"Rusz się" mówiła moja podświadomość.
"Daj im popalić"
"Pokaż im do czego Morgensternowie potrafią być zdolni"
Moja żądza wygranej opanowała całe moje ciało. Zacisnęłam palce na czarnym kiju i naparłam na swoich przeciwników z całej siły. Odparli atak, następnie próbując mnie powalić, poprzez napieranie na mnie z różnych stron. Broniłam się i oddawałam. W końcu role się zmieniły i to ja atakowałam. Colton miał dobrą pozycję, ale za wolno myślał. Jace miał gorszą pozycję, ale za to dobrze walczył i szybciej myślał. Bardzo dobrze. Mimo to, nie chciało mi się już ciągnąć tej walki. Gdy boje mieli zadać kolejny ruch, kucnęłam, podcinając ich. Oboje upadli, upuszczając kije. Wyprostowałam i wzięłam jeden z kijów leżących na macie. Obróciłam oba w palcach, następnie nakierowując końce na ich twarze, które miały bezcenne miny. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Ja nigdy nie przegrywam, zapamiętajcie to sobie. - powiedziałam, po czym odwróciłam się w stronę Hodge'a i pozostałych uczniów, na których twarzach malowała się identyczna mina jak u Jace'a i Coltona: szok. - Więc? - spytałam, odrzucając kije na bok. - Kto następny?
Musiało minąć kilka sekund, zanim nauczyciel zamrugał kilka razy i odchrząknął.
- Na dzisiaj wystarczy! Dokończymy testy jutro! Do końca lekcji możecie sami wybrać, co chcecie robić!
Na te słowa wszyscy się rozeszli. Część poszła strzelać z łuku, druga ze sztyletów, a trzecia na wspinaczkę, w tym Seraphina, która po drodze mrugnęła do mnie z lekkim uśmiechem na twarzy. Hodge przetarł czoło dłonią i stanął pod ścianą, rozmyślając. Nie zdziwiłabym się, gdyby to o mnie teraz myślał, a byłam pewna, że tak jest.
- Dobrze walczysz, płomyczku. - Odwróciłam się i spojrzałam na Jace'a, który już wstał i trzymał swój czarny kij. Colton oddalił się w stronę ławki pod ścianą, wspierając się swojej broni.
- Ty też, blondasie. - odpowiedziałam, choć moja podświadomość wiedziała swoje: jesteś dupkiem, który nie dorasta mi ze swoimi zdolnościami do pięt.
- Jednak nie jesteś taką mizerotą za jaką cię uważałem. - jego złote tęczówki zmierzyły mnie od stóp po głowę, jakby chciał poznać każdy centymetr mojego ciała. Westchnęłam, unosząc brew. - Tak czy siak, nie mogę stwierdzić, że jesteś lepsza ode mnie. Twoja dzisiejsza wygrana była przypadkowa. To się już więcej nie powtórzy, przynajmniej, nie kiedy będziesz walczyła ze mną.
I wtedy rozdrażnił moje nerwy, które były naprawdę wrażliwe na odbieranie krytyki skierowane do moich umiejętności.
- Zapamiętaj sobie jedno, Herondale... - zaczęłam ostro, przykładając koniec kija do jego piersi. - ja zawsze wygrywałam, wygrywam i będę wygrywać, obojętnie z kim! Naprawdę warto, abyś wbił sobie to do głowy, w przeciwnym razie wyrwę ci serce.
Blondyn jedynie patrzył na mnie nieporuszony z odległości kilku centymetrów. Był wyższy ode mnie o głowę, a jego ciało było o wiele bardziej silniejsze i większe od mojego. Mimo to nie bałam się go. Byłam szybsza, sprytniejsza i o wiele bardziej przebiegła.
- Rozumiem i zapamiętam to sobie. - powiedział w końcu, odsuwając się ode mnie. - Zamiast się żreć i być dla siebie wrogami, moglibyśmy przecież zacząć wszystko od nowa. Pomogę tobie...
- Nie potrzebuję pomocy w niczym, a nawet jeśli to na pewno nie od ciebie.
-... wprowadzę cię - poprawił. - a także twoją siostrę, Seraphine, w naszą grupkę. Zapoznam was z kilkoma osobami. Nie wiem jak to wyglądało u ciebie w domu, ale tutaj się nawiązuje znajomości w ramach sojuszu. Wierz mi, nie warto mieć wrogów. Nie bez powodu wielu ubiega się o miejsce w tym instytucie. Maryse i Robert wybierają tylko tych najzdolniejszych, a niestety większość z nich to straszne samoluby, uważające się za najlepszych.
- Nawet jeśli, to dlaczego miałabym mieć ten cały sojusz z tobą? Twoje ego i samolubność przewyższa wszystkich. Wielu może mnie przyjąć do swojej grupy.
- Bez obrazy, ale twoje nazwisko nie jest... uznawane za dobre. A nawet jeśli by się zdarzyło, że ktoś chciałby cię przyjąć do grona znajomych, to moja propozycja ma o wiele więcej zalet. Po pierwsze, wiele dziewczyn chciałoby być tak blisko mnie. - Prychnęłam. - Po drugie, jestem zaprzyjaźniony z dwoma Nefilim, którzy są najlepsi w walce zaraz po mnie. Po trzecie, mam parabatai, który jest synem Maryse i Roberta. Jego siostra też jest mi bliska.
- Twoja dziewczyna?
- Nie, jest mi bliska, ale jak siostra.
- Rozumiem, coś jeszcze? - spytałam, przekrzywiając nieco głowę.
- Chcę cię mieć po swojej stronie. Pasujesz do nas i nie wątpię, że twoja siostra również. Przyjmij moją propozycję, a przetrwasz ten rok.
- Przetrwam? - powtórzyłam, patrząc na niego z rozbawioną miną.
- Chyba nie myślałaś, że Maryse bez powodu mówi "powodzenia" na rozdaniu kopert. To jak, Clarisso?
Hmmm... myśl, Clarisso, myśl. Odmówić? Nie mając tego całego "sojuszu" istnieje szansa, że nikt mi go już nie zaproponuje, ze względu na moje nazwisko. Gdy będę wrogiem całej szkoły, to łatwo mi puszczą nerwy, a przecież miało się obejść bez zabijania. A jeżeli się zgodzę... NO TAK!
- Zgadzam się. - powiedziałam po dłuższej chwili namysłu. W oczach Jace'a dostrzegłam pewną rodzaju ulgę, ale pojawiła się ona tak samo szybko jak się pojawiła.
- Więc od początku?
- Tak. - westchnęłam, po czym wyciągnęłam do niego dłoń. - Jestem Clarissa, ale wszyscy mówią na mnie Clary.
- Miło mi cię poznać, Clary. Jestem Jace. - uśmiechnął się do mnie łobuzersko, swoją ciepłą dłonią ściskając moją. Moje serce zabiło szybciej, choć nie mam pojęcia czemu.
***
Resztę treningu postanowiłam spędzić walcząc z Seraphiną na serafickie miecze.
- Nie zgadzam się, Clary. - oznajmiła, nacierając na mnie. - Mieliśmy się nie rzucać w oczy...
- I być wyrzutkami? - dokończyłam, blokując jej kolejny ruch. - Zaproszono nas do grona najbardziej wpływowych uczniów! Mamy przegapić taką szansę? Mogę od wyciągnąć jakieś informacje, w końcu Isabelle i Alec, to dzieci Maryse i Roberta.
Nasze miecze się zderzyły bokami. Zbliżyłyśmy nasze twarze, napierając na bronie.
- Jeżeli ojciec się o tym dowie, to się nam dostanie. - zagroziła, a ja dostrzegłam kropelki potu na jej czole.
- Jak nie chcesz, to nie musisz...
- Wtedy mi się dostanie podwójnie. Zapomniałaś, że to ja mam pilnować, aby każdy trzymał się swojego zadania?
- I się trzymam, więc oto się nie martw.
- Ojciec. Powiedział. Że. Mamy. Się. Trzymać. Od. Innych. Z. Daleka. - wysyczała, przez zaciśnięte zęby, co musiało znaczyć, że jest już wykończona. Zakończyłam pojedynek, napierając na jej broń z całej siły. Wygrałam.
- Ojciec mi powierzył dowodzenie, nie tobie, nie Jonathanowi. Po za tym, powiedział również, że możemy podjąć inne kroki, jeżeli to będzie konieczne.
- Ale nie jest. Możesz jeszcze odmówić. - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie i koniec kropka. - oznajmiłam i westchnęłam, ruszając w stronę schowka z bronią, lecz przechodząc obok Seraphiny, poczułam, jak jej palce łapią mnie mono za ramię.
- Nie piszę się na to, ale czy możesz mi przysiąc, że jesteś pewna, co robisz? - spytała szeptem.
- Przysięgam na Lilith, że wiem co robię. Nie musisz się martwić, siostro, zanim minie rok, będziemy rządzić u jej boku... obiecuję ci to. - Na koniec posłałam jej lekki uśmiech. Dziewczyna wpatrzona w swoje buty puściła mnie.
Odłożyłam broń i rozmasowałam obolałe ramię. Wiedziałam, że swoją obietnicą ją uspokoję. Seraphina zawsze była przewrażliwiona, jeśli chodzi o zadania. Starała bowiem jak najlepiej je wykonywać, byleby Valentine nie zadał jej bólu. Jonathana, a w szczególności mnie też to czekało. Wystarczył jeden błąd, a byliśmy karani. Valentine nauczył nas, a właściwie nadal uczy współpracy, poprzez metodę "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Jeżeli ja oberwę, to moje rodzeństwo też. Był to też w pewnym sensie minus, przynajmniej jeśli chodzi o moją siostrę, bo wiedząc, że może jej się dostać w każdej chwili, kierowała się strachem. Wykonywała wszystko starannie, bo się bała bólu.
***
Kiedy trening dobiegł końca, skierowałam się do swojego pokoju i szybko wzięłam prysznic. Przebrałam się w pierwsze ubrania, jakie mi wpadły w ręce: czarne rurki, zielona koszula w kratkę i czarne tenisówki. Włosy jedynie rozczesałam i zostawiłam je tak, aby same się ułożyły. Wzięłam stelę, białą teczkę z gumką i ruszyłam w stronę sali od historii, gdzie miała się zacząć następna lekcja.
Sala od historii była niemal pełna. Nauczyciela jeszcze nie było, więc w pomieszczeniu panowały głośne rozmowy. Nie chcąc rzucać się w oczy, usiadłam w ostatnim, prawym rzędzie tuż w rogu. Otworzyłam teczkę i wyjęłam ołówek i gumkę.
- Mogę? - usłyszałam głos obok. Odchyliłam głowę i zobaczyłam brunetkę o długich prostych włosach i brązowych oczach Isabelle Lightwood. Ubrana w czerwoną, gładką tunikę z długimi rękawami, naszyjnik z rubinem i czarne kozaki, dłonią wskazywała na krzesło obok mnie.
- Pewnie. - wzruszyłam ramionami, wymuszając lekki uśmiech. Dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem i usiadła, kładąc swoją teczkę na blacie. Wyciągnęła do mnie dłoń z wiszącą, srebrną bransoletką na nadgarstku. - Isabelle Lightwood, a ty to pewnie Clarissa Morgenstern?
- Po prostu Clary. - uścisnęłam jej dłoń.
- Dzięki tobie, to był najfajniejszy trening jakikolwiek miałam. Byłaś niesamowita, kiedy powaliłaś Jace'a i Coltona! Och, ich miny były bezcenne!
- Zgodzę się. - tym razem uśmiech na mojej twarzy był szczery.
- Właśnie, Jace mi mówił, że do naszej małej grupki! Witamy!
- Dzięki. - mruknęłam. - Ale zaprosił mnie pewnie tylko dlatego, bo nie chce mieć za wroga kogoś, kto jest od niego lepszy w walce.
- Zapewne, ale nic nie szkodzi! Im więcej dziewczyn tym lepiej!
- Masz coś przeciwko towarzystwu z chłopców? - zaśmiałam się.
- Niby nie... ale po tylu latach każdy by już miał dość. Ty i Annabeth spadłyście mi z nieba, dołączając do nas.
- Annabeth?
- Tak, moja kuzynka. Nie martw się, polubisz ją. - mrugnęła do mnie.
- Kto uczy historii? - zmieniłam temat.
- Matka Jace'a, Celine. Jest naprawdę miła i dobrze uczy, więc bez obaw.
W tym samym czasie drzwi od sali się otworzyły. Szczupła blondynka Celine zbiegła po schodach, które trenowały sobie drogę po między ławkami na sam dół, gdzie stało biurko, a zanim tablica, pokrywająca całą ścianę.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała, odkładając na biurko książkę, pomiędzy którą były wciśnięte jakieś arkusze. - W każdym razie możemy zaczynać... - podeszła do tablicy i wzięła do ręki białą kredę. - W tym roku szkolnym przerabiać będziemy obowiązkowy dla szesnasto-rocznych uczniów temat, który obejmuje między innymi historię Kręgu.
Na słowo "Krąg" w sali nastała głucha cisza, a wzrok większości uczniów przeniósł się na mnie i Isabelle. Spojrzałam na nią z pytającym wzrokiem, który ona odwzajemniła.
- To oni jeszcze tego uczą? - spytałam szeptem, nachylając się.
- Myślałam, że ten temat został wycofany kilka lat temu. - odszepnęła zaniepokojonym głosem, po czym przeniosła swój wzrok z powrotem na Celine, która zaczęła pisać coś na tablicy.
Nie dziwiłam się zaniepokojeniu Isabelle. Po części jechałyśmy na tym samym wózku, bo nasi rodzice odgrywali w historii Kręgu ważną rolę... a szczególnie mój ojciec. Tak czy inaczej podobno chciano wycofać temat z lekcji historii w instytutach. No właśnie, PODOBNO. Wiedziałam już naprawdę wiele na temat Kręgu, bo poruszany był on na lekcji historii, które dawał mi ojciec w Alicante.
- Może na początek zacznijmy od prostego pytania, mianowicie, kto założył Krąg? - kobieta zaczęła wodzić po wszystkich wzrokiem, zatrzymując go najdłużej na mnie. Spodziewałam się zobaczyć w jej oczach nienawiść lub pogardę, ale jedynie co w nich było, to współczucie. Zezłościło to mnie. Nie powinna mi współczuć! Jestem dumna z tego kim jestem i z tego, kim jest mój ojciec i czego dokonał! Jego czyny zapisały się historii... którą teraz bezczelnie przekręcają w taki sposób, aby wszyscy znienawidzili mój ród - ród Morgensternów.
Po dłuższej chwili wszyscy już spuścili wzrok ze mnie i Isabelle. Niemal wszystkie ręce znalazły się w powietrzu.
- Proszę, Saro. - Celine wskazała na jakąś szatynkę z piegami, która odpowiedziała pewnym głosem:
- Krąg został założony przez Valentine'a Morgensterna. Chciał on wybić mieszkańców podziemi...
- Dziękuję, Saro. Wystarczy. - przerwała jej Celine z miłym uśmiechem. Chciała sama kontynuować, kiedy słowa popłynęły z moich ust:
- Mój ojciec chciał wybić podziemnych dopiero po śmierci mojego dziadka. Zanim to się wydarzyło, jego celem było ratowanie rasy Nocnych Łowców, aby nie wyginęli.
- Oczywiście, Clary - rozdziawiłam usta, słysząc zdrobnienie swojego imienia, wypowiedziane jej ustami. Skąd wiedziała? - to co mówisz jest jak najbardziej prawdą. Dziękuję, ale następnym razem chciałabym, abyś się zgłaszała, gdy masz coś do powiedzenia. - posłała mi lekki uśmiech i kiwnęła głową.
- Dobrze... przepraszam, proszę pani. - mruknęłam, spuszczając wzrok.
- No dobrze, dzisiaj rozdam wam zeszyty. - oznajmiła i tak zrobiła. Po rozdaniu zielonych zeszytów stanęła przy tablicy i zaczęła pisać większość powodów, przez które Valentine postanowił założyć Krąg. Napisała też, kto do niego należał i jakie walki przechodzili członkowie. Większość zdań była specjalnie pokazana w złym świetle. Widać było, że Clave specjalnie kazało uczyć tak, aby znienawidzono Morgensternów. Momentami miałam ochotę złamać ołówek.
Przez całą lekcję siedziałam cicho na miejscu i wysłuchiwałam paplaniny młodej Lightwood, która opowiadała o nowej kolekcji ubrań, a także o tym jak Clave bezczelnie pozostawiło temat Kręgu w programie. Cóż... tylko w tym mogłam się z nią zgodzić. Tak czy siak nawet dało się ją znosić. Kiedy nareszcie był koniec lekcji, a ja zaczęłam się pakować, Isabelle dostrzegła mój plan szkolny.
- Łacina, greka i węgierski?! - wytrzeszczyła oczy. - Znasz grekę?!
- Tak, mieszkając w Alicante uczyłam się kilka jej rodzajów.
- Rodzajów?! - jej oczy przybrały rozmiar talerza.
- Normalny grecki, greka archaiczna, klasyczna i koine. Starałam się też uczyć średniogreckiej, czyli bizantyjskiej, ale była dość nudna, więc sobie odpuściłam.
- Ile jeszcze znasz języków? Choć nie wiem, czy chcę znać odpowiedź...
- Tak jak ty znam angielski i łacinę. Do tego dochodzi grecki, greka, węgierski, hiszpański, włoski, francuski i niemiecki. Potrafię też odrobinę koreańskiego i arabskiego, ale to już wyższa szkoła jazdy. - Wyliczyłam wszystko, pakując się. Kiedy skończyłam, dziewczyna wpatrywała się we mnie nieruchomo z rozdziawionymi ustami. - Żartuję, nie znam arabskiego. - zaśmiałam się.
Isabelle jakby się ocknęła, zamrugała kilka razy i westchnęła. Wzięła torebkę, którą zawiesiła sobie na zagięciu ręki, po czym wzięła mnie pod ramię, kierując się ze mną do drzwi. Korytarz był
- Musisz usiąść z nami dzisiaj na stołówce. Kiedy inni o tym usłyszą, to spadną z krzeseł! - oznajmiła, zatrzymując się i stając przede mną. - Jaka jest twoja następna lekcja?
- Łacina...
- Clary?! - odwróciłam się na dźwięk własnego imienia. W moją stronę truchtała Celine z książkami w dłoni. Doganiając mnie odetchnęła. - Wybacz, ale podsłuchałam waszą wcześniejszą rozmowę... W dodatku Hodge... - ponownie zaczęła dyszeć.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Ależ nie, po prostu... - wzięła głęboki oddech i położyła mi dłoń na ramieniu. - twoje zdolności są... Och, kto cię uczył treningów i języków?
- Yyy... wszystkiego uczył mnie ojciec, z wyjątkiem języków, bo ich uczyła mnie mama.
- Dobrze, a co wiesz o muzyce?
- Cóż, znam historię Bacha, a także potrafię zagrać na pianinie jego utwór. Potrafię grać z nut i trochę ze słuchu.
- A chemia?
- Skończyłam w temacie trucizn.
- Płyn w butelce używany w czasie wojen, składający się z ropy lub benzyny...
- Butelka zapalająca, tak zwany koktajl Mołotowa. - odpowiedziałam automatycznie, wciąż nie wiedząc do czego zmierza kobieta. Kątem oka dostrzegłam, jak Isabelle z zaciekawieniem przygląda się naszej rozmowie.
- Idziesz ze mną do gabinetu. - oznajmiła kobieta.
- Dlaczego? Coś nie tak? - zmarszczyłam pytająco brwi. Problemy znajdowały się na ostatnim miejscu do zrobienia.
- Wręcz przeciwnie. Chciałabym namówić Maryse, aby cię przeniosła do starszej grupy.
- Słucham?! - powiedziałyśmy z Isabelle w tym samym czasie.
- Ja miałabym przeskoczyć klasę? - wskazałam na siebie palcem.
- Tak, po co masz się uczyć czegoś, co już potrafisz. Masz już w głowie wiedzę szesnasto-rocznych!
- Chwila, chwila, chwila! - brunetka wtrąciła. - Jeżeli ona ma przeskoczyć klasę, to ja też! Miałam najlepszą średnią z całej mojej klasy, dobrze walczę i również potrafię tworzyć trucizny!
- Isabelle... - zaczęła błagalnie Celine.
- Nie! Albo ja też, albo zapomnij, że jeszcze kiedykolwiek przemyślę propozycję zostania twoją synową!
Znieruchomiałam. Synową? To słowo obijało się w mojej głowie niecichnącym echem.
Mam nadzieję, że rozdział był OK, chociaż nie było zbytnio akcji. Tak czy siak, Celine chce namówić Maryse, aby przenieść Clary do siedemnasto-rocznych uczniów! A wszyscy wiemy, kto tam jest...:3 Wiem też, że wielu z was się dziwi momentowi, w którym Isabelle mówi o sobie jako o przyszłej synowej Celine. Oj, i będę taka wredna i każę wam czekać na nexta, który nie wiem kiedy się pojawi XD Ale postaram się z nim uwinąć jak najszybciej ;)
Druga sprawa, to taka, że nie długo powinien się pojawić rozdział na moim blogu o wilkołakach.
I ostatnia sprawa: bardzo bym chciała polecić bloga o DA, który niedawno został założony! Zapowiada się naprawdę ciekawie, a styl pisania autorki jest naprawdę ciekawy ;) LINK
- Kto uczy historii? - zmieniłam temat.
- Matka Jace'a, Celine. Jest naprawdę miła i dobrze uczy, więc bez obaw.
W tym samym czasie drzwi od sali się otworzyły. Szczupła blondynka
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziała, odkładając na biurko książkę, pomiędzy którą były wciśnięte jakieś arkusze. - W każdym razie możemy zaczynać... - podeszła do tablicy i wzięła do ręki białą kredę. - W tym roku szkolnym przerabiać będziemy obowiązkowy dla szesnasto-rocznych uczniów temat, który obejmuje między innymi historię Kręgu.
Na słowo "Krąg" w sali nastała głucha cisza, a wzrok większości uczniów przeniósł się na mnie i Isabelle. Spojrzałam na nią z pytającym wzrokiem, który ona odwzajemniła.
- To oni jeszcze tego uczą? - spytałam szeptem, nachylając się.
- Myślałam, że ten temat został wycofany kilka lat temu. - odszepnęła zaniepokojonym głosem, po czym przeniosła swój wzrok z powrotem na Celine, która zaczęła pisać coś na tablicy.
Nie dziwiłam się zaniepokojeniu Isabelle. Po części jechałyśmy na tym samym wózku, bo nasi rodzice odgrywali w historii Kręgu ważną rolę... a szczególnie mój ojciec. Tak czy inaczej podobno chciano wycofać temat z lekcji historii w instytutach. No właśnie, PODOBNO. Wiedziałam już naprawdę wiele na temat Kręgu, bo poruszany był on na lekcji historii, które dawał mi ojciec w Alicante.
- Może na początek zacznijmy od prostego pytania, mianowicie, kto założył Krąg? - kobieta zaczęła wodzić po wszystkich wzrokiem, zatrzymując go najdłużej na mnie. Spodziewałam się zobaczyć w jej oczach nienawiść lub pogardę, ale jedynie co w nich było, to współczucie. Zezłościło to mnie. Nie powinna mi współczuć! Jestem dumna z tego kim jestem i z tego, kim jest mój ojciec i czego dokonał! Jego czyny zapisały się historii... którą teraz bezczelnie przekręcają w taki sposób, aby wszyscy znienawidzili mój ród - ród Morgensternów.
Po dłuższej chwili wszyscy już spuścili wzrok ze mnie i Isabelle. Niemal wszystkie ręce znalazły się w powietrzu.
- Proszę, Saro. - Celine wskazała na jakąś szatynkę z piegami, która odpowiedziała pewnym głosem:
- Krąg został założony przez Valentine'a Morgensterna. Chciał on wybić mieszkańców podziemi...
- Dziękuję, Saro. Wystarczy. - przerwała jej Celine z miłym uśmiechem. Chciała sama kontynuować, kiedy słowa popłynęły z moich ust:
- Mój ojciec chciał wybić podziemnych dopiero po śmierci mojego dziadka. Zanim to się wydarzyło, jego celem było ratowanie rasy Nocnych Łowców, aby nie wyginęli.
- Oczywiście, Clary - rozdziawiłam usta, słysząc zdrobnienie swojego imienia, wypowiedziane jej ustami. Skąd wiedziała? - to co mówisz jest jak najbardziej prawdą. Dziękuję, ale następnym razem chciałabym, abyś się zgłaszała, gdy masz coś do powiedzenia. - posłała mi lekki uśmiech i kiwnęła głową.
- Dobrze... przepraszam, proszę pani. - mruknęłam, spuszczając wzrok.
- No dobrze, dzisiaj rozdam wam zeszyty. - oznajmiła i tak zrobiła. Po rozdaniu zielonych zeszytów stanęła przy tablicy i zaczęła pisać większość powodów, przez które Valentine postanowił założyć Krąg. Napisała też, kto do niego należał i jakie walki przechodzili członkowie. Większość zdań była specjalnie pokazana w złym świetle. Widać było, że Clave specjalnie kazało uczyć tak, aby znienawidzono Morgensternów. Momentami miałam ochotę złamać ołówek.
Przez całą lekcję siedziałam cicho na miejscu i wysłuchiwałam paplaniny młodej Lightwood, która opowiadała o nowej kolekcji ubrań, a także o tym jak Clave bezczelnie pozostawiło temat Kręgu w programie. Cóż... tylko w tym mogłam się z nią zgodzić. Tak czy siak nawet dało się ją znosić. Kiedy nareszcie był koniec lekcji, a ja zaczęłam się pakować, Isabelle dostrzegła mój plan szkolny.
- Łacina, greka i węgierski?! - wytrzeszczyła oczy. - Znasz grekę?!
- Tak, mieszkając w Alicante uczyłam się kilka jej rodzajów.
- Rodzajów?! - jej oczy przybrały rozmiar talerza.
- Normalny grecki, greka archaiczna, klasyczna i koine. Starałam się też uczyć średniogreckiej, czyli bizantyjskiej, ale była dość nudna, więc sobie odpuściłam.
- Ile jeszcze znasz języków? Choć nie wiem, czy chcę znać odpowiedź...
- Tak jak ty znam angielski i łacinę. Do tego dochodzi grecki, greka, węgierski, hiszpański, włoski, francuski i niemiecki. Potrafię też odrobinę koreańskiego i arabskiego, ale to już wyższa szkoła jazdy. - Wyliczyłam wszystko, pakując się. Kiedy skończyłam, dziewczyna wpatrywała się we mnie nieruchomo z rozdziawionymi ustami. - Żartuję, nie znam arabskiego. - zaśmiałam się.
Isabelle jakby się ocknęła, zamrugała kilka razy i westchnęła. Wzięła torebkę, którą zawiesiła sobie na zagięciu ręki, po czym wzięła mnie pod ramię, kierując się ze mną do drzwi. Korytarz był
- Musisz usiąść z nami dzisiaj na stołówce. Kiedy inni o tym usłyszą, to spadną z krzeseł! - oznajmiła, zatrzymując się i stając przede mną. - Jaka jest twoja następna lekcja?
- Łacina...
- Clary?! - odwróciłam się na dźwięk własnego imienia. W moją stronę truchtała Celine z książkami w dłoni. Doganiając mnie odetchnęła. - Wybacz, ale podsłuchałam waszą wcześniejszą rozmowę... W dodatku Hodge... - ponownie zaczęła dyszeć.
- Coś nie tak? - spytałam.
- Ależ nie, po prostu... - wzięła głęboki oddech i położyła mi dłoń na ramieniu. - twoje zdolności są... Och, kto cię uczył treningów i języków?
- Yyy... wszystkiego uczył mnie ojciec, z wyjątkiem języków, bo ich uczyła mnie mama.
- Dobrze, a co wiesz o muzyce?
- Cóż, znam historię Bacha, a także potrafię zagrać na pianinie jego utwór. Potrafię grać z nut i trochę ze słuchu.
- A chemia?
- Skończyłam w temacie trucizn.
- Płyn w butelce używany w czasie wojen, składający się z ropy lub benzyny...
- Butelka zapalająca, tak zwany koktajl Mołotowa. - odpowiedziałam automatycznie, wciąż nie wiedząc do czego zmierza kobieta. Kątem oka dostrzegłam, jak Isabelle z zaciekawieniem przygląda się naszej rozmowie.
- Idziesz ze mną do gabinetu. - oznajmiła kobieta.
- Dlaczego? Coś nie tak? - zmarszczyłam pytająco brwi. Problemy znajdowały się na ostatnim miejscu do zrobienia.
- Wręcz przeciwnie. Chciałabym namówić Maryse, aby cię przeniosła do starszej grupy.
- Słucham?! - powiedziałyśmy z Isabelle w tym samym czasie.
- Ja miałabym przeskoczyć klasę? - wskazałam na siebie palcem.
- Tak, po co masz się uczyć czegoś, co już potrafisz. Masz już w głowie wiedzę szesnasto-rocznych!
- Chwila, chwila, chwila! - brunetka wtrąciła. - Jeżeli ona ma przeskoczyć klasę, to ja też! Miałam najlepszą średnią z całej mojej klasy, dobrze walczę i również potrafię tworzyć trucizny!
- Isabelle... - zaczęła błagalnie Celine.
- Nie! Albo ja też, albo zapomnij, że jeszcze kiedykolwiek przemyślę propozycję zostania twoją synową!
Znieruchomiałam. Synową? To słowo obijało się w mojej głowie niecichnącym echem.
Mam nadzieję, że rozdział był OK, chociaż nie było zbytnio akcji. Tak czy siak, Celine chce namówić Maryse, aby przenieść Clary do siedemnasto-rocznych uczniów! A wszyscy wiemy, kto tam jest...:3 Wiem też, że wielu z was się dziwi momentowi, w którym Isabelle mówi o sobie jako o przyszłej synowej Celine. Oj, i będę taka wredna i każę wam czekać na nexta, który nie wiem kiedy się pojawi XD Ale postaram się z nim uwinąć jak najszybciej ;)
Druga sprawa, to taka, że nie długo powinien się pojawić rozdział na moim blogu o wilkołakach.
I ostatnia sprawa: bardzo bym chciała polecić bloga o DA, który niedawno został założony! Zapowiada się naprawdę ciekawie, a styl pisania autorki jest naprawdę ciekawy ;) LINK
Pierwsza! XD
OdpowiedzUsuńNareszcie!!! Boże!
Genialny!
Niesamowity!
I brak słów!
Czekam na next ♥♥♥!!!!
Clary
I BOŻE!!!
UsuńDZIĘKUJĘ ZA MIŁE SŁOWA O MOIM BLOGU!
JESTEŚ KOCHANA ♥♥♥
Odwdzięcze ci się! Przysięgam na Anioła! :*
Clary
Kocham <3 Super opowieść i zaczyna się już pomału Clace? Ten wątek o Izzy jako synowej wg mnie trochę się nie klei, ale tak to super! Clary przejdzie do klasy Jace'a? Będzie ciekawie xD Lovciam❤
OdpowiedzUsuńKocham <3 Po prostu brak słów by to pisać. Bardzo spodobała mi się Clary z takim charakterem <3 Życzę weny i czekam na next <3
OdpowiedzUsuńCudowny :* zapraszam też do mnie :)
OdpowiedzUsuńKoktajl Mołotowa Teen wolf jak się nie mylę tak samo z grekom Lydia Martin hehe.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze. życzę weny i pozdrawiam. A i Dylan O'Brien jest cudowny . XD
PS. Nie to że się czepiam sama oglądam i czasami biorę niektóre pomysły z teen wolf .
czekam na next
To Lydia zna Greke??? Wiem, że łacine, ale Greke?! Oj, chyba muszę nieco nadrobić Teen Wolfa ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest. Będzie ciekawie. Czekam na nekst.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta ♥
OdpowiedzUsuńW końcu w jakimś opowiadaniu Clary jest fajna :)
Omg super hiper i wgl słów brak.
OdpowiedzUsuńIzzy jako przyszła żona Jace'a?
No nieźle xD
Jeny ja nawet nie znam 3 języków :'(
Zapraszam do siebie! :)
Świetne. Przepraszam, że ostatnio nie komentowałam Twoich rozdziałów, ale miałam problemy z internetem :(.
OdpowiedzUsuńIzzy jako żona Jace'a ? Jakoś sobie tego nie wyobrażam ... Oni, by się pozabijali zaraz po ślubie, chyba nawet przed weselem z powodu krzywo zawiązanego krawatu czy muszki Jace'a ... lub z innego powodu ...
~ Evelyn
Haha, coś w tym jest :D Ale wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale ;**
UsuńPo prostu WOW!!! Kobieto przez ciebie spadam z krzesła a te słowa Iz. "Albo ja też, albo zapomnij, że jeszcze kiedykolwiek przemyślę propozycję zostania twoją synową!". Co się dzieje? Jak mogłaś w tym momencie? Dlaczego tak bardzo rani?
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział czułam się niczym tykająca Bomba która wraz z słowami Iz wybuchła. Tak dokładnie w tedy na robiłam sobie siniaki. Pierwsze myśli to Dlaczego w tym momencie i kto tam postawił ten cholerny stół?!
Co mogę napisać jeszcze poza błagam dodaj szybko NEXT?!
Nie mam pojęcia.
No więc błagam dodaj szybko NEXT i dużo weny oraz do następnego postu.
Pozdrawia. paulina patrycja
CUDOWNY!!! Clary taka potężna siłowo ^^ . Bardzo podoba mi się ten sojusz ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;D
~Kate
Super rozdział! -Jula^^
OdpowiedzUsuń