Minęło kilka tygodni od bójki z Cariną i pogodzenia się z Jace'm. Od tamtej pory wszystko toczyło się w miarę normalnie (nie licząc oczywiście głupich zaczepek Tyrell'ówny, na które starałam się nie odpowiadać); poranne wstawanie, lekcje, przerwy, egzaminy i tak dalej. Ja, Jace, Annabeth, Paul i Alec staraliśmy się trzymać w jednej paczce, jednak jak często byśmy gdzieś nie wychodzili, każde z nas mocno odczuwało brak Isabelle. Osobiście odczuwałam brak brata. Tęskniłam za nimi oboje; od czasu do czasu chodziłam do Magnusa i namawiałam go, aby spróbował wykonać czar tropiący, jednak czar nic nie wykazywał. Clave mimo iż ma na liście odnalezienie Isabelle i Jonathana, to i tak zajmuje się bardziej tropieniem sprawcy serii morderstw.
Misja, w której Jace i Carina mieli razem uczestniczyć, zbliżała się. Dzisiaj wieczorem oboje mieli się wybrać na negocjacje na Jasny Dwór, a za dwa dni do hotelu Dumort. W przyszłym tygodniu przypadało im także spotkanie z dowódcą wilkołaków. Na samą myśl, że żmija będzie przy nim z na każdym ze spotkań, aż krew we mnie wrzała.
- Myślę, że po misji skoczę z nią na obiad do Taki. - Musiało minąć kilka sekund, zanim się zorientowałam, że blondyn żartuje. Siedząc na łóżku wśród książek, spojrzałam z pod przymrużonych oczu. Ten jednak mnie zignorował, dalej szykując się na misję.
- Tylko spróbuj - zagroziłam. - A twoja noga już nigdy nie postanie w tym pokoju
- No wiesz co? - spojrzał na mnie, udając urażonego. - Zrobiłabyś wielką krzywdę swojemu łóżku i pościeli.
- Myślisz, że aż tak będzie im ciebie brakować?
- Oczywiście - powiedział i rzucił się na łóżko obok mnie, wygodnie się usadawiając. - Kto inny je ogrzeje.
- I kto inny mi je poplami - dodałam, spychając jego nogi, na których widniały buty z brudnymi podeszwami. - Weź te buciory.
- Znamy się rok, a już gdakasz, jak kura domowa. - Zrobił unik, gdy ze śmiechem rzuciłam w niego swoim zeszytem. Westchnęłam, siadając na nim okrakiem. Wyciągnął w moją stronę dłonie. Oparłam się na nich, splatając nasze palce.
- Chwilami nadal mam ochotę cię powiesić na najwyższym szczycie instytutu - wyznałam. - Nie wiem, jak ja przeżyję tą Bułgarię.
- Przenieś się tam ze mną - zaproponował. - Będziesz się mogła uczyć w najlepszym instytucie na świecie.
- Najlepszym na świecie? Tylko dlatego, bo ty tam jesteś?
- No wiesz... tamtejsze strony będą słynąć z przyszłego szefa, który jest oszałamiająco przystojny - oznajmił, w jednej chwili mnie zrzucając i siadając na mnie, tak jak ja przed chwilą na nim. Uśmiechnęłam się szerzej, po chwili mówiąc:
- Chcę, aby było tak pomiędzy nami zawsze.
- Co masz na myśli - spytał, marszcząc brwi.
- Miłość, szczęście, żadnych konfliktów.
- Cóż, to chyba składniki każdego związku - powiedział po chwili zastanowienia.
- Rzecz w tym, że nie w każdym związku nefilim dziewczyna była następczynią tronu Edomu. - Blondyn chwile się zastanowił, po czym znowu wyszczerzył.
- Nie w każdym związku nefilim chłopak to największy dziwkarz w całym świecie cieni. Więc jesteśmy kwita. - Wybuchłam śmiechem, puszczając jego dłonie. Podniosłam się nieco, aby opleść dłońmi jego szyję i przyciągnąć go bliżej siebie. Złączyłam nasze wargi w jedno.
- Będziesz musiała mnie często odwiedzać - powiedział między pocałunkami.
- Wiadomo - uśmiechnęłam się. - Nie wykluczone, że za rok też będziesz mnie odwiedzał, ale nie w Nowym Jorku. - Chłopak zaprzestał pocałunki, którymi obsypywał moją szyję i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Przed ostatni rok ukończę tutaj - zaczęłam. - Ale ostatni postanowiłam ukończyć w instytucie w Paryżu.
- Czyli podjęłaś już decyzję?
- Tak - powiedziałam. - Na kolejny rok złożę papiery do Paryskiego instytutu.
◊◊ Jace ◊◊
- Myślisz, że aż tak będzie im ciebie brakować?
- Oczywiście - powiedział i rzucił się na łóżko obok mnie, wygodnie się usadawiając. - Kto inny je ogrzeje.
- I kto inny mi je poplami - dodałam, spychając jego nogi, na których widniały buty z brudnymi podeszwami. - Weź te buciory.
- Znamy się rok, a już gdakasz, jak kura domowa. - Zrobił unik, gdy ze śmiechem rzuciłam w niego swoim zeszytem. Westchnęłam, siadając na nim okrakiem. Wyciągnął w moją stronę dłonie. Oparłam się na nich, splatając nasze palce.
- Chwilami nadal mam ochotę cię powiesić na najwyższym szczycie instytutu - wyznałam. - Nie wiem, jak ja przeżyję tą Bułgarię.
- Przenieś się tam ze mną - zaproponował. - Będziesz się mogła uczyć w najlepszym instytucie na świecie.
- Najlepszym na świecie? Tylko dlatego, bo ty tam jesteś?
- No wiesz... tamtejsze strony będą słynąć z przyszłego szefa, który jest oszałamiająco przystojny - oznajmił, w jednej chwili mnie zrzucając i siadając na mnie, tak jak ja przed chwilą na nim. Uśmiechnęłam się szerzej, po chwili mówiąc:
- Chcę, aby było tak pomiędzy nami zawsze.
- Co masz na myśli - spytał, marszcząc brwi.
- Miłość, szczęście, żadnych konfliktów.
- Cóż, to chyba składniki każdego związku - powiedział po chwili zastanowienia.
- Rzecz w tym, że nie w każdym związku nefilim dziewczyna była następczynią tronu Edomu. - Blondyn chwile się zastanowił, po czym znowu wyszczerzył.
- Nie w każdym związku nefilim chłopak to największy dziwkarz w całym świecie cieni. Więc jesteśmy kwita. - Wybuchłam śmiechem, puszczając jego dłonie. Podniosłam się nieco, aby opleść dłońmi jego szyję i przyciągnąć go bliżej siebie. Złączyłam nasze wargi w jedno.
- Będziesz musiała mnie często odwiedzać - powiedział między pocałunkami.
- Wiadomo - uśmiechnęłam się. - Nie wykluczone, że za rok też będziesz mnie odwiedzał, ale nie w Nowym Jorku. - Chłopak zaprzestał pocałunki, którymi obsypywał moją szyję i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Przed ostatni rok ukończę tutaj - zaczęłam. - Ale ostatni postanowiłam ukończyć w instytucie w Paryżu.
- Czyli podjęłaś już decyzję?
- Tak - powiedziałam. - Na kolejny rok złożę papiery do Paryskiego instytutu.
2 godziny później...
◊◊ Jace ◊◊
Carina Tyrell czekała na mnie w holu; stała oparta o ścianę, bawiąc się sztyletem. Słysząc moje kroki odwróciła się, na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia.
- A już się bałam, że twoja dziewczyna cię nie puści.
- Idziemy? - spytałem, ignorując jej uwagę.
- Oczywiście - powiedziała i ruszyła w ślad za mną. Kolejne pół godziny szliśmy w ciszy... to znaczy ja szedłem, kiedy tym czasem ona usiłowała wciągnąć w jakąś rozmowę. Milczeniem starałem się jej dać do zrozumienia, że nie mam na to najmniejszej ochoty. Znosiłem jej obecność i paplaninę, myślami wędrując do Clary i jej decyzji; za rok będę ją odwiedzał nie w Nowym Jorku, ale w Paryżu. Nie miałem do niej o to pretensji, bo wiedziałem, że Paryż może jej dać nowe życie i o wiele więcej możliwości. Mimo wszystko w środku miałem cichą nadzieję, że nasza wspólna przyszłość nie będzie opierała się tylko na naszej rozłące.
- Wiem, że mnie nie słuchasz, ale jesteśmy na miejscu. - Głos Cariny wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią i z westchnieniem ruszyłem w stronę Jasnego Dworu. Będąc tam, zaczekałem chwile, aż dziewczyna dotrzyma mi kroku po czym ruszyłem w głąb korytarza wsłuchując się w cichy szum. Palcami powoli przesunąłem po materiale spodni, palce kierując na rękojeść miecza.
- Po co przyszliście, nefilim? - Głos rycerza rozległ się w tunelu, a przed sobą ujrzałem zbliżających się trzech strażników. Przełknąłem ślinę, prostując napięcie plecy.
- Przyszliśmy się zobaczyć z Królową Jasnego Dworu - oznajmiłem.
- W jakiej sprawie?
- Mamy kilka pytań dotyczących ostatnich serii morderstw i porwania - odezwała się Carina.
- Jeżeli macie zamiar oskarżać nasz lud o te zbrodnie, to równie dobrze możecie iść - odpowiedział strażnik.
- Nie przyszliśmy wam czegokolwiek zarzucać, tylko dowiedzieć się czy Królowa może coś wie. Wszyscy podziemni będą o to pytani - wytłumaczyłem. Trójka faerie spojrzała po sobie podejrzliwie, jednak w końcu skinęli w naszą stronę głowami i dali znak, aby za nimi iść.
Ruszyliśmy przed siebie, aż doszliśmy do zasłony utkanej z płatków róż. Uniosłem ją nieco, dając przejść dziewczynie. Zbliżyliśmy się do tronu, na którym siedziała królowa. Jej suknia także była utkana z róż. Niczym płachta okrywała ją całą.
- Jace Herondale - uśmiechnęła się. - Kim jest twoja towarzyszka?
- Carina Tyrell, wasza wysokość - przedstawiła się blondynka.
- A gdzie Clarissa? Miałam nadzieję, że ją spotkam.
- Nie była w stanie dzisiaj przybyć na dwór, pani. Przyszliśmy jednak z tobą porozmawiać o czym innym.
- Chcesz wiedzieć czy mam jakieś informacje o ostatnich morderstwach lub porwaniu Isabelle i Jonathana? - Pokiwałem głową.
- Dotarły do ciebie jakieś plotki? - spytała Carina.
- Nie było żadnych plotek.
- A wiesz może coś więcej o sprawcy?
- Mniej więcej tyle co każdy; że jest niebezpieczny i nieprzewidywalny - powiedziała królowa, przenosząc na mnie wzrok. - Powiedz Jace, czy planujesz z Clary wspólną przyszłość?
Nieco zdezorientowany jej zmianą tematu, odpowiedziałem:
- Jeszcze w tym roku mam zamiar wyjechać do instytutu w Bułgarii. Clary ma zamiar za rok wyjechać do Paryża. W każdym razie nie chcemy się rozstawać.
- Nie przeszkadza ci to, że nie może dać ci dzieci? - Zesztywniałem, nie wiedząc co powiedzieć. Dłuższą chwilę wpatrywałem się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie krążyły najróżniejsze myśli i pytania.
- Skąd ty to - zacząłem, ale mi przerwała.
- Spokojnie, jej sekret jest u mnie bezpieczny - obiecała, przykładając palec do swych ust, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. - Nie mam zamiaru tego rozgłaszać. Jednak strasznie mnie ciekawi wasza przyszłość, bo w końcu fakt, że Clarissa straciła już jedno dziecko, coś zmienia, prawda?
- Na pewno nie zmienia tego, co do siebie czujemy - odparłem oschle. - I nie zastanawialiśmy się nad tak odległą przyszłością, jaką są dzieci. Po za tym są to nasze prywatne sprawy, wasza wysokość, i wolę, aby tak pozostało.
- Oczywiście, wybacz. Gdzie moje maniery - westchnęła, jednak jej udawane poczucie winy mną nie poruszyło. Spojrzałem ukradkiem na Carinę, która stała sztywno obok, niemym wzrokiem wpatrując się w ziemie.
- Clave będzie mieć faerie na oku - oznajmiłem, po czym skłoniłem się lekko i ruszyłem, pchając przy tym lekko blondynkę, która się ocknęła. W ciszy opuściliśmy Jasny Dwór, ale kiedy znaleźliśmy się znów na powierzchni, usłyszałem, jak Carina cicho wzdycha.
- To musi być trudne dla Clary - zaczęła i zanim zdążyła dodać coś jeszcze, przycisnąłem ją do pierwszego lepszego drzewa, kładąc dłoń na jej gardle.
- Jeżeli piśniesz choćby słowo o tym, co usłyszałaś od Królowej, to przysięgam na Anioła, że nie ręczę za siebie, Carino Tyrell - wysyczałem przez zęby. Dziewczyna patrzyła się na mnie przez chwilę, mierząc wzrokiem. Uniosła powoli dłoń, kładąc ją na nadgarstku, który nadal był napięty od trzymania dłoni na jej krtani. Zaczęła sunąć palcami wzdłuż niego, aż dotarła do mojej twarzy. Wzmocniłem uścisk, jednak jej to nie powstrzymało. Pogładziła mój policzek, aż nagle złapała za moją kurtkę i przyciągnęła. Zanim zdążyłem się dobrze zorientować, nasze usta zetknęły się ze sobą. Jej język także nie czekał, tylko przedostał się do moich warg.
- A już się bałam, że twoja dziewczyna cię nie puści.
- Idziemy? - spytałem, ignorując jej uwagę.
- Oczywiście - powiedziała i ruszyła w ślad za mną. Kolejne pół godziny szliśmy w ciszy... to znaczy ja szedłem, kiedy tym czasem ona usiłowała wciągnąć w jakąś rozmowę. Milczeniem starałem się jej dać do zrozumienia, że nie mam na to najmniejszej ochoty. Znosiłem jej obecność i paplaninę, myślami wędrując do Clary i jej decyzji; za rok będę ją odwiedzał nie w Nowym Jorku, ale w Paryżu. Nie miałem do niej o to pretensji, bo wiedziałem, że Paryż może jej dać nowe życie i o wiele więcej możliwości. Mimo wszystko w środku miałem cichą nadzieję, że nasza wspólna przyszłość nie będzie opierała się tylko na naszej rozłące.
- Wiem, że mnie nie słuchasz, ale jesteśmy na miejscu. - Głos Cariny wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem na nią i z westchnieniem ruszyłem w stronę Jasnego Dworu. Będąc tam, zaczekałem chwile, aż dziewczyna dotrzyma mi kroku po czym ruszyłem w głąb korytarza wsłuchując się w cichy szum. Palcami powoli przesunąłem po materiale spodni, palce kierując na rękojeść miecza.
- Po co przyszliście, nefilim? - Głos rycerza rozległ się w tunelu, a przed sobą ujrzałem zbliżających się trzech strażników. Przełknąłem ślinę, prostując napięcie plecy.
- Przyszliśmy się zobaczyć z Królową Jasnego Dworu - oznajmiłem.
- W jakiej sprawie?
- Mamy kilka pytań dotyczących ostatnich serii morderstw i porwania - odezwała się Carina.
- Jeżeli macie zamiar oskarżać nasz lud o te zbrodnie, to równie dobrze możecie iść - odpowiedział strażnik.
- Nie przyszliśmy wam czegokolwiek zarzucać, tylko dowiedzieć się czy Królowa może coś wie. Wszyscy podziemni będą o to pytani - wytłumaczyłem. Trójka faerie spojrzała po sobie podejrzliwie, jednak w końcu skinęli w naszą stronę głowami i dali znak, aby za nimi iść.
Ruszyliśmy przed siebie, aż doszliśmy do zasłony utkanej z płatków róż. Uniosłem ją nieco, dając przejść dziewczynie. Zbliżyliśmy się do tronu, na którym siedziała królowa. Jej suknia także była utkana z róż. Niczym płachta okrywała ją całą.
- Jace Herondale - uśmiechnęła się. - Kim jest twoja towarzyszka?
- Carina Tyrell, wasza wysokość - przedstawiła się blondynka.
- A gdzie Clarissa? Miałam nadzieję, że ją spotkam.
- Nie była w stanie dzisiaj przybyć na dwór, pani. Przyszliśmy jednak z tobą porozmawiać o czym innym.
- Chcesz wiedzieć czy mam jakieś informacje o ostatnich morderstwach lub porwaniu Isabelle i Jonathana? - Pokiwałem głową.
- Dotarły do ciebie jakieś plotki? - spytała Carina.
- Nie było żadnych plotek.
- A wiesz może coś więcej o sprawcy?
- Mniej więcej tyle co każdy; że jest niebezpieczny i nieprzewidywalny - powiedziała królowa, przenosząc na mnie wzrok. - Powiedz Jace, czy planujesz z Clary wspólną przyszłość?
Nieco zdezorientowany jej zmianą tematu, odpowiedziałem:
- Jeszcze w tym roku mam zamiar wyjechać do instytutu w Bułgarii. Clary ma zamiar za rok wyjechać do Paryża. W każdym razie nie chcemy się rozstawać.
- Nie przeszkadza ci to, że nie może dać ci dzieci? - Zesztywniałem, nie wiedząc co powiedzieć. Dłuższą chwilę wpatrywałem się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głowie krążyły najróżniejsze myśli i pytania.
- Skąd ty to - zacząłem, ale mi przerwała.
- Spokojnie, jej sekret jest u mnie bezpieczny - obiecała, przykładając palec do swych ust, które wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. - Nie mam zamiaru tego rozgłaszać. Jednak strasznie mnie ciekawi wasza przyszłość, bo w końcu fakt, że Clarissa straciła już jedno dziecko, coś zmienia, prawda?
- Na pewno nie zmienia tego, co do siebie czujemy - odparłem oschle. - I nie zastanawialiśmy się nad tak odległą przyszłością, jaką są dzieci. Po za tym są to nasze prywatne sprawy, wasza wysokość, i wolę, aby tak pozostało.
- Oczywiście, wybacz. Gdzie moje maniery - westchnęła, jednak jej udawane poczucie winy mną nie poruszyło. Spojrzałem ukradkiem na Carinę, która stała sztywno obok, niemym wzrokiem wpatrując się w ziemie.
- Clave będzie mieć faerie na oku - oznajmiłem, po czym skłoniłem się lekko i ruszyłem, pchając przy tym lekko blondynkę, która się ocknęła. W ciszy opuściliśmy Jasny Dwór, ale kiedy znaleźliśmy się znów na powierzchni, usłyszałem, jak Carina cicho wzdycha.
- To musi być trudne dla Clary - zaczęła i zanim zdążyła dodać coś jeszcze, przycisnąłem ją do pierwszego lepszego drzewa, kładąc dłoń na jej gardle.
- Jeżeli piśniesz choćby słowo o tym, co usłyszałaś od Królowej, to przysięgam na Anioła, że nie ręczę za siebie, Carino Tyrell - wysyczałem przez zęby. Dziewczyna patrzyła się na mnie przez chwilę, mierząc wzrokiem. Uniosła powoli dłoń, kładąc ją na nadgarstku, który nadal był napięty od trzymania dłoni na jej krtani. Zaczęła sunąć palcami wzdłuż niego, aż dotarła do mojej twarzy. Wzmocniłem uścisk, jednak jej to nie powstrzymało. Pogładziła mój policzek, aż nagle złapała za moją kurtkę i przyciągnęła. Zanim zdążyłem się dobrze zorientować, nasze usta zetknęły się ze sobą. Jej język także nie czekał, tylko przedostał się do moich warg.
◊◊ Clary ◊◊
- Nie sądziłam, że to powiem, ale przydałby nam się babski wieczór - odezwała się Annabeth, zamykając z hukiem książkę od historii. Kiedy tylko Jace poszedł na misję, Annabeth przyszła do mojego pokoju, mówiąc, że możemy się razem pouczyć. Minęła godzina i zajęcie szlag wziął.
- Myślałam, że to zajęcie dla dziewczyn, jak Isabelle - powiedziałam i na samą myśl o przyjaciółce, posmutniałam. Chciałam zakończyć temat, tłumacząc się, że nawet nie wiem, na czym by to miało polegać, ale dziewczyna mnie uprzedziła dodając:
- Niekoniecznie, wcale nie musimy malować paznokcie - zaśmiała się - zrobimy sobie jakieś maseczki na twarz i pomożesz mi wybrać sukienkę ślubną.
- Nie za wcześnie? - spytałam, również zdobywając się na lekki uśmiech. - W końcu macie zamiar się pobrać dopiero w przyszłym roku.
- Popatrzymy wstępnie, pomożesz mi! - powiedziała.
- Nie jestem...
- Clary - zajęczała. - Błagam, nie opieraj się. Zobaczysz, będzie fajnie. Tylko my dwie! Odprężymy się.
Widząc jej oczy wypełnione pozytywnością i błaganiem, wiedziałam, że nie mogę odmówić. Po za tym, to miał być tylko wspólny wieczór. Uśmiechnęłam się szerzej i pokiwałam głową, mówiąc:
- Dobrze. - Annabeth pisnęła z radości i zeskoczyła z łóżka. Wzięła swoje rzeczy i ruszyła ku drzwiom.
- Idę się przygotować! Przygotuję wszystkie niezbędne rzeczy! Wolisz maseczkę z miodu czy kurkumy?
- Obojętnie - machnęłam ręką. Annabeth pokiwała głową i już miała nacisnąć klamkę, aby wyjść, kiedy w pomieszczeniu rozległ się głośny alarm. Podskoczyłam ze strachu i spojrzałam zszokowana na dziewczynę, która w jednej chwili także odskoczyła od drzwi.
- Co się dzieje?! - spytałam, starając się przekrzyczeć dźwięk.
- To alarm - krzyknęła. - Trzeba zejść do holu!
- Co się dzieje?! - spytałam, starając się przekrzyczeć dźwięk.
- To alarm - krzyknęła. - Trzeba zejść do holu!
Zeskoczyłam z łóżka rzucając się w stronę szafy. Otworzyłam ją i wyjęłam dwa serafickie miecze. Jeden rzuciłam Annabeth, a drugi wzięłam ja sama. Obie ruszyłyśmy biegiem, otoczone głośnym dźwiękiem alarmu do holu, gdzie zebrała się już duża grupa Nocnych Łowców. Nie panowała jednak panika, ale zdezorientowanie.
W tym samym czasie alarm ucichł.
- Proszę o uwagę! - Głos szefa instytutu rozległ się na schodach, na których stanął wraz z pozostałymi nauczycielami. Gwar rozmów ucichł, a każda para oczów skierowała się na mężczyznę. - Alarm nie został podniesiony bez powodu. Czary ochronne instytutu wygasły.
- Przecież to niemożliwe - wymamrotała Annabeth.
- Nie znamy przyczyn, jednak demony to wyczuły - odezwała się Celine. - Za godzinę będziemy przez nie otoczone, w pułapce.
- Jeżeli zostaniemy w środku, to nic nam nie zrobią! - krzyknął się jeden z uczniów. - Instytut to święte miejsce!
Nauczyciele zamilkli na chwilę i po sobie spojrzeli. Tym razem głos postanowił zabrać Stephen:
- Już nie. - Na jego słowa zbladłam. W jednej chwili wybuchła panika i krzyki. Clarence musiał krzyknąć kilka razy, zanim ponownie zapanowała cisza.
- Demonów jest za dużo, abyśmy mogli obronić instytut - zaczął. - Będziemy musieli opuścić budynek. Macie pół godziny, aby się spakować. Potem wszyscy mają się zebrać tutaj. Po kolei będziemy przechodzić przez bramę do Alicante. To wszystko. - Po jego wypowiedzi, wszyscy ruszyli schodami do góry. My także chciałyśmy to zrobić, kiedy poczułam, jak czyjaś dłoń spoczywa na moim ramieniu. Odwróciłam się, napotykając spojrzenie Aleca i stojącego obok niego Paul'a. Annabeth rzuciła się na ukochanego.
- Jace jest wciąż po za instytutem - powiedziałam spanikowana do Aleca.
Jeeejj wróciłaś tęskniłam za tobą super rozdział jak zawsze nie moge sie doczekać next !!!!
OdpowiedzUsuńJak Jace mógł dać się pocowac tej dziewczynie. Czyli nasze Clace bedzie rzadziej się spotykać gdzie jest Izzy i Jonathan.
OdpowiedzUsuńHej mam pytanko jak można ustawić swój motyw na blogu
OdpowiedzUsuńMasz na myśli ogólny wygląd bloga? Jeżeli tak, to wchodzisz na bloggera a potem w MOTYW i DOSTOSUJ. Tam będziesz mieć całe menu ustawiania wszystkiego co dotyczy wyglądu bloga :)
UsuńRozdział super, ale nie mogę pojąć jak on mógł dać się jej pocałować :/ Oby nasze Clace sie nie rozpadło :( Czekam na następny rozdział ;*
OdpowiedzUsuń