sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 8 Miecz Anioła

Clary 



Dzień po przyjeździe do Instytutu, razem z Jace'm wyruszyliśmy do Miasta Kości, gdzie miała zostać zbadana przez Cichych Braci. Jadąc na cmentarz taksówką, głowę miałam pełną najróżniejszych myśli; Zastanawiałam się, jak przebiegnie cała wizyta, jak i czym mnie zbadają.

- Clary? - Ocknęłam się na dźwięk cichego głosu Jace'a przy moim uchu.

- Tak?

- Jeżeli choć trochę źle się poczujesz, powiedz, a wrócimy do insty...

- Jace - przerwałam mu. - Czuje się dobrze. - Chłopak już nic nie powiedział, tylko położył swoją dłoń na mojej, splatając z nią palce. Z lekkim uśmiechem odwzajemniłam uścisk przypominając sobie, moment, kiedy po raz pierwszy wspólnie graliśmy na pianinie. Wtedy nasze dłonie były identycznie splecione, razem poruszając się po klawiszach instrumentu tworząc jedność. Na samo wspomnienie uśmiechnęłam się szerzej, wzrok wbijając z powrotem w okno samochodu, za którym właśnie padał deszcz. Dźwięk uderzających o szybę kropli wody, zagłuszał nawet oddech.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na miejsce. Rzuciłam kilku dolarowy banknot taksówkarzowi i wyskoczyłam z samochodu. Chroniąc ręką głowę, pobiegłam z Jace'm do bramy cmentarze, gdzie czekał już na nas jeden z Cichych Braci.

- Przybyliśmy, aby uzyskać odpowiedzi! - oznajmiłam, przekrzykując deszcz.

Podążajcie za mną, usłyszałam. W odpowiedzi kiwnęłam głową, razem z Jace'm ruszając za Cichym Bratem. Kiedy nareszcie weszliśmy do środka jednego z ciemnych korytarzy i zaczęliśmy schodzić po schodach, mogłam poczuć, jak jestem przemoczona do suchej nitki, co dawało się we znaki w postaci zimna. Chłód opanował moje ciało, przez co nie mogłam się powstrzymać od narysowania sobie runy rozgrzewającej. Jace zrobił to samo.

Dostaliśmy waszą ognistą wiadomość. Uważamy, że najlepszym sposobem, aby cię zbadać, będzie wejście w twój umysł, powiedział głos.

- Jest za słaba na Miecz Anioła, może tego nie wytrzymać - zaoponował blondyn.

- Jace - warknęłam.

Dlatego na początek chcemy ją zbadać sami. Brat Enoch wejdzie w twój umysł i spróbuje się czegoś dowiedzieć o twoim problemie. Ostrzegam jednak, że najpierw będzie on musiał naciąć skórę w miejscu, gdzie zostałaś ranna.

- Rozumiem - powiedziałam, dając się zaprowadzić do niedużego pomieszczenia, do którego wejście znajdowało się tuż przed nami.

Dziewczyna musi iść sama, powiedział Cichy Brat, kiedy Jace chciał za mną ruszyć. Niechętnie się zatrzymał, patrząc na mnie wzrokiem jakby chciał się zapytać "Dasz sobie radę?". Pokiwałam głową i posłałam mu uspakajający uśmiech.

Dałam się poprowadzić na środek kamiennego pomieszczenia, gdzie znajdował się kamienny stół pokryty starym, cienkim materiałem.

Jakby to miało sprawić, że będzie mi wygodniej, pomyślałam, kładąc się na stole. W jednej chwili przeszedł mnie dreszcz od lodowatego kamienia, którego chłód i twardość dało się wyczuć przez niemal niewyczuwalny materiał. Nie minęła minuta, a nade mną stanął Brat Enoch, który ściągnął kaptur, odsłaniając swą szpetną twarz. Przypomniały mi się słowa Valentine'a, które wypowiedział podczas jednej z naszych wieczornych lekcji:

Cisi Bracia musieli przyjąć na siebie najcięższe runy, co ich bardzo okaleczyło.

Od tamtego czasu zastanawiałam się, jak rytuał wstąpienia wygląda. Zastanawiałam się, czy bardzo ich to boli, kiedy przyjmują cenę wiedzy.

- Jestem gotowa - powiedziałam, zamykając oczy. Potem nie usłyszałam odpowiedzi, tylko poczułam pieczenie w miejscu, gdzie jeszcze kilka dni temu miałam śmiertelną ranę. Moja skóra była nacinana, bo po chwili pieczenie ustało, pozostawiając po sobie spływającą ciecz i pulsujący ból. Skrzywiłam się lekko.

Zajrzę w twój umysł, możesz poczuć ból.

- Rób co musisz - mruknęłam, wciąż nie otwierając oczu. Od dotyku pergaminowej skóry palców przeszedł mnie dziwny prąd, który rozszedł się po całym moim ciele. Przed oczami zobaczyłam ciemność, przez którą po chwili zaczęły się przedzierać dziwne urywki różnych scen; widziałam Isabelle otoczoną kawałkami szkła, potem Jonathana klękającego przez czyimś łóżkiem, na sam koniec zobaczyłam przez sekundę jakiegoś chłopaka przykutego do ściany. Był ranny.

W jednej chwili uczucie przechodzącego przeze mnie prądu, przerodziło się w miażdżący ból. Wygięłam plecy w łuk, krzycząc na całe gardło. Miałam jednak wrażenie, że nikt mnie nie słyszy i że za chwilę moje ciało zmiażdży coś ogromnego.

Nagle ból ustał.

Nie potrafiłam się jednak zmusić, aby otworzyć oczy. Mogłam jedynie nasłuchiwać, jak rozwścieczony głos Jace'a każe Cichemu Bratu przestać. Po chwili usłyszałam jak wymawia z troską moje imię, gładząc mnie po policzku.

- Clary, otwórz oczy, błagam - szeptał.

O prócz czaru wiążącego, zostało na nią rzucone także zaklęcie blokujące, co uniemożliwia nam wyciągnięcia więcej informacji. Możemy się przedostać głębiej, ale to wymaga użycia Miecza Anioła, oznajmił głos.

- A może jeszcze tortury w celach? Zapomnijcie. - Głos Jace'a był pełen strachu, złości i tonu nie znoszącego sprzeciwu. Gdyby nie to, co zobaczyłam, chętnie opuściłabym to miejsce, ale musiałam się dowiedzieć więcej. Coś było nie tak z Isabelle i Jonathanem. Mogli być w tej chwili w niebezpieczeństwie.

- Jace - udało mi się wykrztusić. - Jace, ja muszę wiedzieć...

- Cii - przerwał mi. - Wracamy do Instytutu.

- Nie - powiedziałam, tym razem o wiele głośniej i wyraźniej. Rozchyliłam powieki starając się wyrównać ostrość. Nie minęło kilka sekund, a mogłam zobaczyć twarz blondyna. - Widziałam Isabelle i Jonathana... Trzeba się dowiedzieć więcej.

- Kiedy indziej, na pewno nie teraz - powiedział, biorąc mnie na ręce. Byłam kompletnie pozbawiona sił.

- Jace, proszę...

- Przecież ty nawet nie możesz ustać na własnych nogach. Nie i koniec - powiedział, chcąc ruszyć do wyjścia, przed nami jednak wyrósł Cichy Brat. Jego głos zabrzmiał w naszych głowach:

Domyślamy się, że Clarissa jest słaba, jednak Inkwizytor Lightwood w swoim nakazie objął również badanie Mieczem Anioła. Nie możemy ignorować jego poleceń.

- Jest za słaba, może tego nie przeżyć! - zaoponował blondyn, mocniej wbijając palce w moje ciało.

Wspominaliśmy o tym, jednak dostaliśmy wyraźne polecenia.

- Nie będzie badania Mieczem Anioła. Nie teraz. Powiedzcie Inkwizytorowi, że biorę to na siebie - oznajmił chcąc przejść, jednak Cichy Brat ani drgnął. Wtulając policzek w ubranie blondyna, mogłam dostrzec, jak zaciska szczękę.

- Jace - odezwałam się. - Pozwól im.

- Nie - odpowiedział twardo.

- Nie mamy wyboru. Przecież ja i tak mogę zginąć w każdej chwili.

- Nie! - warknął.

- Spójrz na mnie - wyszeptałam, dłonią dotykając jego policzka. Niechętnie odwrócił głowę, aby spojrzeć mi w twarz. - Będzie dobrze, obiecuję. - Na koniec go pocałowałam, wlewając w to całe swoje uczucie.






Patrząc mu w oczy, powoli stanęłam pod Mieczem Anioła. Jego dłonie puściły mnie dopiero wtedy, kiedy był pewien, że złapałam równowagę. Dopiero wtedy się wycofał, zostawiając mnie samą, otoczoną przez Cichych Braci.

Jesteś gotowa, Clarisso Morgenstern?, rozbrzmiał głos w mojej głowie.

- T-Tak - odpowiedziałam lekko drżącym głosem, nadal czując się dziwnie wycieńczona z sił. Wiedziałam jednak, że muszę się wziąć w garść. Musiałam być silna, aby przeżyć. Aby dotrzymać słowa, które dałam Jace'owi. Odpowiedziałam więc w końcu pewnym głosem:

- Jestem gotowa. Możemy zaczynać.

Nie minęło dużo czasu, a Cisi Bracia skierowali swe głowy ku górze. Już po chwili mogłam usłyszeć ich mieszane głosy w swojej głowie. Pewnie odchyliłam głowę, aby spojrzeć na zawieszony nade mną jeden z trzech Darów Anioła.

Moc, jaka wypływała z Cichych Braci, płynęła do niego, niczym strumyk do morza. Policzyłam w głowie do dziesięciu, aby móc uspokoić walące serce, a kiedy skończyłam, oślepił mnie blask, który wystrzelił w moją stronę prosto z zawieszonego nade mną ostrza.

Wiedziałam, że obiecałam Jace'owi przeżyć, ale po tym, co zobaczyłam, nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek zdołam mu spojrzeć w oczy...






◊ Isabelle 



- Isabelle - usłyszałam za sobą jego głos. Teraz był już tak blisko, że mogłam poczuć jego oddech na swoim karku. Dostałam dziwnych dreszczy, zignorowałam je jednak, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z szoku jaki mną zawładnął.

Łzy spływały ciurkiem po moich policzkach, a ja nie umiałam ich powstrzymać. Nawet nie chciałam. Wpatrywałam się tylko w obraz za oknem, którym był Edom. W mojej głowie nagle pojawiła się myśl, że za dwa miesiące jedyne co będę stąd widzieć, to będą właśnie ruiny Alicante, a w nich, martwe ciała. Wtedy już nie mogłam się powstrzymać. Przycisnęłam dłonie do ust najmocniej jak umiałam, ale nawet to nic nie dało. Tama puściła; wybuchłam płaczem tak głośnym, że przestało mnie już obchodzić kto mnie usłyszy. Bo nie usłyszy. Dlatego pozwoliłam sobie na łzy i krzyk, bo to jedyne co mi zostało.

- Cii - usłyszałam przy swoim uchu. Poczułam, jak jego ramiona mnie obejmują od tyłu i trzymają mocno nawet wtedy, kiedy kolana się pode mną ugięły. - Izzy, tam mi przykro...

- MOGŁEŚ MNIE ZOSTAWIĆ! WOLAŁABYM ZGINĄĆ! - wykrzyczałam. Nie uderzyłam go, choć miałam na to ochotę. Nie wyswobodziłam się z jego uścisku, bo wcale nie chciałam. Gdzieś w środku przypomniała mi się tamta noc we Francji i jego bliskość, której o dziwo nadal pragnęłam jak głupia.

G ł u p i a...
Byłam g ł u p i a...

- NIENAWIDZĘ CIĘ! - krzyczałam dalej.

Nienawidzę cię, za tą głupią miłość, którą do ciebie czuję i której w tej chwili, jak głupia, potrzebuję.

- Tak mi przykro - szeptał. - Tak bardzo cię przepraszam. Zrobiłbym wszystko, aby temu zapobiec, ale nie mam na to wpływu.

- Ja nie chcę ich stracić - wymamrotałam, obracając się w jego ramionach, aby spojrzeć mu w oczy. - Ja nie chcę, nie mogę... błagam zrób coś. Cokolwiek. Błagam - głos mi się załamał.

- Chciałbym, ale...

- Panie - usłyszałam głos służącej, która stała w drzwiach ze spuszczoną głową.

- Nie teraz - warknął Jonathan.

- Pani cię wzywa, podobno to coś ważnego - wyjaśniła, nadal nie podnosząc głowy ani wzroku.

Usłyszałam, jak Jonathan wzdycha i mówi:

- Zajmij się nią. - Po czym wyszeptał mi do ucha dwa słowa; Zaraz wrócę. Następnie wstał i wyszedł, zostawiając mnie dziewczynie, którą zdążyłam znienawidzić za uderzenie mnie, gdy starałam się uciec.

- Nie. Dotykaj. Mnie - wycedziłam przez zęby, kiedy starała się do mnie podejść. Na moje słowa znieruchomiała, nawet na mnie nie patrząc.

4 komentarze:

  1. Rozdział...brak słów ..jest po prostu boski 😄😄.
    Czemu Clary ciągle spotykają takie okropne rzeczy dlaczego??😭😭
    Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ciesze się że wyszedł dobrze ☺ Co do Clary to niestety ma pecha ale wkrótce możesz sie spodziewać że bedą go mieli także pozostali 😁😂
      POZDRAWIAM
      Ms. Veronica

      Usuń
    2. Pozostali....Na Anioła nie😭😭
      Jejku już się boję co ich czeka 😯😯

      Usuń

Czytasz? Pamiętaj zostawić po sobie ślad ;3