sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 14 Ostrzeżenie

◊ Clary 



Wpadliśmy we dwoje do gabinetu, w którym zastaliśmy siedzącą przy biurku Maryse, stojącego przy niej Roberta i Stephena, a także Konsul, Jie Penhallow, i Inkwizytora, Michaela Waylanda, czyli ojca Coltona.

Wszyscy mieli zmartwione miny, szczególnie Stephen.

- Tato, co się stało?! - spytał nerwowo Jace, podbiegając do biurka.

- Uczniowie zgłosili, że twoja matka nie pojawiła się na lekcji historii. - oznajmił Stephen, wciąż wpatrzony w mapę Nowego Jorku, która została rozłożona na blacie biurka. - Myśleliśmy, że coś jej wypadło, ale potem nie zjawiła się obiedzie i zebraniu. Mia też zniknęła.

- Nie wiemy, gdzie są. - powiedziała Maryse, patrząc współczująco na Jace'a, który wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć.

- Musi być jakiś sposób. - powiedział po dłuższej chwili blondyn, dłonią wodząc po mapie. - Na przykład czar tropiący! 

- Próbowaliśmy, Jace. To nie działa. Ktoś założył zaklęcie na twoją matkę i siostrę.

- W takim razie... - Jace chwile się zastanowił. - musimy się rozdzielić! Niech każdy wyruszy na poszukiwania.

- Clave wysłało już kilku ludzi. Na razie nikt z uczniów nie może wyjść po za mury instytutu. Nikt nie może wyjść i wejść ze względu na bezpieczeństwo. - oznajmiła Jia, patrząc na niego stanowczo. - Ciebie i Clarisse też to dotyczy.

Zbladłam. Właśnie chciałam zaprotestować, kiedy Jia mnie wyprzedziła:

- Żadnych sprzeciwów. To rozkaz. - powiedziała ostrym tonem. - A teraz udajcie się do pokoi, nie siejąc paniki. Dni lekcyjne toczą się dalej.

- Maryse, możesz zdjąć z nas ten... - Jace nie dokończył, ponieważ jego ojciec mu przerwał:

- Nie, Jace. Być może ja lub ty jesteśmy kolejnym celem. Powinien ci ktoś towarzyszyć.

- Ale wtedy ona też będzie narażona na bezpieczeństwo. - zaprzeczył blondyn, wskazując na mnie palcem. Prowadził ze swoim ojcem walkę na spojrzenia dobre kilkanaście sekund. Prawdopodobnie robiłby to dłużej, gdyby Inkwizytor im tego nie przerwał.

- Jasie Herondale, natychmiast opuść to pomieszczenie i udaj się do swojego pokoju, tak jak rozkazała Konsul! Za sprzeciw czekają cię konsekwencje!

Jace nie patrząc na Inkwizytora, tylko nadal na ojca, odwrócił się i wymaszerował z pokoju, ja za nim. W drodze do jego pokoju nie odezwaliśmy się nawet słowem. Nogi niosły go tak szybko, że ja niemal musiałam biec, aby zanim nadążyć. A kiedy byłam obok niego, mogłam wyczuć, jaka furia od niego bije. Całą złość wyładował dopiero, kiedy zatrzasnął za nami drzwi. Jego pokój, który normalnie zawsze był czysty, zaraz miał zostać zdemolowany.

Chłopak zaczął wyładowywać swoją złość, uderzając pięścią w ścianę. Możliwe, że stratę bliskich osób odczuwał tak dotkliwie? Przecież się zdradzał! Zdradzał swój słaby punkt! Dawał się ponieść emocją?! Chciałam mu to wytknąć, wcielić się w swojego ojca, kiedy poczułam ukłucie w sercu i zamiast zrobić to, co chciałam zrobić, zdjęłam swój płaszcz, rzuciłam na łóżko i powoli podeszłam do chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu.

- Jace - zaczęłam powoli, aż dziwiąc się sobie, że tyle współczucia było w moim głosie. - proszę przestań.

Nie zignorował moich słów. Posłuchał. Przestał i ciężko oddychając, oparł czoło o ścianę i zamknął oczy. Kiedy spojrzałam na jego dłonie, były zaciśnięte w pięści. Skóra na jego kostkach była pozdzierana i zaczerwieniona. Westchnęłam i ostrożnie ujęłam jego prawą pięść. Wyjęłam stele i wypaliłam na jego nadgarstku iratze. To samo zrobiłam z jego drugą ręką, dzięki czemu rany na jego dłoniach po chwili zaczęły się goić.

- Jeżeli coś im się stanie... - zaczął cicho, ale urwał w połowie zdania, jakby miał się zaraz rozpłakać. Zacisnął pięści mocniej. Myślałam, że zaraz znów zacznie uderzać w ścianę, ale zamiast tego, odsunął się od ściany i mnie przytulił. Mocno. O dziwo nie protestowałam i oddałam uścisk, oplatając rękami jego szyje. Dziwnie się czułam, ale nie źle. Czując, jak jego twarz wtula się we mnie mocniej, zrobiłam coś, za co ojciec by mnie porządnie wychłostał    dałam mu nadzieje, wypowiadając następujące słowa:

- Będzie dobrze. Celine i Mia się znajdą... obiecuję ci to. Pomogę ci. - wyszeptałam ostatnie słowa, za które w duchu się skarciłam.

- Dziękuję, słońce. - Po raz pierwszy uśmiechnęłam się lekko na to przezwisko.


***


Kilka godzin później - wciągu, których nie robiliśmy nic o prócz rozpakowywania siatek i jedzenia obiadu - położyłam się na łóżku i wtuliłam w poduszkę. Byłam cholernie śpiąca, ponieważ ostatniej nocy nie spałam dłużej niż trzy godziny.

Leżąc na boku, wpatrywałam się w Jace'a, który stał boso w koszulce i jeansach obok okna. Na dworze rozpadało się na dobre, mokre kropelki spływały maleńkimi strumykami w dół, podczas gdy nowe uderzały wciąż w szybę. Hałas dobiegający z dworu mi nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie, był relaksujący.

Zasypiałam powoli, mając wzrok utkwiły w Jasie. Kiedy ja wpatrywałam się w niego, on wpatrywał się w okno. Na pewno rozmyślał, bo widok na Nowy Jork był zamazany z powodu wody, osadzającej się i spływającej po szybie.

- O czym myślisz? - spytałam ledwo słyszalnym głosem.

Cisza.

- O wszystkim. - odpowiedział po dłuższej chwili, wzdychając. Kilka sekund później odwrócił się w moją stronę i - na sto procent - wymusił lekki uśmiech, mówiąc - Prześpij się, słońce.

Zamknęłam oczy i też zaczęłam rozmyślać. Dlaczego Lilith zmieniła strategię? Dlaczego porwała Celine, skoro każdy, kto zna miejsce przebywania sejfu przysiągł na Anioła, że nie zdradzi go nikomu o prócz członkowi rady Clave. Lilith nie da rady wyciągnąć od Celine informacji, musiałaby wydobyć to z Celine za pomocą siły swojej mocy, ale mogłoby to ją osłabić, a na to nie może sobie pozwolić.

Hmmm... Czułam, że Jonathan nie powiedział mi wszystkiego i, że coś tutaj śmierdzi.



Jace 



Kilkanaście minut później, kiedy Clary zasnęła, przykryłem ją kocem i usiadłem na brzegu łóżka obok niej. Wpatrywałem się w jej spokojną twarz, przypominając sobie jej słowa

Pomogę ci.

Dwa słowa. Jedno krótkie zdanie. Dużo znaczące dla mnie wsparcie. A jednak czułem, że też jej współczuję i, że mi jej szkoda. Podczas, gdy ja martwię się o swoją rodzinę, ona nie ma żadnej. Seraphina i Jonathan się nie liczą, bo rzadko, kiedy przebywa w ich obecności.

Mam prawo się bać o swoją matkę i siostrę, ale bałem się też o Clary. Miałem wrażenie, że słowo "rodzina" nie uczestniczy w jej życiu. Kiedy o tym myślę, przed oczami staje mi tamten moment, kiedy zastałem ją zalaną łzami ze zdjęciem mojej rodziny w dłoni. Sumienie podpowiadało mi, że właśnie dlatego płakała... bo brak jej kogoś, kto mógłby dać jej możliwość poczuć rodzinne ognisko i bijące od niego ciepło. Ale zapewne Valentine dopilnował, aby cecha "rodzinny" nie pojawiła się w żadnym z jego dzieci.

Z zamyślenia wyrwało mnie ciche pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał szesnastą-piętnaście. Już dawno lekcje się skończyły. Wstałem i cicho poszedłem otworzyć drzwi, za którymi zastałem Isabelle, Alec'a, Paul'a i Annabeth.

- Hej. - powiedziała cicho Izzy, uśmiechając się lekko. - Możemy wejść?

- Tak, tylko cicho... Clary śpi. - przepuściłem ich, aby mogli wejść. Nie mogłem ich odprawić. Za bardzo w tej chwili potrzebowałem ich wsparcia. Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie z rękami splecionymi na piersi.

Isabelle i Annabeth usiadły przed łóżkiem, opierając się o nie plecami. Alec usiadł na krześle od biurka, a Paul usiadł na brzegu biurka.

- Po godzinie maltretowania matki, udało mi się z niej wyciągnąć powód, dla którego zabronili opuszczać instytut. - oznajmiła Isabelle, patrząc na mnie współczująco. - Przykro mi, Jace.

- Celine i Mia są silne. - pocieszył mnie Alec.

- To prawda. - wtrącił Paul. Niestety widząc, że wcale mi to nie pomaga, Annabeth jeszcze dodała:

- Nic im nie będzie. Ludzie Clave znajdą je i przyprowadzą całe i zdrowe. Zobaczysz. - posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłem.

Przez dłuższą chwilę panowała grobowa cisza.

- W całym instytucie jest strasznie cicho. - powiedziała Isabelle, wzdychając. - Wszyscy po lekcjach poszli do swoich pokoi i się w nich zamknęli. Czuję się, jak w bunkrze.

- Przynajmniej Clary się nie męczy tak jak my.

Nie mogłaś się bardziej pomylić, Annabeth. Pomyślałem. Clary i ja męczymy się najbardziej. Zamiast poprawić dziewczynę i powiedzieć, co sądzę, powiedziałem po prostu:

- Miała ciężką noc.

- To znaczy? - Alec spojrzał na mnie pytająco.

- Miała koszmary. - powiedziałem patrząc na Clary, która nadal była pogrążona w głębokim śnie.

- No, no, no... Ty i ona w jednym łóżku, i nagle śni jej się koszmar. Płacze i jak na zawołanie ma swojego wybawce. - zaśmiał się Paul. - Jeszcze chwila, a będę ci zazdrościł takiej kary, Herondale.

- Nie płakała. - skłamałem, przenosząc wzrok na okno. - Jest silniejsza niż możesz sobie... - urwałem, słysząc, jak Clary przewraca się na drugi bok i zaciska dłoń na materiale koca. Zaczęła dyszeć, jak po ciężkim biegu. Ze zmarszczonymi brwiami szybko podszedłem do łóżka, siadając na nim i zaczynając nią lekko szturchać. - Clary, obudź się. - mówię cicho.

- Pewnie śni jej się koszmar. - powiedziała Isabelle, patrząc na nią czule, zupełnie tak, jak i pozostali.

- Clary, obudź się! - tym razem podniosłem głos, kiedy dziewczyna wciąż miała zamknięte oczy. - Obudź!... - nie dokończyłem, bo w tamtej chwili rudowłosa usiadła gwałtownie, biorąc oddech. Dostrzegłem na jej czole kropelki potu.

- To tylko koszmar. - szepnąłem, widząc jej obłąkany wzrok. - Hej! - ująłem jej twarz, zmuszając, aby na mnie spojrzała. I spojrzała, ale trwało to zaledwie sekundę, ponieważ się odsunęła.

- K-koniec ze spaniem. - powiedziała roztrzęsionym głosem. Odwróciła głowę, jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili się wycofała i ponownie odwróciła.

Isabelle z zaniepokojoną miną, przyłożyła dłoń do czoła Clary.

- Na Anioła, jesteś rozpalona. - powiedziała brunetka, szybko zabierając dłoń. Dla upewnienia się też sprawdziłem.

- Faktycznie. - kiwnąłem głową. - Alec, przynieś wodę.

Brunet nic nie mówiąc wstał i wyszedł z pokoju. Tym czasem Clary nadal siedziała nieruchomo z podciągniętymi nogami. Jej twarz wciąż wyrażała zdezorientowanie i niepewność.

- To tylko sen. - powtórzyłem, przejeżdżając dłonią po jej włosach i plecach. Nagle Clary zmieniła pozycje na siedzenie po turecku i szybko podwinęła prawy rękaw swojej bluzki, ukazując na swoim nadgarstku zaczerwienienie.

- Co to jest? - spytała Annabeth, podchodząc bliżej.

- Wygląda, jak zwykłe przebarwienie. - powiedział Paul.

- Daj mi stele. - odezwała się Clary, wciąż wpatrując w zaczerwienienie. Nie protestowałem. Dałem jej swoją. Rudowłosa zacisnęła na niej dłoń i przejechała nią nad jej naznaczonym nadgarstku, sprawiając, że zaczerwienienie zaczęło znikać, wchłaniając się, ale pozostawiając po sobie czerwone litery, które ułożyły się w jedno zdanie. - To nie wiadomość. - powiedziała Clary. - Tylko ostrzeżenie... jak widać dla mnie.




T r u d n o   w s p i ą ć   s i ę   n a   s z c z y t,

 a l e   j e s z c z e   t r u d n i e j   j e s t   s i ę   n a   n i m   u t r z y m a ć .





- To nie wiadomość - powiedziała Clary. - tylko ostrzeżenie. Mam wrażenie, że to od tej samej osoby, która porwała twoją matkę i siostrę, Jace. A ja chyba jestem jej następnym celem.

- Ale kto to może być? - Paul wyciągnął mi to z ust. Kiedy wszyscy spojrzeliśmy oczekująco na Clary, ta tylko spojrzała przed siebie, mówiąc:

- Nie wiem, ale wychodzi na to, że nie jest to ta osoba, o której myślałam.


13 komentarzy:

  1. Na anioła !
    Super rozdział ❤️ Czekam na wiecej*-*
    PS: zapraszam do mnie ! 😘
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/2016/02/rozdzia-13.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na nekst. Życzę weny.
    Ps: Dodałam kolejny rozdział na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski rozdział zresztą jak zwykle, więc nie ma co się dziwić :) Dobra robota.
    PS. Zapraszam do siebie na bloga http://dalsze-losy-clary-jace.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny, nie wiem jak można tak świetnie pisać *,* Dodaj szybko następny ;* Ten był cudowny! Oni są tacy uroczy jako 'przyjaciele'! Już nie mogę doczekać się next'a! Pisz szybko,życze weny ❤!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się doczekać kolejnego świetnego rozdziału! CUDO! Pozdrawiam i życzę weny!

    Clary :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny rozdział . czekam na next i życzę weny !

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział!!! :-)czekam na następny !!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rodział :-) Ciekawi mnie bardzo kto stoi za porwaniem matki i siostry Jace. I Clary mówi że to nie ta osoba o której myślała. Czyli nie chodzi o Lilith. Z niecierpliwością czekam na next i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Clace, Clace i jeszcze raz Clace <3
    Cudoo... <3
    Czyli to nie Lilith ich porwała?
    Rozdział mega <3
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Na Anioła !
    Ile się dzieje !!!
    Rozdział wspaniały <3
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Mother, jaki emocjonujący *.*

    Mam wrażenie, że Clary kłamie. Że gadały sobie w śnie, a L. powiedziała C. co ma powiedzieć reszcie czy coś w ten deseń. No, ale to tylko moje domysły.

    Kurde, mam nadzieję, że postawi się tej całej sytuacji, a nie będzie dalej działała po złej stronie. Bo na razie wszystko dąży do tego, żeby - po okazaniu się prawdy - straciła zaufanie Jace'a, a tego chyba nikt nie chce.

    Pozdrawiam, weny i czekam na next!

    Weronika xx

    OdpowiedzUsuń
  12. Nominuję Cię do LBA! Więcej tu: http://give-me-love-mortal-instruments.blogspot.com/2016/02/lba.html

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3