◊◊ Isabelle ◊◊
- Nie waż się - groziłam dalej, wpatrując się dalej w dziewczynę. Jej twarz pozostawała nie wzruszona, jednak słuchała mnie, stojąc w miejscu.
Podpierając się łóżka, wstałam chwiejnie i wygładziłam materiał sukienki. Nie zamierzałam bezczynnie siedzieć w pokoju. Skoro Jonathan nie zamierzał się tym zająć, ja musiałam działać.
Omijając służącą szerokim łukiem, skierowałam się do drzwi. Wychodząc na korytarz, natknęłam się na strażników, którzy stali po bokach. Na mój widok, skłonili głowy.
- W którą stronę mam iść, aby się zobaczyć z waszą Panią? - spytałam.
- W lewo, panienko - odpowiedział jeden z nich. Nie oglądając się, szybkim krokiem ruszyłam w lewo. Przemierzając korytarz, co chwile musiałam ocierać wierzchem dłoni jeszcze wilgotne od łez policzki. Nie musiałam się zastanawiać, co powiem Seraphinie, bo już w tej chwili słowa same cisnęły mi się na usta.
Dostrzegając dwóch strażników, wiedziałam, że to muszą być odpowiednie drzwi. Nie pukając, wparowałam do środka, zastając w środku Seraphine i Jonathana. Na mój widok ucichli.
- Isabelle - uśmiechnęła się dziewczyna. - Dobrze, że przyszłaś, właśnie o tobie rozmawialiśmy.
- Przyszłam z tobą porozmawiać - oznajmiłam, ignorując jej słowa.
- Oczywiście - westchnęła, po czym zwróciła się do Jonathana. - Idź do Asmodeusza, on wyjaśni ci więcej.
Jonathan kiwnął głową. Zanim wyszedł, złapał mnie lekko za ramie i szepnął do ucha:
- Proszę, nie prowokuj jej.
Kiedy zostałam sama z Morgenstern, ta z wymuszonym uśmiechem usiadła na brzegu biurka, wbijając we mnie oczekująco swój wzrok.
- Wiem, co masz zamiar zrobić z Alicante. Znam twoje plany - powiedziałam prosto. Na moje słowa odchyliła głowę, jęcząc głośno i pod nosem przeklinając cicho swojego brata. - Nie pozwolę, abyś skrzywdziła moich bliskich.
- Isabelle - zaczęła. - Izzy, Iz... Ktoś musi zrobić porządek w Świecie Cieni.
- I mówi to władczyni demonów, których Świat Cieni próbuje się pozbyć.
- Nie mogę całkiem temu zapobiec, inaczej powstałby w Edomie bunt. Muszę je zsyłać, ale robię to w bardzo małych ilościach. Nie zapominaj, że ja wciąż mam w sobie krew Nefilim i nie chcę, aby demony zagrażały przyziemnym. Muszę się jednak dostosować do tego, że jestem także Panią piekieł, a demony i ludzie zesłani do piekła, to moi podwładni.
- Co ma z tym wspólnego Świat Cieni? - spytałam. - Chcesz tak po prostu zebrać armię i zmienić Alicante w ruinę?!
- Postaram się nie narobić dużych szkód...
- Seraphino Morgenstern! - warknęłam, będąc już co raz bardziej zniecierpliwiona. - Przestań ze mną grać!
Dziewczyna westchnęła teatralnie i zaczęła tłumaczyć:
- Obie dobrze wiemy, że Clave mimo swojej surowej dyscypliny ma bałagan we wszystkim. Nefilim i niektórzy podziemni przestają się ich bać i po prostu łamią zasady. Jestem pewna, że za kilka miesięcy Porozumienia zostaną zerwane. Tak nie może być. Wszystko popadnie w chaos. Świat Cieni potrzebuje kogoś, kto będzie zdolny utrzymać to wszystko w porządku... kogoś kogo będzie się bało samo piekło - wyjaśniła, uśmiechając się dumnie. - Zmiana jest potrzebna, Isabelle. Ty sama jesteś dobrym przykładem co do naginania zasad.
- Co masz na myśli?
- A pamiętasz, co prawo mówi o stosunkach z faerie?
Zamarłam.
- Dokładnie - uśmiechnęła się szyderczo. - Ale ty i Meliorn i tak nie zwracaliście na to uwagi.
- Nie wpychaj tego długiego nosa w nie swoje sprawy! - warknęłam. - Ty sama spałaś...
- Uważaj, jak się do mnie odzywasz - zagroziła, wstając. - To, że jesteś tutaj ważną osobą dla mojego brata, nie daje ci prawa się tak do mnie odnosić!
- Nie licz, że będę cię traktowała z szacunkiem, kiedy ty chcesz zabić wszystkich, których kocham - powiedziałam, robiąc krok w jej stronę. W tej chwili nie czułam strachu, wręcz przeciwnie, czułam narastającą we mnie na wskutek złości odwagę; Stojąc oko w oko z rudowłosą, czułam, jak wciąż we mnie rośnie.
- No proszę, o szacunku mówi ta, która puszcza się na prawo i lewo. - Ledwo co zdążyła skończyć, a moja dłoń wymierzyła jej soczysty policzek. Był on tak mocny i niespodziewany, że dziewczyna, aż się zachwiała. Musiała się podeprzeć biurka, aby nie upaść.
Serce biło mi jak oszalałe. Seraphina, złapała się za policzek z zszokowaną miną. Trwało to jednak kilka sekund, bo po chwili wyprostowała i podeszła do mnie z morderczym wzrokiem. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo jej dłoń z niesamowitą siłą zacisnęła się na moim gardle, pchając mnie na ścianę.
Jej dłoń uniosła mnie za szyję, zaczynając dusić. Grunt pod moimi nogami zniknął, a pojawiła się pod nimi pusta przestrzeń.
- Mylisz się, Isabello Lightwood - wysyczała, odchylając głowę, aby móc spojrzeć w moją twarz, która znajdowała się dobre kilkanaście centymetrów nad jej głową. - Nie zabiję twoich bliskich
Zacisnęłam zęby, czując, jak ból pochłania całe moje gardło, a moje płuca błagają o powietrze, od którego braku, zaczynało mi się kręcić w głowie, a przed oczami widziałam mroczki.
Dłoń Seraphiny się otworzyła, puszczając moje gardło. Upadłam na ziemie, biorąc ogromny haust powietrza. Nie wiedziałam, na czym się skupić; na oddychaniu, na boleśnie walącym sercu czy bólu w okolicy szyi.
- A teraz wynoś się, zanim jeszcze bardziej zechcę cię uszkodzić.
Trzymając dłoń na gardle i wciąż oddychając jak po długim biegu, chwiejnie wstałam i wyszłam. Na korytarzu musiałam podpierać się ściany, aby nie zemdleć, bo miałam wrażenie, że za chwilę tak się stanie.
Wciąż podpierając się ściany, zaczęłam się kierować z powrotem w stronę pokoju. Byłam już blisko, jednak przechodząc obok schodów na wyższe piętro, zauważyłam, że schodzi po nich dziewczyna. Stanęłam, aby przyjrzeć jej się lepiej; ciemne włosy, duże piwne oczy, pełne usta
- Ty musisz być Isabelle. - Kontynuowała schodzenie, aż stanęła przede mną. - Jestem Diana (wym. Daiana).
- Kim jesteś? - spytałam, marszcząc brwi. - Nie wyglądasz na służącą.
Dziewczyna zmierzyła siebie wzrokiem i z uśmiechem powiedziała:
- Faktycznie, bo nią nie jestem. - Następnie zmieniła ton na dumnie oficjalny, teatralnie unosząc głowę. - Masz przed sobą oficjalną faworytę Jonathana Morgensterna.
- Nie rozumiem - mruknęłam, nie pojmując żartobliwego nastroju dziewczyny, jej słów, a co dopiero jej stroju.
- Dobra, a tak na serio - westchnęła, opanowując się. Uśmieszek z jej twarzy jednak nadal nie znikał. - Jestem Diana Seymour i pełnię tutaj rolę... Hmmm... damy do towarzystwa? Dobrze mówię? Tak, to będzie najlepsze określenie.
- Jak to... damy do towarzystwa... dla kogo? - spytałam, chociaż w środku moje serce znało odpowiedź. Bardzo chciałam się mylić.
- Oooo - zajęczała, krzywiąc się. - Jonathan mnie zabije.
- Jesteś tutaj... dla... niego? - wydukałam. Z każdą sekundą do mojej głowy wpadały najróżniejsze myśli, których nie potrafiłam poukładać w jedno.
- Na to wychodzi - powiedziała.
- Isabelle! - usłyszałam na końcu korytarza. Odwróciłam głowę, dostrzegając, jak Jonathan zmierza szybkim krokiem w naszą stronę. Kiedy dzieliło nas już tylko kilka kroków, zmroził dziewczynę wzrokiem, mnie zaś obdarzając czułym spojrzeniem. - Tak mi przykro - powiedział, palcem lekko dotykając mojej szyi, którą bałam się teraz ocenić w lustrze. Wiedziałam jednak, że jest pełna siniaków, bo kiedy jego palec zetknął się z moją skórą, poczułam ból. Odsunęłam się, krzywiąc lekko. Chłopak widząc to, wziął stele i wypalił na moim obojczyku iratze. Czując znany dotyk steli, nie mogłam się powstrzymać i wyrwałam mu ją dorysowując sobie kilka innych runów, jak siłę, szybkość i zręczność. Dopiero potem oddałam mu stele.
- Diana, wracaj do siebie - warknął Jonathan, chowając narzędzie do tylnej kieszeni spodni.
- Teraz mnie zbywasz? Jeszcze kilka godzin temu pozwalałeś mi...
- Rób co mówię! - podniósł głos, aż podskoczyłam. Sama chciałam, aby dziewczyna już poszła, nie miałam ochoty na nią patrzeć po tym, co od niej usłyszałam. I mimo, iż pragnęłam wiedzieć, co ona tutaj robi i co łączy ją z Jonathanem, w tej chwili nie miałam na to ochoty. Nie mogłam patrzeć na nich obojga... szczególnie na niego.
Nie, kiedy moje serce doznało kolejnego ciosu.
- Oboje zejdźcie mi z oczu - powiedziałam, chcąc się odwrócić i odejść. Jednak dłoń Jonathana złapała moje ramię, uniemożliwiając mi to. - Czego chcesz?
- Iz, cokolwiek ci powiedziała, to...
- To co? Kłamstwo? - Zaśmiałam mu się w twarz. - Ty jesteś jednym, wielkim kłamstwem. Nie chcę mi się na ciebie patrzeć. Mówisz, że ci na mnie zależy, a za moimi plecami śpisz z inną.
- To nie tak... To się zdarzyło raz, ale nigdy więcej, przysięgam...
- Raz? - wtrąciła dziewczyna z niedowierzaniem . - Dodaj do tego jeszcze jedno zero, a wyjdzie ci poprawny wynik...
- Straże! - krzyknął chłopak. Po chwili dwóch mężczyzn ubranych na czarno podeszło do nas ze spuszczonymi głowami. - Zabierzcie ją do jej pokoju i nie wypuszczajcie. - Na jego polecenie mężczyźni stanęli po obu stronach dziewczyny, która tylko prychnęła i zaczęła ponownie wchodzić po schodach. Strażnicy ruszyli w ślad za nią. Zwróciłam się z powrotem do Jonathana, kiedy dziewczyna jeszcze krzyknęła:
- Nie zapomnij przyjść po swój pasek, który u mnie zostawiłeś!
Spojrzałam na Jonathana, czekając, aż się wytłumaczy, on jednak odpowiedział celując we mnie palcem:
- Nie noszę paska.
- Nie odzywaj się do mnie.
O Matko!!! Biedna Izzy...a Jonathan szkoda gadać ! Mam ochotę go udusić 😂😂. Mam nadzieje że Seraphina odzyska rozum 😆😆.
OdpowiedzUsuńCzekam na next....szybko.
Pozdrawiam.
Cudowne! Końcówka mnie rozwaliła xD
OdpowiedzUsuń