poniedziałek, 27 listopada 2017

Rozdział 13 Morski Błękit

◊ Clary 





Zanim się obejrzałam, na parkiecie tańczyli już pozostali. Razem z Jace'm nie przerywaliśmy tańca mimo to; tańczyliśmy, a właściwie kiwaliśmy się na boki, przytuleni do siebie. Mia tymczasem chodziła dookoła i robiła zdjęcia aparatem.

Ta chwila, ten moment, ten dzień, były najszczęśliwsze w moim życiu. I wiedziałam, że takich dni i chwil będzie jeszcze wiele.

Było i d e a l n i e. 

Mocniej wtuliłam głowę w jego ramię, wsłuchując się w cichy rytm muzyki. Runa miłości na mojej piersi wciąż biła z niesamowitą mocą, która rozlewała się po całym moim ciele. Miałam wrażenie, jakby ciepła fala zalała moje ciało, nadając mojemu sercu uczucie radości, bezpieczeństwa i nadziei. 

- Nie jesteś głodna? Jeszcze toast i tort - odezwał się Jace. Uśmiechnęłam się, wzdychając.

- Wiem, ale tak mi dobrze w tej pozycji. - Poczułam, jak jego ciało zadrżało, gdy się zaśmiał cicho. Niechętnie się odsunęliśmy i za ręce podeszliśmy do stołu, gdzie stały przyszykowane kieliszki z alkoholem. Jace podał mi jeden i sobie także. Inni widząc to z uśmiechem dołączyli.

- Jeden kieliszek na pewno nie zaszkodzi - zaczęła cicho Maryse, sięgając po naczynie, ale Robert złapał jej rękę, patrząc na nią ostrzegawczo. Podał jej szklankę z sokiem. Brunetka sapnęła niezadowolona, ale przyjęła szklankę.

- Witaj w klubie - powiedziała Mia, zderzając swoją szklankę z sokiem z Maryse. Każdy parsknął śmiechem.

- Cóż - odezwała się Celine, patrząc na mnie i na Jace'a. - Chciałabym wznieść toast za was oboje. Po tym wszystkim co przeszliście, zasługujecie na szczęście. Cieszę się Clary, że to na ciebie padło, aby zostać moją synową. Wiem, że zajmiesz się moim synem dobrze. Jeszcze raz witaj w rodzinie Herondale'ów! - Uniosła kieliszek, a inni jej zawtórowali. Upiliśmy łyk, kiedy do namiotu wpadli zdyszani Alec i Magnus. Dopiero teraz się zorientowałam, że uciekli gdzieś podczas tańca.

Jak gdyby nigdy nic poprawili marynarki i także sięgnęli po kieliszki. Spojrzałam pytająco na Jace'a, ale ten tylko starał się nie uśmiechnąć, mówiąc cicho:

- Byli zajęci.

Parsknęłam śmiechem.

No proszę, kiedy nasza miłość rozkwitła, to miłość Aleca i Magnusa powoli zaczynała. Niezręczną ciszę przerwał czarownik. Uniósł swój kieliszek. Alec poszedł w jego ślad.

- Wasze zdrowie, pączusie! Niech wam się wiedzie bez potrzeby użycia garnków, patelni i wałka!





Następny był tort. Wspólnie z ukochanym pokroiliśmy go na kawałki. Pierwszy kęs daliśmy sobie wzajemnie.

Zasiedliśmy wszyscy do stołów, zaczynając jeść. Dania były przepyszne. Maryse się spisała, nie ma co. Ja i Jace karmiliśmy się praktycznie cały czas.

- Jeżeli się ubrudzisz, jestem gotowy to z ciebie zlizać - powiedział. Wybuchłam śmiechem.

- Ja też, choć nie wiem czy to przystoi na weselu.

- To nasze wesele, słońce. Będziemy robić co nam się żywnie podoba. Do tego dochodzi jeszcze miesiąc miodowy.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

- Jedziemy na miesiąc miodowy?! - spytałam. 

- Oczywiście, a co myślałaś?

- Myślałam, że musimy wyjechać do Bułgarii jak najszybciej, abyś mógł przejąć obowiązki.

- Szef tamtejszego instytutu zgodził się robić papierkową robotę jeszcze miesiąc zanim przejdzie na emeryturę.

- W takim razie, gdzie mnie zabierasz? - spytałam, nachylając się, aby pocałował go w policzek.

- To niespodzianka.

- Podpowiedź - zażądałam.

- Morski błękit - oznajmił i wstał, wyciągając do mnie ręce. - Więcej ze mnie nie wydusisz, a teraz chodź.

Spojrzałam na niego pytająco, ale on jedynie uśmiechnął się szerzej. Podałam mu ręce i pozwoliłam się wyprowadzić na zewnątrz. Za nami wyszedł Alec i pobiegł w stronę posiadłości. W ciemności zniknął mi z oczu. Wrócił dopiero po chwili... prowadząc za sobą coś wielkiego. Potężnego. Potrzebowałam co najmniej kilkunastu sekund zanim się zorientowałam, że parabatai Jace'a ciągnął za sobą konia    dużego, silnego, czarnego niczym smoła.

Rozdziawiłam usta i wytrzeszczyłam oczy. Przyłożyłam dłoń do ust, czując jako moje serce zaczyna walić szybciej.

Brunet oddał specjalnie przystrojoną na złoto uzdę Jace'owi, zaś ten oddał ją mi.

- Na Anioła - szepnęłam, dotykając gładkiego nosa zwierzęcia. Spojrzałam z niedowierzaniem na Jace'a i na Aleca. Brunet jednak tylko uniósł ręce ze śmiechem, tłumacząc się:

- Dziękuj mężowi, wysłał mnie po konia, bo nie chciał sobie brudzić rąk. - Spojrzałam z rozbawieniem na Jace'a i rzuciłam mu się na szyję.

- Przecież wiesz, że nie musiałeś!

- Musiałem, masz wielką posiadłość i żadnego konia. Ciągle wypożyczasz. Powinnaś zacząć używać tą staj... - Przerwałam mu pocałunkiem. 

- Jest piękny, dziękuję - wyszeptałam, po czym ponownie spojrzałam na konia. - Ma jakieś imię?

- Arctos.

- Czyli Chłód Północy - przetłumaczyłam, ponownie dotykając zwierzęcia. - Nie mogę się doczekać, aż na niego wsiądę. W każdym razie, ja też nie zapomniałam o prezencie ślubnym.

Nadal nie mogąc przestać się uśmiechać, przywiązałam Arctosa do gałęzi i poprowadziłam Jace'a z powrotem do namiotu, gdzie inni przeszli z powrotem na parkiet i bawili się w najlepsze. Podeszłam do stołu, gdzie było kilka prezentów od innych. Wzięłam nieduże, podłużne pudełko i podałam je ukochanemu.

- Mam nadzieję, że to nie wałek - powiedział, otwierając pudełko. W środku był sztylet, który został wykonany przez Żelazne Siostry specjalnie na moje zamówienie. Jasna stal o złotej rękojeści wysadzanej rubinami. Pochwa na broń była również ozdobiona.

- Ale uprzedzam - powiedziałam, widząc jego osłupiałą minę. Dotknęłam jego ramienia. - Wałek i tak mam, więc jeżeli będę zła to ten sztylet i tak ci nie pomoże.

- To robota Żelaznych Sióstr, prawda? - spytał, wyciągając broń. Palcem przejechał po boku ostrza jak i rękojeści.

- Tak - kiwnęłam głową. - Ten sztylet został zrobiony specjalnie dla ciebie.

- Jest wspaniały, dziękuję kochanie - powiedział i pocałował mnie namiętnie. Objęłam go, oddając pocałunek.





***




Kolejne godziny przetańczyliśmy wraz z pozostałymi. Oczywiście nie obyło się też bez zabaw. Jedną z nich było rozpoznanie panny młodej przez dotyk nogi. Pan młody musiał zasłonić oczy i dotykać po kolei nogi każdej z obecnych kobiet, w tym Mii. Ja byłam ostatnia, a Maryse przede mną. Kiedy Jace doszedł do Maryse, dotknął jej nogę, powiedział, że ta noga jest zdecydowanie za duża. Biedak będzie żałował do końca życia, że się nie ugryzł w język. Brunetka strzeliła go płaską dłonią w głowę tak mocno, że upadł na podłogę.

- Mamo, miej dla niego litość! - powiedział Alec, aż zwijając się ze śmiechu.

- Gdyby było inaczej już by nie żył! - warknęła Maryse, patrząc morderczo na Jace'a, kiedy ten zdjął zrezygnowany opaskę, rozmasowując obolałe miejsce. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Uklękłam przed Jacem, całując go w policzek.

- Ta ciąża jej nie służy - mruknął.


Wkrótce nadszedł czas, abyśmy się udali na nasz miesiąc miodowy. Razem z Jace'm wyszliśmy na dwór, trzymając się za ręce. Pożegnaliśmy się czule z pozostałymi, po czym Magnus zaczął otwierać bramę. Ciekawość zżerała mnie od środka. Co Jace mógł wymyślić? Morski błękit, morski błękit... Może Karaiby? Albo Malta? 

Portal był już niemal gotowy, kiedy zdałam sobie z czegoś sprawę.

- Jace, nasze rzeczy! - krzyknęłam.

- Wszystko załatwiłem, o to się nie martw - powiedział z uśmiechem.

Odetchnęłam z ulgą, mocniej ściskając jego dłoń. Odwróciłam się ostatni raz, aby pomachać pozostałym.

- Dziękuję! Dziękuję wam za wszystko! - krzyknęłam. Poczułam, jak Jace całuje mnie w policzek. W tym samym czasie weszliśmy w portal.




Chwile później grunt pod moimi stopami stał się dziwnie nierówny. Czułam wiatr na twarzy, zapach morza, a do moich uszu dobiegł szum fal.

Otworzyłam powoli oczy. Wciąż trzymając Jace'a za rękę, rozejrzałam się dookoła; byliśmy na plaży, a dokładnie na jakieś wyspie. Chociaż było już ciemno, widziałam morze i czułam piach pod nogami. Nieco dalej dostrzegłam biały dom, który został oświetlony. Dom był osadzony na niewysokich skałkach, których było tutaj pełno dookoła. Tak samo jak ubogiej roślinności i gór. Stąd można było zobaczyć daleko światełka, które zapewne dochodziły od tutejszego miasteczka.

Spojrzałam pytającym wzrokiem na Jace'a.

- Gdzie jesteśmy?

- W Grecji - odpowiedział, otaczając mnie od tyłu ramionami. - Na Karpatos.

- Jest pięknie - powiedziałam i wskazałam palcem w stronę domu. - Tam się zatrzymamy?

- Owszem - oznajmił i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, już byłam w powietrzu. Pisnęłam z zaskoczenia.

- Potrafię chodzić!

- Myślałem, że chcesz mieć męża, który będzie cię na rękach nosił! - zaśmiał się.

- Padniesz mi tu zaraz!

- Jesteśmy małżeństwem dopiero kilka godzin, jeszcze taki stary nie jestem!

Mój mąż poniósł mnie, aż do drzwi biało niebieskiego domu. Nogą otworzył je, po czym wniósł mnie do środka. Postawił mnie dopiero wtedy. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Był to piękny dom o dużej kuchni, salonie, łazience i oczywiście sypialni z widokiem na morze. Ścianę przed łóżkiem zajmowało praktycznie jedno duże okno. Wnętrze było urządzone przytulnie i kolorowo; najwięcej w barwach błękitu i niebieskiego.

Stanęłam przed oknem sypialni, podziwiając widok; widać stąd było nie tylko morze, ale także góry i miasto w oddali. Przepięknie.

Właśnie wtedy poczułam, jak jego ciepłe dłonie oplatają mnie od tyłu w pasie. Oparł głowę o moje ramię.

- Dlaczego płaczesz? - spytał. Dopiero wtedy się zorientowałam, że obraz zaczął mi się zamazywać przed oczami. Kilka łez spłynęło po moich policzkach.

Wzruszyłam ramionami.

- To takie dziwne - wyjaśniłam. - To wszystko wydaje się być snem; ślub, wesele i to wszystko...

Jace odwrócił mnie do siebie i ujął moją twarz, scałowując łzy z mojej twarzy.

- To jest prawdziwe - szepnął, gładząc kciukami moje policzki. - Ty jesteś prawdziwa. Ja jestem prawdziwy. Wszystko się dzieje naprawdę.

- Boję się...

- Wiem - przerwał mi i mocno mnie przytulił. Przycisnęłam twarz do jego ramienia. - Ale będzie dobrze. Wiem to. Czuję to.







◊ Jace 





Chociaż trudno mi było patrzeć na te łzy, wiedziałem, że jej reakcja jest normalna. Bo mimo iż miłość nie była jej już obca, to szczęście i poczucie bezpieczeństwa owszem.

Jej dzieciństwo, a także prawie całe jej życie były przepełnione cierpieniem i strachem. Clary nie miała w sobie demonicznej krwi dopiero od około roku. Dopiero uczyła się nowych uczuć. Dopiero się zagłębiała. Dopiero poznawała wszystko to, za co kiedyś Valentine by ją ukarał.

Była tym samym miłością mojego życia... teraz moją żoną. Przysięgałem ją chronić i będę to robił, choćbym sam miał skończyć w piekle.

- Wciąż się zastanawiam dlaczego ja - wyszeptała, odsuwając się nieco ode mnie tak, aby móc spojrzeć mi w oczy. - Co ty we mnie widziałeś?

- Co nadal widzę - poprawiłem. - Widzę w tobie swojego anioła, Clary. Pamiętasz, co mówił dzisiaj Cichy Brat; drugą połówką. K o c h a m cię.

Jej zielone oczy lśniły od łez, które na szczęście przestały już płynąć. Wyglądała teraz tak pięknie; anioł w świetle księżyca. Dłonią sięgnęła po ozdobę w swoich włosach i ją wyjęła. To samo zrobiła z pozostałymi spinkami, aż loki opadły niczym płachta. Schowałem jej niesforny lok za ucho i ją pocałowałem. Mocno. Namiętnie. Oddała pocałunek, ale po chwili znowu się odsunęła. Z lekkim uśmiechem na twarzy sięgnęła do mojej muszki, którą zaczęła rozwiązywać. Nie mogłem nie odwzajemnić uśmiechu.

Kiedy pomogła mi zdjąć marynarkę, zabrałem się za jej suknie. Odwróciła się do mnie plecami, włosy przerzucając na bok, aby ułatwić mi dostęp do zamka. Powoli zacząłem go rozpinać. Materiał po obu stronach zaczął się rozstępować, ukazując gładką powierzchnię skóry jej pleców. Suknia cicho opadła na podłogę, pozostawiając ją jedynie w cielistej bieliźnie, butach i koronkowej, błękitnej podwiązce. Dotknąłem jej ramion, podczas gdy ona odwróciła się, aby zająć się moją koszulą. Myślałem, że rozepnie guzik po guziku. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, kiedy jednym mocnym ruchem rozerwała materiał. Dźwięk spadających guzików na podłogę tylko na chwile mnie rozproszył, bo właśnie wtedy rzuciła się na mnie z pocałunkiem. Łapiąc ją za oba uda, uniosłem w powietrze, nie odrywając od siebie naszych warg. Oplotła mnie nogami, kiedy niosłem ją w stronę łóżka.

Wiedziałem, że jeżeli była jakakolwiek cegiełka z muru, który budowała wokół swojego serca przez te wszystkie lata przez Valentine'a, to dzisiaj miała ona ulec całkowitemu zniszczeniu. Dopilnuję tego.












No i kolejny rozdział! Postanowiłam się zebrać i napisać dzisiaj kolejny, ponieważ jestem wam to winna po dłuuugiej nieobecności! Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;)

Bardzo chciałabym wam podziękować za motywujące mnie komentarze i wyświetlenia. Jesteście motywacją do dalszego pisania i chęci do dzielenia się z wami jedną z moich wersji DA! <3 <3 <3

No i teraz smutna wiadomość: do końca bloga zostało nam już chyba 2-3 rozdziały, w tym epilog :(( Jak myślicie, jakie będzie zakończenie? ;D A jakie wy byście dali, gdyby to od was zależało? Ja już mam wszystko zaplanowane, ale ciekawa jestem, jaka jest wasza wersja?

Zachęcam do podzielenia się!!!

2 komentarze:

  1. Zeby clary urodzila dzecko i wskrzesila swoich przyjaciol a szczególnie izzy. I zebyz jonathan byl z izzy ŻYWĄ ..

    OdpowiedzUsuń
  2. A moze uda sie Jacowi i Clary miec dziecko, straszenie dziewne ze nie ma Izzy .
    Och Maryse jeszcze troche a bedzie dziecko nie wolno pic.

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3