wtorek, 25 lipca 2017

Rozdział 3 O wschodzie słońca


◊ Clary 





Obudziło mnie pukanie do drzwi. Rozchyliłam zaspane powieki, mrugając kilka razy. Wzięłam głęboki oddech, chcąc się wyciągnąć, ale od razu tego pożałowałam; byłam zmarznięta na kość. W kominku już dawno przestało się palić przez co w domu było tak chłodno, że wraz z moim oddechem z moich ust wyleciała biała para. Po przełknięciu śliny, moje gardło zalał ostry ból. Szczelniej obejmując się kocem, chwiejnym krokiem ruszyłam do drzwi. Dochodząc do holu, pukanie ponownie się rozległo, chwile potem dochodzący od zewnątrz głos:

- Clary, proszę otwórz!

Znieruchomiałam kilka metrów od drzwi, za którymi stał Jace. Ponownie zapukał w drzwi, błagając, abym go wpuściła.

- Wiem, że nie chcesz mnie widzieć, ale to ważne! Chodzi o wczorajsze spotkanie Clave! Clary, proszę cię!

Gdyby Maryse nie wspomniała o zebraniu, na którym mieli się zjawić także moi przyjaciele, uznałabym jego słowa za zwykłą wymówkę. Niechętnie zbliżyłam się do drzwi. Musiał to być ważny powód skoro Clave nie zgodziło się, abym uczestniczyła we wczorajszym zebraniu. Musiałam się dowiedzieć. Zacisnęłam drżącą dłoń na klamce. Drzwi otworzyły się, ukazując blondyna opartego o ścianę. Miał na sobie czarną kurtkę z niebieskim szalikiem wokół szyi. Widząc mnie, wytrzeszczył oczy i natychmiast się wyprostował.

- Na Anioła, Clary! - wykrzyknął, po czym ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie. Czując ciepło rozchodzące się po mojej twarzy, poczułam jak miękną mi nogi. Musiałam się przytrzymać ściany, aby nie upaść. 
- JESTEŚ LODOWATA!

- M-Miałam problem z o-ogrzewaniem - wymamrotałam, wypuszczając drżący oddech a wraz z nim białą parę.

Chłopak odruchowo objął mnie ramieniem i wepchnął z powrotem do środka, zamykając za nami drzwi. Zaczął mnie prowadzić z powrotem do salonu, gdzie opadłam na kanapę. Jace od razu wrzucił cały kosz drewna i rozpalił ogień. Rozpiął kurtkę i pomógł mi ją ubrać. Chciałam zaprotestować, ale on najzwyczajniej mnie zignorował.

Czując ciepło i jego zapach bijący od kurtki, myślałam, że się rozpłynę. Jego dłonie sięgnęły po koc i ponownie mnie nim okryły.

- Zaraz wracam, idę do kuchni zrobić ci coś ciepłego, nie wasz się stąd ruszać! - zagroził, stojąc nade mną z palcem wycelowanym we mnie, jak rodzic karcący dziecko.

- Nie mam dokąd - mruknęłam, kiedy odszedł. Odetchnęłam głęboko, ciesząc się ciepłem z każdej strony. Nawet lód w moim sercu zaczął topnieć; bo chociaż nadal byłam na niego wściekła, nie potrafiłabym wstać i go wygonić.

Już po paru minutach wrócił z dużym, parującym kubkiem herbaty. Z przyjemnością zacisnęłam zmarznięte palce wokół ciepłej porcelany.

- To powinno cię rozgrzać - powiedział, siadając obok mnie. - Dlaczego zostałaś tutaj na noc? Nie ma pokojówek, które utrzymywałyby ogień w kominkach. Jest już jesień, jest cholernie zimno!

- A dokąd miałam pójść?

- Dobrze wiesz gdzie.

- A ty dobrze wiesz, dlaczego nie! - warknęłam, patrząc na niego ze złością w oczach. - I nie myśl, że przekupisz mnie herbatką! Powiedziałeś, że chodzi o Clave. O co chodzi? - Nie zdołał ukryć bólu, który się pojawił w jego oczach. Ja także poczułam lekkie poczucie winy, że tak na niego naskoczyłam, ale nie zmieniało to faktu co mi zrobił.

- Wczoraj... Clarence został zamordowany - oznajmił. Na jego słowa prawie wypuściłam z dłoni kubek. Zdołałam się jednak powstrzymać, zaciskając na nim mocniej palce.

- Co?

- To nie wszystko - dodał, spuszczając wzrok na moje dłonie. Jeszcze chwile się wahał, ale po chwili poczułam, jak jego dłoń ujmuje delikatnie moją, wspólnie trzymając kubek. - Sprawca zostawił wiadomość.

Jego kolejne słowa uderzały we mnie, jak policzek. Gdyby nie jego dłoń, herbata już dawno zamoczyłaby dywan.






W TYM SAMYM CZASIE...




Isabelle 





Nie wahałam się ani chwili. Szybkim krokiem przemierzałam korytarze, pamiętając drogę prowadzącą do sali tronowej. Krew się we mnie gotowała tak bardzo, że najchętniej bym coś roztrzaskała.

- Pani - Bernael położył swą dłoń na moim ramieniu, nadal utrzymując ludzką postać. Niechętnie stanęłam i odwróciłam się w jego stronę. Od przedwczoraj, czyli od czasu ślubu, pełnił rolę mojego oficjalnego doradcy. Kiedy dzisiaj rano przyszedł mnie obudzić i poinformować o tym, że Seraphina zaplanowała atak na dzisiaj, nie mogłam uwierzyć.

- Czego?

- Nie możesz jej okazywać swojego niezadowolenia, będzie myślała, że ją zdradziłaś...

- Nie miała prawa planować ataku tak szybko bez mojej wiedzy! - warknęłam i ignorując jego dalsze słowa, kontynuowałam marsz. Mimo to, nie odstępował mnie na krok.

Wchodząc z hukiem do ogromnej sali, zastałam w niej już Seraphine, Asmodeusza i Jonathana. Rodzeństwo Morgenstern było pogrążone w kłótni, ale kiedy zrobiłam jeszcze kilka kroków, ucichli i na mnie spojrzeli.

- Za późno - syknęła rudowłosa, patrząc na brata, po czym wróciła na swój tron.

- Jak śmiałaś? - spytałam, nawet nie siląc się na miły czy cichy ton. - Zdecydowałaś się zaatakować Alicante już dzisiaj, kiedy miałaś zamiar mnie o tym poinformować?!

- Dziś rano, i to zrobiłam poprzez twojego nowego doradce - Jej wzrok przeszył Bernaela, który stał u mojego boku nieporuszony.

- Zdecydowałam się ciebie poprzeć, daj mi dobry powód, abym tego nie żałowała!

- Już ty znasz swoje powody - odpowiedziała. - Tak samo jak ja znam swoje, aby uznawać cię za swoją następczynię.

Wzrok Jonathana i Asmodeusza skakał na nas obie. Obydwaj wiedzieli, że wystarczy kilka sekund, abyśmy wskoczyły sobie do gardeł. Nasze pazury i tak się już obnażyły gotowe do ataku.

- Nie traktuj mnie, jakbym ci nie dorównywała - powiedziałam w końcu, unosząc głowę. Skoro na jakiś czas porzuciłam Isabelle Lightwood, to muszę na razie być tym, kim się stałam. Seraphinie niestety trudno to zaakceptować; wstała i powoli zeszła po schodach, podchodząc do mnie. Dzieliło nas może pół metra.

- Władza uderzyła ci do głowy, dziewuszko?

- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a przysięgam, że źle to się dla ciebie skończy - zagroziłam, robiąc krok w jej stronę.
- I nie, nie uderzyła. A przynajmniej nie tak bardzo, jak tobie. 

- Zważaj na słowa... dziewuszko. - Ledwie co zdążyła skończyć zdanie, a moja ręka zacisnęła się na jej gardle, pchając prosto na schody na które upadła razem ze mną. Usłyszałam cichy trzask w jej głowie i jej krzyk, ale w tym samym czasie machnęła dłonią. Niewidzialna siła uderzyła we mnie, rzucając kilkanaście metrów w tył, prosto na jeden ze stołów z uczty, który jeszcze nie został sprzątnięty. Przeturlałam się po nim, lądując na podłodze. Jęknęłam głośno, czując ostry ból przeszywający moje ciało. Poczułam czyjeś ręce łapiące mnie za kibić, a drugie za ramiona. Bernael i Jonathan pomagali mi wstać, podczas gdy Asmodeusz trzymał siłą swoją żonę, aby ta mnie nie zabiła. Bo niewątpliwie to chciała teraz zrobić.

- Puść mnie! Zabiję ją! - krzyczała, kiedy Jonathan i demon, wyprowadzali mnie - również siłą - z sali. Nie puszczali mnie dopóki znów nie znalazłam się w naszej sypialni. Puścili mnie, ale obaj stanęli przed drzwiami, blokując mi wyjście. Krzyknęłam rozdrażniona, łapiąc się za ramie, które ucierpiało podczas upadku. Zaczęłam chodzić w te i we w tę.

- Mogła cię zabić - zaczął Jonathan, ale mu przerwałam.

- Prędzej to ja zabiłabym ją - Choć wiedziałam, że tylko okłamuję samą siebie. Stanęłam w miejscu i wzięłam głęboki oddech.

- Wiem, że jesteś wściekła. Ja też dowiedziałem się o tym dopiero dzisiaj - powiedział, robiąc krok w moją stronę. Pozwoliłam mu dotknąć mojej twarzy. Od nocy poślubnej między nami było dobrze. Oboje byliśmy pewni swoich uczuć, był tylko jeden problem; miejsce, czas i wojna.
- Ale nic już na to nie poradzimy, Seraphina już od szóstej rano dyryguje wszystkimi. Szykuje armię, ulepsza taktykę.

Przełknęłam cicho ślinę, wiedząc, że Jonathan ma racje; nie zdołam już nic zrobić. Dotknęłam dłoni chłopaka, który trzymał ją przy moim policzku. Pogładziłam ją kciukiem, następnie odwracając się do Bernaela.

- Szykuj oddziały, mają być gotowe o północy.

Skinął głową, po czym wyszedł.

Ponownie spojrzałam na Jonathana, ale po chwili zamknęłam oczy marszcząc ze smutkiem brwi.

Jeszcze dzisiaj ulice Alicante będą we krwi.
Niewiadome nawet czy dożyję jutrzejszego ranka.

Czy ktokolwiek kogo kocham dożyje kolejnego wschodu słońca.











Tak, krótki rozdzialik, ale wstawiłam go w ramach przeprosin! A dokładnie za to, że ostatni wstawiłam tak późno :))

1 komentarz:

  1. Kiedy Izzy wroci do domu ? Jace naprawde odbudowac rekacje z Clary .

    OdpowiedzUsuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3