sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 8 Wypadek

◊ Clary 


Zażenowana spuściłam wzrok.

- Przepraszam... - burknęłam. - Po prostu... usłyszałam jak grałeś i... no... - odchrząknęłam, będąc wściekła na swój plączący się język.

- Nic się nie stało. - zdając sobie sprawę, że w jego głosie wcale nie było słychać złości ani rozbawienia, lecz zwyczajne zrozumienie, odważyłam się podnieść wzrok. Jego złote oczy wciąż się we mnie wpatrywały, zupełnie jak i identyczne oczy dziewczynki, której wzrok ledwo co dosięgał po za pianino. Lecz po chwili uniosła się nieco - zapewne za pomocą stołka - bliżej twarzy Jace'a i szepnęła mu coś na ucho. Chłopak zamrugał kilka razy zaskoczony i spojrzał na dziewczynkę, jakby chciał zapytać "Jesteś pewna?". Ona w odpowiedzi pokiwała głową z uśmiechem podobnym przed wybuchem śmiechu. Wyglądała tak słodko, że nie mogłam powstrzymać uśmieszku, który zagościł również na mojej twarzy.

- Clary - zaczął Jace. - Mia się pyta czy nie miałabyś ochoty się do nas przyłączyć.

Tym razem to ja spojrzałam zaskoczona na niego, a potem na dziewczynkę, którą okazała się być Mia... czyli młodsza siostra Jace'a, jeżeli się nie mylę.

Już otworzyłam usta, aby odmówić, ponieważ inni czekają na mnie na plaży...

- Jeżeli nie będę problemem, a tobie to pasuje. - Cholera. Czemu? Czemu? Czemu? Dlaczego ta piep**ona podświadomość musiała przejąć inicjatywę? W myślach wyzwałam ją, jak i siebie samą od najgorszych.

- Pewnie, chodź. - wiedziałam, że starał się na obojętny ton, ale wyraźnie było słychać w jego głosie pewnego stopnia napięcie. Tak czy siak, nie było odwrotu. Ruszyłam powoli w stronę pianina, jak na egzekucję. Powoli weszłam po schodkach i okrążyła pianino, stając po chwili nad ławeczką. Jace posunął się odrobinę w bok, zupełnie jak i jego młodsza siostra, którą teraz mogłam lepiej zobaczyć: śliczne blond loki dosięgające niemal do pasa były spięte w dwie niskie kitki. Czarne, długie rzęsy i śliczne, złote oczy, jak u Jace'a. Na sobie miała jasno-niebieskie dżinsy, fioletową koszulkę z koronkowymi rękawkami i do tego balerinki pod kolor.

Usiadłam obok Mii, po czym wyciągnęłam do niej dłoń.

- Cześć, jestem Clary, a ty Mia, tak?

- Tak, cześć. - odpowiedziała cicho i posłała mi nieśmiały uśmiech.

- Więc - zaczął Jace, przeciągając się... - co mam zagrać? Dla Elizy, Titanica...

- Le Onde. - powiedziałam nagle, ale po chwili skarciłam się w duchu. Nie był to, aż tak znany utwór i zapewne Jace też go nie kojarzył.

- Le Onde? Ludovica Einaudiego? - Na twarzy Jace'a wyraźnie malowało się zaskoczenie. - Nie wiedziałem, że go znasz.

Odpowiedziałam mu tym samym wyrazem twarzy, tyle że dodałam do tego lekki uśmiech.

Blondyn zamrugał po chwili kilka razy, po czym odchrząknął i usadowił palce na klawiszach, z których już po chwili zaczęła się wydobywać znana i najbliższa mi melodia. Miałam jednak dziwne wrażenie, że Jace grał ją jakoś inaczej... grał z taką... pasją i uczuciem... w dodatku to wszystko przelewał na ową muzykę.

- Jak ty...? - urwałam, nie potrafiąc zadać mu odpowiedniego pytania. Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się jego palcom z fascynacją i zaciekawieniem.

- Muzyka nie jest dla mnie tylko kolejną bronią do wykrywania demonów, lecz również pasją. Granie danego dźwięku nie kończy się na zagraniu go po odczytaniu przypisanej do niego nuty. Aby dźwięk miał sens, powinno się przelać na niego część siebie. - wytłumaczył, czasami zerkając na mnie, a kiedy tak się działo, miałam dziwne... miłe uczucie, które przechodziło moje ciało. Lecz nagle zdałam sobie pewną sprawę...

- Dlaczego mi to mówisz?

- Bo jesteś jedyna, która zna coś innego niż tylko Bacha. - Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na moje usta.

Do końca utworu nikt się nie odzywał. Kiedy jednak palce Jace'a zakończyły melodię gładko i wolno, Mia nie powstrzymywała się od oklasków.

- Czemu ty nie możesz nas uczyć muzyki? - spytała.

- Bo Maryse woli na to stanowisko kogoś, kto nie jest tak oszałamiający jak ja. - powiedział i mrugnął na końcu w moją stronę. Zdezorientowana i zarumieniona spuściłam wzrok.

- Clary? - Podniosłam wzrok na Mię.

- Tak?

- Czy mogłabyś rozpuścić włosy? - Na tę prośbę nie ukryłam zdziwienia, które malowało się na mojej twarzy. Uniosłam wysoko brwi i odchrząknęłam, kiwając po chwili niewyraźnie głową i, sięgając dłońmi do gumki. W kilka, krótkich chwil moje rude loki opadły na ramiona. Spojrzałam następnie na dziewczynkę, oczekując i spodziewając się kolejnych instrukcji, lecz blondynka zeskoczyła z ławki i zeskoczyła sprawnie z podestu. Pobiegła wzdłuż ścieżki, po chwili znikając gdzieś za rogiem.

Spojrzałam pytająco na Jace'a, który nie ukrywał rozbawienia.

- Co? - Słowo wypowiedziałam niemal, jak warknięcie.

- Nic, po prostu dziwię się, że Mia tak szybko się do ciebie... przyzwyczaiła. Wiesz, zazwyczaj zajmuje jej to co najmniej kilka dni, zanim odważy się wejść w prawdziwą rozmowę z nowo poznaną osobą.

- Och. - wymsknęło mi się.

- Mam! - usłyszałam krzyk dziewczynki, która w mgnieniu oka wróciła z fioletowym kwiatem, podobnym do lilii wodnych. Był piękny. Mia wskoczyła na ławkę pomiędzy mną, a Jace'm i uklękła na niej na kolanach. Nachyliła się ku mnie i wsadziła krótką łodygę razem z kwiatem mi we włosy, za prawe ucho. Następnie odsunęła się i spojrzała na mnie jak na arcydzieło.

- Widzisz, Jace? Mówiłam, że w końcu znajdę mu właściciela. - oznajmiła dziewczynka, patrząc na swojego brata, ale już po chwili jej wzrok ponownie znalazł się na mnie. - Lilin nie wyglądał tak dobrze nawet na Isabelle!

- Lilin? - powtórzyłam z rozbawieniem, dotykając lekko kwiatka w moich włosach. - Tak się nazywa ten kwiat?

- Jego prawdziwa nazwa, to insidiosa violas. - wytłumaczył blondyn, przyglądając mi się z lekkim uśmiechem na ustach.

- Naznaczony fioletami. - przetłumaczyłam zdumiona, lecz po chwili odchrząknęłam. - Ale ty go nazywasz Lilin.

- Tak. Bardzo długo szukałam kogoś, do kogo będzie pasował. Isabelle pasował, ale do niej wszystkie kwiaty pasują... ale tylko do ciebie idealnie pasuje Lilin. Prawda, Jace?

Blondyn zmierzył mnie wzrokiem, ale tym razem z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, który był naprawdę boski... OPANUJ SIĘ!

- Prawda. Do twarzy ci we fiolecie. - Na koniec do mnie mrugnął.

Nie rumień się, nie rumień się, nie rumień... za późno.

Spuściłam wzrok, mrucząc ciche "dzięki".

Jace zagrał potem jeszcze kilka znanych, jak i nie znanych mi utworów. W pewnym momencie on sam sobie przypomniał, że jesteśmy umówieni na plaży, dlatego wygonił swoją młodszą siostrę, która prychnęła mu w odpowiedzi. Lecz mimo "obrazy", przytuliła się do niego na pożegnanie, podobnie do mnie i dopiero potem sobie poszła, nucąc cicho pod nosem "Le Onde".

- Więc? - spytał, kiedy Mia znikła za rogiem.

- Co więc?

- Też lubisz grać na pianinie?

- Tak. - odpowiedziałam, kiwając głową. - Czasami, kiedy ojciec myślał, że trenuję, to tak naprawdę grałam na pianinie. Lubię ten dźwięk. Jest taki... odprężający i...

- Piękny? - podpowiedział, patrząc się na mnie uważnie.

- Tak. - mój głos można było porównać do szeptu, ale nie powtórzyłam swojej odpowiedzi ponownie, tylko dalej wpatrywałam się w jego złote tęczówki. Nie wiem dlaczego, ale to była jak hipnoza. Traciłam poczucie czasu, bo sekunda wydawała się być minutą, minuta godziną, a godzina dniem... cudownym dniem.

- Zagraj coś. - poprosił po dłuższej chwili ciszy, a ja mogłam poczuć jego oddech i zapach. Zrozumiałam, jak blisko musieliśmy siebie być. Dzieliło nas zaledwie kilkanaście centymetrów.

Zamrugałam kilka razu i niemal jak robot na jakieś polecenie, przysunęłam się bliżej Jace'a, aby móc położyć nogi na pedale instrumentu i położyć palce na klawiszach. Nic nie mówiąc zaczęłam grać utwór Einaudiego. Robiłam to wbrew swojej woli. Nie chciałam grać, ale obudzona we mnie inna część mnie, decydowała za mnie. W pewnym momencie zaakceptowałam jej wole i dałam się ponieść wykonywanym przeze mnie czynnością.

Grając, czułam, że spojrzenie Jace'a nie błądziło tylko na moich palcach czy stopach, ale i na mojej twarzy, co było dość krępujące. Mimo to grałam dalej, aż zakończywszy utwór, odwróciłam się do niego, nie odrywając palców od klawiszy. Na jego pięknej twarzy błąkał się uśmiech, a w jego oczach czaiło się zaciekawienie, a także... cząstka złowrogiego pożądania, która była również w oczach Coltona. Ale tego ostatniego nie byłam pewna.

- Ładnie - powiedział. - ale, początek Le Onde idzie wolniej.

- Co? - zrobiłam minę, jakbym nie zrozumiała jego uwagi.

Blondyn westchnął i przysunął się jeszcze bliżej mnie. Otoczył mnie jedną ręką, wpychając dłonie lekko pod moje. Teraz to jego palce spoczywały na klawiszach, a moje dłonie na jego dłoniach.

- Pokażę ci. - powiedział cicho tuż obok mojego ucha. Poczułam miłe mrowienie i dreszcz w całym ciele.

Zaczął grać.

Jego dłonie były w niektórych miejscach szorstkie i stwardniałe, co musiało być skutkiem lat treningów. Moje dłonie też były takie, ale mój trening był o wiele cięższy i bardziej wymagający, więc moje dłonie były jeszcze bardziej stwardniałe i szorstkie.

Tak czy inaczej jego palce poruszały się wolno, płynnie i pewnie. Z klawiszy utworzyła się ta sama melodia, którą grałam przed chwilą, ale teraz była poprawniej i piękniej zagrana. Trudno mi było się skupić na jej dźwiękach, ponieważ tak mała przestrzeń między mną a nim, jego dotyk i oddech przy moim uchu... były tak... podniecające ROZPRASZAJĄCE.

Kiedy Jace zagrał ostatnie nuty, nadal siedzieliśmy w ciszy w tej samej pozycji. Mogłam usłyszeć bicie naszych serc, które waliły, jak po szybkim biegu. Cicho wypuściłam powietrze, zapominając, że je wstrzymywałam.

Musiało minąć kilka chwil, zanim jedno z nas się poruszyło.

- Isabelle i pozostali na nas czekają. - przypomniałam, kiedy chłopak opuścił czarną pokrywę od pianina i oboje wstaliśmy.

- Wiem, możemy iść.


***

Razem z Jace'm skierowaliśmy się na plażę. Całą drogę szliśmy, nie odzywając się do siebie słowem. Utrzymywaliśmy co najmniej metr przestrzeni osobistej między sobą. Patrzyłam wszędzie, byleby nie na niego. Miałam dziwne przeczucie, że on robi to samo.

Auć.

Dlatego, kiedy chodnik zamienił się w ciepły piasek, a w oddali dostrzegliśmy pozostałych, poczułam pewnego rodzaju ulgę.

- Nareszcie! - pisnęła Isabelle, stając na równe nogi z koców, które zostały rozłożone na piasku. Dziewczyna była ubrana w czerwone bikini, dzięki czemu każdy mógł zobaczyć jej kobiece kształty, które jednym słowem były naprawdę seksowne. Kiedy dziewczyna do nas podbiegła i nas uściskała, jej kruczoczarne włosy przysłoniły również część mojego ramienia. Tak czy siak, uścisk dziewczyny ze mną trwał strasznie krótko, ponieważ kiedy przyłożyła dłoń do moich odkrytych pleców, zapewne wyczuła ich nierówną powierzchnie, czyli rany i blizny, a nawet takie, którym gojenie zajmuje kilka lat. Znak maskujący niedoskonałości miał je tylko ukryć. Dziewczyna się tego domyśliła i, kiedy tylko Jace ruszył w stronę pozostałych, ona jeszcze chwilę stała przede mną i wpatrywała ze współczuciem.

- Clary, czy to... - zaczęła cichym głosem, ale jej przerwałam.

- Tak. - odpowiedziałam niewzruszona. - Ale to moja sprawa. - dodałam. Isabelle na zrozumienie pokiwała głową i przywróciła na swoje usta szeroki uśmiech. Obydwie dołączyłyśmy do pozostałych. Wszyscy wylegiwali się na kocach w ubraniach do pływania. Chłopcy z umięśnionym torsem wcale nie wstydzili się go pokazywać, szczególnie Paul, który leżał jak pozostali chłopacy w samych spodenkach kąpielowych, opierając głowę na udzie Annabeth. Ona też nie mogła się wstydzić figury, która była niemal tak seksowna, jak figura Izzy.

"Jak zwykle jesteś wyrzutkiem, krasnoludzie." podpowiedziała moja podświadomość, tym samym jeszcze bardziej mnie dobijając.

Och, Na Anioła! Skoro o takiej porze w Nowym Jorku jest z trzydzieści stopni, to nie mam zamiaru się grzać w tej przeklętej sukience. Rzuciłam torbę na piach i jednym ruchem ściągnęłam z siebie sukienkę, zostając w samym bikini. Wzrok Coltona, jak i Jace'a (który również zdążył się rozebrać) powędrował ku mojemu ciału, które nie mogło się równać nawet w najmniejszym stopniu z ciałem obecnych dziewczyn.

Mimo to starałam się to olewać i odprężyć. W miejscu, gdzie byliśmy, było pusto, a powietrze wypełniał zapach morza i szum fal.

Rozłożyłam koc, łącząc go z pozostałymi. Usiadłam. Siedzę. Patrzę, jak wszyscy się opalają i rozmawiają na różne tematy. Też próbowałam się dołączyć, ale nic-nierobienie doprowadzało mnie do obłędu. W końcu już miałam dosyć siedzenia i stanęłam na równe nogi.

- Wybaczcie, ale szybko się nudzę. Nie mogę siedzieć w miejscu. - poskarżyłam się, opierając dłonie na biodrach. - Chyba pójdę pobiegać.

- Idź popływać, ja też chętnie się schłodzę! - zaproponowała Annabeth, unosząc się na łokciach,

Wyobraziłam sobie słoną wodę, która pokrywa moje poranione plecy... Pokręciłam z niesmakiem głową.

- Nie umiesz pływać. - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie, i totalnie mnie wkurzyło. Zmroziłam Coltona wzrokiem.

- Oczywiście, że umiem i to nawet lepiej niż ty, Titanicu numer dwa.

Na nowe przezwisko wszyscy wybuchli śmiechem, oczywiście o prócz Waylanda, którego zaciśnięte w wąską kreskę usta zdradzały, iż najchętniej rozerwałby mnie na strzępy. Wstał i stanął blisko mnie z rękoma splecionymi na piersi.

- Taka jesteś zabawna, Morgenstern? - moje nazwisko wymówił z pogardą. - W takim razie wyścig, kto pierwszy dopłynie do tamtej boi. - palcem wskazał na pomarańczową boje, która unosiła się na wodzie co najmniej dwieście-pięćdziesiąt metrów od brzegu.



◊ Isabelle 


Wiedziałam, że wyścig w wodzie nie będzie najlepszym pomysłem ze względu na plecy Clary. Wciąż nie mogłam się pozbyć wspomnienia, jak szorstka była skóra jej pleców. Miałam wrażenie, że były na niej rany wypukłe, jak i takie, które mogły dochodzić do żywego mięsa. Blizny również. Sumienie podpowiadało mi, że nie są to rany po walkach z demonami lub po treningach, lecz po dyscyplinie, która musiała panować w domu Morgensternów.

Tak czy inaczej nie wyobrażałam sobie teraz Clary w słonej wodzie, która by tylko pogorszyła stan jej ran. Wiedziałam, że z wiedzą o ranach rudowłosej, będę musiała się zachowywać inaczej. Nie mogłam zrobić nic innego jak usiąść i spojrzeć błagalnie na chłopaka.

- Daj spokój, Colton.

- Nie. - odpowiedział krótko, wciąż mając wbity wzrok w rudowłosą. Obydwoje prowadzili walkę na spojrzenia.

- Nie będę się ścigać w wodzie z tobą. - oznajmiła spokojnie Clary. - Nie lubię łatwo wygrywać, dlatego wolę sobie pobiegać. Będę wdzięczna, jeżeli zejdziesz mi z oczu. - Próbowała go ominąć, ale ten złapał ją brutalnie za ramię i ponownie ją do siebie odwrócił. Zareagowałam automatycznie i stanęłam na równe nogi. O dziwo Jace również.

- Jesteś tchórzem, mała. Przyznaj się lepiej, że nie umiesz pływać lub, że się mnie boisz.

- Puść ją, stary. - rzucił ostrzegawczo Jace, robiąc krok w ich stronę.

- Czemu, aż tak bardzo ci zależy na wyścigu ze mną? Nadal nie możesz przeboleć tego, że dziewczyna pokonała cię na treningu? - warknęła. Na jej słowa Wayland jeszcze mocniej zacisnął palce na jej ramieniu. Dostrzegłam, jak Clary zaciska zęby i ledwo co się powstrzymuje od zaatakowania chłopaka.

Znałam Clary tylko kilka dni, ale to wystarczyło, aby się domyślić, iż jest ona osobą , która ma krótką cierpliwość i, którą łatwo sprowokować. Właśnie chciałam podejść i ich rozdzielić, kiedy rudowłosa straciła cierpliwość:

- Dobrze, przyjmuję wyzwanie! - warknęła, wyszarpując ramię z jego uścisku. Dostrzegłam na jej skórze czerwony ślad po dłoni chłopaka. - Będziemy się ścigać. Jeżeli wygram, przyznasz, że jestem od ciebie lepsza w walce, jak i w pływaniu.

- A jeśli ja wygram, to przyznasz, że zachowujesz się, jak samolubna ździra.

- Nie przesadzasz trochę? - wtrąciła Annabeth zaniepokojona.

- Nie. - warknął Wayland i razem z rudowłosą skierowali się w stronę wody.

Wszyscy wstali ze swoich miejsc i z westchnieniem skierowali się za nimi. Jedynie ja i Jace staliśmy w miejscu. Zaklęłam cicho pod nosem i podbiegłam do Jace'a, zaciskając palce na jego umięśnionym ramieniu.

- Jace, zrób coś!

- Myślisz, że on mnie posłucha?! Kiedy się na coś uprze, to zachowuje się jak idiota!

- Ale... - zajęczałam, łapiąc się za włosy.

Nie mogę mu powiedzieć o jej plecach... Nie mogę... Muszę coś wymyślić...

- Ona nie może wejść do wody! - syknęłam, stając przed nim, zanim zdążył zrobić kolejny krok. - Nie może, rozumiesz mnie?! - położyłam dłonie na jego ramionach, w które wbiłam paznokcie i zaczęłam nim trząść jak opętana. Nie trwało to długo, ponieważ unieruchomił moje nadgarstki i spojrzał na mnie jak na wariatkę.

- Uspokój się! - nakazał surowym tonem. - A teraz wytłumacz mi, dlaczego ona nie może wejść do wody, co?

- Bo... bo... - jąkałam się. - bo po prostu nie może! N-I-E   M-O-Ż-E! - przeliterowałam mu ostatnie słowa i wyrwałam się z jego uścisku, zaczynając biec w stronę rudowłosej, która już ustawiła się do biegu w stronę wody z Coltonem. Niestety ledwo zdążyłam dobiegnąć do niej i ją zatrzymać, kiedy Alec dał sygnał, że mogą ruszać.

Krzycząc i drąc się na całe gardło, aby się zatrzymali, wbiegłam po kolana do wody. Wiedziałam, że już nic nie zdołam zrobić. Byli już za daleko. Płynęli kraulem z dużą prędkością, ale mimo to nie przepłynęli jeszcze połowy.

- Isabelle, oszalałaś już do reszty?! - krzyknął na mnie Alec, widząc jak łapię się za włosy i nadal usiłuję krzyczeć w stronę rudowłosej. Zignorowałam go.

Starałam się mieć Clary cały czas na oku, lecz w pewnej chwili jej sylwetka zaczęła zwalniać i zostawać w tyle. Zobaczyłam jak łapczywie bierze oddech i się zanurza. Najgorsze było, to, że nie wiedziałam czy się topi, czy zmieniła styl pływania.

W moich oczach zebrały się łzy, kiedy okazało się, że to ta pierwsza opcja. Clary nie wypływała na powierzchnie już od dłużej chwili, a w miejscu, gdzie się zanurzyła, woda miała dziwny kolor.

Krew, pomyślałam. Rany musiały się otworzyć.

Krzyczałam imię dziewczyny z płaczem. W końcu chciałam się odwrócić do pozostałych i krzyknąć do nich "zróbcie coś", gdy nagle obok mnie zobaczyłam Jace'a, wskakującego do wody, pod którą on również po chwili zniknął. Wynurzył się dopiero, aby złapać oddech kilkanaście metrów ode mnie.

On ją uratuje, pomyślałam i od razu uśmiechnęłam się przez łzy i obserwowałam dalej, modląc się, aby nie było za późno.

Już po chwili Jace dotarł na miejsce, gdzie Clary się zanurzyła. Wziął głęboki oddech i zanurkował...

Dwie sekundy...

Cztery sekundy...

Sześć sekund...

Osiem sekund...

Blondyn wynurza się, łapiąc łapczywie oddech, ale dostrzegam jak jego ręka coś podtrzymuje... Clary! Byłam pewna, że to ona. Jej rude włosy okrywały większą część jego ramienia. Nie ruszała się, więc chłopak musiał ją sam przetransportować na brzeg, trzymając ją jedną ręką, a drugą płynąc. Łzy na ten widok ponownie zapiekły mi oczy.

Po dłuższej chwili Jace musiał mieć już grunt pod stopami, ponieważ wziął Clary na ręce. Wynurzając się z nią w pełni z wody, mogłam zobaczyć, jak krew Clary osadziła się na chłopaku. Czerwona ciecz zmieszana z morską wodą spływała po jego i jej ciele w postaci kropelek.

Ponieważ inni wciąż byli w szoku na widok krwi, ja jako pierwsza się ocknęłam i podbiegłam przerażona do ciała dziewczyny, które bezwładnie zwisało w ramionach chłopaka. Podparłam jej głowę, zaczynając ją klepać w policzek.

- Clary, obudź się... - szeptałam.

- Ona nie oddycha, ale czuć puls. - oznajmił, dysząc. Obydwoje skierowaliśmy się w stronę koców, gdzie dziewczyna została położona. Najpierw chciałam, aby ją położono na brzuchu, ze względu na plecy, ale w tym samym czasie zrozumiałam, że trzeba ją reanimować, bo nie oddychała. Położona więc została na plecach. Inni stanęli nad nami i patrzyli przejęci na całą sytuacje, kiedy Jace ułożył dłonie na klatce piersiowej dziewczyny i starał się przywrócić jej ponowne oddychanie.

Klęczałam nad ciałem koleżanki, która mimo starań Jace'a, nadal nie oddychała. Co chwilę badałam jej puls, który był co raz mniej wyczuwalny.

- To nic nie daje! - wydarłam się.

- Alec, musisz mi pomóc. - powiedział Jace, wciąż reanimując rudowłosą.

Mój brat podszedł wciąż oszołomiony całą sytuacją, ukląkł i spojrzał pytająco na swojego parabatai.

- Co mam zrobić?

- Reanimuj ją. - rozkazał blondyn, zabierając ręce. Kiedy tylko Alec położył dłonie w odpowiednim miejscu, Jace nachylił się bliżej twarzy Clary i zaczął sztuczne oddychanie. Kiedy robił przerwę, Alec wznawiał swoją czynność. Razem starali się ją uratować, ale z każdą sekundą szanse malały...

Kiedy minęła kolejna minuta, a ja już zaczęłam tracić nadzieję, nagle Clary usiadła, wypluwając dużą ilość wody. Nie da się opisać ulgi, którą czułam. Więcej łez spłynęło po mojej twarzy, ale tym razem ze szczęścia.

Ujęłam dłoń dziewczyny, której ja, Jace i Alec pomagaliśmy siedzieć, gdy ta kasłała, jak opętana.

- Clary, spójrz na mnie. - nakazał Jace, ujmując jej podbródek i odwracając go w stronę swojej twarzy, gdy dziewczyna przestała kasłać, a oddychać głęboko. Niestety zielone oczy dziewczyny zaczęły się zamykać, a jej ciało opadać. Gdy Alec położył wolną dłoń na jej plecach, ta wygięła się w łuk, wydobywając z siebie okrzyk pełen bólu.

- Połóżcie ją na brzuchu. - powiedziałam. Jace i Alec najpierw się zawahali, ale już po chwili zrobili to, o co prosiłam. Gdy jej plecy nareszcie można było zobaczyć, wydawały się być bez skazy, ale mimo to krew, jakoś się z nich wydobywała. - Dajcie mi stelę. - wyciągnęłam dłoń.

- Ale...

- Dajcie mi tą pieprzoną stelę! - podniosłam głos.

Dostrzegłam, jak Annabeth wyjmuje podłużne narzędzie ze swojej torby, po czym mi je podaje. Zacisnęłam palce na przedmiocie i przejechałam nim centymetr nad plecami Clary, zdejmując nałożony przez nią znak maskujący.

To co zobaczyłam kilka sekund później, zamurowało mnie, jak i wszystkich obecnych...

.

.

.

.

.

.

.

Poharatane plecy dziewczyny były całe we krwi, która wydobywała się z różnej wielkości ran. Były one w każdym miejscu w okolicach pleców. Niektóre były spuchnięte, drugie otwarte, a jeszcze inne były niemal tak głębokie, iż miałam wrażenie, że mało brakowało, a można by zobaczyć kości.

Niewątpliwie były to obrażenia zadane przez bicz, bat lub ostrza. Aż bałam się myśleć, co ona i jej rodzeństwo musieli przeżyć, mieszkając w domu Morgensternów.

- Isabelle - zaczął cicho Jace, wciąż patrząc na plecy rudowłosej. - nie możemy jej zrobić iratze. Wtedy skóra może się zrosnąć razem z solą i bakteriami.

- Więc co zrobimy? - spytałam przerażona.

- Iz... - szepnął Alec i dotknął mojej twarzy swoją brudną od krwi Clary ręką. - Cała się trzęsiesz. Daj mi to. - powiedział i nie czekając na moją odpowiedź, zabrał mi stelę z dłoni.

- Mam czystą wodę w torbie. - oznajmiła po chwili Annabeth. - Możemy polać delikatnie rany chłodną wodą, nakryć ją koszulką lub innym materiałem i przenieść ją do instytutu. Musimy tylko na siebie założyć znak niewidzialności.

- Dobrze. - Jace kiwnął głową. - Zrób to.

Annabeth sięgnęła szybko do swojej torby i wyciągnęła z niej małą butelkę schłodzonej wody, a także granatowy ręcznik. Dziewczyna podeszła i uklękła przy dziewczynie, następnie pozbywając się nakrętki.

Wiedziałam, że Clary odczuje ból, dlatego ponownie ujęłam jej dłoń i kciukiem zaczęłam kreślić kształty na jej nadgarstku.

Woda z butelki zaczęła się lać małymi ilościami na plecy rudowłosej, która ponownie zaczęła krzyczeć i wbiła paznokcie w moją dłoń. Było mi trudno... ale wiedziałam, że Clary było trudniej.

Gdy woda się skończyła, Alec delikatnie nakrył materiałem swojej koszulki rany. Jace, który do tej pory odgarniał niesforne, rude loki na bok, podniósł się i wziął rudowłosą na ręce. Widziałam, jak bardzo się starał, aby nie odczuwała bólu, ale mimo to jej twarz krzywiła się od czasu do czasu z bólu.

Wszyscy pędem się spakowaliśmy, nałożyliśmy sobie znaki niewidzialności i ruszyliśmy.

- Hej! - usłyszałam nagle za sobą wołanie.

Odwróciłam się, dostrzegając Coltona, który biegł mokry w moją stronę. Zatrzymał się przede mną i uśmiechnął, ale gdy zobaczył łzy na moich policzkach, zmarszczył brwi i zapytał:

- Co się stało?

Nie wytrzymałam... z całej siły go spoliczkowałam. Chłopak, aż się zachwiał. Złapał się za obolały policzek i popatrzył na mnie jak na nienormalną.

- Odbiło ci?!

- Jeżeli coś jej się stanie, to przysięgam Na Anioła, że ci tego nie daruję, ty świnio. - zagroziłam, stojąc tak blisko niego, że mogłam poczuć jego oddech. Nie mogąc już na niego patrzeć, odwróciłam się i dogoniłam pozostałych.

16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział !!!!
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Trololo podejrzewam trochę co może być dalej B) Rozdział megaśny ^^ oczywiście czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. To że jestem zszokowana to wielkie niedopowiedzenie...
    Coltona nie lubię...
    A moje kochane Clace było słodkie przy pianinie...♥
    Fajny pomysł z tą siostrą Jace'a!
    Czekam niecierpliwie na nexta!!☺

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział :) trzymaj tak dalej !
    PS : zapraszam do siebie !
    http://death-is-only-the-beginning-tmi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Następą osobą do zlikwidowania na liście Lilith powinien być Colton ...
    Rozdział boski :*. Czekam na next ;)

    ( Dawno nie komentująca )
    ~ Evelyn

    OdpowiedzUsuń
  6. No by tu napisać...
    BOSKI! MEG! SUPER! BRAK SŁÓW!
    Nie lubie Coltona, KOCHAM JACE`A (dopiero gdy przeczytałam 2 raz ten rozdział zrozumiałam że Clary i Jace mieli już swój pierwszy pocałunek xD) i Na Anioła! Niech ktoś coś zrobi żeby Clary nie cierpiała!

    Clary :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Clary. Tak mi jej szkoda. Czekam na nekst. Proszę zrób coś, żeby Clary nie cierpiała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak słów... BOSKI! Kocham i nigdy nie przestanę <3

    OdpowiedzUsuń
  9. MEGA, MEGA, MEGA, MEGA PO prostu brak słów! Czekam na next! Weny życzę! Elka:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział, czekam na nexta. :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Wspaniały rozdział ;* jesteś świetną pisarką <3 oby tak dalej !!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział! ♥-Jula^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Boski *,* napisz szybko następny ;* życzę weny ❤

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3