Ceremonia ślubna jak i ogłoszenie mnie następczynią nie była huczna. Zaraz po włożeniu korony na moją głowę, razem z Jonathanem przeszliśmy w stronę stołów. Rozpoczęła się uczta. Na widok wymyślnych potraw zaburczało mi w brzuchu. Od razu nałożyłam sobie dużą ilość dań głównych. Jonathan spojrzał na mnie z rozbawieniem, biorąc łyk wina.
- No co? - spytałam, przeżuwając pierwszy kęs.
- Nic, jedz na zdrowie, żono - odparł wciąż z lekkim uśmiechem. Na słowo "żona", poczułam dziwne motylki w brzuchu.
- Nie opychaj się tak - powiedziała cicho Seraphina, siedząc po mojej prawej stronie. Małymi łykami popijała wino z kielicha.
W jednym momencie jedzenie w mojej buzi zdawało się rosnąć. Z trudem przełknęłam kęs. Odsunęłam talerz o kilka centymetrów i spojrzałam zmieszana na swoją szwagierkę. Jonathan to dostrzegł, bo odezwał się po chwili cichym, napiętym głosem.
- Daj jej spokój, niech je. - W odpowiedzi dziewczyna tylko westchnęła.
- Odechciało mi się - powiedziałam w końcu, biorąc do ręki kielich. Wzięłam solidny łyk wina, delektując się jego smakiem.
Atmosfera stała się dziwnie napięta. Mimo licznych osób w sali, panowała cisza. W tle rozbrzmiewała jedynie muzyka skrzypiec, na których w rogu sali grał nieznany mi mężczyzna. Od czasu do czasu dostrzegałam, jak ktoś zerkał w stronę naszego stołu. Spojrzenia najczęściej były pełne zdziwienia lub odrazy. Chciałam ponownie się napić, ale zorientowałam się, że opróżniłam już cały kielich.
- Mogę jeszcze wina? - spytałam cicho.
- Chcesz się upić w noc poślubną? - Uwaga dziewczyny sprawiła, że jeszcze bardziej się speszyłam.
- Seraphina - warknął chłopak obok mnie. Zmroził siostrę wzrokiem, po czym przeniósł go na mnie. Uśmiechnął się lekko i jednym gestem przywołał pierwszą lepszą osobę z dzbankiem. Wziął go i osobiście napełnił mój kielich do pełna. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością.
- Dziękuję - powiedziałam, ledwo słyszalnie.
- Pij ile chcesz - odpowiedział z szerokim uśmiechem. Jego gest podziałał na mnie dziwnie uspokajająco. W tej chwili Jonathan zdawał się być moim jedynym oparciem. Żołądek ścisnął mi się dopiero, kiedy po jednej czy dwóch godzinach każdy zaczął wstawać od stołu i sprzątać po sobie. Wkrótce w całej sali krzątali się już wszyscy możliwi obecni. Nawet Asmodeusz wstał i wziął na ręce swojego syna. Wyciągnął dłoń w stronę Seraphiny, mówiąc:
- Jest już późno, wróćmy do pokoi. Jestem pewien, że pan i panna młoda będą chcieli zostać sami. - Mówiąc to, lekko się przy tym uśmiechał. Seraphina zawtórowała mu i pozwoliła ująć swoją dłoń. Jej głos był pełen sarkazmu i rozbawienia.
- Oczywiście, mam tylko nadzieję, że nie zdecydują się spędzić tej nocy w sali.
Przewróciłam oczami, czując jak rumieniec oblewa moją twarz. Kiedy wyszli, w całej sali zapadła cisza. Każdy służący wyszedł. Towarzyszyli nam tylko strażnicy stojący przy drzwiach. Ukradkiem spojrzałam na dłoń chłopaka, która kurczowo zaciskała się wokół kielicha. Zupełnie tak jak moja.
- Wszystko stało się tak szybko - zaczęłam, nadal wpatrując się w jego dłoń. - Nie mieliśmy nawet okazji ustalić kilku rzeczy...
- Jakich? - spytał.
- W którym pokoju będziemy spali - wytłumaczyłam. - Twoim czy moim?
Chłopak odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
- Została dla nas przygotowana nowa sypialnia, zrozumiem jednak, jeżeli będziesz chciała spać oddzielnie w swoim starym pokoju. - Jego słowa zbiły mnie z tropu. W tamtej chwili naprawdę nie miałam pojęcia jak się zachować. W mojej głowie panował mętlik, którego nie potrafiłam rozwiązać. Napięcie, które przeszywało mnie na wskroś, nie pomagało ani trochę. Drżącą ręką uniosłam kielich do ust, biorąc niewielki łyk wina. Odstawiłam kielich, biorąc dyskretny, głęboki oddech. Powoli odwróciłam głowę, aby z walącym sercem spojrzeć mu w oczy. On zrobił to samo. Nie potrafiłam jednak niczego odczytać z jego wyrazu twarzy.
- Chętnie obejrzę nową sypialnię - powiedziałam w końcu. O dziwo nie żałowałam swojej decyzji. Czułam, że i tak nie mam nic do stracenia; nigdy nie przepadałam za obecnym pokojem. Nowy pokój nie mógłby być gorszy. Wojna miała rozpocząć się wkrótce, zatem nie miałam nic do stracenia musiałam wszystkich przekonać co do swojej lojalności.
- Dobrze - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Dostrzegłam w jego oczach radość zmieszaną z czułością. Właśnie wtedy cała pewność siebie mnie opuściła, a zastąpił ją smutek i wstyd, kiedy pomyślałam, jak bardzo oszukuję Jonathana. Był dla mnie dobry, starał się, a ja oszukiwałam go niemal pod każdym względem.
Wstaliśmy i razem ruszyliśmy ku drzwiom. Kolejne korytarze i schody, przemierzyliśmy w całkowitej ciszy. Dotarliśmy do niedużych podwójnych drzwi wokół których była wyrzeźbiona kamienna rama. Dopiero wtedy ciszę przerwał jego głos:
- Nie martw się, zabroniłem tutaj tulipanów.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale zignorował mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Odwrócił się w stronę drzwi i nacisnął obie klamki. Drzwi przede mną się otworzyły, ukazując pokój pełen światła. Weszłam do środka.
Pomieszczenie było nieco większe od mojego pokoju. Ściany zostały pomalowane na brąz. Ciemną, drewnianą podłogę pokrywały dywany ze zwierzęcej skóry, która również okrywała część ogromnego małżeńskiego łoża. Tak jak szafa, biurko, toaletka i pozostałe meble, było ono wykonane z błyszczącego mahoniu. Po obu stronach stały stoliki nocne, a na nich świeczniki z brudnego złota i nieduży wazon z kwiatami. W rogu pokoju rzucał się w oczy kamienny kominek, nad którym wisiał abstrakcyjny obraz przedstawiający ciepłe odcienie pomarańczu i czerwieni. Zbliżyłam się, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. Dzieło zostało oprawione w ramkę z tego samego złota, co świeczniki i lustro stojące obok. Malowidło dodawało ciepłego uroku całemu wystrojowi pomieszczenia.
Najbardziej mnie jednak zainteresowały szklane drzwi na balkon. Podeszłam bliżej nich. Widok, który rozprzestrzeniał się przed nimi wywołał nagły uśmiech na mojej twarzy. Gdybym teraz wyszła na zewnątrz, zobaczyłabym rozprzestrzeniający się pode mną ogród. Ten sam, w którym byłam z Jonathanem kilka dni temu. Mimo iż wspomnienie tamtego momentu nie było miłe, widok roślin był o niebo lepszy niż krajobraz Edomu.
Odwróciłam się, aby spojrzeć na Jonathana. Stał obok drzwi, które nadal były otwarte. Wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem i niepewnością. Przełknęłam ślinę, siląc się na spokojny głos.
- Ty kazałeś to przyszykować? - spytałam.
- Nie - odpowiedział nieco za szybko. - Seraphina wpadła na ten pomysł, ale ja wybrałem pokój. Chciałem, abyś miała widok na ogród... Ja wiem, że... Jak byliśmy tam ostatnio, ja... ja i ty... przepraszam Izzy - powiedział w końcu. - Zachowałem się jak dupek, proszę, wybacz mi. - Szczerość w jego głosie sprawiła, że mu uwierzyłam... i wybaczyłam.
- Przyjmuję przeprosiny - odpowiedziałam. - Przyznaję, że... nie doceniałam tego, co dla mnie robiłeś ostatnimi czasy. Ja też przepraszam.
- Och Izzy - westchnął. Widząc, jak zamyka drzwi, poczułam lekki strach. Zbliżył się i przyciągnął mnie do siebie. Rozluźniłam się nieco, kiedy ciepło i zapach jego ciała zetknęły się z moją skórą i nosem. Oddałam uścisk, niemal się w nim rozpływając. Zaczęłam wdychać cudowny zapach wody kolońskiej. Poczułam, jak jego dłoń czule gładzi moje plecy. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, ale wystarczająco długo, abym mogła stwierdzić, że chciałabym nawet tak spać przez następne godziny. Gdy w końcu udało nam się od siebie odsunąć, dostrzegłam na jego twarzy uśmiech; tak ciepły, tak prawdziwy, że na myśl o tym, że go zdradzę na wojnie, poczułam się okropnie.
Ale uczucia do niego były prawdziwe
- Idę się przebrać - powiedział.
Podszedł do szafy i lekko ją uchylił. Wyciągnął z niej ciemny materiał, po czym ruszył do łazienki.
W jednej chwili moje serce ponownie kontynuowało swój przyśpieszony rytm. Zamrugałam kilka razy i ponownie się rozejrzałam.
Wszystko mogłoby być jak z bajki, gdyby nie to, że znajduję się w Edomie, a przede mną wojna. Zdradzę Jonathana po środku pola bitwy. Zdradzę go. Zdradzę swoją miłość.
Ostrożnie zdjęłam koronę ze swojej głowy, czując jak jej ciężar znika. Odłożyłam ją ostrożnie na stolik i także podeszłam do szafy. Otworzyłam ją na oścież; przede mną pojawiły się najróżniejsze ubrania. Lewa strona, była wyposażona w damskie ubrania, którymi były nie tylko sukienki, ale także normalne rzeczy, jak bluzki czy spodnie. Jednak na jednej z półek leżały równo poskładane białe materiały z cienkiej satyny. Sięgnęłam po jeden z nich. Elegancko poskładany materiał rozwinął się ku ziemi. Zmierzyłam wzrokiem nocną koszulę.
◊◊ Jonathan ◊◊
Po założeniu piżamy składającej się ze spodni i koszulki, spojrzałem na drzwi. Przełknąłem ślinę nie wiedząc, czy jestem gotowy, aby wyjść i stawić czoło dziewczynie, która przyjęła dzisiaj moje nazwisko.
Cieszył mnie fakt, że podczas naszej krótkiej rozmowy, doszliśmy do jakiegoś porozumienia, ale ile miało ono potrwać?
Wiedząc, że nie mogę się tutaj ukrywać przez wieczność. Niechętnie przekręciłem klamkę. Powoli otworzyłem drzwi, wyglądając na zewnątrz. Przez niewielką szparę nie zobaczyłem nic z wyjątkiem kominka, obok którego ostatnim razem widziałem Isabelle. Przez głowę przeszła mi myśl, że uciekła, ale skarciłem się za nią w duchu. Wyszedłem z łazienki i wtedy mój wzrok zatrzymał się na łóżku. Widząc brunetkę leżącą na boku w białej pościeli i kocu ze zwierzęcej skóry. Skromna, satynowa koszula nocna spływała po jej ciele niczym woda, ukazując jej kobiece kształty. Właśnie w tamtej chwili zorientowałem się, że mam lekko rozchylone wargi. Odchrząknąłem.
- Jestem już tutaj prawie kilka miesięcy i w szafie ani razu nie widziałam niczego po za sukniami, co się zmieniło? - spytała, wpatrując się we mnie z lekko zmarszczonymi brwiami. Musiało minąć kilka sekund zanim ponownie odzyskałem głos.
- Twoja służąca mówiła, jak bardzo się na nie skarżysz, więc pomyślałem, że normalne ubrania bardziej przypadną ci do gustu.
- Dziękuję - odpowiedziała, wymuszając kilku sekundowy uśmiech.
Wiedząc, że nie mogę tak stać przez wieczność, powoli zbliżyłem się do brzegu łóżka. Ostrożnie wsunąłem się pod kołdrę i położyłem, jak najdalej od jej ciała. Na plecach, zacząłem wpatrywać się w sufit, który przez następne minuty ciszy wydawał się być niezwykle interesujący. Kiedy nagle ona także położyła się na plecach, usłyszałem, jak mówi cichym głosem.
- Kiedyś się zastanawiałam, jak bardzo się różni małżeństwo z miłości od takiego zaaranżowanego. - Wiedziałem, że za chwilę powie coś, co mnie zrani, jednak rzeczywistość okazała się inna. - Jeżeli mam być szczera... to nadal nie mam pojęcia. Nasze małżeństwo jest połączeniem obu.
Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na nią z niekrytym szokiem. Jej brązowe oczy błyszczały od łez. Oparłem się bokiem, podpierając ręką. Powoli przyłożyłem dłoń do jej policzka, po którym już spływały łzy.
- Izzy - zacząłem z troską, choć i tak nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Część mnie się cieszyła, że może jej uczucia są podobne do moich, ale druga cierpiała na myśl, że siebie za nie nienawidzi.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że powinnam cię nienawidzić? - Niechętnie pokiwałem głową. - Miałeś racje, że nie potrafię. Powinnam, ale nie umiem... - Jej głos się załamał. - Kocham cię, Jonathanie... a co najgorsze nie czuję się z tym źle. Na Anioła, gdyby moja rodzina mnie teraz widziała...
- Nikt nie ma prawa potępiać twoich uczuć, Isabelle - przerwałem jej, wciąż gładząc jej policzek. - Każdy komu na tobie zależy, zaakceptuje twoje decyzje. - Nie odpowiedziała już, ani się nie odezwała. Moje serce biło tak mocno, że byłem pewny, że ona także je słyszy. Chciałem płakać razem z nią... ale z radości.
Przysunąłem się bliżej, przyciągając jej ciało do siebie. Jej ciało się nieco napięło, ale trwało to dosłownie kilka sekund, bo już po chwili rozluźniła się i oddała uścisk, bardziej się przysuwając. Tą noc spędziliśmy blisko siebie. Nawet jeśli miłość anielicy z demonem to grzech, ta miłość i chwila były go warte.
W jednym momencie jedzenie w mojej buzi zdawało się rosnąć. Z trudem przełknęłam kęs. Odsunęłam talerz o kilka centymetrów i spojrzałam zmieszana na swoją szwagierkę. Jonathan to dostrzegł, bo odezwał się po chwili cichym, napiętym głosem.
- Daj jej spokój, niech je. - W odpowiedzi dziewczyna tylko westchnęła.
- Odechciało mi się - powiedziałam w końcu, biorąc do ręki kielich. Wzięłam solidny łyk wina, delektując się jego smakiem.
Atmosfera stała się dziwnie napięta. Mimo licznych osób w sali, panowała cisza. W tle rozbrzmiewała jedynie muzyka skrzypiec, na których w rogu sali grał nieznany mi mężczyzna. Od czasu do czasu dostrzegałam, jak ktoś zerkał w stronę naszego stołu. Spojrzenia najczęściej były pełne zdziwienia lub odrazy. Chciałam ponownie się napić, ale zorientowałam się, że opróżniłam już cały kielich.
- Mogę jeszcze wina? - spytałam cicho.
- Chcesz się upić w noc poślubną? - Uwaga dziewczyny sprawiła, że jeszcze bardziej się speszyłam.
- Seraphina - warknął chłopak obok mnie. Zmroził siostrę wzrokiem, po czym przeniósł go na mnie. Uśmiechnął się lekko i jednym gestem przywołał pierwszą lepszą osobę z dzbankiem. Wziął go i osobiście napełnił mój kielich do pełna. Popatrzyłam na niego z wdzięcznością.
- Dziękuję - powiedziałam, ledwo słyszalnie.
- Pij ile chcesz - odpowiedział z szerokim uśmiechem. Jego gest podziałał na mnie dziwnie uspokajająco. W tej chwili Jonathan zdawał się być moim jedynym oparciem. Żołądek ścisnął mi się dopiero, kiedy po jednej czy dwóch godzinach każdy zaczął wstawać od stołu i sprzątać po sobie. Wkrótce w całej sali krzątali się już wszyscy możliwi obecni. Nawet Asmodeusz wstał i wziął na ręce swojego syna. Wyciągnął dłoń w stronę Seraphiny, mówiąc:
- Jest już późno, wróćmy do pokoi. Jestem pewien, że pan i panna młoda będą chcieli zostać sami. - Mówiąc to, lekko się przy tym uśmiechał. Seraphina zawtórowała mu i pozwoliła ująć swoją dłoń. Jej głos był pełen sarkazmu i rozbawienia.
- Oczywiście, mam tylko nadzieję, że nie zdecydują się spędzić tej nocy w sali.
Przewróciłam oczami, czując jak rumieniec oblewa moją twarz. Kiedy wyszli, w całej sali zapadła cisza. Każdy służący wyszedł. Towarzyszyli nam tylko strażnicy stojący przy drzwiach. Ukradkiem spojrzałam na dłoń chłopaka, która kurczowo zaciskała się wokół kielicha. Zupełnie tak jak moja.
- Wszystko stało się tak szybko - zaczęłam, nadal wpatrując się w jego dłoń. - Nie mieliśmy nawet okazji ustalić kilku rzeczy...
- Jakich? - spytał.
- W którym pokoju będziemy spali - wytłumaczyłam. - Twoim czy moim?
Chłopak odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.
- Została dla nas przygotowana nowa sypialnia, zrozumiem jednak, jeżeli będziesz chciała spać oddzielnie w swoim starym pokoju. - Jego słowa zbiły mnie z tropu. W tamtej chwili naprawdę nie miałam pojęcia jak się zachować. W mojej głowie panował mętlik, którego nie potrafiłam rozwiązać. Napięcie, które przeszywało mnie na wskroś, nie pomagało ani trochę. Drżącą ręką uniosłam kielich do ust, biorąc niewielki łyk wina. Odstawiłam kielich, biorąc dyskretny, głęboki oddech. Powoli odwróciłam głowę, aby z walącym sercem spojrzeć mu w oczy. On zrobił to samo. Nie potrafiłam jednak niczego odczytać z jego wyrazu twarzy.
- Chętnie obejrzę nową sypialnię - powiedziałam w końcu. O dziwo nie żałowałam swojej decyzji. Czułam, że i tak nie mam nic do stracenia; nigdy nie przepadałam za obecnym pokojem. Nowy pokój nie mógłby być gorszy. Wojna miała rozpocząć się wkrótce, zatem nie miałam nic do stracenia
- Dobrze - odpowiedział z lekkim uśmiechem. Dostrzegłam w jego oczach radość zmieszaną z czułością. Właśnie wtedy cała pewność siebie mnie opuściła, a zastąpił ją smutek i wstyd, kiedy pomyślałam, jak bardzo oszukuję Jonathana. Był dla mnie dobry, starał się, a ja oszukiwałam go niemal pod każdym względem.
Wstaliśmy i razem ruszyliśmy ku drzwiom. Kolejne korytarze i schody, przemierzyliśmy w całkowitej ciszy. Dotarliśmy do niedużych podwójnych drzwi wokół których była wyrzeźbiona kamienna rama. Dopiero wtedy ciszę przerwał jego głos:
- Nie martw się, zabroniłem tutaj tulipanów.
Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale zignorował mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Odwrócił się w stronę drzwi i nacisnął obie klamki. Drzwi przede mną się otworzyły, ukazując pokój pełen światła. Weszłam do środka.
Pomieszczenie było nieco większe od mojego pokoju. Ściany zostały pomalowane na brąz. Ciemną, drewnianą podłogę pokrywały dywany ze zwierzęcej skóry, która również okrywała część ogromnego małżeńskiego łoża. Tak jak szafa, biurko, toaletka i pozostałe meble, było ono wykonane z błyszczącego mahoniu. Po obu stronach stały stoliki nocne, a na nich świeczniki z brudnego złota i nieduży wazon z kwiatami. W rogu pokoju rzucał się w oczy kamienny kominek, nad którym wisiał abstrakcyjny obraz przedstawiający ciepłe odcienie pomarańczu i czerwieni. Zbliżyłam się, aby móc mu się lepiej przyjrzeć. Dzieło zostało oprawione w ramkę z tego samego złota, co świeczniki i lustro stojące obok. Malowidło dodawało ciepłego uroku całemu wystrojowi pomieszczenia.
Najbardziej mnie jednak zainteresowały szklane drzwi na balkon. Podeszłam bliżej nich. Widok, który rozprzestrzeniał się przed nimi wywołał nagły uśmiech na mojej twarzy. Gdybym teraz wyszła na zewnątrz, zobaczyłabym rozprzestrzeniający się pode mną ogród. Ten sam, w którym byłam z Jonathanem kilka dni temu. Mimo iż wspomnienie tamtego momentu nie było miłe, widok roślin był o niebo lepszy niż krajobraz Edomu.
Odwróciłam się, aby spojrzeć na Jonathana. Stał obok drzwi, które nadal były otwarte. Wpatrywał się we mnie z oczekiwaniem i niepewnością. Przełknęłam ślinę, siląc się na spokojny głos.
- Ty kazałeś to przyszykować? - spytałam.
- Nie - odpowiedział nieco za szybko. - Seraphina wpadła na ten pomysł, ale ja wybrałem pokój. Chciałem, abyś miała widok na ogród... Ja wiem, że... Jak byliśmy tam ostatnio, ja... ja i ty... przepraszam Izzy - powiedział w końcu. - Zachowałem się jak dupek, proszę, wybacz mi. - Szczerość w jego głosie sprawiła, że mu uwierzyłam... i wybaczyłam.
- Przyjmuję przeprosiny - odpowiedziałam. - Przyznaję, że... nie doceniałam tego, co dla mnie robiłeś ostatnimi czasy. Ja też przepraszam.
- Och Izzy - westchnął. Widząc, jak zamyka drzwi, poczułam lekki strach. Zbliżył się i przyciągnął mnie do siebie. Rozluźniłam się nieco, kiedy ciepło i zapach jego ciała zetknęły się z moją skórą i nosem. Oddałam uścisk, niemal się w nim rozpływając. Zaczęłam wdychać cudowny zapach wody kolońskiej. Poczułam, jak jego dłoń czule gładzi moje plecy. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, ale wystarczająco długo, abym mogła stwierdzić, że chciałabym nawet tak spać przez następne godziny. Gdy w końcu udało nam się od siebie odsunąć, dostrzegłam na jego twarzy uśmiech; tak ciepły, tak prawdziwy, że na myśl o tym, że go zdradzę na wojnie, poczułam się okropnie.
- Idę się przebrać - powiedział.
Podszedł do szafy i lekko ją uchylił. Wyciągnął z niej ciemny materiał, po czym ruszył do łazienki.
W jednej chwili moje serce ponownie kontynuowało swój przyśpieszony rytm. Zamrugałam kilka razy i ponownie się rozejrzałam.
Wszystko mogłoby być jak z bajki, gdyby nie to, że znajduję się w Edomie, a przede mną wojna. Zdradzę Jonathana po środku pola bitwy. Zdradzę go.
Ostrożnie zdjęłam koronę ze swojej głowy, czując jak jej ciężar znika. Odłożyłam ją ostrożnie na stolik i także podeszłam do szafy. Otworzyłam ją na oścież; przede mną pojawiły się najróżniejsze ubrania. Lewa strona, była wyposażona w damskie ubrania, którymi były nie tylko sukienki, ale także normalne rzeczy, jak bluzki czy spodnie. Jednak na jednej z półek leżały równo poskładane białe materiały z cienkiej satyny. Sięgnęłam po jeden z nich. Elegancko poskładany materiał rozwinął się ku ziemi. Zmierzyłam wzrokiem nocną koszulę.
◊◊ Jonathan ◊◊
Po założeniu piżamy składającej się ze spodni i koszulki, spojrzałem na drzwi. Przełknąłem ślinę nie wiedząc, czy jestem gotowy, aby wyjść i stawić czoło dziewczynie, która przyjęła dzisiaj moje nazwisko.
Cieszył mnie fakt, że podczas naszej krótkiej rozmowy, doszliśmy do jakiegoś porozumienia, ale ile miało ono potrwać?
Wiedząc, że nie mogę się tutaj ukrywać przez wieczność. Niechętnie przekręciłem klamkę. Powoli otworzyłem drzwi, wyglądając na zewnątrz. Przez niewielką szparę nie zobaczyłem nic z wyjątkiem kominka, obok którego ostatnim razem widziałem Isabelle. Przez głowę przeszła mi myśl, że uciekła, ale skarciłem się za nią w duchu. Wyszedłem z łazienki i wtedy mój wzrok zatrzymał się na łóżku. Widząc brunetkę leżącą na boku w białej pościeli i kocu ze zwierzęcej skóry. Skromna, satynowa koszula nocna spływała po jej ciele niczym woda, ukazując jej kobiece kształty. Właśnie w tamtej chwili zorientowałem się, że mam lekko rozchylone wargi. Odchrząknąłem.
- Jestem już tutaj prawie kilka miesięcy i w szafie ani razu nie widziałam niczego po za sukniami, co się zmieniło? - spytała, wpatrując się we mnie z lekko zmarszczonymi brwiami. Musiało minąć kilka sekund zanim ponownie odzyskałem głos.
- Twoja służąca mówiła, jak bardzo się na nie skarżysz, więc pomyślałem, że normalne ubrania bardziej przypadną ci do gustu.
- Dziękuję - odpowiedziała, wymuszając kilku sekundowy uśmiech.
Wiedząc, że nie mogę tak stać przez wieczność, powoli zbliżyłem się do brzegu łóżka. Ostrożnie wsunąłem się pod kołdrę i położyłem, jak najdalej od jej ciała. Na plecach, zacząłem wpatrywać się w sufit, który przez następne minuty ciszy wydawał się być niezwykle interesujący. Kiedy nagle ona także położyła się na plecach, usłyszałem, jak mówi cichym głosem.
- Kiedyś się zastanawiałam, jak bardzo się różni małżeństwo z miłości od takiego zaaranżowanego. - Wiedziałem, że za chwilę powie coś, co mnie zrani, jednak rzeczywistość okazała się inna. - Jeżeli mam być szczera... to nadal nie mam pojęcia. Nasze małżeństwo jest połączeniem obu.
Odwróciłem głowę, aby spojrzeć na nią z niekrytym szokiem. Jej brązowe oczy błyszczały od łez. Oparłem się bokiem, podpierając ręką. Powoli przyłożyłem dłoń do jej policzka, po którym już spływały łzy.
- Izzy - zacząłem z troską, choć i tak nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Część mnie się cieszyła, że może jej uczucia są podobne do moich, ale druga cierpiała na myśl, że siebie za nie nienawidzi.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że powinnam cię nienawidzić? - Niechętnie pokiwałem głową. - Miałeś racje, że nie potrafię. Powinnam, ale nie umiem... - Jej głos się załamał. - Kocham cię, Jonathanie... a co najgorsze nie czuję się z tym źle. Na Anioła, gdyby moja rodzina mnie teraz widziała...
- Nikt nie ma prawa potępiać twoich uczuć, Isabelle - przerwałem jej, wciąż gładząc jej policzek. - Każdy komu na tobie zależy, zaakceptuje twoje decyzje. - Nie odpowiedziała już, ani się nie odezwała. Moje serce biło tak mocno, że byłem pewny, że ona także je słyszy. Chciałem płakać razem z nią... ale z radości.
Przysunąłem się bliżej, przyciągając jej ciało do siebie. Jej ciało się nieco napięło, ale trwało to dosłownie kilka sekund, bo już po chwili rozluźniła się i oddała uścisk, bardziej się przysuwając. Tą noc spędziliśmy blisko siebie. Nawet jeśli miłość anielicy z demonem to grzech, ta miłość i chwila były go warte.
Mam nadzieję, że nie zawiodłam fanów Isabelle i Jonathana ;D Tym czasem chciałabym wam podziękować za ostatnie, motywujące mnie komentarze i wyświetlenia <3 Dziękuję z całego serduszka, aniołki <3 Chciałabym również powiedzieć kilka słów o nowej księdze, która będzie ostatnią. Przede wszystkim będzie ona krótsza niż wszystkie dotychczasowe. Będzie się składała tak mniej więcej z kilku rozdziałów, w zależności od tego jak potoczy się historia.
W następnym rozdziale powrócimy do Clary i Jace'a ;) Next pojawi się w ciągu 1-2 tygodni. Postaram się go napisać jak najszybciej!