◊◊ Zebranie Clave, Alicante ◊◊
Głosy dochodzące zza drzwi Sali Anioła, były tak głośne, że dało się je usłyszeć nawet przez silny panujący jesienny wiatr. Liście osadzające się na marmurowych schodach, co chwile stawały się podwładne pogodzie, która nerwowo zmieniała ich położenie. Jesienne dźwięki jednak nie przeszkadzały członkom rady, którzy w środku budynku w świetle zapalonych świec omawiali długo odkładane informacje i plany:
- Jak dobrze wszyscy wiemy, seria ofiar ustała. Pociągnęła jednak ze sobą bardzo wpływowe osoby, a dokładnie byłą Konsul, Jie Penhallow, byłego Inkwizytora Wayland'a, a także szefową instytutu w Paryżu, którą była Joanna Ashdown - oznajmił Inkwizytor, Robert Lightwood. Siedząc u szczytu stołu z uniesioną głową, swoim wzrokiem zmierzył każdego obecnego. - Proponuję odsunięcie tymczasowego Konsula i oficjalne wybranie nowego. Jakieś propozycje?
- Jeżeli można, Inkwizytorze - zaczął pięćdziesięcioletni Samuel Clarence, którego osoba była w radzie już ponad trzydzieści lat. Uniósł rękę, którą opuścił i wstał dopiero, kiedy Robert kiwnął głową. - Na podstawie swojego trzydziestoletniego doświadczenia, chciałbym zgłosić swoją kandydaturę.
- Zostaniesz wzięty pod uwagę, Samuelu. - Po wypowiedzi Lightwooda, Clarence kiwnął w podziękowaniu głową i z powrotem zajął swoje miejsce. - Czy ktoś jeszcze chciałby zgłosić swoją lub czyjąś kandydaturę?
W sali nastała cisza, nikt nie odezwał się nawet słowem. Robert spojrzał ukradkiem na żonę, która dyskretnie kręciła głową. Mimo iż w środku wiedział, jak ciężko będzie jego żonie, nie mógł pozwolić, aby to Clarence został Konsulem. Członkowie, mało znanego rodu, którym był ród Clarence, słynął z intryg i pożądania, jakim była władza. Wziął więc głęboki oddech i wstał, mówiąc:
- Na podstawie znajomości wielu języków i wieloletniego doświadczenia w prowadzeniu instytutu w Nowym Jorku, zgłaszam kandydaturę Maryse Lightwood. - Przy stole przebiegł cichy szmer szeptów, na co Robert zareagował jeszcze głośniejszym głosem:
- Ten kto stoi za tym, aby stanowisko nowego Konsula objął Samuel Clarence, niech odda swój głos wstając! - Na słowa Inkwizytora, od stołu wstały może cztery osoby.
- Kto stoi za tym, aby stanowisko nowego Konsula objęła Maryse Lightwood, niech odda swój głos teraz - powiedział ponownie Robert. Tym razem rozbrzmiał dźwięk niemal wszystkich odsuwanych krzeseł członków rady Clave. Zdezorientowana Lightwood rozejrzała się z niedowierzaniem, następnie przenosząc wzrok na męża, który dał znak, aby usiąść. Kiedy wszyscy ponownie zajęli swoje miejsca, a twarz Clarence'a stała się obojętna, Inkwizytor oznajmił:
- Stanowisko Konsula od tej chwili obejmuje Maryse Lightwood.
- Inkwizytorze - zaczął ponownie Samuel, tym razem wstając zanim Inkwizytor wyraził zgodę. - Skoro Maryse Lightwood zajmie stanowisko Konsul, to chciałbym zająć jej miejsce jako szef instytutu w Nowym Jorku, którym już nie jest. - Na słowa mężczyzny Inkwizytor zmarszczył brwi, ukradkiem spoglądając na żonę, która obdarzyła mężczyznę chłodnym spojrzeniem.
- Rozumiem, jednak najpierw chciałbym...
- Stanowisko Konsula jest o wiele wyższe od szefa instytutu - przerwał Samuel. - Na to, abym został Konsulem, oddano cztery głosy. Mają one naprawdę dużą wartość, jeśli chodzi o osadzenie mnie jako szefa instytutu w Nowym Jorku, szczególnie, że jak do tej pory nie było nikogo innego chętnego do tego stanowiska.
- Nawet nie dałem nikomu szansy się zgłosić, Samuelu - odpowiedział Robert, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie da za wygraną. Przeniósł wzrok na członków rady. - Ten, kto jest zainteresowany zgłoszeniem kandydatury na szefa instytutu w Nowym Jorku lub szefa instytutu w Paryżu, niech zgłosi to teraz. - W sali nastała cisza, a każda jej sekunda wywoływała na twarzy Clarence'a co raz większy uśmiech. Nagle jednak rozbrzmiał dźwięk odsuwanego krzesła. Każdy skierował swój wzrok na dziewczynę o czarnych włosach i zielonych oczach, która zabrała głos:
- Jestem Evelyn Ashdown, córka Joanny Ashdown, byłej szefowej tamtejszego instytutu. Na podstawie swojego dopiero ukończonego szkolenia na szefową instytutu z oceną bardzo dobrą, zgłaszam swą kandydaturę na szefową instytutu w Paryżu.
- Dopiero co ukończyłaś szkolenie, Evelyn? - spytał Robert, wpatrując się z fascynacją w urodę dziewczyny.
- Tak, Inkwizytorze. Dopiero co też dołączyłam do rady Clave.
- Rozumiem - powiedział, po czym oznajmił. - Skoro nie ma innych chętnych, szefową instytutu w Paryżu zostaje Evelyn Ashdown.
- A co z Nowym Jorkiem? - spytał Samuel Clarence z uśmiechem na twarzy. Robert niechętnie na niego spojrzał.
- Nowym szefem instytutu w Nowym Jorku zostaje Samuel Clarence. - Na słowa Inkwizytora, nowa Konsul, jak i pozostali spuścili zawiedziony wzrok na papiery przed sobą.
Następną sprawą, jaką rada zaczęła omawiać był nadchodzący rok szkolny, w którym wprowadzono jedynie to, że temat ma od tej pory być przerabiany szybciej, aby nadrobić stracone rzeczy z powodu zdarzeń sprzed kilku miesięcy. Do ksiąg historycznych ma także zostać wprowadzona data i zdarzenia z zagłady Lilith.
Ostatnią rzeczą jaką omówiono, była sprawa porwania Isabelle Lightwood i Jonathana Morgensterna. Zaliczała się do niej również Clarissa Morgenstern.
- Zapewniam, że wysłałem Clarisse Morgenstern do Cichego Miasta. Cisi Bracia wykryli tylko, że Isabelle żyje. Nie udało im się jednak dowiedzieć niczego więcej. Sprawca więc zostaje bez śladu, zupełnie jak Jonathan i Isabelle - oznajmił Robert, w środku czując ukłucie na wspomnienie o córce.
- Nie można jednak wykluczać, że sprawca porwania i sprawca od serii zabójstw to ta sama osoba - odezwała się Celine Herondale, która jak do tej pory siedziała cicho.
- Oczywiście, Cisi Bracia na moją prośbę wciąż starają się badać zebrane informacje na temat ciał i obrażeń. Póki co, wolałbym jednak odłożyć sprawę na bok, gdyż i tak nie ma żadnych wieści.
- A gdyby wysłać Clarisse Morgenstern do jakiegoś czarownika? - zaproponowała jedna z członkiń rady.
- Lub poradzić się faerie? One zawsze coś wiedzą!
- Proponuję przesłuchać Clarisse mieczem Anioła!
- Nie wykluczajmy pozostałych podziemnych! Wilkołakom i wampirom także co chwila obija się coś o uszy!
- A może warto porozmawiać z syrenami?!
- Clarissa jest za słaba - zaoponował Stephen Herondale, wstając z miejsca. Ogólnie uchodził za jedną z tych osób, które się przypatrują rozmową a nie negocjują, więc swoją gwałtownością uciszył każdego obecnego. - W tej chwili jest z moim synem w instytucie w Nowym Jorku. Po wizycie w Cichym Mieście nie jest w stanie nawet unieść miecza. Wnoszę o ograniczenie jakichkolwiek metod, które mogłyby jej zaszkodzić.
- Oczywiście. - Robert kiwnął głową i wziął do ręki arkusz papierów unosząc go tak, aby każdy mógł zobaczyć co trzyma. - Clarissa Morgenstern prawie umarła od mocy miecza Anioła, nie ma więc mowy o jakichkolwiek innych próbach w najbliższym czasie. Co do faerie i innych podziemnych, proponuję, aby dwie osoby udały się na początku roku szkolnego na Jasny Dwór, a także do hotelu Dumort w Nowym Jorku i porozmawiały w moim imieniu z podziemnymi.
- A co z wilkołakami?
- Sam porozmawiam z dowódcą.
- Inkwizytorze - Kobieta o srebrnych włosach i chłodnych szarych oczach wstała unosząc dłoń. - Moja córka, Carina Tyrell, będzie kontynuowała naukę w Nowym Jorku. Proponuję, aby to jej przypadło zadanie. Zgłaszam ją na podstawie jej umiejętności negocjacyjnych.
- Znam Carinę, miałem okazję uczyć jej klasę demonologii w ramach zastępstwa. To zdolna dziewczyna, więc dobrze. Chciałbym jeszcze kogoś do tego zadania, tak jak powiedziałem, chcę aby podjęły się tego dwie osoby - powiedział Inkwizytor, przemierzając wzrokiem po obecnych.
- Chciałabym zgłosić swojego syna - Głos Celine rozniósł się po całej sali. - Jace'a Herondale'a. Dobrze walczy, również potrafi negocjować i jest przyszłym szefem instytutu w Bułgarii.
- Niech będzie. - Inkwizytor kiwnął głową. - Jace Herondale i Catarina Tyrell. Proszę ich rodziny, aby omówili z nimi tą sprawę. Uważam, że to wszystko. Zebranie skończone. - Na słowa mężczyzny, rozległ się dźwięk odsuwanych krzeseł, a następnie kroki w stronę wyjścia.
- Jak mogłeś oddać mu instytut? - Palce Roberta zbierające papiery w jeden arkusz znieruchomiały na dźwięk słów żony. Ten jednak ją zignorował, kontynuując daną czynność, mówiąc:
- Później o tym porozmawiamy. - Następnie łapiąc za papiery ominął kobietę idąc w stronę nowej szefowej Paryskiego instytutu, Evelyn Ashdown. Dziewczyna również nadal zbierała papiery. Maryse obserwowała jak jej mąż podchodzi do dziewczyny i nachyla się do niej, szepcząc jej coś do ucha. Dziewczyna powoli spojrzała mężczyźnie w oczy, które wpatrywały się w nią jak lew w swoją zdobycz. Jej usta wykrzywiły się lekkim, znaczącym uśmiechu.
Maryse poczuła, jak tysiące igiełek wbija jej się w serce. Nie mogąc patrzeć jak jej mąż planuje kolejną noc poza ich łożem, skierowała się w stronę drzwi. Jedyne o czym teraz myślała, to gdzie tym razem Robert to zrobi; na biurku, tak jak tamtą blondynkę? Na stole, tak jak tamtą dziewkę ze sklepu z bronią? Na krześle, jak ostatnim razem z inną brunetką? A może w jej przyszłym gabinecie Konsula?
- Nie można jednak wykluczać, że sprawca porwania i sprawca od serii zabójstw to ta sama osoba - odezwała się Celine Herondale, która jak do tej pory siedziała cicho.
- Oczywiście, Cisi Bracia na moją prośbę wciąż starają się badać zebrane informacje na temat ciał i obrażeń. Póki co, wolałbym jednak odłożyć sprawę na bok, gdyż i tak nie ma żadnych wieści.
- A gdyby wysłać Clarisse Morgenstern do jakiegoś czarownika? - zaproponowała jedna z członkiń rady.
- Lub poradzić się faerie? One zawsze coś wiedzą!
- Proponuję przesłuchać Clarisse mieczem Anioła!
- Nie wykluczajmy pozostałych podziemnych! Wilkołakom i wampirom także co chwila obija się coś o uszy!
- A może warto porozmawiać z syrenami?!
- Clarissa jest za słaba - zaoponował Stephen Herondale, wstając z miejsca. Ogólnie uchodził za jedną z tych osób, które się przypatrują rozmową a nie negocjują, więc swoją gwałtownością uciszył każdego obecnego. - W tej chwili jest z moim synem w instytucie w Nowym Jorku. Po wizycie w Cichym Mieście nie jest w stanie nawet unieść miecza. Wnoszę o ograniczenie jakichkolwiek metod, które mogłyby jej zaszkodzić.
- Oczywiście. - Robert kiwnął głową i wziął do ręki arkusz papierów unosząc go tak, aby każdy mógł zobaczyć co trzyma. - Clarissa Morgenstern prawie umarła od mocy miecza Anioła, nie ma więc mowy o jakichkolwiek innych próbach w najbliższym czasie. Co do faerie i innych podziemnych, proponuję, aby dwie osoby udały się na początku roku szkolnego na Jasny Dwór, a także do hotelu Dumort w Nowym Jorku i porozmawiały w moim imieniu z podziemnymi.
- A co z wilkołakami?
- Sam porozmawiam z dowódcą.
- Inkwizytorze - Kobieta o srebrnych włosach i chłodnych szarych oczach wstała unosząc dłoń. - Moja córka, Carina Tyrell, będzie kontynuowała naukę w Nowym Jorku. Proponuję, aby to jej przypadło zadanie. Zgłaszam ją na podstawie jej umiejętności negocjacyjnych.
- Znam Carinę, miałem okazję uczyć jej klasę demonologii w ramach zastępstwa. To zdolna dziewczyna, więc dobrze. Chciałbym jeszcze kogoś do tego zadania, tak jak powiedziałem, chcę aby podjęły się tego dwie osoby - powiedział Inkwizytor, przemierzając wzrokiem po obecnych.
- Chciałabym zgłosić swojego syna - Głos Celine rozniósł się po całej sali. - Jace'a Herondale'a. Dobrze walczy, również potrafi negocjować i jest przyszłym szefem instytutu w Bułgarii.
- Niech będzie. - Inkwizytor kiwnął głową. - Jace Herondale i Catarina Tyrell. Proszę ich rodziny, aby omówili z nimi tą sprawę. Uważam, że to wszystko. Zebranie skończone. - Na słowa mężczyzny, rozległ się dźwięk odsuwanych krzeseł, a następnie kroki w stronę wyjścia.
- Jak mogłeś oddać mu instytut? - Palce Roberta zbierające papiery w jeden arkusz znieruchomiały na dźwięk słów żony. Ten jednak ją zignorował, kontynuując daną czynność, mówiąc:
- Później o tym porozmawiamy. - Następnie łapiąc za papiery ominął kobietę idąc w stronę nowej szefowej Paryskiego instytutu, Evelyn Ashdown. Dziewczyna również nadal zbierała papiery. Maryse obserwowała jak jej mąż podchodzi do dziewczyny i nachyla się do niej, szepcząc jej coś do ucha. Dziewczyna powoli spojrzała mężczyźnie w oczy, które wpatrywały się w nią jak lew w swoją zdobycz. Jej usta wykrzywiły się lekkim, znaczącym uśmiechu.
Maryse poczuła, jak tysiące igiełek wbija jej się w serce. Nie mogąc patrzeć jak jej mąż planuje kolejną noc poza ich łożem, skierowała się w stronę drzwi. Jedyne o czym teraz myślała, to gdzie tym razem Robert to zrobi; na biurku, tak jak tamtą blondynkę? Na stole, tak jak tamtą dziewkę ze sklepu z bronią? Na krześle, jak ostatnim razem z inną brunetką? A może w jej przyszłym gabinecie Konsula?