- Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani, słońce. I to dosłownie. - powiedział Jace, patrząc na mnie, siedząc rozparty na krześle od mojego biurka. Siedziałam na łóżku po turecku i patrzyłam się na niego groźnie z przymrużonych powiek już kilka minut.
- Nie nazywaj mnie tak. - warknęłam.
- Nie podoba ci się "słońce"? Hmmm... to może wolisz kotku albo skarbie?
- Żadne z nich.
- W takim razie wracamy do "płomyczka". - stwierdził, ignorując to, co dopiero powiedziałam.
- Nie! - podniosłam głos już nieco rozdrażniona.
- Więc postanowione, sssssłońce. - uśmiechnął się łobuzersko, przedłużając literkę S.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym cię teraz rozszarpać. - powiedziałam, lekko kręcąc głową. Czułam, że im dłużej znajduję się z nim w jednym pomieszczeniu, tym bardziej pęka mi głowa. Mając wrażenie, że zaraz wybuchnie, przyłożyłam palce do skroni, pochylając się lekko z zamkniętymi oczami, z nadzieją, że uśmierzę ból i nadchodzącą furię.
- Och, myślę, że się domyślam, ale i tak nic nie możesz mi zrobić. To co się stanie mnie, stanie się i tobie, pamiętasz?
Wzięłam głęboki oddech i ponownie na niego spojrzałam.
- Pierdol się, Herondale. - odparłam, wstając z łóżka i podchodząc do szafy. Wyjęłam z niej bordowy szlafrok i czarną, satynową koszulę nocną, dosięgającą mi do połowy ud. Starałam się jeszcze znaleźć coś dłuższego, ale Seraphina widać dobrała się do mojej walizki, jeszcze przed wyjazdem. Cholera. Czując na sobie wzrok Jace'a ponownie zaklęłam. Odwróciłam się szybko, nogą zamykając drzwi szafy. - Idę pod prysznic, więc siedź blisko drzwi, abym miała jak najwięcej przestrzeni do wykorzystania.
- Jak sobie życzysz, słońce. - szepnął uwodzicielsko, wstając.
Ignorując go, skierowałam się do łazienki, której drzwi zamknęłam na klucz i - na wszelki wypadek - runę.
Wrzuciłam ubrania do kosza na pranie, po czym odkręciłam kran z ciepłą wodą i wlałam do niej lawendowy płyn. Po kilku minutach wanna była pełna wody i unoszącej się na niej piany. Zanurzyłam się powoli, dostając gęsiej skórki, kiedy ciepła woda zetknęła się z moją chłodną, lepką skórą i zaczęła ją centymetr po centymetrze pochłaniać.
Odetchnęłam głęboko, rozkoszując się chwilą, kiedy wszystkie moje mięśnie zostały rozluźnione, a ciało zdawało się warzyć tyle co nic. W dodatku ta cisza i spokój...
- Wiesz, że musimy ustalić w czyim w pokoju będziemy spać? - rozległ się za drzwiami jego głos.
- Wiem. - odpowiedziałam niechętnie, żałując, że cisza i relaks nie mogły potrwać dłużej.
- W twoim pokoju jest straszny bałagan! I kiedy ostatni raz otwierałaś okno?! Strasznie tu duszno, wiesz, że to źle wpływa na zdrowie?!
Zamknęłam oczy i dla opanowania, bezgłośnie zaczęłam liczyć...
- Może będziemy spać u mnie, słońce?!
W tamtym momencie nie wiedziałam, jak zareagować. Śmiać się, krzyczeć czy się wściekać. Już sobie wyobrażałam siebie w jego pokoju, w którym znajdował się jeszcze większy bałagan niż w moim, a drzazgi z piórami od zepsutych mebli i rozerwanych poduszek po seksie z innymi dziewczynami walały się po podłodze!
- Zapomnij!! - krzyknęłam w końcu i zanurkowałam pod wodę, nie mając ochoty go dalej słuchać...
◊◊ Jace ◊◊
Nie mam pojęcia ile siedziałem pod tymi cholernymi drzwiami, ale co najmniej godzinę. Jakże wielką było dla mnie ulgą, kiedy nareszcie się one otworzyły, a Clary stanęła zawinięta w bordowy szlafrok i głową owiniętą ręcznikiem, z pod którego wypadało kilka mokrych kosmyków.
Zmierzyłem ją wzrokiem, od stóp po głowę i naprawdę musiałem przyznać, że im mniej ma na sobie ubrań tym trudniej jest mi się na nią nie patrzeć, a już szczególnie, gdy zżerała mnie ciekawość, co się kryje pod tym szlafrokiem.
- Teraz ja muszę się iść umyć i przebrać. - oznajmiłem, kiedy dziewczyna stanęła przed lustrem szafy, zdjęła ręcznik z głowy i zaczęła palcami rozczesywać i układać niesforne, mokre loki. Kiedy były mokre, wydawały się być ciemniejsze.
- Masz pecha. - westchnęła. - Do mojej łazienki masz zakaz wstępu, a do twojego pokoju na pewno nie pójdę. Z A P O M N I J.
Na Anioła, czy ona na prawdę myśli, że ja zaakceptuję jej widzimisię?? Niemożliwe, żeby była, aż tak uparta, samolubna i głupia, myśląc, że to ona będzie cały czas dominować w naszym obecnym "związku". Na samą wiadomość o takiej możliwości, uśmiechnąłem się z niedowierzaniem.
- Słuchaj, to że jesteś jeszcze ranna i masz na nazwisko "Morgenstern" nie znaczy, że będziesz decydować o wszystkim w naszej obecnej sytuacji. Jeżeli chcę się wykąpać, to mam do tego prawo, czy ci się to podoba czy nie. Więc rusz swój seksowny tyłeczek z łaski swojej i idziemy. No chyba, że wolisz, abym to zrobił siłą.
Dziewczyna odwróciła się do mnie z dłońmi opartymi o biodra. Na jej twarzy widniał rozbawiony uśmiech, a oczy były lekko przymrużone, zupełnie, jakby chciała mi dać do zrozumienia "Serio? Myślisz, że się ciebie posłucham?".
Oj posłuchasz, pomyślałem, splatając ręce na piersi.
***
- Puszczaj! NATYCHMIAST! - jej pięści uderzały w moje plecy, kiedy niosłem ją przez korytarz przerzuconą przez ramię.
- Ostrzegałem cię. - powiedziałem spokojnie.
- Cholera jasna! JACE!
- Tak, słońce?
- Puść mnie!
- Oczywiście, jak tylko wejdziemy do środka. - obiecałem, naciskając klamkę drzwi. Wszedłem do środka, nogą zamykając za sobą drzwi.
◊◊ Clary ◊◊
Poczułam, jak jego dłonie mocniej mnie obejmują i ostrożnie odstawiają na ziemie. Otrzepałam się z niewidzialnego kurzu i zmroziłam go morderczym wzrokiem. Ale jak to Jace po prostu mnie zignorował.
- Idę pod prysznic. - oznajmił, biorąc drewniane krzesło od biurka i stawiając je następnie przy drzwiach, które zapewne prowadziły do łazienki. - Nie odchodź daleko. - mrugnął do mnie i zniknął za drzwiami, zanim zdążyłam jakkolwiek mu się odgryźć. Starałam się nie ruszać z miejsca, byleby miał jak najmniej wolnej przestrzeni, ale był nieco silniejszy.
- Trochę bliżej, słońce! - rozległ się jego głos z łazienki i po chwili jakaś niewidzialna siła zaczęła mnie pchać w jej stronę.
A więc tak to działa, pomyślałam, siadając na krześle, bo nie miałam innego wyjścia. Zrozumiałam, że to wszystko jest podobne do przeciągania niewidzialnej liny, od której końców ja i Jace nie możemy się uwolnić.
Cholera.
Co raz bardziej miałam się dąsać, kiedy zdałam sobie z czegoś sprawę
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany były pokryte gładką, ciemno-brązową tapetą. Podłoga była z ciemnego drewna i została pokryta dużym perskim dywanem. Miejsca idealnego pościelonego łóżka, biurka i szafy były takie same jak w moim pokoju. Regał z alfabetycznie ułożonymi książkami stał obok łóżka i zajmował większość ściany. Jeden najzwyklejszy żyrandol zwisał po środku z sufitu. W pokoju nie było żadnych dekoracji, o prócz jednego zdjęcia i kilku broni zawieszonych nad łóżkiem. Na biurku stało nieduże, oprawione w srebrną ramkę zdjęcie, przedstawiające Jace'a, Mię i ich rodziców na tle gór w Alicante. Byli uśmiechnięci. Szczęśliwi. Jakby tamta chwila była ich najważniejszą, a oni byli dla siebie najcenniejszym skarbem, jaki posiadali.
Coś w tamtej chwili mnie zabolało. Tęsknota? Współczucie? Nie, to nie to... To coś podobnego do świadomości, że ja tego nigdy nie będę mieć... zazdrości.
NIE! TO NIE ZAZDROŚĆ!
Czego bym miała im zazdrościć? Co z tego, że są szczęśliwą,
- Clary. - Dopiero głos Jace'a za mną pomógł mi się ocknąć i zdać sobie sprawę, że stoję przy biurku i trzymam zdjęcie w dłoni. Podniosłam wzrok na blondyna, ale nie byłam pewna czy to on, bo mój obraz był zamazany, a oczy zaczęły mnie dziwnie piec. - Wszystko dobrze? Coś cię boli? - mimo, iż nie mogłam go dokładnie zobaczyć, to byłam pewna, że się do mnie zbliżył. Poczułam jak delikatnie kładzie dłonie na moich ramionach. W tym samym czasie z moich oczu wypłynęło coś mokrego i ciepłego. Spłynęło po moim policzku, aż po brodę, z której zaczęło kapać.
- Nie. - odpowiedziałam w końcu, kiedy ostrość się nieco wyrównała. Odłożyłam szybko zdjęcie na biurko i z powrotem przeniosłam na niego wzrok. Zmierzyłam go wzrokiem. Jego blond włosy były wciąż jeszcze wilgotne, a na sobie miał jedynie spodnie od dresu.
◊◊ Jace ◊◊
Patrzyła na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, które przez łzy wydały się mieć jeszcze intensywniejszą barwę. Łzy w jej oczach sprawiały, że w świetle żyrandola błyszczały.
Miałem wrażenie, jakby walczyła ze sobą wewnętrznie, ale z czym? Nie mam pojęcia.
Patrzę na nią i patrzę i nie mogę się napatrzeć, gdyż myślałem, że ta dziewczyna nigdy już nie uroni łzy - nie, od kiedy widziałem, jak bardzo cierpiała, kiedy Seraphina lała na jej otwarte rany gorący alkohol, ale mimo to nie płakała -... aż do teraz.
- Co się stało? - spytałem cicho i, aż sam się zdziwiłem ile niepokoju i czułości było w moim głosie.
- Nic. - odpowiedziała ponownie monosylabą, która zapewne była największym kłamstwem, jakie mogłem do tej pory od niej usłyszeć.
Nie poddałem się. Płakała. Clarissa Morgenstern PŁA-KA-ŁA! To nie mogło być "nic".
- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Płaczesz. - ostatnie słowo wymawiam szeptem.
- Zapamiętaj sobie coś - warknęła, strzepując moje dłonie ze swoich ramion. - ja nigdy nie płaczę. N I G D Y. - oznajmiła stanowczo, obejmując się ramionami i podchodząc następnie do okna. Może stała do mnie plecami, ale w szybie widziałem jej odbicie.
Westchnąłem, nie wiedząc co robić, a co najgorsze, co myśleć. Dlatego postanowiłem na razie się z nią zgadzać, cokolwiek by powiedziała czy nie.
- Dlaczego nie płaczesz? Przecież to normal...
- Bo to oznaka słabości! - krzyknęła, napięcie się odwracając w moją stronę. Dostrzegłem, jak więcej łez spływa po jej policzkach. - Okazywanie jakichkolwiek uczuć jest oznaką słabości i daje przewagę temu, kto je w tobie dostrzega!
Patrzyłem na nią osłupiony dobre kilkanaście sekund. Nie chciało mi się wierzyć i nie wierzyłem, że mówiła to prosto od siebie. Bo gdyby mówiła prosto od siebie, to byłaby wtedy bez serca, bez jakichkolwiek uczuć. Ale ona płakała. Byłem pewny, że po prostu powtarzała słowa, które ktoś jej wpajał od zawsze. I chyba wiem, kim ten "ktoś" był.
- Valentine, prawda? - spojrzałem na nią współczująco. - Twój ojciec ci tak mówił.
Mimo łez, patrzyła na mnie kamienną twarzą. Milczała. Wiedziałem, że trafiłem prosto w źródło całego zła, które w niej siedziało, i którym ją napełniano przez całe życie
Huh! Oto kolejny rozdział!! Tak, pierwsza cegiełka od muru serca Clary została zniszczona. Mam nadzieję, że rozdział 12 wam się podobał ;*
A teraz OGROMNE PODZIĘKOWANIA Z CAŁEGO MOJEGO SERDUCHA za 14 747 wyświetlenia i 174 komentarze <3 Jejujejujejujeju <3 Jesteście kochani, moje aniołki!!! Dzięki wam moja motywacja do pisania trwa, a ten blog nadal istnieje <3 Dziękuję!
PS.Nie dawno skończyłam czytać drugą cześć cyklu "Szeptem". Ktoś czytał? Jakie wrażenia, bo mi się bardzo podobała <3 Bardzo polecam!