poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział 2 Pulvis et umbra sumus

Clary 




Przeszłam przez bramę. Zanim się obejrzałam, znalazłam się w zatłoczonej Sali Anioła. Zdawała się ona dla mnie nie istnieć. Przed swoimi oczami nadal widziałam Jace'a. Przełknęłam łzy, których przybywało. W ty samym momencie poczułam zawroty głowy. Potrząsnęłam nią kilka razy z nadzieją, że ustąpią. Resztkami sił przepchnęłam się przez tłum, aż doszłam do jednej z kolumn. Oparłam się o nią, przykładając palce do skroni. Świat wirował wokół mnie tak bardzo, że musiałam zamknąć oczy.

- Clary - Niewyraźny głos Annabeth obok ucha nieco mnie obudził. Spojrzałam na nią, ale obraz przed moimi oczami nie przestawał wirować.
- Clary, co się dzieje?


- Kręci mi się w głowie - wymamrotałam, wracając do poprzedniej pozy. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. W tamtej chwili moje nogi były jak z waty. Sen i zmęczenie zaczęły mnie otulać niczym płachta. Ostatnie co poczułam, to ramiona przyjaciółki ratujące mnie przed upadkiem.






Jace 




Po przejściu przez portal, poczułem, jak mój ojciec łapie mnie za ramie i ciągnie w stronę Celine i Mii. Najpierw chciałem stawiać opór, aby zaczekać na Clary, ale zdałem sobie sprawę, że będzie lepiej, jeżeli wytłumaczę jej wszystko nieco później. Teraz na pewno nie będzie chciała mnie słuchać. Jej wzrok, kiedy zobaczyła mnie z Cariną... Oczy pełne bólu i zawodu... Nigdy tego nie zapomnę. W jednej chwili znienawidziłem samego siebie. Nienawidziłem się za to, że od razu nie odepchnąłem Cariny, tylko pozwoliłem, aby szok opanował moje ciało.

- Jace! - Ramiona mojej matki oplotły mnie mocno, przyciągając do siebie. - Na Anioła, jak dobrze, że nic ci nie jest!

- Wszystko dobrze - skłamałem, odsuwając się od niej.

- Gdzie jest Clary? - spytała Mia z głęboką ciekawością. - Ona także poszła cię szukać!

Nie odpowiedziałem od razu. Przełknąłem ślinę, nie wiedząc co dokładnie powinienem powiedzieć.

- Jest tam - powiedział w końcu Stephen, wskazując na drugi koniec sali. Spojrzałem w tamtym kierunku dostrzegając Annabeth i pochyloną głowę rudych loków. Poczułem ulgę, ale znikła ona tak szybko, jak się pojawiła. W jednej chwili Clary zaczęła się osuwać na ziemię. Przyjaciółka złapała ją w ostatniej chwili. Rzuciłem się w jej stronę, przepychając przez tłum. Kiedy dotarłem na miejsce, Annabeth klękała na podłodze, trzymając głowę dziewczyny opartą o swoje kolana. Ukląkłem obok, ujmując w swoje dłonie jej bladą twarz.

- Co się dzieje? - spytałem spanikowany.

- Nie mam pojęcia, zaczęła się źle czuć i nagle zemdlała.

- Clary - wymówiłem jej imię, lekko klepiąc ją po policzku, ale nic to nie dawało. Zanim się zorientowałem, zostałem odepchnięty przez Celine.

- Weź nadgarstek i go masuj w miejscu pulsu - powiedziała, pokazując omawianą czynność. Bez wahania ją przejąłem, robiąc tak, jak kazała.
- Annabeth, narysuj iratze!

Kiedy dziewczyna zabrała się za wypalanie runy, Celine ujęła twarz Clary, poklepując ją lekko w policzki. Wymawiała jej imię wyraźnym, rozkazującym głosem. Minuty mijały i nie było żadnych rezultatów.

- To nic nie daje! - uniosłem się.

- Nie przestawaj! - powiedziała, kontynuując swoją poprzednią czynność. W jednej chwili oczy dziewczyny nieco się rozchyliły. Na widok zielonych tęczówek, moje serce przyśpieszyło. Zacząłem mocniej masować jej nadgarstek, jakby to miało jeszcze bardziej pomóc.

- Clary, spójrz na mnie. - Głos Celine pozostawał ciągle taki sam. Oczy dziewczyny otworzyły się końcu całkowicie, patrząc sennie na moją matkę.
- Świetnie, patrz na mnie.

- Celine - wymamrotała rudowłosa, nerwowo przełykając ślinę.

- Potrzeba jej wody, niech ktoś przyniesie wody! - krzyknąłem, rozglądając się. Wokół nas zebrała się spora grupka gapiów, ale tylko kilka osób zareagowało na moje słowa; już po chwili podano nam szklankę zimnej wody. Ostrożnie przyłożyłem ją do ust ukochanej. Kiedy kilka kropel zetknęło się z jej wargami, dziewczyna łapczywie zaczęła pić, opróżniając całą szklankę. Kiedy nareszcie zdołała usiąść, przysunąłem się bliżej, kładąc jej dłoń na plecach.

- Clary - zacząłem, odstawiając szklankę na bok i ujmując jej policzek. Dziewczyna zamrugała kilka razy i odepchnęła moje dłonie. Poczułem nieprzyjemne ukłucie w środku.

- Czuję się lepiej - powiedziała oschle. Z pomocą mojej matki i Annabeth, stanęła chwiejnie na nogi.

- Zasłabłaś - powiedziała Celine zaniepokojonym głosem.

- Zakręciło mi się w głowie - powiedziała szybko. - Już mi lepiej.

- Powinnaś usiąść, nadal nie wyglądasz dobrze.

- Nie trzeba - upierała się dalej. - Kilka iratze i będzie dobrze.

Nikt z nas nadal nie był zbytnio o tym przekonany. Patrzyłem z po wątpieniem, jak powoli opiera się o kolumnę i bierze głęboki oddech.

- Pójdę poszukać Paul'a, kiedy przeszliśmy przez portal, zgubiliśmy się - wyjaśniła po dłuższej chwili Annabeth. Spojrzała niepewnie na rudowłosą, a gdy ta tylko pokiwała głową, odeszła w stronę tłumu.

- Trzymajmy się razem - polecił Stephen, stając z Mią bliżej nas. W tej samej chwili w sali rozległ się głos Konsul, którą była Maryse Lightwood. Razem z mężem, który obejmował stanowisko Inkwizytora, stali na podwyższeniu po środku sali. Nie widziałem rodziców Aleca przez długi czas. O dziwo prawie w ogóle się nie zmienili. 

- Proszę wszystkich o uwagę - zawołała Konsul, władczo unosząc głowę. - Nie bez powodu się tutaj znaleźliście. Jak zauważyliście, przed chwilą zjawili się także mieszkańcy instytutu z Nowego Jorku. To już jedenasty instytut, którego czary ochronne przestały działać. Przyczyny są nieznane. Wiadomo jednak, że demony już to wyczuły i wkrótce będzie się od nich tam roiło. Jeszcze nie dostaliśmy zgłoszenia o kolejnych atakach, ale musimy być na to przygotowani. Póki co, każdy kto przeszedł przez bramę, nie ma prawa przemieszczać się po za Alicante. Jednym słowem musicie się przenieść do swoich tutejszych domów. O dwudziestej pierwszej odbędzie się zebranie Clave. Zdecydowaliśmy, że powinno w nim uczestniczyć kilka dodatkowych osób. Są one Jace Herondale, Annabeth Lightwood, Paul Carstairs, Carina Tyrell i Alec Lightwood. To wszystko. - Kiedy tylko Maryse i Robert zeszli z podestu, wszyscy zaczęli wychodzić, wydając głośny gwar.

- Dlaczego mnie pominęła? - spytała Clary cichym głosem.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Celine, po czym dotknęła czule jej ramienia. - Chodźmy, zebranie jest dopiero za cztery godziny.

- Nie obraźcie się, ale chyba pójdę do siebie - zaczęła rudowłosa, robiąc przepraszającą minę. Dotknęła dłoni Celine, ściągając ją powoli ze swojego ramienia. Ukradkiem zerknęła w moją stronę, ale trwało to dosłownie przez sekundę    wystarczająco, aby dostrzec w tym spojrzeniu ból.

- Po tym, jak zasłabłaś...

- Dziękuję za troskę, ale naprawdę nic mi nie jest. - Objęła się ramionami i przepychając się przez tłum, ruszyła ku wyjściu. Ledwo powstrzymywałem od pobiegnięcia za nią. Już teraz chciałem jej wszystko wytłumaczyć i błagać o wybaczenie, ale wiedziałem, że to nadal nie jest odpowiedni moment. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że zacząłem się o nią martwić, kiedy niemal kuląc się, znikła w tłumie.

- Chodźmy - powiedział w końcu mój ojciec. - Wracamy do posiadłości. - Wziął Mię za rękę i razem wyszliśmy z Sali Anioła. I choć drogę przebyliśmy w ciszy, w mojej głowie nadal słyszałem jej słowa.

.
.
.

Jak mogłeś?








◊ Clary 




Nienawidzę siebie.
Nienawidzę mojego życia.
Nienawidzę swojego nazwiska.
Nienawidzę swojego ż y c i a.

Tylko takie myśli mi towarzyszyły podczas powolnej drogi do posiadłości. Moje serce krwawiło, a ciało pochłonęła rozpacz. Już od dawna wiedziałam, że wszystko mi się wali, a mimo to nie dopuszczałam do siebie braku nadziei. Trzymałam się jej kurczowo, niczym ostatniej deski ratunku    aż do dzisiaj.

Moja jedyna tama obronna, która mnie wspierała i pomagała ustać na nogach, runęła w tym samym momencie, kiedy znalazłam Jace'a i Carinę. Razem. Złączonych w namiętnym pocałunku.

Moją tamą był Jace i nasza miłość.
A teraz jej nie ma.

Niemal wbijając palce do krwi, objęłam się ciaśniej ramionami. Pozwoliłam się twarzy wykrzywić w bolesnym grymasie, ale nie pozwoliłam sobie na płacz. Byłam nim zmęczona.

Zanim się obejrzałam, z za drzew zaczął wyrastać okazały budynek. Zbliżyłam się do bramy. Wyciągnęłam stele i z jej pomocą otworzyłam zamek. Z przeraźliwym zgrzytem, kraty rozeszły się na boki, kiedy je pchnęłam. Kiedy weszłam do środka, powitał mnie znany chłód i zapach kurzu. Zimny dreszcz przeszył moje plecy. Rozmasowałam zimne dłonie, po czym ruszyłam do swojej sypialni. Nie czekając rozpaliłam ogień w kominku i przebrałam się w ciepły golf i buty. Związałam włosy i owinęłam się szczelnie kocem. Nie zostałam jednak w pokoju. Tylko po kolei zaczęłam rozpalać w kolejnych kominkach, w salonie i kuchni, aby nieco ocieplić dom. Wpatrując się chwilę w ogień, o czymś sobie przypomniałam.




Płacząca wierzba na końcu ogrodu nic się nie zmieniła. Jej płaczące niczym deszcz gałęzie, zrzucały na wskutek wiatru swoje liście, które osiadały się na kamiennej płytce. Nawet skrzydła aniołka były nimi pokryte. Jednak wypalona świeczka i zwiędnięte kwiaty nadal leżały nietknięte od czasu pogrzebu.

Opadłam na kolana, wzdychając ciężko. Choć dłonie nadal miałam zmarznięte i byłam owinięta kocem, ręką odgarnęłam liście i resztę rzeczy z kamiennej płytki. Zanim jednak oderwałam dłoń, pozwoliłam sobie jeszcze chwilę dotykać nagrobek. Lekko pogładziłam go kciukiem, jakby miało to dać ukojenie nam obydwu.

Sięgnęłam po nową świeczkę, która tym razem była w wersji niebieskiego znicza. Po zapaleniu go i odstawieniu na nagrobek, obok położyłam także nową różę.

- Tęsknię. - Nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam, ale wiem, że brzmiało to żałośnie. Jak mogę tęsknić za nim? nią? Przecież, to dziecko nie było we mnie nawet jednego miesiąca. Według medycyny to nawet nie było jeszcze dziecko.

- Przepraszam - wyszeptałam nagle, karcąc się za takie myśli. Nie wiedziałam jednak kogo przepraszam, siebie czy nagrobek. Czując mętlik w głowie, wzięłam szybko stare kwiaty i świeczkę, po czym ruszyłam w kierunku domu.

Poszłam do salonu, gdzie ogień nadal wesoło iskrzył w kominku. Bijące ciepło obejmowało przestrzeń kanapy, którą przysunęłam bliżej. Wpatrując się jeszcze chwile w płomienie, zasnęłam skulona, śniąc o Jasie, który bierze stele i wypala stelą na nagrobku te same litery, co i tak już widnieją.

Pokój ci wieczny w cichej krainie,
Gdzie ból nie sięga, Gdzie łza nie płynie









◊ Jace 




O dwudziestej pierwszej w Sali Anioła zebrali się wszyscy członkowie rady Clave. Maryse i Robert oczywiście na jej czele. Zjawili się także dodatkowi goście; Paul, Annabeth, Alec i Carina. Widząc dziewczynę, zająłem miejsce jak najdalej od niej.

- Otwieram posiedzenie - oznajmia Konsul, po czym siada, a wraz z nią wszyscy obecni. - Dostałam jeszcze dwie interwencje z instytutu z Zimbabwe i Sevilli. Taki sam przypadek. Mieszkańcy z tamtych stron zostali ewakuowani bezpiecznie do Alicante.

- Nie mówię, że mnie to nie cieszy - odezwał się Robert. - Ale nie to jest głównym powodem dzisiejszego spotkania. Zanim przejdę do sedna, chcę podkreślić, że to co tutaj będzie omawiane, nie może wyjść po za te ściany.

Ciekawość zaczęła mnie zżerać od środka. Przesunąłem powoli wzrokiem po sali, dostrzegając, jak niektórzy patrzą się na siebie pytająco. Alec także na mnie patrzył.

- Chodzi o seryjnego morderce, o którym już każdy zapewne słyszeliście - Głos Maryse był pełen napięcie. Jej pierś ciężko unosiła się i opadała. - Został przypuszczony kolejny atak. Kolejna ofiara, o takich samych obrażeniach co poprzednie; rany nakłute, wycięte i wypalone. Dzisiaj, chwile po przybyciu nefilim z Nowego Jorku, zostało znalezione ciało Samuela Clarence'a, obecnego szefa instytutu z tamtych stron.

Rozdziawiłem usta i odruchowo spojrzałem na Aleca. Jego mina była identyczna. W sali rozległy się głośne wymiany zdań. Robert musiał krzyknąć na całe gardło, aby wszystkich uciszyć.

- Tym razem morderca zostawił po sobie coś jeszcze - dodała Maryse. - Do ciała została gwoździem przybita wiadomość. Morderca się ujawnił. - Konsul wyciągnęła z kieszeni kartkę ze starego papieru. Wielkości A4. Końce lekko zawijające się w rulon nie zasłaniały jednak szkarłatnych liter, które były na tyle wielkie, że każdy mógł je dostrzec.


JUTRO O PÓŁNOCY ULICE MIASTA
 BĘDĄ OCIEKAŁY KRWIĄ
ODDAJCIE MI TĄ KTÓRA ZHAŃBIŁA
 RÓD MORGENSTERN'ÓW A OKAŻĘ ŁASKĘ

E R C H O M A I   N E F I L I M

                         SERAPHINA MORGENSTERN,
                                  PANI PIEKIEŁ, KRÓLOWA EDOMU
                                JUTRO KRÓLOWA ŚWIATA CIENI




- To akt wojny! - To ostry krzyk Maryse wyrwał mnie z otępienia, który objął moje ciało po przeczytaniu listu. I chyba nie tylko mnie, bo cała sala się wzdrygnęła. Oczy obecnych były pełne przerażenia, niedowierzania i szoku. Teraz wiedziałem, dlaczego Clary nie została zaproszona; nie mogła o tym wiedzieć. Nie mogła się dowiedzieć o decyzji, jaką dzisiaj podejmie Clave.

- Seraphina Morgenstern żyje - Robert zabrał głos. - Żyła w Edomie, jako królowa i przez ten list chce nas powiadomić, że ma zamiar przejąć Świat Cieni. Jej wiadomość choć krótka, to uświadamia nas to w jednym    Piekielny Kielich zaginął. Gdyby go miała, już dawno zrobiłaby to co chciała. Teraz może polegać na demonach, które już zajęły niektóre instytuty, a jutro przejmą także Idris. Nie będzie to zagłada Lilith, ale krwawa wojna.

- Piekło stanie do walki z dziećmi Razjela, Nocnymi Łowcami - mówi Maryse, wysoko unosząc podbródek. W oczach jej i Roberta nie widać strachu, ale zaciętość i hart ducha.

- Oddajmy jej tą, którą chce. Jedno życie za tysiące - odezwała się Carina. Siedząca obok niej matka tylko ją poparła.

- I oddać naszą wolność, nasz świat bez walki? - Annabeth wstała tak gwałtownie, że krzesło za nią runęło na ziemie. Uderzyła płaską dłonią o blat stołu. - Miej honor, Tyrell! I jak możesz posyłać na śmierć tą, która wcześniej oddała życie, aby zakończyć zagładę Lilith?

- Sama ją na nas sprowadziła! - odwarknęła Tyrell'ówna, również wstając z miejsca. - Zasłużyła na śmierć, tak jak każdy Morgenstern!

Teraz ja także nie mogłem wytrzymać. Stanąłem na równe nogi.

- Akurat ta Morgenstern ma więcej honoru i rozumu w jednym palcu, niż miała wasza rodzina razem wzięta - wypaliłem, czując jak krew we mnie wrze.

- Wystarczy - oznajmiła twardo Maryse. Na jej słowa cała nasza trójka usiadła, jednak nadal piorunowaliśmy się wzrokiem.

- Nie obrażaj rodu Tyrell'ów, bo mają na swoim koncie wiele honorowych osiągnięć - powiedział Robert, ale nie pozostawał dłużny również Carinie i jej matce, do której się zwrócił. - A ty mogłabyś pouczyć swoją córkę, Evelyn, bo Annabeth ma racje; kto oddałby nasz świat i nasze miasto bez walki, za grosz nie ma honoru.

Evelyn spochmurniała na słowa inkwizytora, za to Carina wlepiła w niego mordercze spojrzenie.

- Nie oddamy bez walki tego co mamy  - oznajmiła Konsul, wstając, a razem z nią wszyscy obecni. - Będziemy walczyć w imię tych, których kochamy, w imię nas samych i w imię Razjela, bo do tego nas stworzył. I osobiście dopilnuję, aby tchórze, którzy się wycofają, zostali pozbawieni run  n a t y c h m i a s t o w o. - Po jej przemówieniu nastąpiła cisza. Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim Robert zabrał głos:

- Jeszcze tej nocy wezwę przedstawicieli podziemi, to będzie również ich walka. Koniec posiedzenia. Następne jutro o siódmej rano. O dziewiątej będzie oficjalnie ogłoszenie na cały Idris.


Zaraz po jego przemówieniu, w sali rozległy się brawa i krzyki. Poczułem ulgę, że Clary nie zostanie wydana, ale mimo to byłem spięty na myśl, że jutro o północy wybuchnie wojna o wszystko.

 Z ust nas wszystkich zaczęły wychodzić wspólne słowa:

Pulvis et umbra sumus,
Prochem i cieniem jesteśmy.










Hmmm... może zacznę od tego, że przepraszam za nie dotrzymanie słowa. Obiecałam, że kolejny rozdział (czyli ten obecny) pojawi sie jakies dwa tygodnie po ostatnim. Pojawił się miesiąc po nim. Przepraszam jeszcze raz, tym razem moja wymówka opiera się na pełnym grafiku wolnego czasu z powodu wyjazdu! Na szczęście zdołałam go w końcu napisać i mam nadzieję, że był wart czekania ;D

Jak wam mijają wakacje? Za granicą w ciepłych/chłodnych krajach? Czy może w domciu wśród przyjaciół, książek, morza i lodów? A może w innym, pięknym mieście?

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdzial wart byl czekania jedyne o czym marzę teraz to szybki next !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dobrze, że był wart czekania :)) Co do nexta to przysięgam na anioła, że postaram się go zacząć jak najszybciej!

      Usuń
  2. Nic sie nastolo przeciez sa wakacj:-) Jace musi naprawic co zespul a to nie jest latwe :-( .

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3