kogo się przebrać.

Blondyn ożywił się, słysząc moją odpowiedź.

- Nic nie szkodzi. Możemy się przebrać za jakąś znaną parę. Co powiesz na...

- Tylko nie Romeo i Julia. - powiedziałam szybko. - Nie znoszę tej książki.

- Okej - odparł rozbawiony. - to może... Robin Hood i Lady Marion? Albo Jack i Rose z filmu Titanic. Do obu jesteś bardzo podobna... O! A co powiesz na Laleczkę Chucky? Macie identyczny kolor włosów!

Sięgnęłam po poduszkę z sąsiedniego łóżka i cisnęłam nią prosto w niego.

- Wcale nie! - warknęłam, ale nie potrafiłam powstrzymać rozbawienia, które wpłynęło na moją twarz w postaci uśmiechu. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy, nic nie mówiąc, tylko cichą się śmiejąc. Lecz miłą chwilę przerwał nam głos, dobiegający przy wejściu:

- Jace. - razem z Jace'm odwróciliśmy się... w stronę Celine, która właśnie zaczęła zmierzać w naszym kierunku. Stephen lekko ją podtrzymywał, aby nie upadła. Kobieta była blada i wykończona, co można było poznać po jej twarzy. Jej blond włosy były sklejone od skrzepniętej krwi, która osadziła się również na jej ubraniu.

- Mamo. - szepnął Jace zamurowany, lecz już po chwili znalazł się obok niej, przytulając ją mocno, aczkolwiek delikatnie, aby jej nie skrzywdzić.

- Mój syn. - powiedziała ze wzruszeniem, które wywołało w niej łzy.

- Mamusiu? - odwróciłam głowę w stronę Mii, która siedziała na łóżku i tarła zaspane oczy. Po chwili zeskoczyła z łóżka i podbiegła do Celine, uwieszając się na jej szyi. Kobieta wzięła dziewczynkę na ręce, mocno tuląc do siebie. Jace też się dołączył, kładąc czule dłoń na plecach Mii. Pod koniec Stephen objął ich wszystkich.

Był to naprawdę wzruszający moment, jak i widok. Cała ich rodzina była w komplecie, okazując sobie wzajemnie miłość i troskę. Uśmiechnęłam się lekko, mimo bólu, które wywoływało kłucie w moim sercu. Przełknęłam ślinę, karcąc się w środku. Przecież nie powinnam chcieć tego, co mają oni! Próbowałam sobie wmówić, że ja nie mam możliwości posiadania takiej rodziny. Miałam rodzinę, jaką miałam i nie powinnam narzekać... nawet jeśli mój własny ojciec bije mnie do żywego mięsa.

- Clary? - Przeniosłam wzrok na Celine, która zdołała przepchnąć swoją twarz, przez uściski. - Dlaczego Seraphina to zrobiła?

Przełknęłam ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Ale przykro mi za to, co zrobiła tobie i Mii.

Kobieta popatrzyła na mnie ze współczuciem, zupełnie, jak i pozostali. Po chwili powiedziała spokojnie, czułym głosem:

- Nie oceniam ludzi po ich pochodzeniu... ale czuję, że jesteś inna, niż twoja siostra, Clary. Jesteś, jak twoja matka    dobra i życzliwa.

Moje serce zalała fala ciepła. W odpowiedzi posłałam kobiecie lekki uśmiech.



***


Godzinę później Cichy Brat zbadał Celine. Stephen i Mia zostali razem z nią w izbie chorych. Tym czasem ja i Jace skierowaliśmy się do gabinetu Maryse, gdzie żegnała ostatnich ludzi Clave. No tak... wszyscy myślą, że wraz z aresztowaniem Seraphiny, cała sprawa się zakończyła.

- Maryse, chciałabym cię o coś poprosić. - powiedziałam, kiedy w końcu w pomieszczeniu zostałam ja, Maryse i Jace.

- Jeżeli dotyczy to uwolnienia twojej siostry, to od razu mówię, że nie mam na to wpływu...

- Nie - przerwałam jej. - Chciałabym się z nią spotkać, ale sama. Chcę, abyś rozłączyła już mnie i Jace'a. Dogadujemy się i nie jestem już w niebezpieczeństwie.

Maryse westchnęła, zastanawiając się chwilę. Po kilkunastu sekundach wyjęła swoją stelę.

- Wyciągnijcie swoje dłonie. - rozkazała i tak zrobiliśmy. Przejechała stelą nad runą połączenia, która po chwili zblakła. - Mam nadzieję, że nauczyliście się czegoś podczas tej kary.

- Yhym. - mruknęliśmy z Jace'm chórem.

- Świetnie. Możecie iść. Och! Wy pewnie nie wiecie, ale bal zaczyna się jutro o siedemnastej. - powiadomiła. - Mam nadzieję, że się pojawicie.

- Tak, przychodzimy razem, jako przyjaciele. - oznajmił Jace, co wywołało wyraźnie zdziwienie na twarzy Maryse.

- Świetnie. - wykrztusiła.



***



Przemierzałam mroczne korytarze Cichego Miasta sama. Jace nalegał, żeby ze mną pójść, ale dałam mu jasno do zrozumienia, że muszę sama porozmawiać z Seraphiną. A mam z nią dużo do pogadania.

Stanęłam po środku sali, tuż pod mieczem Anioła.

- Żądam spotkania z Seraphiną Morgenstern! - zażądałam donośnym głosem. Po chwili z jednego z ciemnych korytarzy, wynurzyła się postać w ciemnej szacie i kapturze. Cichy Brat.

Jak się nazywasz?

- Nazywam się Clarissa Morgenstern.

Dlaczego chcesz się zobaczyć z siostrą, córko Valentine'a?

- Muszę z nią porozmawiać. Po prostu. Nie jest mi łatwo ze świadomością, że jest ona zamknięta w tym miejscu.

Podążaj za mną.

Tak jak nakazał głos, tak zrobiłam. Schodziłam kilka metrów za Cichym Bratem po schodach prowadzących w dół w stronę lochów. Kiedy tylko się w nich znalazłam, dostałam gęsiej skórki. Było zimno i wilgotno. Powietrze pachniało tak samo, jak i wyglądało    śmiercią.

Po ominięciu różnych cel, w końcu zatrzymaliśmy się przy prawidłowej.

Masz pół godziny. Od teraz.

Cichy Brat odszedł, pozostawiając mnie samą. Przełknęłam ślinę i zajrzałam w głąb celi, w której paliła się jedna pochodnia i świeczka na stoliku nocnym.

Na metalowym łóżku zobaczyłam siedzącą Seraphine. Trzęsącą się z zimna i zapłakaną. Kiedy mnie zobaczyła, stanęła na równe nogi i podbiegła do krat w ułamku sekundy.

- Clary...

- Cii... - przerwałam jej, zdejmując swój jesienny płaszcz. Podałam go jej przez szpary krat.

- Dziękuję. - wyszeptała, okrywając się nim. Była wyższa ode mnie, więc płaszcz wyglądał na niej dość śmiesznie.

- Seraphina, nie mam za dużo czasu. Musimy porozmawiać. Po pierwsze, kto ci kazał porywać Celine i Mię?

- Nikt. - odpowiedziała bez wahania. - Wzięłam sprawy w swoje ręce.

- Co?

- Kiedy Lilith się dowiedziała o tym, że jesteś połączona z Jace'm, naprawdę dostała szału. Sama więc zaczęła szukać sejfu w nocy. Mi i Jonathanowi kazała czekać.

- Ale wtedy w kawiarni Jonathan powiedział...

- To nie był Jonathan, tylko czarownik, któremu zapłaciłam, aby przybrał jego postać i ci powiedział, że to Lilith porwała Celine i Mię. Wiedziałam, że gdybyś się dowiedziała, iż to ja za wszystkim stałam, dostałbyś szału... Lilith także. Obydwie uznałybyście to za niebezpieczne. Dlatego zmyliłam każdego z was. Wszystko szło gładko. Nie było szansy, abyś ty i Lilith dowiedziały się prawdy, ponieważ byłaś połączona z Jace'm i nie miałaś z nią, ani z Jonathanem kontaktu.

Potrzebowałam chwili, aby wszystko sobie poukładać w głowie.

- Clary - Spojrzałam na swoją siostrę. - ja wiem gdzie jest sejf.

Znieruchomiałam. Gdy otrząsnęłam się z szoku, spojrzałam na nią z niedowierzaniem, wyduszając z siebie jedno słowo:

- Co?

- Wiem, gdzie on jest. Udało mi się to wyciągnąć z Celine...

- Ale wtedy runa by ją zabiła, a widziałam ją żywą!

- Clave ułaskawiło ją tym razem. W każdym razie wiem, gdzie on jest i musisz to szybko powiedzieć Lilith. Musi go zdobyć i rozpocząć to, co planowała przez wieki. W przeciwnym razie Clave zdąży ukryć sejf gdzie indziej, plan Lilith się opóźni... a mnie skażą na śmierć za to, co zrobiłam.

Patrzyłam na nią uważnie, próbując nadążyć i ułożyć wszystko w całość...

W biurze Maryse. W schowku, za ukrytym przejściem w regale. Otworzysz je, wysuwając najgrubszą książkę. - powiedziała cicho. - Przekaż to Lilith. I pamiętaj, musisz się śpieszyć, inaczej cały plan pójdzie na marne, a ród Morgensternów nigdy nie będzie rządził u boku Lilith w Edomie.











Wróciłam, wróciłam, wróciłam!!! Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D Dziękuję, że czekaliście na niego i dawaliście znać o swojej obecności po przez komentarze i wyświetlenia, których ostatnio przybyło!!!<3

Cóż, to już rozdział 17! Jak myślicie, czy Clary powie wszystko Lilith, czy podejmie inną decyzję? A za kogo Clary i Jace powinni się przebrać na urodziny Annabeth??

Zapraszam do komentowania <3

10 komentarzy:

  1. Boże ale zżera mnie ciekawość czy Clary powie o tym sejfie . oby oni byli razem <3 czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny!!! Mam nadzieję ze Clary nie powie tego Lilith, ale ona sama zjawi sie u Seraphiny w celi a ona wszystko jej powie i podejrzenia padną na Clary, a Jace stanie w obronie rudowłosej i w końcu będą prawdziwą parą ♥♥♥ (takie moje marzenie ♥)
    Nie mniej jednak rozdział świetny ♥
    Weny i czekam na NEXT! ♥

    Clary :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny *,* Nie mogę się doczekać następnego, życzę weny i czekam ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej kocham twojego bloga, ale teraz niestety nie mogę nazwać go tak. Bo jakbyś na papierze wydrukowała tę historię to powstała by książka. Wiec od teraz będę pisać ,,Kocham każdy kolejny rozdział twojej książki" Niech się przebiorą za jakąś śmieszną postać z bajki np. Piękną i bestie czy coś tego typu. Co mogę dodać więcej niż to ze czekam na nexta// twoja wierna od ,,Dary Anioła Opowiadania" fanka Karola

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach.... W końcu. Nie no rozdział świetny. Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow moment z rodziną Herondalów przepiękny. Nie mogę się doczekać następnego, ale powiem jedno WARTO BYŁO CZEKAĆ!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny! Nie mogę się doczekać nexta ^^
    Weny życzę x

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu doczekałam się rozdziału jest BOSKI :)
    Mam nadzieję ze Clary postąpi słusznie :)
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział. Mam nadzieję, że Clary nie powie tego Lilith. Jak dobrze, że Celin jest cała i zdrowa. Czekam na nekst. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdział! Czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3