- Clarissa Adele Morgenstern nie żyje. - oznajmiła Lilith.
Jej słowa były dla mnie niczym ogromny cios. Przed oczami nagle przeleciały mi wszystkie wspomnienia związane z rudowłosą;
Moją siostrzyczką, która od małego kradła znacznie większy od niej samej miecz ojca i wspinała się na dach, aby poćwiczyć.
Moją Clary, którą wszyscy wspólnie uczyliśmy jeździć konno.
Moją Clarissą, która dawała naszej rodzinie powód do dumy.
Nie żyła...
Umarła...
Odeszła...
Jej ciało leżało nieruchome, całe we krwi. Byłem pewny, że gdybym teraz ją dotknął, wciąż poczułbym ciepło jej drobnego ciała, które nie zasługiwało na taki los, a przede wszystkim na taką śmierć.
Czułem, że łzy wypływały z moich oczu i spływały po moich policzkach, aby w końcu spaść na ziemie.
Przeniosłem ukradkiem wzrok na Valentine'a, który mocno zaciskał szczęke. W jego oczach było widać rozczarowanie. Jednak na twarzy Seraphiny było widać wyraźny smutek. Nie dziwiłem się jej. Ona i Clary były nie tylko siostrami, ale i przyjaciółkami. Chociaż nie byłem pewny, czy Seraphine można nazwać przyjaciółką, skoro nawet nie stanęła w obronie Clary, kiedy ta umierała w męczarniach.
Bez względu na to, jak bardzo Valentine i Seraphina będą odczuwać śmierć Clary, już zawsze się będę nimi brzydził. Nie są już moją rodziną. Istniał ród Morgensternów, ale rodziny nigdy nie było i nie będzie.
- Ból wywołuje strach, a strach wywołuje słabość. - odezwała się Lilith, usadawiając się prosto na tronie. - Życie i śmierć tej dziewczyny były idealnym tego przykładem.
Zacisnąłem mocno zęby, starając się opanować furię. Niestety, to ona przejęła moje ciało; zacząłem się szarpać, drąc się na cały głos:
- Przyziemny jest wart więcej, niż kilka takich jak ty, Lilith! Nie dziwię się, że nazwano cię jedzą, przez którą potykają się zwierzęta! Powinnaś się smażyć głęboko w ogniu piekła!
- Nie waż się mnie obrażać w moim własnym domu! - warknęła. - Skoro jesteś jednak taki chętny do rozmowy, to może będziesz taki chętny, aby patrzeć, jak Edom zdobywa królową. Koronacja odbędzie się szybciej! - oznajmiła. Po jej słowach demony odciągnęły mnie do tyłu.
Do sali wszedł mężczyzna w długiej, złotej szacie. Na głowie miał długi kaptur, ale po zmarszczkach na dłoniach było widać, że był już stary.Trzymając poduszkę w ze złotą koroną i kielichem, zatrzymał się kilka metrów przez tronem Lilith, kłaniając przed nią głowę i mówiąc ochrypłym głosem:
- Moja Pani.
- Kontynuuj. - rozkazała łagodnie.
Mężczyzna podał poduszkę demonowi obok. Następnie dłonie starca sięgnęły po kielich, który Lilith wzięła od niego w swoją prawą rękę. Starzec sięgnął obiema, pomarszczonymi dłońmi po koronę, wysoko ją unosząc nad głowę Lilith, zaczynając wymawiać następujące słowa:
- Ja, były Pan Piekieł, Asmodeusz, zrzekam się korony i całej mojej władzy! Oddaję wszystko prawowitej władczyni świata Edomu, Królowej, Pani Piekieł... Lilith! - wykrzyknął, wkładając złotą koronę na głowę brunetki, której twarz rozjaśniła się w dumnym uśmiechu.
- Niech każdy odda pokłon królowej Edomu! - wykrzyknął w końcu Valentine. Słysząc jego głos, ocknąłem się, jak z hipnozy. Rozejrzałem się; nikt, o prócz demonów, nie miał zamiaru się kłaniać. Ja też nie.
- Oddać pokłon królowej Edomu! - powtórzył Valentine, ale nikt nie posłuchał. Uśmiech Lilith zaczął gasnąć, a zastąpiła go narastająca złość. Dostrzegłem, jak palce jej wolnej dłoni, która spoczywała na oparciu tronu, wbijają się mocniej w mebel. Poczułem, jak niewidzialna siła zmusza moje kolana do zetknięcia się z ziemią. I nie tylko mnie; już po chwili prawie wszyscy obecni w sali klękali, oddając pokłon jędzy, która zabiła moją siostrę, a także miała zabić mnie i małe dzieci.
- Zgodnie z tradycją i prawem musisz wyznaczyć swojego następce, który zasiądzie na tronie, kiedy twoje ciało obróci się w proch. - oznajmił Asmodeusz.
- Ja, Królowa Edomu, Pani Piekieł, wyznaczam na następczynie tronu Edomu swoją córkę, Seraphine Morgenstern!
Asmodeusz kiwnął głową, po czym wziął kielich od Lilith, a także podobną, tylko mniejszą, koronę, której do tej pory nie zauważyłem na poduszce. Były Pan Piekieł podszedł do dziewczyny podając jej kielich i następnie unosząc koronę.
- Czy ty, Seraphino Morgenstern, córko Lilith i Valentine'a Morgensterna, przysięgasz na moc nadaną ci przez Panią Piekieł oddać się Edomowi, kiedy nadejdzie dzień, w którym prochy twojej matki zostaną pochowane?
- Tak, przysięgam.
- Czy przysięgasz kontynuować rządzenie Edomem, kiedy rządy twojej matki miną?
- Tak, przysięgam.
- Czy przysięgasz nie przychylać się do królobójstwa?
- Tak, przysięgam.
- Ogłaszam cię zatem prawowitą i oficjalną następczynią Pani Piekieł, u której boku w tej chwili zasiądziesz, przyjmując tę koronę, jako znak przypieczętowania przysięgi. - Asmodeusz włożył koronę na głowę zdezorientowanej Seraphiny, która dziwnie błąkała po wszystkich wzrokiem. Kiedy tylko Asmodeusz się odsunął demony wydały z siebie ryk wiwatu.
Chciałem odwrócić głowę, nie patrzeć, ani na nią, ani na martwe ciało Clary. Patrzyłem jednak. Patrzyłem nienawistnie, jak Seraphina nieruchomo siedzi na tronie z kielichem w dłoni, kiedy Lilith i Valentine dumnie na nią patrzyli.
I wtedy stało się coś, co zamurowało wszystkich
- DOSYĆ!!
Kiedy w sali zapadła grobowa cisza, dziewczyna rozejrzała się dookoła z miną, jakby się miała zaraz rozpłakać.
- DOSYĆ!! - powtórzyła. Przełknęła ślinę i z zaciśniętymi zębami uniosła kielich. - Wystarczy! Koniec!
- Seraphino, co ty wyprawiasz? - spytała Lilith z lekkim strachem w oczach, stając na równe nogi. Brunetka chciała zrobić krok w stronę dziewczyny, ale ta krzyknęła;
- Nie podchodź! Mam kielich i równie dobrze mogę cię zmieść z powierzchni Edomu! Mogę to zrobić z wami wszystkimi! - ostrzegła i na dowód spojrzała na demona trzymającego poduszkę. Zaczęła wymawiać cicho jakieś słowa, kiedy nagle demon zacharczał i zamienił się w popiół. Poduszka spadła na ziemie.
- Seraphino! - warknął ostrzegająco Valentine, również wstając z tronu. - Odłóż to natychmiast! Ale już!
- Nie, ojcze. - powiedziała Seraphina, a ja dostrzegłem łzę spływającą po jej policzku. - Nie zrobię tego. Wystarczy już cierpień. - Mówiąc to, spojrzała na ciało rudowłosej. Po chwili jednak spojrzała na mnie. - Puścić go, wy gnidy. Ale już!
Demony niechętnie mnie puściły. Rozmasowałem obolałe ramiona, po czym podszedłem bliżej siostry, kładąc dłoń na jej ramieniu. Wciąż czułem do niej pewną odrazę, ale nie była ona już tak wielka, abym nie mógł ją nazywać swoją siostrą.
- Weź Clary. - rozkazała cicho. Nie trzeba mi było mówić dwa razy. Rzuciłem się w stronę ciała rudowłosej, które ostrożnie wziąłem na ręce. Było chłodne i blade.
- Już dobrze, siostrzyczko. - szepnąłem. Wstając i niosąc ją, czułem jej głębokie rany i krew, którą zapewne ja też już byłem po części umazany. Ale nie przeszkadzało mi to. Chciałem mieć ją blisko siebie, mimo iż jej martwe ciało sprawiało mi ból.
Stanąłem obok Seraphiny.
- To koniec. - powiedziała donośnym głosem, patrząc na Lilith. - To twój koniec!
- Przysięgałaś... - zaczęła Lilith, ale Seraphina jej przerwała.
- Ale nie przysięgałam być lojalna! - warknęła, unosząc kielich jeszcze wyżej i zaczynając wypowiadać słowa w języku demonów, którego jako jedyna z naszej trójki się uczyła. Wszystko zaczęło się trząść. W pomieszczeniu zerwał się mocny wiatr, tak jak wtedy w instytucie. Siła wiatru wyrwała szkło z okien, które stłukło się na tysiące kawałeczków, zupełnie jak i inne wazy i ozdoby. Kamień w ścianach i podłoga zaczęły pękać.
Demony zaczęły zamieniać się w popiół, który porwał wiatr. Wszyscy Nocni Łowcy, Podziemni, a także Przyziemni na zewnątrz rozbiegli się we wszystkie strony, byleby ochronić swoje dzieci. Lightwood'owie i Herondale'owie robili to samo, jedynie Jace i Isabelle podbiegli do mnie i Seraphiny.
Blondyn od razu dotknął twarzy Clary, gładząc palcami jej policzek. Widziałem, że coś do niej szepcze, ale nie mogłem usłyszeć co, ponieważ wiatr szumiał mi w uszach.
- Co robimy?! - spytała Isabelle, starając się przekrzyczeć wiatr i krzyki.
- Musicie uciekać, to wszystko się zaraz się zawali!
- A ty? - brunetka spojrzała na mnie swoimi błyszczącymi oczami. Mimo potarganych włosów i brudnej twarzy i tak nie traciła swojej piękności.
- Muszę pomóc Seraphinie. - oznajmiłem, spoglądając następnie na Jace'a. - Weź ją i zabierz w bezpieczne miejsce. - rozkazałem. Jace'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać; od razu przejął ode mnie ciało Clary, jakby ważyła tyle co piórko. Spojrzał na nią z czułością, po czym ponownie na mnie.
- Chroń ją. - powiedziałem, wiedząc, że mnie już nie spotka ten zaszczyt, kiedy się obudzi, gdy Seraphina przywróci do życia ją, jak i wszystkich innych zabitych.
- Będę. Zawsze. Przysięgam na Anioła. - powiedział blondyn, po czym zaczął biec w stronę wyjścia.
- Biegnij! - krzyknąłem do brunetki, która wciąż patrzyła na mnie ze strachem w oczach.
- Ty i Seraphina zginiecie!
- Będzie dobrze. - zapewniłem ją, choć wiedziałem, że kłamię. Ale nie mogłem pozwolić, aby została. Nie zasługiwała na śmierć. Czasami ją widziałem w instytucie i od razu wiedziałem, że była tym światełkiem dobra, które świeciło w ich rodzinie. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby została tutaj i zginęła z mojego i Seraphiny powodu.
Ująłem więc jej twarz w swoje dłonie i starając się przekrzyczeć wiatr, powiedziałem:
- Musisz iść, Isabelle. Twoja rodzina na ciebie czeka. Proszę, idź!
Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę na mnie z czułością w oczach, po czym niechętnie się odsunęła i zaczęła uciekać w stronę wyjścia. Odetchnąłem z ulgą, po czym wróciłem do Seraphiny, która wciąż wymawiała jakąś niezrozumianą dla mnie formułkę słów. Lilith i Valentine podtrzymywali się tronów, krzycząc i grożąc nam, że jeżeli nie przestaniemy, to wszyscy zginiemy. Nie wiedzieli tylko, że tak właśnie miało być.
Wszystko zaczęło się walić. Duże kamienie sufitu spadać razem z żyrandolami. Byłem gotowy na śmierć, jeżeli to tylko miało pomóc w przywróceniu porządku. Będąc gotowy na wszystko, co los mi przyszykował, dołączyłem się do trzymania kielicha razem z Seraphiną. Trzymaliśmy go razem. Ona wymawiała słowa, a ja starałem się powtarzać.
W pewnej chwili wszystko zaczęło się trząść tak mocno, że budowla nie wytrzymała i wszystko zaczęło się ostatecznie walić. W tym samym z kielicha rozbłysło jaskrawe światło. Przyległem do Seraphiny mocno ją obejmując i ciągnąc na podłogę, kiedy reszta sufitu i ścian poległa na nas.
Zanim jednak całkiem nie straciłem przytomności, usłyszałem krzyk Lilith. Był to znak, że wszystko, co do tej pory się stało, upadło razem z Edomem, aby zrobić miejsce innemu, nowemu początkowi.
Mam nadzieję, że ten rozdział był wart czekania ;) Chciałabym wam aniołki podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem, a także za masę wyświetleń!!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3
WAŻNE: Ta sprawa dotyczy bloga "Diabelskie Dary", którego prowadzi Aley Morgenstern. Ostatnio dowiedziałam się, że były wyrażane opinie, w których było napisane, że Aley coś ode mnie mogła zgapić czy coś w tym rodzaju. Otóż nie było nic z tych rzeczy z żadnej ze stron! Do głowy wpadł nam po prostu podobny pomysł na opowiadanie, co jest czystym zbiegiem okoliczności. Doszłyśmy z Aley do porozumienia i każda z nas będzie pisała swoje opowiadanie tak, jak sama zaplanowała ;) To wszystko, dziękuję za przeczytanie!
Cudo! <3 !! Ale Clary ma żyć!!
OdpowiedzUsuń!!! Clary ma żyć i ty to wiesz, ale jest jeszcze jedno: Jonathan tez ma przeżyć! Seraphina MOŻE (Ale nie musi xd) Zrozumiałaś? Mam nadzieję ♥♥
OdpowiedzUsuńOgólnie to cudny *.*
Czekam na next który ma się pojawić szybciej niż za tydzień bo nie wytrzymam!!! ♥♥♥
P.S. Dziękuję za wyjaśnienie tego "incydentu" :*
Cudny <3 Warto było czekać cały tydzień . Przypominam Clary ma żyć !!!
OdpowiedzUsuńNiech oni wszyscy przeżyją! Błagam błagam błagam. Seraphina jest jednak mądra *-* bardzo bardzo bardzo. Jezuuuus jak ja się nie mogę doczekać nextu! Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPs.: Czyżby Izzy z naszym Jonathanem? ❤❤❤
Cudo cudo cudo czekam na next ❤❤❤
OdpowiedzUsuńKiedy ty się nauczysz kończyć rozdziały tak, aby nie psuć ludziom psychiki. I tak kocham twojego bloga <3 //Karola
OdpowiedzUsuńSzczerze to nawet nie pomyślałam że Seraphina mogłaby coś takiego zrobić... Niezłe zaskoczenie x Rozdział świetny <3 Nie mogę się doczekać kolejnego!
OdpowiedzUsuńWeny! ;*
Boski mam nadzieję na szybki next ;) życzę weny ;*
OdpowiedzUsuńWoah, Seraphina jednak nie jest taka bezwzględna. To dobrze. XD
OdpowiedzUsuńTylko wiesz... jeśli zrobisz coś mojemu Jonathanowi,to idk co ci zrobię, ale to będzie bardzo bolesne. Rozumiemy się? XDDD
Weronika xx
Witam Weroniko! Pierwszy raz komentuje twojego jakiegokolwiek bloga, ale wszystkie o Darach Anioła przeczytałam. Od twojego pierwszego bloga twój styl pisania bardzo się zmienił. Na lepsze oczywiście:) Wiem, że taki komentarz może dużo nie znaczy, ale fajnie by było jakbyś go przeczytała. Dzięki tonie w pewnym sensie zabrałam się za pisanie. Dziękuje ci, że piszesz, bo twojego opowiadania są naprawdę cudowne. Ja dopiero zaczęłam pisać, no tak pod koniec lutego:3 Życzę ci weny i miło by mi było jakbyś zetknęłam na moje opowiadanie. Co prawda pierwsze rozdziały są słabe, ale xD Ok, kończę tego koma, bo się pewnie rozpisałam.
OdpowiedzUsuń'~ Lady Herondale :)
Dziękuję, bardzo mi miło ;) Cieszę się, że w jakiś sposób "zaciągnęłam" cię do pisania. Chętnie przeczytam twojego bloga, jeżeli podałabyś mi do niego działający link, ponieważ gdy wchodzę na twój profil, to widnieje tam link następujący: dary-aniola-mym-zyciem-ff.blogspot.com
UsuńNiestety nie działa. Pisze, że blog został usunięty ;( Byłabym wdzięczna, gdybyś podała działający ;**
Pozdrawiam
Veronica
http://milosc-po-prostu-jest.blogspot.com
UsuńTeraz powinno znaleźć:))
Czyli jednak nie tylko ja jedna wierze w Jizzy!
UsuńA jednak Clary zmartwychwstanie a moja wiara w siłę miłości przetrwa! ;*
Cudo! Czekam! :*
OdpowiedzUsuńRozpłynęłam się jak go czytałam <3
OdpowiedzUsuń*.* cudo ! <3
Mój Jace <3 :*
Czekam na next <3 Nie wiem czy dam radę czekać, aż tydzień.
Clary MUSI życzć! Bez niej nie będzie seksów jej i Jace'a (nwm jak odmienić xD) on no no :c XDD
OdpowiedzUsuń